18 maja 2017

30

Mieszkanie Kasi i Gaby
 
     Jest kilka rzeczy, których nienawidzę, ale jedna zdecydowanie wysuwa się na prowadzenie. Prasowanie. Mogę w domu robić absolutnie wszystko. Zmywać naczynia, ścierać kurze, odkurzać, czyścić toaletę, a nawet pomalować ściany, ale prasowanie to wymysł diabła. To albo gniotące się pod wpływem lekkiego podmuchu wiatru ubrania. Nie wiem jak długo znęcam się nad moją nową koszulą przy użyciu rozgrzanego do czerwoności żelazka. Niestety mimo wszelkich gróźb i wyzwisk rzuconych w jej stronę, ona dalej pozostaje nieugięta. Niestety tylko w tym metaforycznym znaczeniu, bo gdy już udaje mi się ją naprostować w jednym miejscu, drugie jest wymięte jakbym dopiero co wyciągnęła je psu z gardła. 
 Odstawiając z hukiem żelazko i prawie przewracając deskę do prasowania, zacisnęłam pięść na czarnym jak odchłań piekieł materiale. Ruszyłam do pokoju mojej współlokatorki, nie kłopocząc się zachowywaniem manier. Bez pukania weszłam do środka i rzuciłam zwiewną tkaniną celując w jej biurko. Niestety, choć użyłam do tego całej siły, ubranie wylądowało ledwie kilkanaście centymetrów od moich stóp. To jeszcze bardziej podniosło mi ciśnienie.
- Nie mogę tego założyć!- wskazałam palcem na ten piekielny przedmiot- Tego się nie da wyprasować. Założę się, że zanim dojadę do sądu będę wyglądać jakbym wyciągnęła to ze śmietnika. Czemu dałam ci się namówić na wydanie stu pięćdziesięciu funtów na takie badziewie? Nawet bezdomny by tego nie założył!
 Wymachiwałam rękami na lewo i prawo. Nieszczególnie wiedziałam gdzie powinnam skierować wzrok, żeby zwrócić się bezpośrednio do przyjaciółki, gdyż przez cały swój monolog, próbowałam zniszczyć wzrokiem koszulę leżącą pod moimi stopami.
- Cześć Kate- usłyszałam ciche powitanie, a głos osoby, która je wypowiedziała, na pewno nie należał do Gaby.
- Cześć Niall- uśmiechnęłam się najszczerzej jak umiałam. Gdy obróciłam głowę, zobaczyłam blondyna z gołą klatką piersiową przyssaną do nagich pleców jego dziewczyny. Odwróciłam wzrok widząc zawstydzoną minę Gabrysi, po czym wyciągnęłam z komody pierwszą lepszą bluzkę i rzuciłam w jej kierunku.
- Jeszcze spodnie- zaczerwieniła się na policzkach, a ja wywróciłam oczami podając jej szary dres.
- Tobie też potrzebny stylista Horan?- spytałam, zakładając ręce na piersi. Tym samym zorientowałam się, że sama nie jestem lepsza. Oto stoję w samym staniku i spodniach przed przyjacielem mojego chłopaka. Świetnie. 
 Nie zwracając uwagi na jego odpowiedź sama zgarnęłam z szafki koszulkę i przeciągnęłam ją przez głowę.  W tym czasie brunetka wygramoliła się spod kołdry i stanęła przede mną. Podniosła z podłogi czarne dzieło szatana, odwracając je na lewą stronę. 
- Ustawiłaś odpowiednią temperaturę? Na metce napisali, że żelazko powinno być nastawione na tryb prasowania bawełny.
- Żelazko ma jakieś tryby?- uniosłam brwi ze zdziwienia- Nie wystarczy podłączyć go do gniazdka?
- Myślałaś, że to pokrętło na środku pod rączką zamontowali dla ozdoby?- spytała z politowaniem.
- Widziałaś jak wygląda najnowsze Maserati? Tam też nie wiem co projektant miał na myśli, gdy montował na desce rozdzielczej te wszystkie przyciski.
- Żelazko to nie samochód.
- Jedno i drugie jest bezużyteczne jak nie potrafi się go obsługiwać, więc dla mnie w zasadzie to to samo.
