22 sierpnia 2014

18

*Dialog pod koniec rozdziału pisany kursywą wypowiadany jest w języku polskim. Tak dla jasności ;)


Dom One Direction

       Leżałam na plecach, wpatrując się w pomalowany na biało sufit. W mojej głowie gromadziło się tysiące myśli, ale za wszelką cenę starałam się nie zwracać na nie uwagi. Skupiłam wzrok na jednym punkcie, zastanawiając się czy może coś się w nim zmieni. Kilkakrotnie próbowałam zamknąć oczy i odpłynąć do wspaniałej krainy snów, gdzie życie było o wiele bardziej kolorowe. Niestety za każdym razem gdy zapadała ciemność mój umysł przywoływał niechciane obrazy z wczorajszego dnia. 
 Wzdrygnęłam się lekko gdy przypomniałam sobie jak Harry nokautował Tomka na podłodze w jego salonie. Potrząsnęłam lekko głową chcąc wymazać nieprzyjemne wspomnienie. Gdy w końcu udało mi się odepchnąć niechcianą myśl, dopadała mnie kolejna. Udręczona twarz Harry'ego zawieszona tuż nad moja, kiedy przepraszał mnie za swój wybuch gniewu, składając na moich ustach delikatne pocałunki, które po chwili stawały się coraz bardziej zachłanne i namiętne. Jego palce uparcie starające się rozpiąć guziki mojej białej koszuli i ciche pomruki niezadowolenia kiedy mu na to nie pozwalałam. Nie mogłam. Musiałam być na niego zła. Chciałam tego, chociaż swoim czułym dotykiem wcale nie ułatwiał mi tego zadania. 
 Szybko rozwarłam powieki i przeczesałam poirytowana włosy, kiedy mój oddech zaczął niekontrolowanie przyśpieszać. Harry, który upodobał sobie moja klatkę piersiową jako poduszkę, poczuł mój nagły zryw i mocniej zacisnął swoje ramie, które oplatało mnie w talii. Spojrzałam w dół, sprawdzając czy się nie obudził. Jego długie i gęste rzęsy, za które większość dziewczyn dałaby się pociąć, rzucały lekki cień na jego policzki. Przez lekko rozchylone usta uchodziło ciepłe powietrze, a loki łaskotały moją szyję, gdy poruszał głową, aby poprawić swoją pozycję. Rękę, która została w nocy przygnieciona jego ciałem, włożyłam w jego bujną fryzurę i delikatnie pociągnęłam, aby chociaż w minimalnym stopniu odciążył zdrętwiałe ramię. Usiłowałam wyswobodzić się z jego uścisku, ale za każdym razem gdy wykonałam nawet najmniejszy ruch, on przyciskał się do mojego ciała jeszcze mocniej. Tym razem postanowił udaremnić mi ucieczkę splatając razem nasze nogi. Odetchnęłam ciężko gdy zdałam sobie sprawę, że tak daleko nie zajdę. I to w dosłownym tego słowa znaczeniu. 
- Harry- szturchnęłam go lekko- Harry!- powiedziała nieco głośniej.
Chłopak jęknął coś niezadowolony. Uniósł nieznacznie głowę i zamrugał kilka razy zanim jego wzrok przyzwyczaił się do jasności, którą gwarantowały promienie słońca wpadające przez niezasunięte zasłony. 
- Dzień dobry piękna- uśmiechnął się i cmoknął mnie w policzek.
- Zgniatasz mi rękę- zwróciłam mu uwagę. Od razu uniósł się na łokciu, a ja wyjęłam spod niego zdrętwiałą kończynę. 
- Przepraszam- powiedział, rozmasowując obolałe miejsce.
- Za co konkretnie?- spytałam, patrząc mu prosto w oczy. 
Wciąż lekko zamglone tęczówki przyglądały mi się uważnie, kiedy czekałam na jego odpowiedź. 
- Myślałem, że zakończyliśmy ten temat- mruknął ujmując moją dłoń, po czym pocałował jej wierzch- Starałem się wczoraj pokazać ci jak mi przykro, ale nie dawałaś mi zbyt dużego pola do popisu.
- Naprawdę myślałeś, że to załatwi całą sprawę i od tak zapomnę o tym co wczoraj zrobiłeś?- popatrzyłam na niego z niedowierzaniem- Nie udawaj głupiego. 
Stanęłam na równe nogi, gdy kolejna fala złość zaczęła ogarniać moje ciało. Nie zwracając uwagi na to, że zamiast normalnej piżamy mam na sobie nieco za dużą koszulkę Styles'a, która ledwo zakrywała mi tyłek podeszłam do okna i usiadłam na parapecie. Kątem oka dostrzegłam jak chłopak siada na łóżku, kręcąc z rezygnacją głową. Czułam ciarki, które przeszywały moje ciało, kiedy skanował moje odsłonięte ciało wzrokiem. Próba rozciągnięcia materiału, z którego była wykonana moja jedyna część garderoby zakończyła się fiaskiem. Harry zsunął się z materaca i paradując w samych bokserkach, przeszedł przez pokój, stając obok mnie. Chwycił mnie pod kolana i obrócił tak żebym była zwrócona do niego przodem. Lekko rozchylił moje uda, dzięki czemu mógł stanąć pomiędzy nimi, a następnie przeniósł swoje duże dłonie na moją talię i przyciągnął bliżej siebie. Między nami nie było żadnego prześwitu. Jego nagi tors przylegał do mojej klatki, a czoło oparł o ramię. Nie trwało to jednak długo, ponieważ jego pełne wargi postanowiły zapoznać się bliżej ze skórą mojej szyi, torując sobie ścieżkę w górę, aż do ucha delikatnymi muśnięciami. Wstrzymałam oddech, gdy przygryzł jego ucha i mruknął cicho.
- Jesteś strasznie uparta- stwierdził, przenosząc się na linię żuchwy, docierając do rozchylonych ust. Od razu to wykorzystał i pogłębił nasz pocałunek łaskocząc moje podniebienie swoim językiem.
Obiektywna ocena sytuacji, w której się znalazłam wcale nie była łatwa, tym bardziej, że moje zdradzieckie ciało wcale nie miało zamiaru współpracować z rozumem, który z sekundy na sekundę stawał się coraz mniej pomocny. Właściwie zupełnie przestał spełniać swoją funkcję. Ku uciesze Harry'ego przegrywałam tą walkę na całej linii.
- Wyglądasz tak seksownie w tej koszulce- szepnął nie przerywając naszego kontaktu.
- Harry...- westchnęłam, kiedy palcem przejechał po mojej nagiej skórze wzdłuż kręgosłupa, wywołując przyjemne mrowienie. Nawet nie wiem kiedy jego dłonie się tam znalazły.
- Taka wrażliwa- mruknął z zadowoleniem- Kto by pomyślał...
Byłam gotowa na kolejne przyjemne doznanie, gdy mocniej przycisnął opuszek palca przy moim karku, ale przerwało mu pukanie do drzwi. 
- Harry?- rozpoznałam głos Liama- Nie chcę przeszkadzać, ale jeśli jest z tobą Kate to przekaż jej, że jej komórka nieustannie wibruje. Zostawiła ją na dole.
Wykorzystując nieuwagę mojego chłopaka, zeskoczyłam z parapetu i podbiegłam do drzwi. Otworzyłam je na tyle żeby wychylić przez nie głowę.
- Dzięki- uśmiechnęłam się do szatyna pogodnie.
- Nie ma za co- odwzajemnił mój gest i wskazał kciukiem na schody- Jeśli chcesz to śniadanie jest na dole.
Nim zdążyłam odpowiedzieć, zostałam siłą wciągnięta do pokoju. Drewniana powłoka zatrzasnęła się przed nosem Payne'a, kiedy Harry przyparł mnie do niej swoim ciałem. Zaskoczona i całkowicie unieruchomiona, poczułam jak w mojej ręce ponownie zaczyna dzwonić mój telefon. Nie sprawdzając kto tak zawzięcie próbuje się ze mną skontaktować, przyłożyłam telefon do ucha.
- Halo?
- Cześć.
Zamarłam. Przygryzłam dolną wargę, unosząc wzrok, który padł na pytające spojrzenie chłopaka, który chciał dowiedzieć się z kim rozmawiam. 
- Cześć T-tomek...- odezwałam się najciszej jak umiałam, z nadzieją, że tylko jeden z nich usłyszy moje słowa.
Niestety po raz kolejny okazało się, że nadzieja niekiedy pozostaje tylko i wyłącznie tym jednym uczuciem, które stara się podnieść nas na duchu nawet w najgorszych momentach naszego życia. I wierzcie mi, że ten był jednym z nich. 
Oczy Harry'ego w ułamku sekundy pociemniały o kilka odcieni a ręka, która do tej pory spoczywała na moim biodrze wyrwała mi telefon.
- Mówiłem żebyś się od niej odpierdolił!- warknął przez zaciśnięte zęby i zakończył połączenie.
- Oddaj!- chciałam odebrać moją własność, ale schował ją za swoimi plecami.
- Nie chcę żebyś się z nim kontaktowała- oznajmił- Nigdy.
- Nie możesz mi tego zabronić- odparłam zdenerwowana.
- Mogę i właśnie to robię- złożył na moich ustach długi pocałunek, który zdecydowanie mi się nie spodobał. Nie było w nim nic z czułości, której doświadczyłam wcześniej z jego strony. Odepchnęłam go z całej siły, okazując tym swoje niezadowolenie- Ja albo on. Wybieraj.
Ostatni raz złączył nasze usta razem, po czym odsunął mnie na bok i zostawił z rozdziawioną buzią, w czasie gdy on spokojnym krokiem zszedł na dół.

Mieszkanie Chloe

       Po scenie, którą zafundował nam z rana Harry wraz z Kate poczułem nieprzyjemny uścisk w spodniach. Szybszym niż zazwyczaj krokiem, kierowałem się do mieszkanie Chloe, która mogła pomóc mi zwalczyć uzewnętrzniający się dyskomfort. Zaśmiałem się pod nosem przypominając sobie co do tego doprowadziło.

  Sięgałem po kolejnego tosta, którego akurat udało się Louisowi nie przypalić i rozsmarowałem na nim grubą warstwę dżemu. Nikt nie śmiał pójść na górę i domagać się od Styles'a śniadania. Nie kiedy był zamknięty w swojej sypialni z Kate. Jej torebka, która pozostała w korytarzu jednoznacznie wskazywała na jej obecność w naszym domu, a skoro nie była z żadnym z nas, ani w kuchni mogła być tylko w jednym miejscu. Chłopak tak długo czekał na ten moment, że jako dobrzy przyjaciele postanowiliśmy mu nie przeszkadzać. Może z wyjątkiem Nialla, dla którego posiłek był zawsze ważniejszy niż czyjaś prywatność. Na szczęście udało mi się go przekonać, że jeśli chce jeszcze trochę pochodzić po tym świecie o własnych nogach, lepiej żeby siedział na tyłku i nigdzie się nie ruszał.
 W pewnym momencie usłyszeliśmy ciche brzęczenie za drzwiami. Popatrzyliśmy po sobie zdezorientowani, ale gdy odgłos nie ustawał, Liam postanowił sprawdzić co to takiego. Wrócił z własnością naszej tekściarki i położył ją na wyspie kuchennej. Po chwili czarna otchłań, do której kobiety zmieszczą absolutnie wszystko bez względu na jej rozmiar znów zaczęła wibrować przed nami.
- Kto się poświęci i im przeszkodzi?- spytał Louis, który nie miał zamiaru zgłosić się na ochotnika. 
Nie wiedzieć czemu (gdy tak naprawdę wszyscy wiedzieliśmy czemu) jednocześnie przenieśliśmy nasze spojrzenia na Payne'a, który pewnie gdyby mógł to również zrobiłby to samo. Jednak ze względów czysto technicznych było to niemożliwe. Ostatecznie wywrócił oczami, bez problemu znalazł telefon w torebce i opuszczając kuchnię, zaczął wspinać się po schodach. Nie musieliśmy długo czekać aż wróci, o dziwo, cały i zdrowy. 
- I jak?- domagał się odpowiedzi na niezadane pytanie Lou.
- Widziałeś coś?- bardziej sprecyzowałem wypowiedź kumpla.
- A co miałem widzieć?- zmarszczył brwi- Kate tylko uchyliła drzwi i wystawiła za nie głowę. jedyne co wam mogę zdradzić to to, że chyba była ubrana w koszulkę Hazzy, ale nie miałem czasu się przypatrzeć, bo po chwili wciągnął ją z powrotem do pokoju.
- Co tam się musi dziać!
Poprawiłem się na krześle, kiedy bardzo nieprzyzwoite obrazy zaczęły formować się w mojej głowie. Może powinienem coś z tym zrobić, gdyż ktoś mógłby uznać wyobrażanie sobie swojej seksownej kompozytorki nagiej, wijącej się z rozkoszy pod ciałem przyjaciela z zespołu było nie na miejscu, ale za to jakie podniecające. Jako potwierdzenie tego drugiego, poczułem jak moje spodnie zaczynają się wybrzuszać w bardzo strategicznym miejscu.
- Dobrze się czujesz Zayn?- zwrócił się do mnie zaniepokojony Horan, kiedy odetchnąłem głęboko aby się nieco wyciszyć. 
Nie zdążyłem odpowiedzieć kiedy do kuchni pewnym krokiem wszedł Loczek. Zdziwiłem się jego widokiem. Nie sądziłem, że zobaczę go przed obiadem. Czyżby było go stać tylko na tyle? Myślałem, że drzemie w nim większy potencjał.
- Już po wszystkim?- uniosłem zaskoczony brwi do góry- Rozczarowałeś mnie kolego....
- Doprawdy?- uśmiechnął się chytrze- Ciekawe kiedy ty byłeś ostatnio u Chloe. Przeszedłeś na emeryturę Malik? 
- Bardzo zabawne- pokazałem mu język.
Mimo wszystko próbowałem sobie przypomnieć kiedy ostatnio raz się z nią widziałem. Od pewnego czasu rzadko odbierała moje telefony, a gdy już to robiła to unikała podjęcia jakiejkolwiek dłuższej rozmowy. 
Z mojego rozmyślania wyrwało głośne trzaśnięcie drzwiami, które odbiły się od ściany. W ten sposób Kate ogłosiła swoje nadejście. Z gniewem, który był niemal namacalny ominęła wyciągniętą w jej stronę dłoń Styles'a i usiadła między mną a Horanem. 
- Wszystko w porządku?- spytał niepewnie Liam, ale zamiast uraczyć nas jakąkolwiek odpowiedzią brunetka zabrała mojego tosta i odgryzła duży kęs.
- To moje!- oburzyłem się, ale gdy napotkałem jej lodowate spojrzenie doszedłem do wniosku, że wcale mi nie przeszkadza gdy podkrada mi jedzenie- Smacznego.
Starałem patrzeć się wszędzie tylko nie na nią, ale źle zapięty guzik jej białej koszuli sprawił, że miałem idealny widok na jej dekolt. Kurwa, moje spodnie. Mojej uwagi nie był wstanie odwrócić nawet naprawdę udany komentarz Louisa.
- Hazz musiałeś być naprawdę beznadziejny, skoro twoja dziewczyna jest taka wkurzona.
- Ja bym nie zmarnował takiej szansy- odezwałem się nieświadomie. 
Nie wiem co wywołało większe ciarki na moich plecach. Styles, który bojąc się o swoją pozycję postanowił wcisnąć się pomiędzy mnie i Kate uderzając mnie przy tym, czy brunetka która mimo tego nachyliła się w moim kierunku jeszcze bardziej eksponując swoje niewielkie krągłości.
- Cóż Zayn...- uśmiechnęła się do mnie figlarnie- Może postawiłam na złego członka zespołu. Jeśli wiesz co mam na myśli...
Doskonale wiedziałem, ze robi to tylko i wyłącznie po to żeby odgryźć się za coś na swoim chłopaku, ale i tak podziałało to na mnie niezwykle pobudzająco. 
Odchrząknąłem głośno, a Louis, Liam i Niall zaczęli się śmiać z mojej reakcji. Jedynie Loczek nie wyglądał na rozbawionego. Wyraźnie sfrustrowany zachowaniem swojej ukochanej, zerwał się ze stołka i ruszył w kierunku wyjścia. Zatrzymał się jednak w pół kroku i wrócił z powrotem, odwracając w swoją stronę zdezorientowaną brunetkę i bez ostrzeżenia wpił się zachłannie w jej usta. Nie przeszkadzała mu widownia, a my szeroko otworzyliśmy oczy ze zdziwienia. Nawet w najmniejszym stopniu nie przypominało to jego czułych całusów, które ukradkiem starał się jej skraść wczorajszego wieczoru u Eda. Sądząc po minie tekściarki, nie podobało się jej jego zachowanie, ale nie miała szansy się uwolnić gdyż przytrzymywał jej nadgarstki jedną ręką, w czasie gdy druga spoczywała na jej karku uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Gdy w końcu się od niej oderwał, jego głos był tak niski i ochrypły jak nigdy.
- Pamiętaj co ci powiedziałem- niemal warknął w jej stronę.
Dziewczyna wytarła usta wierzchem dłoni i za wszelką cenę unikała jego wzroku. On z kolei zupełnie nie przejmował się jej ponurą miną. Bez żadnego "do widzenia" udał się na górę. Dopiero po chwili zauważyłem jak brunetka wypuszcza z płuc zalegające w nich powietrze i opiera łokcie na kolanach.
- Kate...- zwrócił się do niej nieśmiało Horan- Twój telefon znowu dzwoni.
Z rezygnacją i na wpół przymkniętymi oczami sięgnęła za siebie i chwyciła urządzenie, które leżało na marmurowym blacie.
- Halo? Witam panie Cowell. W czym mogę pomóc tym razem?

  Tym oto sposobem nieznacznie odsłonięte piersi mojej tekściarki sprawiły, że znalazłem się przed drzwiami mieszkania Chloe. Gdy nie otworzyła za pierwszym razem pomyślałem, że być może jej nie ma. W końcu nie wysłałem nawet głupiego smsa z zapytaniem czy znajdzie dla mnie czas, ale postanowiłem spróbować jeszcze raz. Tym razem szczęście mi dopisało i po chwili przed moimi oczami stanęła ubrana w krótkie szorty i niebieską bluzkę na ramiączkach blondynka.
- Tęskniłaś?- puściłem do niej oczko i nie czekając na zaproszenie, wszedłem do środka. 
- Zayn...- wypowiedziała moje imię, jakby chciała się upewnić, że to na pewno ja- Nie wiedziałam, że wpadniesz.
- Sam tego nie planowałem, ale sytuacja uległa zmianie- uśmiechnąłem się przebiegle. 
Podszedłem do niej i wkładając dłonie do tylnych kieszeni jej spodenek ścisnąłem krągłe pośladki, jednocześnie przysuwając ją bliżej siebie. Pochyliłem się nieco aby móc złączyć nasze usta w namiętnym pocałunku. Westchnęła cicho kiedy poczuła na swoim brzuchu mojego domagającego się więcej miejsca i uwagi przyjaciela.
- Myślisz, że uda nam się coś na to poradzić?- szepnąłem w jej nabrzmiałe od naszego zbliżenia wargi.
- Zayn, ja...- położyła swoje dłonie na moim torsie i lekko się odsunęła- Jestem tak jakby trochę zajęta.
Zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc co ma na myśli. Dopiero kiedy kątem oka dojrzałem stertę pudeł w salonie uruchomiły się trybiki w mojej głowie.
- Wybierasz się gdzieś?
- Nie, ja tylko...- zająknęła się- Postanowiłam zrobić porządki w szafkach. 
- Porządki?- powtórzyłem nie do końca przekonany co do jej szczerości- Mi to raczej wygląda na przygotowania do przeprowadzki.
- Ale wymyśliłeś!- zaśmiała się nerwowo- Gdyby tak było pierwszy byś się o tym dowiedział, żeby móc mnie znaleźć w nagłych przypadkach. Na przykład takim jakich jak ten.
Zarzuciła swoje długie ręce na moją szyję i pociągnęła mnie w dół aby móc szepnąć do mojego ucha.
- Może pomógłbyś mi w sypialni?- zapytała kokieteryjnie- Zastanawiam się czy nie wymienić łóżka. Mógłbyś ze mną sprawdzić czy jest wygodne?
- Jak mógłbym odmówić damie w potrzebie?

Siedziba Syco Music

      Sączyłem letnią już kawę, wyglądając przez okno mojego biura. Pogoda była dzisiaj zaskakująco łaskawa i postanowiła obdarzyć nas kilkoma promieniami słońca, którym udało się przedrzeć przez gęste chmury. Uniosłem nieco jeden kącik ust do góry, kiedy usłyszałem ciche pukanie. Bez sprawdzania kto przekroczył próg gabinetu przywitałem się z moim gościem.
- Witaj Kate- odstawiłem filiżankę na stolik, który znajdował się obok okna i poprawiłem lnianą koszulę odwracając się do niej przodem.
- Niewiarygodne- usłyszałem w jej głosie uznanie- Czyżbyś zaczął rozpoznawać mnie po stukocie moich obcasów? A może to moje perfumy?
- Jestem umówiony dzisiaj tylko z tobą, ale muszę przyznać, że twoje perfumy pachną wyjątkowo. Jakaś nowa mieszanka?
- Pewien przystojny ekspedient wcisnął mi je do koszyka na wyprzedaży. Wiesz jak jest...- wzruszyła niewinnie ramionami- Nie mogłam się mu oprzeć.
- Ach te feromony- skwitowałem- Może usiądziesz? Coś do picia?
Brunetka przerzuciła swoje włosy na jedno ramię, po czym usiadła na skórzanym fotelu, dziękując.
- Mogę wiedzieć czemu zawdzięczam zaproszenie na to spotkanie?- jak zwykle przeszła od razu do konkretów.
- Chciałbym z tobą omówić dwie kwestie- oznajmiłem- Może zacznijmy od tego, że jestem niesamowicie zadowolony z twojego ostatniego projektu. Naprawdę nie wiem jak dałaś radę to wszystko zrealizować w tak krótkim czasie. 
- Dziękuję- skinęła głową w moją stronę- A to jak to zrobiłam niech pozostanie moją słodką tajemnicą- zaproponowała nie przyjmując odmowy- Jeśli to wszystko w tym temacie, może przejdziemy do kolejnego powodu, dla którego musiałam się tu zjawić? 
- Mam dla ciebie pewną propozycję.
- Obyś tylko nie próbował wcisnąć mi kolejnego boys bandu- zastrzegła.
- Ta sprawa tyczy się jeszcze tego starego.
- Czyżby?- skrzyżowała ręce na piersiach- A cóż ja bym mogła jeszcze zrobić dla One Direction? Nasza umowa wygasła jakiś czas temu.
- Chodzi o to żebyś pomogła wybrać resztę zespołu- wyjaśniłem.
- Chyba nie bardzo rozumiem...- zmarszczyła czoło- Jak to resztę?
- Gitarzystów, perkusistę...- zacząłem wymieniać po kolei- Wiesz co mam na myśli. Zorganizuję mały casting i zobaczymy kogo uda nam się znaleźć.
- Nie sądzę żebym była do tego potrzebna- stwierdziła- Masz pod sobą mnóstwo ludzi, którzy mogą się tym zająć i niekoniecznie muszę to być ja. Jestem tekściarką, a nie jury. To twoja działka.
- Nie mówimy teraz o programie telewizyjnym- zwróciłem jej uwagę- Aż tak na muzyce się nie znam. 
- A to nowość- uśmiechnęła się nieznacznie- Moja odpowiedź brzmi nie. Nadszedł moment kiedy moje drogi z One Direction rozeszły się raz na zawsze- oznajmiła zbyt dosadnie nawet jak na nią. 
- Czemu nie chcesz się zgodzić?- zapytałem wprost- Chodzi o nich czy o pieniądze?
- Powiedziałam nie.
- Może to cię przekona.
Wyjąłem z szuflady kartkę papieru i napisałem na niej kwotę, którą byłem jej w stanie zaoferować za podjęcie się nowego zadania. Podsunąłem ją bliżej niej, aby mogła zobaczyć sumę. Gdy tak się stało otworzyła szerzej oczy.
- Zwariowałeś?- popatrzyła na mnie jak na kosmitę- Tyle pieniędzy za głupie doradztwo?
- Myślę, że zwróci mi się to z nawiązką, gdy tylko wydadzą swój pierwszy album. Poza tym chyba tak samo jak oni mam do ciebie słabość.
- Słabość?- powtórzyła- Kto ci powiedział, że mają do mnie słabość? 
- Nikt- wzruszyłem ramionami- To widać.
Kate zastygła w bezruchu słysząc moje słowa. Wydawało mi się, że chce coś powiedzieć, ale nie wie jak. Jej reakcja była co najmniej dziwna.
- Co konkretnie?- dopytywała się zaciekle.
- Spokojnie- uniosłem ręce do góry- Po prostu widziałem jak liczą się z twoim zdaniem i cię słuchają. Być może powinienem inaczej się wysłowić.
Dziewczyna przygryzła wargę, przenosząc swój wzrok ze mnie na kartkę papieru, która znalazła się w jej dłoniach. Kilka razy obróciła ją między palcami, po czym odłożyła ją z powrotem na biurko. 
- Zgodzę się pod warunkiem, że ich przy tym nie będzie- przystała w końcu na moją propozycję.
- Jak sobie życzysz.
- I chcę mieć tą kwotę na piśmie.
- Nie ma problemu- odparłem z uśmiechem na ustach- Uwielbiam robić z tobą interesy. 
- Tak...- westchnęła- Jeśli to wszystko pozwolisz, że już sobie pójdę.
- Oczywiście.
Wstałem i odprowadziłem ją do wyjścia. Wymieniliśmy służbowy uścisk dłoni i przytrzymałem dla niej drzwi. 
- Kate!- zawołałem za nią gdy kroczyła korytarzem, a ona spojrzała na mnie przez ramię- Pozdrów swojego przystojniaka. 
- S-słucham?- spytała jakby lekko przerażona.
- Tego z perfumerii.
- Och, tego- uniosła lekko kącik ust do góry- Tak zrobię. 