- Przecież Harry nauczył cię ostatnio prowadzić- wytknęła mi moją pomyłkę, znacząco się przy tym uśmiechając. Zachowywała się tak, jakbym opowiedziała jej coś więcej o mojej przejażdżce ze Styles'em niż tylko część naukową, ale może sama sobie dopowiedziała resztę, widząc jego potargane włosy. Chyba w tą bajeczkę o wietrze, który wiał przez otwarte okno nie uwierzyła.
- Hazza pozwolił ci prowadzić swoje auto?- do rozmowy wtrącił się Niall, kompletnie zszokowany sądząc po jego minie.
- Tak, i co z tego?- wzruszyła ramionami- Z resztą nie ważne. Nie mam czasu teraz o tym gadać. Mam ważniejsze sprawy na głowie- zwróciłam się ponownie do przyjaciółki- Gaba, błagam. Ratuj. Nie wiem co mam na siebie założyć, dzisiaj muszę wyglądać zabójczo. Może ta ruda małpa umrze od samego patrzenia na mnie.
- Czemu akurat dzisiaj tak bardzo ci na tym zależy?- zadał kolejne pytanie Horan. Mówię wam, on jest jak dziecko. Ma niekończącą się listę pytań i jedyne czego nie rozumiem, to czemu ja muszę na nie odpowiadać.
- Marin zeznaje dzisiaj przeciwko mnie- wyjaśniłam, wciąż wpatrując się najsłodszymi oczkami jakie potrafię zrobić w przyjaciółkę.
- Pójdę sprawdzić czy masz coś w swojej szafie na taką okazję.
Uścisnęłam ją mocno, po czym niemal wypchnęłam w kierunku mojego pokoju. Zostałam sam na sam z blondynem, który przyglądał się mi z politowaniem. 
- Nie patrz tak na mnie- pogroziłam mu palcem- Nie potrzebuję niczyjej litości.
- Nie lituję się nad tobą. Po prostu jest mi smutno, że spotyka cię coś takiego.
- Powinnam być twoim ostatnim zmartwieniem. Nie musisz się mną przejmować.
- A co jeśli chcę?- spytał, marszcząc na mnie gniewnie brwi.
 Szczerze powiedziawszy nigdy nie zastanawiałam się, ile znaczę i jak postrzega mnie całe One Direction. Na początku zakładałam, że tak jak każdy kto zaczynał ze mną współpracę. Byłam dla nich interesującym okazem, o którym krążyły różne plotki. Na końcu okazałam się młodocianą tekściarką o żelaznych zasadach i dziwnym podejściu do świata. Cóż, te moje niezłomne zasady dość szybko obalili, ale to zupełnie inna historia. Mimo to jedynym, którego opinię chciałam poznać najbardziej był Harry. Z resztą znacie nasze perypetie. Na początku wkurzający podopieczny. Potem dalej wkurzający podopieczny, ale już z tym czymś co nie pozwalało mi przejść koło niego obojętnie. Aktualnie ktoś bez kogo nie wyobrażam sobie życia. Jednak co teraz sądzi o mnie reszta zespołu? Już z nim nie pracuję. Może jestem dla nich po prostu dziewczyną ich kumpla, która kiedyś napisała dla nich kilka piosenek. Nic więcej? Przyjmując do świadomości takie rozwiązanie, szybko doszłam do wniosku, że wcale mi się ono nie podoba. Mimo tego, że starałam się ich traktować tylko jako kolejnych klientów i nie angażować się emocjonalnie pod żadnym względem, naprawdę ich polubiłam. Owszem, czasami są irytujący, przez większość czasu nie rozumiem ich zachowania, a gdy Payne zaczyna rozmawiać ze mną w zdecydowanie za szybki tempie, nie jestem nawet w stanie choćby odgadnąć co do mnie mówi. Mimo to uważam ich za fajnych chłopaków i nie chciałabym być dla nich tylko swego rodzaju dodatkiem, wleczącym się za Harry'm. Wolałabym być dla nich kimś więcej. Cokolwiek miałoby to znaczyć.
- Wiesz Niall, prawdopodobnie nie powinnam cię o to prosić, ale mógłbyś coś dla mnie zrobić?
Czekając na odpowiedź, zauważyłam jak uważnie się we mnie wpatruje, szukając jakiejś podpowiedzi, czy powinien się zgodzić. W końcu siknął głową, ujmując moją dłoń.