 Mieszkanie Kasi i Gaby

Her lips, her lips
I could kiss them all day if she'd let me
Her laugh, her laugh 
She hates it but I think it's so sexy
She's so beautiful
And I tell her ever day...*

  Wpatrywałam się urzeczona w blondyna, który siedział przede mną z gitarą na kolanach. Nie mogłam oderwać od niego oczu kiedy grał i śpiewał dla mnie. Przechyliłam nieco głowę na bok aby lepiej mu się przyjrzeć. Uśmiechnął się szeroko kiedy zorientował się, że skanuję wzrokiem jego pochyloną nad instrumentem sylwetkę. Nie przerywając piosenki mrugnął do mnie i kontynuował. Mogłabym go słuchać godzinami. Jego głos był po prostu idealny. Czasami ogarniała mnie zazdrość z tego powodu. Nie wiem czy to dobrze dla mojej psychiki, że połowa moja znajomych jest tak uzdolniona muzycznie, a ja... no cóż... umiem czytać książki. Też mi talent.
Kiedy piosenka dobiegła końca zaczęłam klaskać i głośno skandować jego imię. Chłopak zaśmiał się, odkładając na bok gitarę. Wyciągnął w moim kierunku dłoń, a ja bez zastanowienia podałam mu swoją. Pociągnął mnie lekko i posadził sobie na kolanach.
- Jak ci się podobało?
- Byłeś wspaniały Niall! Jak zwykle zresztą- cmoknęłam go w policzek- Jestem twoją największą i najszczęśliwszą fanką pod słońcem. Nie każda ma możliwość być na takim prywatnym koncercie.
- Żadna z nich nie jest tak wyjątkowa jak ty- zaznaczył, trącając nosem o mój- Ja też jestem twoim fanem.
- Moim?- powtórzyłam zmieszana- Jak to?
- Za każdym razem kiedy opowiadasz mi o tym co przeczytałaś opowiadasz o tym z takim przejęciem. Dla mnie to tylko książki, a ty potrafisz dostrzec w nich głębię przekazu. Czasami odnoszę wrażenie, że lepiej wiesz co autor miał na myśli niż on sam- wyjaśnił- To niesamowite.
- To nic niezwykłego- zarumieniłam się słysząc ten komplement- Każdy to potrafi.
- Nie prawda- pokręcił przecząco głową- Ja tak nie umiem, a Louis pewnie nawet nie umie zrozumieć tytułu gazety, którą przegląda. Podejrzewam, że tylko ogląda obrazki.
Zaczęłam się śmiać słysząc jego komentarz na temat zdolności analizy tekstu swojego kolegi.
- Uwielbiam ten dźwięk- złapał za mój podbródek i skierował twarz w jego stronę- Jest o wiele lepszy o czyjegokolwiek śpiewu.
Zamknęłam oczy kiedy uwodzicielsko musnął moje wargi swoimi. 
 Zastanawialiście się kiedyś czemu to robimy? Czemu podczas doznawania silnych emocji zamykamy oczy? Nie ważne czy są pozytywne czy wręcz przeciwnie. Po prostu to robimy. Przynajmniej większość z nas. Można to uznać za odruch bezwarunkowy. Kiedy dotyczy to jakiegoś przyjemnego aspektu, na przykład pocałunku, zamykamy oczy żeby czuć więcej. Żeby mocniej odczuwać ciepło, które rozprzestrzenia się po całym naszym ciele, a motyle w brzuchu ulatywały niemal na wysokość serca. Żeby nic nas nie rozpraszało, a nasz cała uwaga mogła skupić się tylko na tym jednym, wyjątkowo przyjemnym geście. 
- Kocham cię- wyszeptałam, ciężko łapiąc oddech kiedy moje płuca zmusił mnie do nabrania życiodajnego tlenu. 
- Ja ciebie też- zapewnił mnie o swoich uczuciach i kiedy ponowie chciałam zamknąć oczy żeby po raz kolejny poddać się boskiemu uniesieniu, ktoś wszedł do salonu.
- Czy ja ci przypadkiem nie mówiłam, że masz zamykać drzwi?
Kasia opadła na fotel, rzucając swoją wielką torbę koło niego. Przerzuciła nogi przez podłokietnik i zsunęła z nóg swoje czarne botki.
- Jest ze mną, więc nic jej nie grozi- oświadczył pewny tego co mówi Horan.
- Jasne...- mruknęła pod nosem- Jesteście głodni? Mam ochotę na chińszczyznę, a wy?
- Umieram z głodu!- ucieszyłam się na myśl o tym, że czeka mnie wyjątkowo pyszna kolacja. Nie żebym na co dzień mogła narzekać na zdolności kulinarne mojej współlokatorki, ale to danie wychodziło jej fenomenalnie. Zawsze.
- Czemu mnie to nie dziwi?- spytała retorycznie, a następnie udała się do kuchni. 
Niczym dzieci w przedszkolu podążyliśmy za nią, trzymając się za ręce. Brunetka spięła włosy w wysokiego kucyka i przerzuciła marynarkę przez oparcie krzesełka, która jeszcze przed chwilą okrywała jej ramiona. Wyjęła z szafek potrzebne składniki, między innymi ryż i oliwę, a potem otworzyła lodówkę w poszukiwaniu papryki. Z kolei ja z powrotem usiadłam na kolana swojego chłopaka i bacznie śledziłam jej poczynania. Nie żebym robiła to po to żeby się czegoś nauczyć. Po prostu lubiłam się przyglądać jak gotuje. Była wtedy w swoim drugim żywiole, gdyż pierwszy od zawsze i niezmiennie stanowiła muzyka i wszystko co było z nią związane. 
  Po dwudziestu minutach kurczak smażył się na patelni, a warzywa pokrojone w drobną kostkę czekały na swoją kolej. Zapach roznoszący się po całym mieszkaniu sprawiał, że ślinka ciekła. Mój ukochany był tak niecierpliwy, że co chwilę zerkał przyjaciółce przez ramię i pytał się czy długo jeszcze musimy czekać. Parę razy próbował podkraść coś z przeźroczystej miski wypełnionej świeżo zrobioną sałatką, ale za każdym razem dostawał po rękach.
- Gaba, jeśli go zaraz nie zabierzesz to przysięgam, że będzie to jego ostatni posiłek- ostrzegła mnie po znajomości, gdy blondyn znów dobierał się do pomidora- Zostaw to!
- Kochanie...- położyłam ręce na jego ramionach i odciągnęłam od poirytowanej jego zachowaniem dziewczyny- Jeśli będziesz grzeczny to załatwię ci, że niedługo spróbujesz jej wyśmienitego ciasta ze śliwkami.
Chłopak przeniósł swój wzrok ze mnie na Kasię i z powrotem. Po przemyśleniu mojej propozycji i przeanalizowaniu korzyści jakie z niej płynęły, odpuścił. Nasza kucharka odetchnęła z ulgą, a w tym samym momencie usłyszeliśmy dźwięk dzwonka.
- Spodziewasz się kogoś?- spojrzała na mnie, ale zaprzeczyłam kręcąc głową- Sprawdzę kto to.
Wzruszyłam ramionami, widząc pytającą minę Nialla. Korzystając z chwili kiedy byliśmy sam na sam, chciałam dokończyć to co przerwała nam Kasia. Zaplotłam ręce wokół jego szyi i złączyłam nasze usta razem. Niestety nie mogłam długo cieszyć się tym zapierającym dech w piersiach momentem.
- Cześć siostra!
Oniemiałam, kiedy rozpoznałam głos mojego brata. Natychmiast odsunęłam się Horana i zerkając wystraszona przez jego ramię ujrzałam moją rodzinę. Mama wyglądała na nieco zaskoczoną, za to tata mrużył gniewnie oczy. O kurczę! 
- C-co wy tu robicie?- nie mogłam należycie wydobyć z siebie słów, byłam w takim szoku.
- Postanowiliśmy cię odwiedzić. Nie przyszedł Mahomet do góry, to góra przyszła do Mahometa- zabrała głos moja mama.
Kasia stała obok Adama. Widziałam jak za wszelką cenę stara się ukryć rozbawienie, które ją ogarnęło kiedy zobaczyła moją minę. Musiałam wyglądać nieciekawie. Na szczęście postanowiła przyjść mi z pomocą, kiedy ja stałam jak słup soli. Podeszła do kompletnie zdezorientowanego blondyna, który nic nie rozumiał z tego co mówiliśmy.
- Chyba powinieneś się przedstawić- szturchnęła go łokciem- To są rodzice Gaby, państwo Szymańscy. 
- Że niby... co?- potrząsnął głową- Ale, że jak? Oni... Och!- załapał w końcu, kiedy przyjaciółka za każdym razem przytakiwała.
- Dokładnie- poklepała go po plecach.
- Bardzo miło mi państwa poznać- wyciągnął rękę w stronę mojej mamy, a gdy ona podała mu swoją, ucałował jej wierzch- Jestem Niall.
- Dla nas to również przyjemność- uśmiechnęła się do niego pogodnie- To mój mąż, a to brat Gabrysi, Adam.
Wymienili typowo męski uścisk dłoni. Mój ojciec postanowił pokazać kto tu rządzi, kiedy zbyt długo i zapewne zbyt mocno odwzajemnił jego gest. Za to mój brat... to po prostu mój brat.
- Wiedziałem, że jest farbowany- wyszczerzył swoje równe zęby, korzystając z tego, że biedny chłopak nie rozumie tego co mówi.
- Adam!- skarciłam go, stając między nimi- Zamknij się.
- Przecież i tak nie czai o czym mówię.
- I co z tego?!
- Na długo państwo przyjechali?- wtrąciła się Kasia przerywając naszą małą potyczkę.
- Kilka dni- mój tata zdecydował się w jakiś sposób uszanować mojego ukochanego i nie wprawiając go w jeszcze większe zakłopotanie odpowiedział w znanym mu języku- Wiemy, że to trochę niespodziewana wizyta, ale akurat udało nam się wziąć w tym samym czasie urlop. Mam nadzieję, że nie będziemy przeszkadzać?
- Oczywiście, że nie- zapewniła go- Właśnie mieliśmy siadać do kolacji. Na pewno są państwo głodni.
- Co tam dobrego upichciłaś siostra?!- Adam podszedł do kuchenki i nachylił się nad garnkami- Nie gadaj, że to moja ulubiona chińszczyzna.
- Może- mrugnęła do niego okiem- Pomóż mi z talerzami, a zaraz się przekonasz.

  Na pierwszy rzut oka wszystko przebiegało gładko. Kolacja była przepyszna, a nastroje wszystkim dopisywały. Rozmowy toczyły się na przeróżne tematy. Niektóre z nich uznałabym nawet za ciekawe w normalnych okolicznościach, ale te do nich nie należały, dlatego też przez większość czasu siedziałam cicho. Nie tak wyobrażałam sobie spotkanie moich rodziców z Niallem. To nie tak miało być!
- Kasia to było przepyszne!- zachwalała posiłek moja rodzicielka- Masz talent.
- No- potwierdził niezwykle wymownie mój brat- Niebo w gębie.
- Mam twój przepis, ale nigdy nie wychodzi mi to danie tak dobrze jak tobie- stwierdził z lekkim grymasem mój tata, który przejął obowiązki domowego żywiciela po tym jak zorientował się, że jego żona wie tyle na temat gotowania co o fizyce kwantowej. Przynajmniej wiem po kim to odziedziczyłam.
- Bardzo się cieszę, że państwu smakowało- uśmiechnęła się do nich szczerze.
- Ile razy mam ci powtarzać żebyś przestała z tym państwem?- zwróciła jej uwagę mama- Obiecałaś, że będziesz się do mnie zwracać po imieniu.
- Postaram się- obiecała- A teraz proszę mi wybaczyć, ale muszę na chwilę wyjść. Śniadanie dla tak licznej grupy wymaga nieco więcej produktów, niż znajduje się w naszej lodówce.
Podniosłam na nią wzrok i otwarłam szeroko buzię. Czy ona właśnie oświadczyła, że zostawia mnie samą? Odpowiedzią na moje niewypowiedziane na głos pytanie było jej podniesienie się z kanapy i udanie do przedpokoju. Przepraszając na chwilę moją rodzinkę, niemal pobiegłam za nią.
- Nie zostawisz mnie- ściszyłam swój głos, w czasie gdy ona wciągała na nogi buty.
- Opanuj się, to tylko twoi rodzice.
- Tylko? Tylko?!- popatrzyłam na nią jak na wariatkę- Wiesz co tu się zaraz będzie działo? Mój ojciec już pewnie szuka w kieszeni listy pytań, którymi będzie torturował Nialla.
- Kiedyś i tak by to nastąpiło- zaznaczyła, zarzucając kurtkę na ramiona- Ciesz się, że wszyscy znają angielski to przynajmniej nie będziesz musiała bawić się w tłumacza- marnie mnie pocieszyła, co szybko sama zauważyła- Chociaż w sumie nie wiem czy to powód do radości. Tak to mogłabyś chociaż kontrolować to co mówią.
- Nie dobijaj mnie- oparłam czoło o zimną ścianę- To jakaś katastrofa!
- Nie będzie tak źle. Lepiej tam wracaj żeby cię nic nie ominęło.
- Ale pogadasz z nim jak wrócisz?- poprosiłam błagalnym tonem.
- Tak- westchnęła- Zapewnię go, że Horan to jedyny dobry kandydat na twojego męża.
- A co z Adamem?- spytałam- Wiesz jaki on jest głupi czasami.
- Będę go trzymała od niego z daleka. Na tyle na ile mi się uda, ale to nie powinno być aż tak trudne.
Rzuciłam się jej w ramiona i przytuliłam mocno.
- Jesteś najlepsza, wiesz?
- Wiem- zaśmiała się pod nosem- Jedyne czego nie wiem to co byś beze mnie zrobiła.

       Wracałam ze sklepu z siatką pełną zakupów. Jak zwykle obserwowałam mijających mnie ludzi i zastanawiałam się co takiego wydarzyło się dzisiaj w ich życiu. Co wywołało uśmiech na ich twarzy, a co sprawiło, że posmutniali. Niespodziewanie poczułam jak ktoś kładzie rękę na moim ramieniu. Obróciłam się żeby zobaczyć kto to i ujrzałam zupełnie nieznanego mi starszego mężczyznę, który spoglądał na mnie przyjaźnie. 
- Nie przejmuj się- poklepał mnie pocieszająco- Jutro też jest dzień. Taka ładna i młoda dziewczyna jak ty nie powinna chodzić ze spuszczoną głową. Nigdy nie wiadomo kto zakocha się w twoim uśmiechu.
Mimowolnie wygięłam do góry usta.
- Tak lepiej- odparł zadowolony widzieć moją reakcję i odszedł.
Stałam w miejscu jeszcze przez kilka sekund, zanim zniknął mi z pola widzenia, skręcając na rogu ulicy.
  Kolejny przystanek zrobiłam przed wejściem do naszej kamienicy. Spojrzałam w górę i ujrzałam cienie poruszające się na zasłonach mojego mieszkania. Ucieszyłam się kiedy zobaczyłam rodziców Gaby, a Adam jak zwykle umiał poprawić mi humor nawet się nie starając. Potrzebowałam powiewu świeżości, który ze sobą przywieźli. Miło było dowiadywać się od nich nowych rzeczy. Tego jak mama mojej przyjaciółki zmieniła pracę na lepszą, a brat znalazł nową dziewczynę, wciąż uparcie twierdząc, że i tak ja jestem dla niego najważniejsza. Chociaż na chwilę oderwało mnie to od myśli, które zaprzątały cały dzień moją głowę. 

Ja albo on. Wybieraj.

  Na początku miałam nadzieję, że się przesłyszałam, ale surowy wzrok Harry'ego dał mi jasno do zrozumienia, że nie żartuje. Nie mogłam w to uwierzyć. Jak mógł mi postawić taki warunek? Czy jego celem było wywrócenie mojego życia do góry nogami. Być może, ponieważ aktualnie stałam tylko na jednej kończynie i wcale nie czułam się pewnie w tej pozycji. Może gdybym pozwoliła mu na dokończenie swojego dzieła odnalazłabym równowagę? W nowym położeniu, nowym świecie. Oznaczało to jednak, że musiałam pozbyć się starych przyzwyczajeń, a konkretnie jednego. 
  Postawiłam stopę na pierwszym stopniu chcąc udać się na górę, ale szybko zrezygnowałam. Okrywając się ciaśniej kurtką, usiadłam na schodach przed drzwiami. Niespiesznie wyciągnęłam telefon z tylnej kieszeni moich jeansów i jednym ruchem palca odblokowałam ekran. Niezupełnie kontrolowałam to co robię. Otworzyłam album ze zdjęciami, które były zapisane w jego pamięci i zaczęłam je przeglądać. Sama się zdziwiłam, kiedy zobaczyłam, że są na nich pamiątki z czasów kiedy jeszcze chodziłam do szkoły. Na jednej z fotografii razem z Gabą stroiłyśmy głupie miny, a na następnej udawałyśmy, że nic takiego nie miało miejsca. Przyglądałam się każdej z nich czując pewne ukłucie w środku. Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłyśmy takie beztroskie. Przynajmniej ja. 
  Odnalazłam krótki filmik, który nakręciłyśmy podczas naszego wypadku za miasto. Lato po pierwszej klasie liceum. Razem z Tomkiem wybrałyśmy się nad jezioro. Domek, który znalazłyśmy w internecie i wynajęłyśmy, okazał się kompletną speluną. Dzięki temu, że temperatura wtedy panująca porównywalna była do tej na Saharze, cały weekend przespaliśmy pod gołym niebem, wylegując się na materacach do pływania. 
  Nacisnęłam play i mimowolnie się uśmiechnęłam. Przyjaciółka bawiła się kamerą w czasie gdy ja z moim ówczesnym chłopakiem postanowiliśmy urządzić sobie skoki do wody. Śmiechu było co niemiara. Koniec nagrania uwiecznił nasz długi pocałunek.
  Szybko wyłączyłam telefon i westchnęłam ciężko. Aktualnie wydawało mi się to niewłaściwe. Takie nie na miejscu. Zachodziłam w głowę, czy gdybym obejrzała ten film kilka miesięcy temu, czy też odczuwałabym swego rodzaju dyskomfort. Czy już wtedy wiedziałam, że to tylko wspomnienie, nic więcej? Czy to prawda, że to już koniec i może faktycznie powinnam przerwać łączącą mnie z nim więź? Ale czy można tak po prostu stracić kontakt z kimś, kto zrobił dla nas tyle dobrego? 
  Ponownie odblokowałam telefon i bez większego namysłu wybrałam numer Tomka. Odebrał po drugim sygnale.
- Możesz już rozmawiać?- spytał bez uprzedniego przywitania.
- Tak- odpowiedziałam- Jestem sama.
- Już się bałem, że zamknął cię w złotej klatce i nie pozwoli wyjść.
- Coś w tym jest- przyznałam. Czasami myślałam, że zrobiłby to z wielką chęcią. Zwłaszcza dzisiaj- Tomek ja...- zawahałam się zamykając oczy- Chyba powinniśmy trochę od siebie odpocząć. To znaczy...
- Wiem co to znaczy- przerwał mi- On ci kazał?
- Nie, ja tylko...
- Nie chce żebyś się ze mną spotykała- dodał- Chce żebyś zupełnie zerwała ze mną kontakt. 
Nic się nie odezwałam, a przeciągająca się z mojej strony cisza, utwierdziła go w przekonaniu, że ma rację.
- Tam myślałem- westchnął po drugiej stronie- Pytanie tylko czy ty też tego chcesz. Jeśli tak jakoś się z tym pogodzę. Nie będę miał wyjścia.
- Strasznie to utrudniasz- jęknęłam- Potrzebuję trochę czasu żeby mu udowodnić, że to on jest dla mnie najważniejszy. Przestanie być o ciebie zazdrosny i wszystko wróci do normy.
- Kasia, Kasia...- wyobraziłam sobie jak kręci z politowaniem głową- Oboje wiemy, że to nie prawda. Nic już nie jest takie jak przedtem.
Dokładnie- pomyślałam. Nic już nie jest tak jak było i w tym tkwił problem, a przynajmniej tak mi się wydawało. 
- Więc?- domagał się mojej decyzji.
- Nie wiem...
- Kochasz go?- spytał niespodziewanie. Kolejna przydługa cisza i kolejne stwierdzenie z jego strony- Musisz go kochać skoro w ogóle zaczęłaś rozważać takie wyjście- oznajmił ze smutkiem- Na mnie nigdy nie patrzyłaś tak jak na niego.
- Tomek, proszę...- przeczesałam ręką potargane od wiatru włosy.
- Nic nie szkodzi. Rozumiem- odparł pocieszająco- Chcę żebyś była szczęśliwa. Jeżeli jemu uda się przywołać ten uśmiech, który pokochałem już w dzieciństwie sam będę mu wdzięczny i szczerze podziękuję. 
Do moich oczu zaczęły napływać łzy, a moim ciałem wstrząsnął głośny szloch. To było trudniejsze niż się spodziewałam.
- Nie płacz- poprosił, a w jego głosie wyczuwałam niewyobrażalny smutek- Coś musi się skoczyć, żeby kolejna rzecz mogła się zacząć. Takie jest życie.
- Nie podoba mi się ta reguła- przyznałam.
- Mi też nie, ale nic na to nie poradzimy. Mimo to pamiętaj, że nie ważne co się stanie ja zawsze jestem tu dla ciebie. Zawsze.
Przytaknęłam głową choć nie mógł tego zobaczyć. Zakryłam ręką usta aby się nie rozpłakać jeszcze bardziej.
- Gdybyś chciała wiedzieć... powiedziałem Caroline.
- Jak to przyjęła?- spytałam biorąc głęboki wdech żeby się uspokoić. 
- Powiedzmy, że tak jak ty jestem teraz pod specjalnym nadzorem- zaśmiał się- Ale ja mogę liczyć na ulgowe traktowanie w przeciwieństwie do ciebie.
- Zawsze spadałeś na cztery łapy. U mnie nigdy nie było tak różowo.
- Faktycznie- zgodził się- Tak czy inaczej muszę ponieść karę za to co zrobiłem. Nie sądziłem tylko, że będzie ona tak duża.
Nienawidzę pożegnań. Niestety kiedyś musiało ono nadejść. Spoglądając na parę, stojącą po drugiej stronie ulicy, która nie szczędziła sobie czułości, usłyszałam go po raz ostatni. 
- Będę tęsknić. Bardzo.
- Ja też Kasia. Ja też

*Fragment piosenki "Just the way you are"- Bruno Mars

6 sierpnia 2014

17

Mieszkanie Kasi i Gaby

       Raz, dwa, trzy...
Z zaciekawieniem obserwowałam jak Kate dodaje kolejne łyżeczki cukru do swojej małej espresso pomimo tego, że nie słodzi. Oparłam brodę na dłoni i próbowałam odpowiedzieć sobie sama na pytanie, które nie dawało mi spokoju- czemu nie zdecydowałam się na studia związane z psychologią? Przecież mam pod dachem idealny materiał do badań!
- Iść do sklepu po kolejny kilogram?- zainterweniowałam, kiedy z białej filiżanki zamiast kawy zaczął wylewać się cukier.
Przyjaciółka oprzytomniała i przeklęła cicho pod nosem. Sięgnęła po zawieszoną na rączce od szafki ścierkę i zaczęła sprzątać zrobiony przez siebie bałagan.
- Czemu jesteś dziś taka rozkojarzona?- spytałam, podczas gdy ona włączyła ponownie ekspres- Odkąd wczoraj wróciłaś nie odezwałaś się ani słowem. 
- Moje życie jest takie pojebane- odpowiedziała niezwykle szczerze. Nie żebym wcześniej nie słyszała jak przeklina, ale takie sytuacje zdarzają się bardzo rzadko, a gdy już do nich dochodzi oznacza to, że musiało stać się coś bardzo złego. 
- A co ci się w nim nie podoba?
- Wszystko.
Popatrzyłam na nią z niezrozumieniem, gdy po raz kolejny nalewała sobie kawy. Jak ktoś taki ja ona może narzekać na cokolwiek? Dobra, może faktycznie los jej nie oszczędził w paru kwestiach, ale obecnie wszystko wydaje się zmierzać w dobrym kierunku. 
- Jesteś piękna, inteligentna i zaradna jak nikt inny. Robisz to co kochasz świetnie przy tym zarabiając, masz oddanych przyjaciół, a ostatnio zyskałaś wspaniałego chłopaka, który wskoczyłby za tobą w ogień. Czego chcieć więcej?
Dziewczyna zerknęła na mnie kątem oka, upijając łyk swojego gorącego napoju. To była jedyna reakcja. Najwyraźniej moje argumenty nie były zbyt przekonujące przez to, że gdzieś w otchłani jej pogmatwanych myśli zawsze znalazło się to jedno wspomnienie, które potrafiło zniszczyć pozostałe w ciągu milisekundy. Nawet gdy ja przypomnę sobie jej twarz w dniu, kiedy odbywał się pogrzeb jej rodziców, mój humor od razu staje się taki... grobowy. 
- Wiem, że czasami nie masz łatwo, ale to nie jest powód do tego, żeby chodzić cały czas z nadąsaną miną. Życie toczy się dalej i musisz sobie to w końcu uświadomić i przestać pląsać po domu jak zombie, bo jeszcze trochę i mi się od ciebie udzieli- dokończyłam zdenerwowana nawet nie wiem czym. Kasia usiadła na przeciwko mnie przy stoliku, który udało mi się kupić na pchlim targu po godzinie namawiania jej. 
- Byłaś kiedyś w sytuacji, gdzie słusznym było wyznanie komuś prawdy, ale z drugiej strony zdawałaś sobie sprawę z tego, że to może wszystko zniszczyć?- spytała, wlepiając we mnie swoje zielone tęczówki, które tego ranka były kompletnie pozbawione życia.
- Może raz- przyznałam- Czemu nie powiesz mi wprost co się dzieje? We dwie spróbujemy znaleźć jakiś kompromis.
- Tutaj nie ma kompromisu- odparła, wyglądając przez okno, po którego szybie spływały krople deszczu. Kolejny ponury dzień w Londynie.
Przyjaciółka westchnęła cicho, obserwując zamazany na zewnątrz świat. Wydawała się spokojna i opanowana, ale po nerwowym bawieniu się łańcuszkiem zawieszonym na jej szyi widać było, że coś jest nie tak. 
- Tomek mnie pocałował- odezwała się w końcu co sprawiło, że omal nie spadłam z krzesła- Byłam wczoraj u niego żeby go przeprosić, a ten idiota mnie pocałował- zaśmiała się cicho bardziej z bezradności niż z rozbawienia.
- Jak to? Przecież on ma dziewczynę!
- A ja chłopaka- zaznaczyła- Widocznie mu to nie przeszkadza.
- Caroline to widziała?- miałam ochotę zadać tysiąc pytań na raz, ale nie było to możliwe.
- Nie, jest we Francji. Byliśmy sami.
- Czy ty...- zaczęłam, ale nie byłam pewna czy chcę dokończyć to zdanie. Niestety Kasia nie załapała mojej aluzji, dlatego musiałam wyrazić się jaśniej- Chciałaś tego?
- Słucham?!
- Odwzajemniłaś pocałunek?- wyjaśniłam, za co zostałam obdarowana pełnym pogardy spojrzeniem.
- Za kogo ty mnie masz?! Gdyby tak było to powiedziałabym, że się całowaliśmy a nie, że on mnie pocałował. Poza tym nie mogłabym zrobić tego Harry'emu. Jak mogłaś tak pomyśleć?!
- Przepraszam, przepraszam!- uniosłam ręce do góry w geście obronnym- Tak tylko chciałam się upewnić.
- No to ci się udało- warknęła- Masz jeszcze jakieś inne idiotyczne pytania, czy mogę już przejść do doradzania się ciebie co mam zrobić?
- Idźmy dalej- oznajmiłam, nie chcąc jej jeszcze bardziej drażnić. Kto wie co by się stało gdybym znowu wypaliła coś głupiego. 
Brunetka wstała, a następnie zaczęła się przechadzać po kuchni w tę i z powrotem. Z nerwów musiało jej się zrobić gorąco, gdyż zdjęła marynarkę i rzuciła ją niedbale na krzesło. Wcale jej się nie dziwię.
- Co mam zrobić?- zwróciła się do mnie po chwili- Nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Z reguły wiem jaki powinien być następny krok, ale to mnie przerasta. Nie jestem dobra w związkach, a co dopiero gdy przypominają one jedną wielką katastrofę. 
- Musisz powiedzieć Styles'owi- doradziłam jej. Była to jedyna słuszna decyzja jaką mogła podjąć.
- Do tego sama doszłam w nocy, ale jak już wcześniej wspomniałam moje miłosne decyzje nie są najszczęśliwsze, dlatego zadam jeszcze raz to samo pytanie, a ty odpowiesz mi w inny sposób- wytłumaczyła jak według niej powinna wyglądać nasza rozmowa, na co wywróciłam oczami- Więc co mam zrobić?
- Może nie jesteś jednak taka zła w te klocki, skoro sama doszłaś do prawidłowych wniosków- stwierdziłam- Jeśli ty mu nie powiesz, to zrobi to ktoś inny. Tak czy inaczej kiedyś się dowie, ale chyba lepiej jeśli stanie się to jak najszybciej i jeśli usłyszy to z twoich ust. Będziesz miała przynajmniej pewność, że nikt nie dorzuci do tej historii swoich trzech groszy.
Zsuwając się na ziemię po drzwiach czerwonej lodówki, Kasia zamknęła oczy i uderzyła kilka razy głową o aluminiową powłokę.
- Masz rację. Cholera, masz rację- powtarzała w kółko- Nienawidzę tego, że masz rację. To ja powinnam mieć rację, ale nie mam.
Obawiałam się, że popadła w jakąś chorobę psychiczną z nadmiaru emocji, dlatego też przysiadłam się obok niej.
- Zostaw naszą lodówkę w spokoju. Ona nie jest niczemu winna- położyłam jej rękę na czole żeby nie mogła nią ruszać.
- Jeśli mu powiem to będzie z tego jedna wielka drama- stwierdziła niezadowolona- On go zniszczy, zaraz po tym jak skończy ze mną.
- Nie będzie tak źle- pocieszałam ją z ciepłym uśmiechem na ustach- Na ciebie tylko nawrzeszczy jak zwykle z resztą kiedy jest wściekły. Co do Tomka to nie wróżę mu takiej świetlanej przyszłości, ale sam sobie naważył piwa.
- Nie mówmy o alkoholu- poprosiła- Jeszcze się nie pozbierałam po ostatniej imprezie, a dzisiaj mamy iść do Eda- jęknęła- Myślisz, że możemy to odwołać?
- Nie sądzę. Chyba, że chcesz żeby Sheeran też skopał ci tyłek.
- Chyba sobie daruję takich wrażeń.
Między nami zapadła kojąca cisza. Niestety pozostały jeszcze dwie kwestie do omówienia nim każda z nas zajmie się swoimi sprawami.
- Kiedy mu powiesz?- spytałam bez ogródek i tym razem nie musiałam wyjaśniać kogo miałam na myśli.
- Nie wiem- wzruszyła bezradne ramionami.
- Nie zwlekaj z tym zbyt długo- podpowiedziałam- Jeszcze jedno.
- Zaczynam się bać...
- Co z Caroline?- ścisnęłam mocniej jej rękę kiedy po raz kolejny wróciła do obijania zamrażarki.
- Nie mam pojęcia.