- Czego tylko potrzebujesz- uśmiechnął się do mnie ciepło, zaciskając swoje palce wokół moich.
- Czekają mnie dzisiaj jedne z najtrudniejszych dwudziestu czterech godzin mojego życia. Ta cała rozprawa sprawia, że dostaję regularnie zawału. Na dodatek mam przed sobą zeznania Laury, a biorąc pod uwagę jej niepoczytalność i chęć zemsty, wszystko może się wydarzyć. Do tego wieczorem masz zamiar ogłosić światu, że moja najlepsza przyjaciółka jest twoją dziewczyną, a ja zgodziłam się zjeść kolację z mamą i siostrą Harry'ego.
- Faktycznie nie masz lekko- westchnął głęboko- Jeśli chcesz mogę się wstrzymać z ujawnianiem swojego związku z Gabrysią.
- Nie, nie o to mi chodziło- zaprzeczyłam szybko- To wasza decyzja i jeśli oboje jesteście tego pewni powinniście to zrobić. Naprawdę- zapewniłam- Chcę cię jedynie prosić o to, żebyś w najbliższym czasie otoczył szczególną uwagą i opieką Gabę. Ja... cóż, ostatnimi czasy nie jestem najlepszą przyjaciółką. Pomału przestaję sobie radzić z tym wszystkim co się dzieje dookoła mnie i dopóki wszystkiego sobie nie poukładam, potrzebuję kogoś kto przejmie część moich obowiązków. Muszę wiedzieć, że ktoś nad nią czuwa, i że jest bezpieczna. Mogę na ciebie liczyć?
- Oczywiście- zapewnił- Możesz na mnie polegać Kate. Nie tylko w tej kwestii- zaświadczył z taką szczerością w swoich oczach, że w moich zaczęły wzbierać łzy.
- Dziękuję Niall. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.
- Do usług. W końcu jesteśmy przyjaciółmi, nie?
Zachłysnęłam się powietrzem, próbując od razu odpowiedzieć, ale gdy tylko otoczył mnie ramieniem, nie miałam żadnych wątpliwości.
- Tak, przyjaciółmi- potwierdziłam, a jego twarz rozświetlił zdecydowanie zbyt szeroki uśmiech. Oparłam głowę o jego ramię, oddychając powoli- Mam pytanie.
- Dawaj.
- Jeśli podczas kolacji nie będę do końca szczera z rodziną Harry'ego i kiedyś to odkryją... znienawidzą mnie, prawda?
- Nie sądzę- stwierdził bez namysłu, zaskakując mnie tym- Masz swoje powody, dla których nie ogłaszasz światu wszem i wobec czym się zajmujesz, ale zawsze jesteś szczera. Nie udajesz nikogo. Masz kilka swoich twarzy, ale każda z nich stanowi o tym kim jesteś. To jest moim zdaniem najważniejsze, więc jeśli nawet kiedyś się dowiedzą prawdy, wybaczą ci. Poza tym, ciebie nie można nienawidzić.
- Proszę cię- zaśmiałam się pod nosem- Mnie można albo kochać albo nienawidzić. Nie ma innej opcji.
- W takim razie na pewno cię pokochają. Tak jak my.
- Co to ma znaczyć?- odezwała się ni stąd, ni zowąd Gaba, która wróciła ze swoich poszukwań. Trzymając w dłoni mój kolejny, niedawny zakup, położyła ręce na biodrach i bacznie się nam przyglądała. Zaśmiałam się widząc jej zezłoszczoną minę i zazdrość bijącą z oczu. Chcąc się z nią nieco podroczyć, obróciłam się przodem do Horana i wtuliłam w jego bok
- Nie chciałam, żebyś dowiedziała się o nas w ten sposób, ale to uczucie... jest zbyt silne byśmy mogli z nim walczyć- udawałam skruszoną, ale ledwo byłam w stanie powstrzymać łzy rozbawienia. Niall również uznał to za śmieszny żart, ale szybko zmienił zdanie, gdy zaczęto mu grozić spędzeniem reszty swojego życia w samotności.
- Możesz tu więcej nie przychodzić- oświadczyła mu, zadzierając do góry głowę- A ty od dzisiaj może nazywać się moją "byłą" przyjaciółką.
- Ale to tylko żart!- bronił się zawzięcie blondyn, padając przed nią na kolana. On to wziął na serio, czy postanowił się dołączyć do naszego teatrzyku?