Dom Savana

       Czułem się dokładnie tak samo jak wtedy, gdy moja mama przychodziła z wywiadówek w szkole. Były tylko dwie różnice. Pierwsza- wtedy to moja kochana rodzicielka suszyła mi głowę. Druga- przynajmniej wiedziałem za co dostaję opieprz, a teraz jestem kompletnie zielony. Próbowałem przypomnieć sobie wszystkie żarty jakie wywinąłem ostatnio Savanowi, ale brakowało mi już pomysłów. 
- Nie rozumiem czemu siedzę w twojej kuchni, pod twoim czujnym wzrokiem, zamiast dołączyć do chłopaków i zacząć wreszcie próbę.
- Wysil się trochę- mężczyzna skrzyżował ręce na piersi- Udowodnij, że masz coś więcej pod tą rozwianą czupryną i moje wyobrażenie o kompletnej próżni tam panującej jest błędne.
- Ale naprawdę nie wiem co ja takiego zrobiłem!
Cała ta sytuacja zaczynała mnie denerwować i nie miałem zamiaru udawać, że wszystko jest w porządku. Przecież jestem niewinny! Chyba.
- Jeżeli chodzi o to, że zwinąłem z górnej szafki ostatnie ciastko to przepraszam- przyszedł mi do głowy ostatni powód, za który mogło mi się oberwać- Zaraz pójdę do sklepu i ci je odkupię.
- Nie o tym mówimy! Mam na myśli...- przerwał nagle swoją wypowiedź, która mogła rzucić nieco światła na ten cały absurd- Zabrałeś moje ostatnie Oreo?!
- Jakie Oreo? Gdzie?- rozglądałem się dookoła udając głupiego. Trzeba było trzymać język za zębami- Powiesz mi w końcu za co powinienem czuć się winny?
- Pamiętasz jak prosiłem cię żebyś się nie wtrącał?- spytał, na co wywróciłem oczami.
- Pamiętam i co z tego? Mógłbyś być nieco bardziej rzeczowy? Od tamtej pory nie wtykałem nosa w...- urwałem, gdy jego prawa brew uniosła się do góry, ukazując powątpiewanie- Czyli, że wiesz?
Mężczyzna skinął głową i zaczął zmierzać w moim kierunku. Odruchowo wstałem z wysokiego krzesełka i zacząłem się cofać.
- To nie tak jak myślisz!
- A jak mój drogi, posłuszny Louisie?
- To wszystko pomysł Gaby!- zrzuciłem na moją partnerkę winę. Skoro jej tu nie ma to i tak jej nic nie grozi- To ona wszystko zorganizowała. Prawie wszystko- przyznałem po chwili- Poza tym na początku odradzałem jej podejmowanie jakichkolwiek kroków.
- Na początku- powtórzył- A potem się ochoczo przyłączyłeś i spiskowałeś za plecami Kate i Harry'ego zapewne świetnie się przy tym bawiąc. 
- Aż tak zadowolony to nie byłem- przyznałem- W razie czego wybrałem sobie trumnę gdybym źle skończył.
- Mam nadzieję, że nie odwołałeś tego zamówienia- wyraził swoją wiarę w moje rozsądne postępowanie. Naiwniak. 
- Mógłbyś poczekać z wymierzaniem kary?- poprosiłem- Chyba jednak zdecyduje się na inny model. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jaki teraz mają wybór w tych sklepach. A jakie promocje! Może ci coś polecić?- paplałem jak najęty, w czasie gdy Kotecha próbował mnie dorwać. Chodziliśmy wokół wyspy kuchennej, bawiąc się w kotka i myszkę. Wiadomo kto odgrywał jaką rolę. 
- Mi na razie nie śpieszy się na tamten świat, a już na pewno sam się na niego nie pcham w przeciwieństwie do ciebie- gęsia skórka przeszła mi po plecach.
- Ale przecież wszystko jest w porządku. Mamy szczęśliwy happy end! Nie rozumiem czemu się tak na mnie złościsz.
- Ponieważ to dopiero początek- odparł, zatrzymując się- Naprawdę sądzisz, że z ich charakterami wszystko teraz pójdzie jak po maśle? Razem są jak tykająca bomba, która nie wiadomo kiedy wybuchnie.
- Nie dramatyzuj- machnąłem na niego ręką co sprawiło, że znów rzucił się w pogoń za mną. Niestety przez moją nieuwagę zdołał mnie chwycić za ramię.
- Posłuchaj- zniżył głos stając się bardziej dosadnym- Zależy mi na nich obojgu i życzę im jak najlepiej, ale jeśli któreś z nich pożałuje podjętej dzięki wam decyzji to gorzko tego pożałujesz razem z Gabą. Jasne?
- Yhym- mruknąłem cicho, nie będąc w stanie wydobyć z siebie żadnego słowa.
- Świetnie, a teraz leć do sklepu i przynieś mi moje Oreo.
- Serio się o to wściekasz?- spytałem naburmuszony. Czułem się jak pięciolatek, który potraktował pomalowaną na biało ścianę jak kartkę papieru. Bardzo łatwo się pomylić! Przecież w tym wieku wydają się do siebie takie podobne. 
- Absolutnie nie, ale za karę masz mi odkupić podwójne opakowanie- oznajmił popychając mnie w stronę salonu.
- Gdzie idziesz Lou?- krzyknął do mnie Niall wylegujący się na kanapie.
- Postanowiłem dokarmić głodujących- pokazałem Savanowi język, za co oberwałem po głowie- Auć!
- A o czym tak długo rozmawialiście?- dopytywał się Liam.
- Louis uczył się pilnowania swoich własnych spraw zamiast cudzych- wyjaśnił im mężczyzna, który posłał mi ostatnie ostrzegawcze spojrzenie.
- Słyszałem, że w tym wieku trudno kogoś oduczyć złych nawyków.
- Ja tam mu jestem wdzięczny- zabrał głos Harry, jednocześnie stając w mojej obronie. Chociaż jeden!
- Ty lepiej się pilnuj żebym cię nie musiał powiesić na suchej gałęzi za złamanie serca mojej siostrzyczce- ostrzegł go- Idź już do tego sklepu i zapamiętaj, że moich batonów się nie rusza.
- Byłem głodny- wyciągnąłem z rękawa ostatni ratujący mnie argument, ale okazał się mało pomocy. 
Nagle z góry zbiegła Ana omal nie taranując śpiącego na podłodze Zayna. Jak on może tyle spać? Jeszcze trochę i odleżyny mu się porobią na tyłku.
- Coś się stało kochanie?- zwrócił się do niej zdezorientowany mężczyzna.
- Umówiłam się z Kate na wybieranie sukni ślubnej. Jestem już spóźniona pół godziny!
- Kate idzie oglądać kiecki?!- spojrzał na nią zaskoczony Horan.
- Będzie moją druhną- oznajmiła kobieta, a ja znów zapomniałem ugryźć się w język.
- Naprawdę?- również nie ukrywałem swojego zdziwienia- To może Hazza powinien zostać twoim drużbą Kotecha?- poklepałem go po ramieniu- Czy to by nie było cudowne? Może udałoby się udzielić im ślubu zaraz po was?
- Masz trzy sekundy żeby zniknąć mi z oczy- odparł gniewnie- Raz, dwa...
Zanim zdążył powiedzieć trzy, stałem już przy kasie w sklepie z dodatkowym opakowaniem jego ulubionych ciasteczek. Naprawdę igram ze śmiercią.

Salon sukien ślubnych

       Czuję się osaczona i kompletnie nie na miejscu. Wszystko tu jest białe lub różowe, a jedyny odmienny akcent stanowią niebieskie podwiązki schowane pod szybą niewielkich gablotek. Co chwilę jestem trącana przez jedną z konsultantek pracujących w salonie, która taszczy za sobą niewyobrażalnie drogie kiecki ozdabiane falbanami, kryształkami i innymi duperelami, których nazw nie znam i nie chcę poznać. Po tym jak przypadkiem omal nie wpadłam na stojący nieopodal stolik, po kolejnym zamachu na moje życie dokonanym przez balową suknię projektanta, o którym w nigdy nie słyszałam, ale sadząc po objętości jego działa uwielbia napompowane bezy, postanowiłam przysiąść na niewielkiej kozetce, która wyglądała jakby pochodziła z dworu samej królowej.
- Kate! Chodźmy!- usłyszałam wołanie Any. Tylko ona czuła się tutaj jak ryba w wodzie. Podobnie jak pozostałe przyszłe panny młode i ich rodziny przebierała w wystawionych na pokaz kreacjach i zachwycała się tymi, które przechodziły jej koło nosa. Jedyną osobą, która nie mdlała z wrażenia z powodu koronki w kolorze ecru byłam ja. Zaskoczeni? Ja też nie. 
 Starając się nie zgubić w tym korytarzowym labiryncie podążyłam za przeszczęśliwą kobietą. Nie mogłam pojąć jej entuzjazmu. Przecież oni tu mają z tysiąc wzorów! W momencie gdy to sobie uświadomiłam, zaczęłam się modlić żeby tylko nie przyszło jej do głowy wszystkich przymierzać.
- Masz już coś upatrzone?- spytałam z nadzieją w głosie. Powiedz, że tak! Błagam!
- Przeglądałam kilka katalogów, ale w głównej mierze zdam się na Morgan.
- A Morgan to...
- Moja konsultantka- powiedziała to tak jakby była to największa oczywistość. No tak. Głupia ja- Poleciła mi ją Alison.
Zdecydowałam nie wnikać kim jest owa dziewczyna tudzież kobieta. Im więcej wiem tym bardziej boli mnie głowa i tym gorzej znoszę odgłosy płaczących ze szczęścia jeszcze nie żon, które pewnie nawet nie wiedzą w co się pakują. Spoglądając na jedną z nich, której o dziwo towarzyszył narzeczony zaczęłam się zastanawiać czy zawsze już będzie tak kontrolował każdą jej decyzję, skoro nawet tutaj przyszedł. Czy on nie zna ślubnych przesądów? 
 Mój mózg zaczął łączyć ze sobą kilka wyrazów i gdy już myślałam, że moja wena powróciła pod wpływem natłoku uczuć zamkniętych w tych czterech ścianach, ktoś położył rękę na moim ramieniu i wszystko się rozpłynęło. Cholera.
- Ty jesteś Ana?- starsza pani uśmiechnęła się do mnie promiennie, oczekując mojej odpowiedzi.
- Nie, to ja- narzeczona Savana przywitała się z nią serdecznie- To jest Kate, moja druhna. Będzie mi dzisiaj doradzać w wyborze sukni.
- Cudownie. W takim razie proszę za mną.
Grzecznie ruszyłyśmy za ubraną na czarno kobietą. Nie odrywałam wzroku od jej ciemnej marynarki, która w tym wypełnionym światłem i jaskrawymi kolorami budynku przynosiła ulgę moim biednym oczom.
- Naprawdę wyglądam tak dojrzale, że wzięto mnie za pannę młodą?- zwróciłam się do Any, której głowa kręciła się w prawo i w lewo. Jakby tylko mogła to okręciłaby ją o trzysta sześćdziesiąt stopni żeby niczego nie ominąć. 
- Każdy gdy ubierze się tak elegancko jak ty dzisiaj wygląda poważniej i doroślej niż wskazuje na to jego wiek- stwierdziła lustrując mnie wzrokiem. Gdy sama na siebie popatrzyłam stwierdziłam, że mogłabym tu pracować. Moje ubranie wyglądało dokładnie tak samo jak wszystkich pracownic i pracowników. Brakowało mi jedynie plakietki z imieniem przyczepionej do piersi.
- Byłam wcześniej na spotkaniu i nie miałam czasu wrócić do domu żeby się przebrać.
- Mam nadzieję, że nie musiałaś rezygnować przeze mnie ze swoich zawodowych spraw?
- Oczywiście, że nie- zapewniłam ją- Nawet jestem ci wdzięczna. Było strasznie nudno.
 Po kilku minutach krążenia między wieszakami i unikania zderzenia z innymi klientkami, dotarłyśmy do jednej z przebieralni. Wszystkie trzy usiadłyśmy na wygodnej kanapie, która jako jedyna była w kolorze krwistej czerwieni. Ale zaszaleli! 
- Możesz opisać mniej więcej jak wyobrażasz sobie swoją wymarzoną suknię?
- Nie chciałabym nic przesadzonego- zaczęła opowiadać o kreacji, nad którą rozmyślała od pierwszego dnia po zaręczynach- Preferuję sukienki bez ramiączek, z delikatnymi ozdobami. Dół powinien być zwiewny i lekki. Nie chcę niczego w czym przypominałabym księżniczkę Disneya. 
- Rozumiem- Morgan zapisała wszystko skrupulatnie w swoim małym notatniku i ze złożoną nam obietnicą, że zaraz wróci znikła za drzwiami. 
- Stresujesz się?- spytałam brązowowłosą kobietę, siedząca obok mnie.
- Czym? To tylko przymiarka- uśmiechnęła się do mnie rozbawiona.
- Nie pytam o to.
- A o co?
- O przyszłość- odparłam- Nie siadasz czasem w fotelu, patrząc jak Savan pracuje i nie dopadają cię obawy, że kiedyś może nie być tak idealnie jak jest teraz?
Ana przez chwilę zastanawiała się jak odpowiedzieć na moje pytanie.
- Może trochę- oznajmiła- Ale zaraz potem uświadamiam sobie, że w naszym życiu zawsze są wzloty i upadki. Nie raz pokłóciłam się z twoim bratem i jeszcze nie raz zrobię to ponownie. Czasami będzie to błahostka, a czasami skończy się to tak, że nie będziemy się odzywać do siebie przez tydzień. Wierzę jednak, że dzięki temu, że oboje się kochamy uda nam się przezwyciężyć każdą przeciwność losu, na którą natrafimy.
Uważne wsłuchiwałam się w jej słowa, ale nie zdążyłam się do nich odnieść gdyż niezwykle szybka Morgan zdążyła wrócić z kilkoma propozycjami. Muszę przyznać, że jest niezła. 
- Witam moje drogie panie z powrotem- z jej twarzy nie schodził profesjonalny uśmiech- Proponuję zacząć od tego cudeńka.
 Aby nie przeszkadzać, wyszłam na zewnątrz i cierpliwie czekałam aż zobaczę na co stać profesjonalne konsultantki tego salonu i czy faktycznie są takie dobre jak słyszałam. 
W między czasie wróciłam do obserwowania przedślubnego szału, który panował wokół. Napotykając co chwila roześmiane twarze, które mieszał się z załzawionymi oczami dziewczyn, którym oprócz wymarzonego mężczyzny, udało się także znaleźć wymarzoną suknię zaczęłam zastanawiać się czy ja kiedykolwiek stanę na ich miejscu. Czy z takim samym entuzjazmem będę debatować na temat idealnie skrojonych materiałów i pasujących do nich welonów sięgających ziemi. Czy z podobną ekscytacją będę wyczekiwać dnia, w którym pokaże się zgromadzonym na moim weselu gościom i co powie mój tata kiedy zobaczy mnie w bieli, prowadząc mnie do ołtarza...
Ta myśl przyszła niespodziewanie. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że to nie możliwe. Mnie nigdy nie będzie dane przeżyć czegoś takiego. Nigdy nie złapię mojego ojca pod ramię i patrząc jak w oddali moja mama próbuje powstrzymać łzy szczęścia, nie stanę na ślubnym kobiercu, otwierając kolejny rozdział w moim życiu.
W momencie gdy miałam się rozkleić i uciec stąd jak najdalej, drzwi do przebieralni otworzyły się, a przede mną stanęła zupełnie inna osoba niż ta, którą tam zostawiłam.
- I jak?- spytała nerwowo przyglądając się mojej reakcji.
- Ana, ja...- nie mogłam znaleźć odpowiednich słów, żeby opisać to jak pięknie się prezentuje- Wow! Jest śliczna! Wyglądasz w niej jak milion dolarów.
- Naprawdę?- upewniła się już z uśmiechem na twarzy- Zobaczyłam ją na wieszaku i już nie chciałam zakładać nic innego. Myślisz, że Savanowi się spodoba?
- N-na p-pewno- zająknęłam się, zakrywając dłonią usta.
- Kate co się dzieje?- kobieta wzięła mnie w ramiona, a ja rozkleiłam się na dobre.- Morgan, mogłabyś nas zostawić na chwilę same?
Starsza pani uprzejmie wyszła, zwracając mi uwagę żebym przypadkiem nie pobrudziła białego dzieła sztuki tuszem do rzęs. Wredne babsko. 
- Hej, kochanie- położyła rękę na moim policzku i zmusiła abym na nią spojrzała- Czemu płaczesz?
- P-przepraszam- nie mogłam się opanować- Po prostu się wzruszyłam.
- A tak naprawdę?- spytała po raz kolejny nie dając się zbić z tropu. Jak ona to robi?
Pociągnęłam mało atrakcyjnie nosem, po czym wzięłam głęboki oddech.
- Stojąc na korytarzu zdałam sobie sprawę, że nigdy nie spotka mnie coś takiego.
- O czym ty mówisz?
- O tym, że nigdy nie wyjdę za mąż.
- Niby czemu nie?
- Ponieważ nie chcę. Nie jeśli moich rodziców nie będzie przy mnie.
- Kate- poczułam jak wątłe ramiona zacieśniają się wokół moich- Coś ci pokażę, tylko musisz najpierw coś dla mnie zrobić, dobrze?
 Nawet nie wiem kiedy zamieniłyśmy się miejscami. Teraz to ja stałam na drewnianym podeście w białej sukni bez ramiączek, idealnie dopasowanej w talii i delikatnie rozchodzącej się ku dołowi. Gorset wyszywany był małymi, błyszczącymi kryształkami, które nadawały mu blasku, a spódnica wykonana była z czystego jedwabiu. Gdyby nie moje przekrwione od płaczu oczy mogłabym polubić ten widok.
- Popatrz na siebie- poprosiła Ana, widząc jak usilnie odwracam wzrok od lustra- Wyglądasz ślicznie i kiedyś będziesz najpiękniejsza panną młoda jaką widział świat. 
- Ale...
- Żadnego ale!- przerwała mi- Owszem, nie będzie z tobą mamy ani taty, ale będą inni, którzy będą cię podziwiać. Ja pożyczę ci kolczyki na szczęście, a Savan jako dumny brat poprowadzi cię do ołtarza. Będzie udawał, że jest twardy i go to nie rusza, ale w głębi serca będzie płakał jak dziecko poruszony, że mógł być z tobą w tak ważnym dniu. Co do pana młodego, to gdy tylko cię zobaczy zda sobie sprawę, że jest jeszcze większym szczęściarzem niż wydawało mu się do tej pory i nie będzie się mógł doczekać aż zostaniesz jego żoną na dobre i na złe. W zdrowiu i w chorobie.
Zaczęłam się śmiać słysząc jej proroczą historię. Wydawała mi się ona tak nieprawdopodobna, a jednocześnie pragnęłam aby kiedyś okazała się prawdziwa. 
- Dziękuję Ana- odwróciłam się w jej stronę i przytuliłam ją- Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.
- Wiem kochanie- ucałowała mnie w policzek- Zobaczysz, kiedyś przypomnisz sobie tą opowieść i zdasz sobie sprawę, że to dzieje się naprawdę. 

Dom Eda

       Jeśli Kate wystawi mnie do wiatru to przysięgam na swój kraj, że zakopię ją we własnym ogródku i nawet nie zapalę świeczki. Wszyscy już są oprócz niej. Spóźnia się dwie godziny!
- Ed! Gdzie masz kubki?!- Danielle wychyliła się przez drzwi od tarasu- Nie mogę ich zaleźć.
- Leżą pod stołem przy grillu- odkrzyknąłem, nie odrywając wzroku od telefonu. Może coś jej się stało? Inaczej by zadzwoniła. Chyba, że znów o mnie zapomniała.
Wybrałem jej numer i przyłożyłem komórkę do ucha, ale ktoś wyrwał mi ją z ręki. Spojrzałem przez ramię zbulwersowany, tylko po to by zobaczyć za sobą zmarnowaną Kate.
- No nareszcie!- oparłem ręce na biodrach- Gdzieś ty była?
- Wybierałam z Aną suknię ślubną- odparła beznamiętnie- Przepraszam za spóźnienie. Nie chciałam cię zawieść- spuściła głowę i utkwiła wzrok w splecionych dłoniach.
- Nic się nie stało- zapewniłem ją, obejmując ramieniem- Po prostu się martwiłem. Coś się stało?
Niestety nie zdążyła mi odpowiedzieć gdyż w pokoju pojawił się nagle Harry.
- Mogę wiedzieć czemu obściskujesz się z moją dziewczyną?- przyglądał się nam ze zmarszczonymi brwiami. Zazdrośnik.
- Tylko się witaliśmy- zabrałem swoje ręce- Już ci oddaje twoją dziewczynę- zaakcentowałem odpowiednie słowo tak samo jak on przed chwilą.
- Lepiej tak zrób.
Przejął ją w swoje objęcia i złożył delikatny pocałunek na jej niewielkich ustkach. Nie mogłem się na nich napatrzeć. Gdyby ktoś w zeszłym tygodniu spytał mnie czy jestem świadom, że będę świadkiem takiej sceny wyśmiałbym go na miejscu, a teraz musiał przyznać mu rację.
- Jak było?
- Męcząco- odparła krótko. Nie musiała dodawać nic więcej. Po jej skwaszonej minie widać było, że stanowiło to dla niej niemały wysiłek. 
- Dobra gołąbeczki!- klasnąłem w dłonie i zacząłem ich ciągnąć w kierunku ogródka- Nie mamy czasu na wasze miłostki. Pora się zabawić! Kate, co pijesz?
- Herbatę.
- Żartujesz?- uniosłem zaskoczony brwi- Chyba nie myślisz, że pozwolę ci na mojej imprezie popijać ziółka.
- Pamiętasz jak wczoraj wyglądałam?- spytała, ale nie czekała na odpowiedź- Właśnie. Dlatego dzisiaj nie chcę nawet patrzeć na alkohol.
- Nawet jednego piwa?
- Nie.
- Dobra, już dobra- uniosłem ręce do góry, słysząc jej nieznoszący sprzeciwu ton- Tylko nie bij. Ale ty Styles mnie nie zawiedziesz?
- Jasne, że nie- uśmiechnął się szeroko, całując dziewczynę w czubek głowy. Boże... Czy tak to będzie wyglądać cały wieczór?
- W takim razie zaczynamy zabawę!