- Jasne- prychnęła na niego Gaba- Ubieraj się i wypad, a ty...- wskazała na mnie palcem- nawet nie myśl, że będę ci pomagać z wyborem stroju na dzisiejszą kolację.
- Dobra, już mnie tak nie strasz!- uniosłam ręce do góry- Idę sobie, a wy się dogadujcie między sobą, bo wygląda na to, że twój chłopak wziął sobie to wszystko do serca.
- Chwila, że co?- spytał nie dowierzając- To to nie jest naprawdę?
- Oj Niall!- poklepałam go po ramieniu- Jako mój przyjaciel musisz się jeszcze wiele nauczyć...   

Sala rozpraw

      Gdy tylko usłyszałam otwierające się drzwi, automatycznie odwróciłam głowę. Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Kate G dumnie kroczyła przez salę rozpraw, mijając kolejne rzędy ławek. Ubrana w dopasowaną, czarną sukienkę z nieco za dużym dekoltem jak na taką okazję i długim rozcięciem z przodu, stukała obcasami lakierowanych szpilek o marmurową posadzkę. Jej wygięta do przodu pierś i zadarta do góry głowa wskazywała na to, że musi być niezwykle pewna siebie. Dostrzegłam cień uśmiechu, który zagościł na jej twarzy, podczas gdy na mojej malowało się zdziwienie. Na szczęście szybko jej mina zrzedła, gdy poproszono mnie o zajęcie miejsca obok sędziego i zobaczyła, że zdecydowałyśmy się dzisiaj na identyczny "zabójczy" zestaw. Mogłam się założyć, że właśnie zaciskała ręce pod stołem z wściekłości. Skąd to wiem? Jak to mówią- najpierw poznaj swojego wroga, zanim wypowiesz mu wojnę
- Panno Marin, czy przysięga pani mówić prawdę, całą prawdę i tylko prawdę?- spytał sędzia Welch, kiedy zajęłam miejsce obok niego. Gdy obiecałam, że będę prawdomówna, choć w duchu wiedziałam, że moja definicja szczerości jest zdecydowanie inna niż jego, rozpoczęliśmy moje przesłuchanie. 
- Proszę nam powiedzieć czym się pani zajmuje?- zadał pierwsze pytanie mój adwokat, któremu sama podłożyłam listę pytań, które powinnam usłyszeć.
- Jestem menadżerem i tak zwanym łowcą głów. Zajmuję się znajdowaniem najlepszych artystów pochodzących z Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Z jednym z nich współpracuję do tej pory.
- Czy w ostatnim czasie podjęła pani współpracę z młodą piosenkarką o imieniu Ashley Blunt? 
- Owszem- uśmiechnęłam się, starając się wyglądać jak matka, która opowiada o swoim ukochanym dziecku- Poznałam ją kilka miesięcy temu. Dostrzegłam ją na imprezie dla młodych muzyków, organizowanej przez jeden z londyńskich klubów. To dość częsty proceder. Gdy tylko usłyszałam jej głos wiedziałam, że zasługuje na to, żeby dać jej szansę. Postanowiłam wziąć ją pod swoje skrzydła i pomóc.
- Czy Ashley powiedziała, że sama komponuje swoje utwory?- zadał kolejne pytanie z mojej listy Stevens.
- Potwierdziła to, gdy ją o to zapytałam. Poprosiłam, by zagrała kilka swoich kompozycji. Uznałam, że są świetne jak na tak niedoświadczonego artystę, dlatego ucieszyłam się, gdy postanowiła podpisać ze mną kontrakt. Niestety nie wiedziałam, że przyczynię się do jej ograbienia- westchnęłam smutno, ocierając łzę, która zaczęła formować się w kąciku mego oka. W duchu sama sobie gratulowałam zdolności aktorskich i przebiegłości. Jak na razie wszystko szło zgodnie z planem.
- Mogłaby pani wytłumaczyć dokładnie, co ma pani na myśli?
- Gdybym wiedziała, że współpraca ze mną oznacza, że ktoś bezczelnie ukradnie jeden z jej najlepszych utworów, nad którym tak ciężko pracowała, w życiu bym się na to nie zgodziła. Szczerze powiedziawszy czuję się winna.
- Winna czego?- spytał sędzia Welch, patrząc na mnie sceptycznie.
- Gdyby nie ja i moja znajomość z panną G, nigdy by do tego nie doszło- oznajmiłam- Podejrzewam, że wciąż żywi do mnie urazę po naszej ostatniej, krótko mówiąc, nieudanej współpracy. Widocznie nie jest w stanie mi przebaczyć i teraz próbuje się na mnie odegrać. Musicie jednak państwo zrozumieć, że nie mogę pozwolić na to, aby moja przeszłość przeszkodziła młodej, uzdolnionej dziewczynie w spełnianiu swoich marzeń. To dlatego tutaj jesteśmy
- Czyli uważa pani...- zaczął z powątpiewającą miną Welch- że oskarżona jakimś cudem ukradła jeden z utworów rozpoczynającej swoją karierę piosenkarki tylko po to, żeby się na pani odegrać za nieporozumienie, które zaszło między wami w przeszłości?
- Tak, ale to nie ja tutaj oceniam co jest prawdą a co nie. To wysoki sąd wydaje w tej sprawie wyrok.
 Zaczynałam się lekko denerwować. Od początku wiedziałam, że główny sędzia jest urzeczony osobą Kate i skłonny jest uwierzyć we wszystko co powie. Wystarczyłby jeden jej uśmiech czy smutne spojrzenie, by wziął ją na kolana jak własną wnuczkę i zaczął obiecywać, że wszystko będzie dobrze. Dlatego też nie mogłam pozwolić, by jej prawnik mógł podważyć jakiekolwiek zeznanie czy zarzut, które skrzętnie przygotowywałam przez ostatnie kilka miesięcy. Musiałam wygrać.
- Jakby pani opisała stosunki panujące między panią a oskarżoną?- przejął pałeczkę mój adwokat. Nareszcie. W końcu niemało mu płacę.
- Napięte. Podczas naszego ostatniego spotkania zostałam przez Kate spoliczkowana za to, że zdecydowałam się ją pozwać. 
- Panno G, bardzo proszę wstać- zwrócił się bezpośrednio do brunetki sędzia. Dziewczyna wstała chwiejnym krokiem nie spuszczając ze mnie wzroku- Czy to prawda? Czy użyła pani przemocy wobec powódki?
- Tak. Zrobiłam to tylko dlatego, że mnie sprowokowała- odpowiedziała zgodnie z prawdą i niestety musiało paść kolejne pytanie.
- Możesz nam opowiedzieć o tym zajściu?
G westchnęła głęboko, zakładając ręce na piersi. Przez kilka sekund piorunowała mnie wzrokiem, po czym lekko uśmiechnęła się do staruszka z młotkiem w dłoni. Przysięgam, że ta dziewucha musi mieć chorobą dwubiegunową. Kto normalny potrafi w ciągu milisekundy z drapieżnego wilka, który czyha na moje najmniejsze potknięcie przeistoczyć się w potulną owieczkę?
- Wróciłam do swojego mieszkania i znalazłam wezwanie do sądu. Gdy zobaczyłam na nim nazwisko Laury wiedziałam, że planuje coś okrutnego, dlatego postanowiłam dowiedzieć się o co chodzi. Domyślałam się, w którym hotelu się zatrzymuje podczas pobytu w Londynie, dlatego postanowiłam się tam udać i zobaczyć czy ją tam zastanę. Zobaczyłam ją w holu, a gdy ona dostrzegła mnie, podeszła bliżej. Zapytałam co to ma wszystko znaczyć. Od słowa do słowa oznajmiła mi, że na pewno wygra tą sprawę, dlatego powiedziałam, że jej tego nie daruję. Zaczęłam wychodzić, kiedy krzyknęła za mną, że mnie zniszczy i skończę w więzieniu. Wtedy zawróciłam i ją uderzyłam.
- Groziłaś jej?- dopytywał się rozzłoszczony jej zachowaniem sędzia. Wyglądał jakby chciał wysłać ją do swojego pokoju i kazać przemyśleć swoje zachowanie, które teraz mogło ją wpakować w jeszcze większe kłopoty.
- Tak- przyznała, a jej obrońca przetarł twarz ręką- Ale to nie tak, że ona nie zrobiła tego wcześniej.