       Wszyscy siedzieli wokół ogniska, popijając drinki i śmiejąc się z mało zabawnych żartów Louisa, które bawiły tylko jego dziewczynę. Niall z Gabą pilnowali grilla co niedługo miało okazać się nie najlepszym pomysłem, a Danielle i Liam zajmowali się muzyką, plądrując moje półki z płytami. Z kolei Harry i Zayn podziwiali mój najnowszy tatuaż, który zafundowałem sobie w zeszłym tygodniu.
- Wygląda ekstra- Malik przyglądał się mojemu przedramieniu- Ja też zrobię sobie coś nowego.
- Serio?- zdziwił się Loczek- Nic nie mówiłeś.
- Dopiero dzisiaj ustaliłem termin i wzór. 
- Może ja też sobie coś wytatuuję- stwierdził Styles. Zacząłem się śmiać wraz z jego przyjacielem, ale on wyglądał na bardzo poważnego.
- Jaja sobie robisz. Lepiej zapytaj się swojej nowej dziewczyny co ona na to. Jeszcze jej się przestaniesz podobać i co zrobisz?
- Jeden tatuaż nic nie zmieni- odarł pewny siebie- Prawda Kate?
Brunetka siedziała z głową opartą na dłoni i tępo wpatrywała się w ogień. Zupełnie się wyłączyła, przez co nic do niej nie docierało. Dopiero kiedy nią potrząsnąłem wróciła do świata żywych.
- Mówiłeś coś?- spytała zdezorientowana.
- Przysnęłaś?
- Jakiś ty dzisiaj zabawny Sheeran- zmierzyła mnie wzrokiem, po czym skupiła go na swoim chłopaku- O co chodzi?
- Co byś powiedziała gdybym zrobił sobie tatuaż?
- Skąd ten pomysł?- zmarszczyła brwi- Dolali ci coś do drinka?
- Właśnie o to mi chodziło- poklepałem kumpla po ramieniu- One zawsze tak reagują.
- A ty Kate masz jakąś dziarę?- zwrócił się do niej Mulat. Nie odpowiedziała, a zamiast tego upiła łyk piwa ze szklanki Styles'a. To mogło oznaczać tylko jedno- Niemożliwe! Słuchajcie! Kate ma tatuaż!
- Jasne...- powątpiewał w to Louis- Niby gdzie?
- Masz jeszcze jakieś pytania Tomlinson?- odezwała się w końcu, co zamknęło wszystkim jadaczki i to dosłownie. Wszyscy umilkli jakby właśnie dowiedzieli się kto jest winny najokrutniejszej zbrodni świata.
- Czemu ja go jeszcze nie widziałem?!- oburzył się Harry.
- Ponieważ jest w takim miejscu, że go nigdy nie zobaczysz- uśmiechnęła się do niego słodko i przejęła jego kubek. Dokończyła napój, po czym spojrzała na Gabę, która była bardzo rozbawiona. A ktoś tu miał rzucić alkohol...
- Wiesz gdzie go ma?
- Mój drogi- uśmiechnęła się do niego łobuzersko, jednocześnie posyłając Kate oczko- Ja wiem o niej wszystko.
- Zaczynam podejrzewać, że łączy was coś więcej niż przyjaźń- wtrącił się Liam. 
Biedny Horan nie wiedział jak poradzić sobie z tą informacją i o mało co nie udławiłby się kawałkiem kiełbaski z ketchupem. 
- Ten wieczór robi się bardzo ciekawy- stwierdził Malik, odpalając papierosa- Ma ktoś jeszcze jakieś nowinki?
- Jak tam twoja wena Kate?- spytałem przyjaciółkę, jednak chyba nie był to dobry pomysł. Powoli odwróciła się w moją stronę i niemo dała mi do zrozumienia, że już po mnie.
- A coś z nią nie tak?- podchwycił temat Payne.
Kate unikała spojrzeń, które teraz były na nią skierowane. Nerwowo przeczesywała włosy by za chwile znęcać się nad rękawem bluzy, którą jej pożyczyłem. Przeklinałem się w duchu za mój niewyparzony język. Oczywiście nie pomyślałem o tym, że być może nie chciała nikomu o tym mówić. 
- Uznajmy, że ostatnio nie możemy się dogadać- ogłosiła ze spuszczonym wzrokiem- Niedługo wszystko wróci do normy.
- Jesteś pewna?- dopytywał się Lou, za co El szturchnęła go w ramię- To znaczy, na pewno będzie dobrze.
- Zaśpiewajmy coś razem- zaproponowała Dani- Nie znam się na muzyce tak dobrze jak wy, ale warto spróbować. Być może to coś da.
- Świetny pomysł!- zgodziłem się z nią- Chcielibyście usłyszeć piosenkę, którą napisałem dla Kate gdy się poznaliśmy?
- Pewnie!- odkrzyknęli chórem. Ucieszony pobiegłem do domu po wysłużoną gitarę. Gdy wróciłem usiadłem wygodnie koło przyjaciółki, która dalej usilnie wbijała wzrok w splecione ręce- Gotowa?
- Nie chcę- burknęła pod nosem.
- Daj spokój. Chociaż chórki- uśmiechnąłem się do niej ciepło.
Nie czekając na jej zgodę, ponieważ i tak bym jej nie uzyskał zacząłem grać. Wszyscy przysiedli się bliżej nas i ku memu zaskoczeniu Kate niemal od razu dołączyła do śpiewania. Nie był to szczyt jej możliwości, ale nawet ciche pomrukiwanie w jej wykonaniu było zjawiskowe. Zadowolone miny na twarzach moich gości wskazywały na to, że im się podobało. Dziewczyny przytulały się do swoich ukochanych rozmarzone, a ja cieszyłem się tym widokiem. Uważałem za cudowny fakt, że muzyka potrafi tak zbliżać ludzi. Właśnie za to ją kochałem.
Najwidoczniej Harry nie chciał odstawać od reszty, dlatego też ujął w swoją wielką dłoń rękę Kate i z bijącym od niego uwielbieniem wsłuchiwał się w jej głos. Oboje nie odrywali do siebie wzroku. Byli jak zahipnotyzowani. Jakby znaleźli się w swoim własnym świecie. Małej szklanej kuli, pod którą nie mogły dosięgnąć ich żadne problemy i troski. Jeszcze nigdy nie widziałem przyjaciółki takiej szczęśliwej. Co chwilę przerywała żeby szeroko się uśmiechnąć zawstydzona rumieńcami na swoich policzkach, które pojawiały się za każdym razem gdy Styles obdarowywał ją jednym z tych spojrzeń, które tylko ona mogła prawidłowo odczytać. Był to rodzaj języka, który tylko oni rozumieli, a inni nie byli w stanie się go nauczyć. Coś co łączy tylko dwoje ludzi w wyjątkowy sposób i zdarza się tylko raz w życiu. Coś czego nie da się zbadać, można jedynie poczuć. 
- Teraz zaczynam myśleć, że was też łączy coś więcej- oznajmił po zakończeniu naszego występu Malik.
- Och zamknij się...

       Kiedy Harry zapytał czy mam ochotę się gdzieś przejść od razu przystałam na jego propozycję. Było to dla mnie niczym zbawienie. Nie wiem na ile jeszcze pytań zdołałabym odpowiedzieć zanim nie rozszarpałabym ich wszystkich na kawałki. Niall i Liam byli niezwykle przejęci moim brakiem jakichkolwiek pomysłów na nowe piosenki. Co chwilę proponowali mi pomoc, choć tak właściwie chyba sami nie wiedzieli na czym miałaby ona polegać. Kiedy udało mi się ich w końcu zapewnić, że to etap przejściowy i wszystko wróci do normy napatoczyła się Danielle z Eleanor. Nie żebym ich nie lubiła, ale ich chęć dowiedzenia się jaką suknię wybrała Ana doprowadzała mnie do białej gorączki. Z tego wszystkiego najmniej natrętny był Zayn, który gdy tylko nadarzyła się okazja podciągał koniec pożyczonej przeze mnie bluzy żeby zobaczyć czy nie mam czasami jakiegoś trwałego obrazka na plecach. Na szczęście Styles'owi się to nie spodobało i postanowił trzymać mnie jak najdalej od niego. Tym oto sposobem o drugiej w nocy błąkamy się po przedmieściach Londynu.
- To miał być spacer a nie bieg!- usłyszałam za sobą wołanie.
Zatrzymałam się i zauważyłam, że wyprzedzam go o przynajmniej dziesięć metrów. Po chwili stanął przy mym boku, a gdy chciałam ruszyć dalej, złapał mnie za rękę powstrzymując.
- Sądziłem, że dzień na ślubnych zakupach cię wykończył, ale najwidoczniej się myliłem- uśmiechnął się do mnie tak jak tylko on potrafi sprawiając, że moje serce zabiło szybciej. 
- Dobija mnie zbyt dużo myśli nagromadzonych w mojej głowie. Chociaż muszę przyznać, że kilka godzin wśród wrzeszczących panien młodych również nie były przyjemne.
- Na pewno nie jest to powód do płaczu- stwierdził. Przyłożył dłoń do mojego policzka i opuszkiem kciuka potarł go kilka razy- Powiesz mi po dobroci co się stało czy mam wyciągnąć to z ciebie siłą?
- Wszystko jest w porządku.
- Kate...- zniżył ostrzegawczo głos.
Zamknęłam oczy i westchnęłam ciężko. Od czego mam zacząć? Od tego, że straciłam swój talent, że tęsknie za rodzicami czy, że jego największy wróg się do mnie dobierał? Tyle opcji do wyboru, tylko na którą się zdecydować?
- Gdy byłyśmy z Aną w salonie uświadomiłam sobie, że nigdy nie przeżyję tego co ona i te pozostałe wariatki.
- W sensie panny młode?- spytał, sprawdzając czy poprawnie odszyfrował słowo wariatki.
- Dokładnie- przytaknęłam- Patrząc na nie wyobrażałam sobie jakby to było stanąć na ich miejscu, potem zobaczyłam mojego tatę, który prowadzi mnie do ołtarza...- urwałam, gdy głos zaczął mi się ponownie łamać na wspomnienie ojca. Za wszelką cenę starałam się nie rozpłakać po raz kolejny, ale gdy Harry objął mnie swoimi szerokimi ramionami i poczułam bijące od  niego ciepło nie wytrzymałam. Kilka osamotnionych łez spływało po mojej twarzy, za nic nie chcąc się zatrzymać. 
- Już dobrze- pocieszał mnie, gładząc dłońmi po plecach- Pozwalam ci się rozkleić pod warunkiem, że robisz to ze szczęścia. Przecież nasz ślub będzie cudowny!
- Nasz?- powtórzyłam. Czyżbym się przesłyszała?
- Nasz- potwierdził- Za kilka lat zobaczę cię na końcu długiej drogi wysypanej płatkami kwiatów, w pięknej sukni, która będzie podkreślała twoją delikatną urodę. Tak jak wszyscy goście nie będę mógł oderwać od ciebie wzroku. Poprawię idealnie skrojony garnitur i cały stres, który będzie mnie zżerał od środka w tym ważnym dla nas dniu odejdzie w niepamięć. Stojąc na przeciwko siebie będziemy pewni, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Ja zyskam wspaniała żonę, ty nieziemsko przystojnego męża.
- Ja jestem tylko wspaniała, a ty nieziemsko przystojny?- zaśmiałam się przez łzy.
- Resztę epitetów wygłoszę podczas składania przysięgi małżeńskiej- oznajmił- Będzie ciepły letni wieczór, a dookoła zapalone będą małe świeczki.
- Czemu wieczór?- spytałam zaintrygowana wybraną przez niego porą.
- Żebyś mogła zobaczyć swoich rodziców- odparł.
Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc jego wizji. Co ma jedno do drugiego? Choćbyśmy się pobierali w jaskini ciemność i tak by nic nie zmieniła.
- Postradałeś zmysł. To niemożliwe.
- Znasz historie, które ludzie opowiadają sobie o zmarłych? Te gdzie przedstawiani są oni jako gwiazdy na niebie?
- Tak...- odpowiedziałam niepewnie. 
- Ja w nie wierzę- wyznał- W to, że nasi bliscy, z którymi musieliśmy się zbyt wcześnie pożegnać patrzą na nas z góry a dowodem na to, że tam są i mają się dobrze są gwiazdy. Dlatego też weźmiemy ślub wieczorem żeby nie tylko oni mogli nas widzieć, ale także my ich. Zupełnie tak jak teraz.
Złapał mnie za podbródek i uniósł moją głowę do góry. Gdy pozbyłam się niechcianych łez ujrzałam niebo zapełnione małymi, jasno świecącymi się punkcikami. Według Harry'ego miały symbolizować one tych, których jesteśmy zmuszeni kochać wyłącznie w naszych sercach. Zapewniać nas, że mimo dzielącej nas odległości, czuwają nad nami. 
 Z lekkim uśmiechem na ustach spojrzałam w jego zielone tęczówki, które ani trochę nie przypominały moich. Nie było w nich strachu czy żalu. Biło z nich szczęście i gorące uczucie, którym mnie darzył, a ja robiłam wszystko aby odwdzięczyć mu się tym samym.
- Byłam taka głupia udając, że nie dostrzegam w tobie najlepszych cech- wyznałam czując się winna. Zaplotłam ręce na jego karku i oparłam swoje czoło o jego.
- Człowiek uczy się na błędach.
 Rozpływałam się, gdy czułam jego usta na moich. Nasze zsynchronizowane, ciężkie oddechy znakomicie współgrały ze sobą, a wargi wpasowywały się w siebie nawzajem. Wplotłam palce w jego miękkie loki, w czasie gdy on postanowił rozpalać moją skórę do czerwoności dłońmi, zanurzonymi pod sztywny materiał bluzki. Zatracałam się całkowicie będąc tak blisko niego i nawet gdy czułam, że zaraz zemdleję pod wpływem doznań, które mi gwarantował pragnęłam znacznie więcej. 
- Pachniesz jak Sheeran- wyszeptał, gdy nasze płuca natrętnie domagały się świeżego powietrza, które nas otaczało- Mam ochotę zerwać z ciebie tą paskudną bluzę. 
Ignorując jego uwagę złączyłam jeszcze raz nasze nabrzmiałe usta razem chcąc zapamiętać tą chwilę jak najdłużej. Wiedziałam, że zaraz ją zniszczę i pozostanie po niej jedynie wspomnienie.
- Harry, muszę ci powiedzieć coś jeszcze...
- Tak?
Chłopak czekał cierpliwie aż wyduszę z siebie to co mnie gryzie. Zacisnęłam mocno powieki, jakby miało mi to pomóc w złagodzeniu tego co zaraz nastąpi, ale nie byłam na tyle głupia aby łudzić się na jakikolwiek pozytywny efekt. Wzięłam głęboki wdech i zmierzyłam się z tą stroną Styles'a, której do tej pory nie znałam.
- Kiedy urządziłam sobie z Alexem małe tournee po klubach zawitaliśmy gdzieś jeszcze- przygryzłam wargę, próbując znaleźć sposób na powiedzenie prawdy w najbardziej łagodny sposób jaki jest tylko możliwy.
- Tylko mi nie mów, że spodobało ci się w klubie dla gejów- spojrzał na mnie przerażony, a ja miałam ochotę go walnąć za to, że mi przerywa, wszystko utrudniając.
- Gorzej- odparłam- Byłam u Tomka.
Nie będę kłamać. Rano mogłam się założyć, że już w tym momencie nieziemsko się wkurzy i nie będzie chciał ze mną rozmawiać. Zamiast tego ze spokojem w głosie spytał:
- Po co?
- Nie pamiętam- wzruszyłam bezradnie ramionami- Wiem tylko, że odprowadził mnie do domu, ale nie w tym tkwi problem.
- A w czym?
- W tym, że...
Zabrakło mi odwagi. Miałam nadzieję, że gdzieś zza drzewa wyskoczy Gaba i mnie wyręczy w wyjawieniu prawdy. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji i nie miałam zielonego pojęcia jak to rozegrać. Powiedzieć wszystko bez ogródek czy dorobić do tego niestworzoną historię byleby tylko załagodzić skutki uboczne.
- Kate, o co chodzi?- obniżył głos i odsunął się ode mnie. Stał na tyle daleko, że nie mogłam go dotknąć co jeszcze bardziej mnie dobijało. Myślałam, że jeśli ujmę jego dłoń lepiej to przyjmie, ale teraz czułam się wystawiona jak na tarczy czekając na ostrzał.
- Było mi głupio, że wparowałam do jego mieszkania w środku nocy, w dodatku kompletnie pijana, dlatego poszłam go wczoraj przeprosić- zaczęłam opowiadać wszystko po kolei- Nie wiem jak to się stało, że zaczęliśmy się kłócić, a on mnie... pocałował.
Jakimś cudem udało mi się przecisnąć przez gardło ostatnie słowo. Poczułam ulgę by zaraz potem stanąć twarzą w twarz z wszelkimi konsekwencjami.
Panowała grobowa cisza i półmrok. Jedyne światło, które na nas padło pochodziło z latarni oddalonej kilka metrów od nas. Pomimo tego, że Harry stał do niej tyłem i to ja byłam o wiele bardziej oświetlona, nie przeszkadzało mi to w dostrzeżeniu jego ciasno zaciśniętej szczęki i piorunów bijących z źrenic.
Nie byłam w stanie się ruszyć. Bałam się, ze jeśli drgnę resztki spokoju, które trzymały go jeszcze w ryzach ustąpią i będę świadkiem sceny niczym z najstraszniejszego horroru rozgrywanego na żywo. 
- Chciałaś tego?- syknął zgrzytając zębami i ledwo rozchylając wargi.
- N-nie- zająknęłam się przerażona jego postawą. W tym momencie mógł być zdolny do wszystkiego. 
- Zabiję go.
Na przykład do tego.