- Wysoki sądzie, czy mógłbym zadać pytanie pozwanej?- poprosił grzecznie McConell, a gdy dostał nieme pozwolenie, zwrócił się do swojej klientki- Możesz opisać w jaki sposób panna Marin cię zastraszała?
- Podczas mojego pobytu w Sztokholmie, Laura przyszła do mnie z propozycją współpracy. Gdy na nią nie przystałam powiedziała, że powinnam uważać komu odmawiam. Oczywiście ona nazwała to tylko ostrzeżeniem, ale myślę, że jest to jeden z synonimów słowa "groźba".
- Czemu nie zgodziłaś się na podjęcie współpracy?
- Podczas odsłuchiwania nagrań niejakiej Ashley, szybko się zorientowałam, że nagranie zostało przerobione i ulepszone. Jak później panna Marin przyznała, zrobili to po to, żeby zrobić na mnie dobre wrażenie. Chyba pan rozumie, że nie mogłam zacząć pracować z kimś kto od samego początku mnie okłamywał. Tak jak robi to teraz pod przysięgą.
- Mówię prawdę!- uniosłam się, czując jak wali mi się grunt pod nogami. Sytuacja wymykała się z pod kontroli i nie bardzo wiedziałam co z tym zrobić.
- Czy jest ktoś kto mógłby potwierdzić twoje słowa?- uśmiechnął się do niej mecenas, wiedząc, że ma na to kilku świadków, ale Kate zrobiła się blada i podobnie jak ja nie wyglądała na zadowoloną z obrotu sytuacji.
- Panno G, proszę odpowiedzieć na to pytanie- ponaglał ją Welch.
- T-tak- zająknęła się- W spotkaniu uczestniczyli Savan Kotecha i Max Martin.
- Ktoś jeszcze?
Brunetka naprawdę wydawała się przestraszona i zapędzona w kozi róg. Uciekała na bok wzrokiem, przygryzając jednocześnie wargę, jakby zastanawiała się czy powinna wymienić kolejnych pięć nazwisk. Czemu tak bardzo nie chciała się do tego przyznać? Przecież to tylko jej podopieczni. Z resztą z tego co wiem to byli.
- Liam Payne, Louis Tomlinson, Zayn Malik, Niall Horan i...- odetchnęła głęboko, przejeżdżając ręką po karku- Harry  Styles. Wszyscy są członkami zespołu One Direction, z którym współpracowałam w tamtym czasie.
- W takim razie proszę o wezwanie całej siódemki na kolejną rozprawę. Chętnie usłyszę ich wersję wydarzeń.
 Siedziałam oniemiała. Nie, nie nie. To nie tak miało wyglądać! Kate miała zostać pogrążona po tym jak ujawniłam, że podniosła na mnie rękę, a nie zwoływać swoich marnych rycerzy na kolejne posiedzenie! Kątem oka dostrzegłam jak szepcze coś na ucho swojemu adwokatowi. Próbował jej coś wytłumaczyć niedbale gestykulując rękami, a po chwili poprosił o godzinną przerwę. Sędzia przystał na jego prośbę, a ja miałam tylko godzinę, żeby zmodyfikować mój plan i znaleźć kolejny fałszywy dowód na to, że Kate G jest winna zarzucanych jej czynów. Bierz się do roboty Marin.

 Dom One Direction    

   Dzisiejszy wieczór to istne szaleństwo. Chłopaki kręcą się w kółko po domu, wszyscy ubrani w garnitury z wyjątkiem Nialla, który uparł się, żeby założyć bordowy sweter. Przysięgam, że jeszcze minuta i Paul siłą go wepchnie w marynarkę, a potem zwiąże, żeby nie mógł jej zdjąć. 
- Nie będę tego nosił!- obstawał przy swoim Horan, chowając się przed Higginsem za fotelem.
- Nie wkurzaj mnie dzieciaku i chodź tutaj!- warknął na niego mężczyzna, który zaczynał tracić nad sobą kontrolę- Założysz tą cholerną marynarkę albo cię do tego zmuszę. Boże, czemu nie ma tu Kate?! Już dawno bylibyśmy wszyscy na miejscu! Wystarczyłoby jej jedno spojrzenie.