Mieszkanie Tomka

       Gniew zawładną całym moim ciałem i umysłem. Nie czułem nic oprócz narastającej we mnie z każdym kolejnym krokiem wściekłości. Kate próbowała za wszelką cenę mnie zatrzymać, zastępując mi drogę i ciągnąc za ramię w przeciwnym kierunku, ale nawet gdyby stanęła teraz przede mną naga mówiąc, że chce się ze mną kochać całą noc bez pamięci nic by nie wskórała. Przynajmniej dopóki nie zrobi tego naprawdę.
- Harry błagam cię!- stanęła na przeciw mnie ostatni raz, kiedy zacząłem walić w drzwi mieszkania Tomka.
- Odsuń się i nie przeszkadzaj- warknąłem na nią- Już!
Dziewczyna zacisnęła usta w wąską linię, ale ostatecznie zrozumiała, że nic nie jest w stanie mnie teraz powstrzymać, dlatego też spełniła moją prośbę. 
Ponownie zapukałem (o ile tak można nazwać dobijanie się do kogoś) w drewnianą powłokę. Słysząc w oddali krzyki "już otwieram!" odpuściłem i zacząłem się przygotowywać do realizacji mojego planu, który obmyśliłem podczas drogi tutaj.
Gdy tylko drzwi ustąpiły wymierzyłem silny cios prosto w szczękę zaspanego, a przede wszystkim zaskoczonego moim widokiem chłopaka. Dotarł do mnie jęk dziewczyny, która patrzyła na wszystko z szeroko otwartymi oczami i dłońmi zakrywającymi usta. Nie miałem jednak czasu się teraz przejmować nią i jej przerażoną miną. Musiałem dać komuś nauczkę.
Zdezorientowany Tomek oparł się o ścianę w swoim przedpokoju.
- Co jest do cholery?!- spytał rozzłoszczony, spluwając krwią z rozciętej wargi na podłogę.
Chwyciłem go za kołnierzyk koszulki i powaliłem na podłogę, ale jak zwykle gdy dochodziło do rękoczynów między nami nie doceniłem go. Nim zdążyłem wymierzyć w jego stronę kolejny prawy sierpowy, zdążył się podnieść i zrewanżować. Przez chwilę miałem mroczki pod oczami, zupełnie tracąc orientację w przestrzeni. Potknąłem się o podwinięty dywan i wpadłem na stojącą nieopodal komodę.
- Przestańcie!- Kate krzyczała ile sił w płucach, ale nie była na tyle odważna żeby się do nas zbliżyć.
- Ja nie zacząłem! To ten twój kochaś- zrzucał na mnie winę mój przeciwnik, co jeszcze bardziej mnie nakręcało. 
- Ja?! To ty nie umiesz trzymać rąk przy sobie!- wrzeszczałem celując prosto w jego brzuch- Nie rozumiesz, że ona cię już nie chce?! Zajmij się swoją dziewczyną, a od mojej się odpierdol!
- Powiedziałaś mu?!- spytał oburzony brunetkę, która ze łzami spływającymi po jej bladych policzkach obserwowała wszystko z bezpiecznej odległości.
- Powiedziała!- kolejne uderzenie- Coś ci nie pasuje?!
- Odwal się!
- To ty się od niej odczep- trafiłem go ponownie w żebra, przez co stęknął z bólu- Jeszcze raz ją dotkniesz a cię zabiję, rozumiesz? Nie waż się nawet o niej pomyśleć!
- Harry przestań! Wystarczy!
Poczułem na swoim ramieniu drobną dłoń Kate, która próbowała mnie od niego odsunąć. Dopiero kiedy zerknąłem na nią kątem oka i zobaczyłem w jakim jest stanie odpuściłem. Zaczerwienione od płaczu oczy, potargane od ciągłego przeczesywania włosy sprawiały, że wyglądała okropnie. Jednak nie to było w tym wszystkich najgorsze. Najbardziej zaszokował mnie strach, który z niej promieniował. Bała się tego co zobaczyła. Bała się, że mogę coś zrobić jej przyjacielowi i miała rację. Gdy ją zobaczyłem sam zacząłem się siebie bać.
Zrobiłem kilka kroków w tył, a ona podbiegła do niego i trzęsącą się ręką dotknęła rozbitej skroni. 
- O mój Boże...- szepnęła, gdy chłopak syknął z bólu pod wpływem jej delikatnego dotyku- Wszystko w porządku? Matko...- powtarzała w kółko, łamiącym się głosem. 
- Nic mi nie jest- uspokajał ją, kompletnie nie zwracając na mnie uwagi- Powinniście oboje wyjść.
- Nie mogę cię zostawić w takim stanie!
- To tylko kilka siniaków- zapewnił z krzywym uśmiechem na ustach- Idź. Zadzwonię jutro cały i zdrowy.
Brunetka niepewnie zgodziła się, żegnając się z nim i wychodząc bez słowa. Ja natomiast musiałem dodać coś jeszcze.
- Nawet się nie waż z nią kontaktować.

Dom One Direction

       Cisza i mrok panujące w moim pokoju idealnie odzwierciedlały nieprzyjemne napięcie, które wytworzyło się między mną a Kate. Siłą zaciągnąłem ją do siebie ale wiedziałem, że muszę to zrobić. Gdybym pozwolił jej wrócić do siebie możliwe, że już nigdy nie otworzyłaby mi drzwi i dzisiejszy nieudany wieczór byłby ostatnim, który spędziłem w jej towarzystwie. 
Za każdym razem gdy próbowałem nawiązać z nią jakiś kontakt lub wyciągałem w jej kierunku rękę odwracała się do mnie plecami. Unikała mojego wzroku i gdyby tylko mogła nie zbliżałaby się do mnie na mniej niż kilometr. Nie podobała mi się ta sytuacja, więc pomimo późnej pory i zmęczenia, które zaczęło wdawać mi się we znaki postanowiłem spróbować jeszcze raz do niej dotrzeć.
- Kochanie...
- Nie nazywaj mnie tak- mruknęła niezadowolona ze sposobu w jaki się do niej zwróciłem- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać.
- Zmusiłem cię żebyś tu przyszła zatem do krótkiej pogawędki też mogę- odparłem pewny siebie.
- Oboje dobrze wiemy, że skończy się to wielką kłótnią. Chyba nie chcesz obudzić chłopaków?
Miała rację. Nie było co się oszukiwać myśląc, że stać nas na łagodną konwersację. Nie teraz i nie na ten temat. Nawet gdyby jej udało się zachować pozory spokoju ja na samo wspomnienie o Tomku dostałbym szału. Nic na to nie poradzę.
- Co w takim razie powinniśmy zrobić?- spytałem. Osobiście skończyły mi się pomysły na rozwiązywanie problemów.
- Nie wiem- wzruszyła ramionami- Może na początek powinieneś zastanowić się nad tym co zrobiłeś i przeprosić za swoje zachowanie?
- Nie będę nikogo za nic przepraszał- zastrzegłem- Nie zrobiłem nic złego.
- Czyżby?- popatrzyła na mnie z pogardą- Pobiłeś mojego przyjaciela! Jestem niemal w stu procentach pewna, że pozbawiłeś go dwóch zębów tylko dlatego, że mnie pocałował.
- Dla ciebie to nie jest wystarczający powód?
- Niekoniecznie- burknęła pod nosem obrażona- Jesteś nienormalny!
- Może i tak- przyznałem- A to wszystko przez ciebie!
- Słucham? A co ja mam do tego?
- Wszystko- wyrzuciłem ręce w górę sfrustrowany- Gdyby chodziło o kogokolwiek innego w życiu bym tak nie zareagował. Nie rozumiesz tego?
Dziewczyna pokręciła przecząco głową. Rwałem włosy z głowy byleby się tylko opanować, ale prędzej zostałbym łysy niż by to pomogło. Nie miałem innego wyjścia. Musiałem wyłożyć karty na stół.
- Zależy mi na tobie jak na nikim innym- zacząłem, krążąc w kółko po pokoju- Zrobiłbym dla ciebie dosłownie wszystko. Pragnę być przy tobie cały czas, nie odstępować na krok. Wystarczy, że znikniesz za drzwiami, a ja już zaczynam tęsknić. Ja...- westchnąłem głęboko siadając na łóżku i wciągając ją na swoje kolana mimo jej oporu- Jestem zazdrosny. Aż do bólu. Zwłaszcza o niego.
- To tylko Tomek- szepnęła.
- Wcale nie. On jest dla ciebie kimś więcej. Kimś kto zna cię od zawsze, wie o tobie wszystko. A ja? Umiem cię tylko zdenerwować albo doprowadzić do łez. Tak jak dzisiaj- przymknąłem oczy kiedy poczułem jej drobną dłoń na moim policzku- Może inni mają rację. Nie jestem dla ciebie odpowiedni i nie umiem ci pomóc.
- Bzdura!- odparł oburzona- Kto ci takich głupot naopowiadał? 
- Sama nie chcesz się ze mną dzielić swoimi kłopotami, więc co mam myśleć?
- Harry...- Kate odgarnęła kilka zabłąkanych loków z mojego czoła i ucałowała mnie- Nie robię tego, ponieważ nie jestem do tego przyzwyczajona. Zawsze dawałam upust swoim emocjom dzięki muzyce, ale odkąd nie jestem w stanie sklecić jednego głupiego zdania to jest mi ciężko poradzić sobie ze wszystkim. To nie prawda, że jesteś dla mnie zły- zapewniła- Po prostu oboje musimy się przyzwyczaić do tej nowej sytuacji. Zwłaszcza ja.
- Co jeśli nam nie wyjdzie?
- Tego nie wiemy i wierz mi, że nikogo nie przeraża to bardziej niż mnie- oświadczyła- Niemniej jednak chcę spróbować, bo jeszcze nigdy nie czułam się z kimś tak dobrze jak z tobą. 
- Mimo tego, że większość czasu tracimy na kłótniach?
- Taki chyba nasz urok- uśmiechnęła się lekko- Pamiętasz jak się poznaliśmy? Na jednym z pierwszych spotkań zapytałeś się czy jestem szczęśliwa.
- Odpowiedziałaś, że nie- automatycznie przywołałem to wspomnienie. Jak mógłbym zapomnieć przygnębienie, które wtedy zobaczyłem w jej oczach? Coś okropnego. 
- Możesz mi zadać jeszcze raz to samo pytanie?
Spojrzałem na nią z wahaniem. Co ona chciała udowodnić? Może coś się zmieniło od tego czasu? Moja ciekawość była zbyt wielka żebym oparł się pokusie poznania odpowiedzi.
- Jesteś szczęśliwa?
- Tylko wtedy gdy jestem z tobą- powiedziała zdecydowanie- Gdy jesteś obok zapominam o tym co mnie spotkało w przeszłości, co straciłam...- przerwała na moment spuszczając wzrok- O tym czego nigdy nie doświadczę. Mimo to dajesz mi nadzieję, że to nie musi być prawda. Weźmy na przykład twoją historię o gwiazdach i moich rodzicach. Ja też zaczęłam w to wierzyć i nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. Jak bardzo tego potrzebowałam. 
 Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu. Do tej pory nie zdawałem sobie sprawy ile dla niej robię i choć przez moją głowę przemknęła myśl, że to wszystko to tylko głupie gadanie żeby mnie udobruchać, nie chciałem w to wierzyć. Czemu miałaby mnie oszukiwać? To musiała być prawda. Ktoś kto spogląda na ciebie z takim ciepłem w oczach nie może kłamać. 
- Nie wiedziałem. Sądziłem, że umiem tylko wszystko niszczyć.
- Dlatego ci to powiedziałam. Teraz już wiesz, że jesteś o wiele lepszy niż ci się wydaje. 
- Kate...- przyciągnąłem ją bliżej siebie- Podaruj mi trochę szczęścia- poprosiłem- Chcę się upewnić, że nie jesteś na mnie wściekła za to co zrobiłem. 
Trochę to trwało nim poczułem jej dłoń w miejscu gdzie biło moje serce. Lekko mnie popchnęła, przez co opadłem na poduszki. Nachyliła się nade mną i załączyła nasze usta razem. Całowała mnie powoli i z wyczuciem przechodzą na szyję by za moment wzdłuż linii żuchwy wrócić do czekających na nią z utęsknieniem warg.
Moje palce wślizgnęły się pod materiał jej koszuli. Dokładnie badały każdy milimetr delikatnej jak jedwab skóry, a jej ciało jakby spragnione dotyku przylgnęło do mnie całą powierzchnią.
- Jestem zła- szepnęła mi na ucho- Nawet nie jesteś sobie w stanie wyobrazić jak bardzo.
Słysząc jej słowa przejąłem inicjatywę i obróciłem nas tak, że teraz to ja byłem na górze. 
- Postaram się coś na to poradzić.
- To nie takie łatwe- odparła cicho jęcząc gdy delikatnie przygryzłem skórę na jej obojczyku. 
- Udowodnię ci jak bardzo mi przykro.