Wstrzymałam oddech słysząc jak wspomina moją przyjaciółkę, która dla mamy i siostry Harry'ego dalej jest jedynie pracownikiem firmy kurierskiej. Zerknęłam przez ramię sprawdzając gdzie aktualnie znajduje się rodzina Styles'a. Na szczęście wydawały się nic nie słyszeć, sądząc po tym w jakim skupieniu próbowały pomóc mu zawiązać muszkę. Mimo wszystko postanowiłam zapobiec kolejnej wpadce i szybko podeszłam do menadżera chłopaków.
- Paul, po co te nerwy...- uśmiechnęłam się do niego uprzejmie- Uważam, że to nawet lepiej jak każdy z chłopaków założyć coś innego. Każdy będzie się czymś wyróżniać. Poza tym uważam, że Niall wygląda obłędnie w tym kolorze.
- Myślę Gabrysiu, że twoja opinia nie do końca jest obiektywna, ale masz rację. Po co mam się użerać z tą chłopaczyną. Niech Lou to robi, gdy tu zejdzie z Zaynem. 
- Dokładnie! A tak na marginesie...- nachyliłam się w jego kierunku- Mógłbyś nie wspominać o Kasi tak głośno? Nie wszyscy tu wiedzą kim jest i lepiej, żeby tak na razie zostało- skinęłam głową w kierunku Gemmy, która bawiła się telefonem.
- Cholera!- pacnął się w czoło- Tak, jasne! Przez tego małolata kompletnie o tym zapomniałem- zmierzył jeszcze raz srogim spojrzeniem blondyna. Wywróciłam oczami gdy zobaczyłam jak Horan pokazuje mu język, po czym podeszłam do niego i ucałowałam w policzek.
- Nie ma za co.
- Powinienem ci za coś podziękować?- spytał, patrząc na mnie zaskoczony.
- Gdyby nie ja siedziałbyś teraz na tym fotelu, ubrany w marynarkę, ze związanymi za plecami rękoma. 
- Wygrałbym z nim- odparł pewnie- Choćby siłą.
- Oczywiście kochanie- uśmiechnęłam się do niego, rezygnując z rujnowania jego marzeń o wygranej przez nokaut.
- Pięknie dzisiaj wyglądasz- zmierzył mnie spojrzeniem od stóp po sam czubek głowy- Wszyscy się będą za tobą oglądać. Wcale nie jestem pewny czy mi się to podoba...
- Będą na mnie patrzeć tylko dlatego, że ty będziesz obok- zapewniłam, poprawiając kołnierzyk przy jego koszuli- Ty też się prezentujesz dzisiaj niczego sobie.
- Nie zarzucaj mnie tak komplementami, bo się jeszcze zarumienię. 
- To dodałoby ci tylko uroku.
Chłopak wywrócił oczami, śmiejąc się pod nosem. Przytulił mnie do siebie i pochylił się, by mnie pocałować, ale w ostatnim momencie moja torebka zaczęła wydawać z siebie głos Johna Mayera. Myśląc, że właśnie znalazłam się w scenie z niskobudżetowej komedii romantycznej, wyjęłam telefon i bez patrzenia kto dzwoni przyłożyłam go do ucha.
- Cześć- usłyszałam smutny głos przyjaciółki po drugiej stronie- Jak przygotowania do debiutowego występu One Direction?
- Kasia! Cześć...- zerknęłam na Nialla, który od razu spoważniał orientując się z kim rozmawiam. Mimo panującej wokół ekscytacji i radości, każdy z nas w głębi duszy zastanawiał się, co dzieje się na jednej z sal sądowych- U nas wszystko dobrze. Chłopaki nie mogą się już doczekać. Mów lepiej co u ciebie! Już po wszystkim?
Zakryłam mikrofon ręką prosząc Horana, by poszedł po Harry'ego.
- Nie, jeszcze nie- odetchnęła głęboko- Mam teraz krótką przerwę. Jedną z wielu... Nie uwierzysz co ten małpiszon wygaduje! 
- Mogę się jedynie domyślać, ale nie martw się. Wszystko będzie dobrze- zapewniłam ją- Uniewinnią cię.
- Powiedziała, że ją uderzyłam- odparła sucho- Sędzia kazał mi opowiedzieć co się stało, więc musiałam się przyznać.
- Kurwa!- zaklnęłam, w momencie kiedy przy moim boku pojawił się Style's. Widząc moją zmartwioną minę od razu pobladł i zniszczył swoją perfekcyjnie ułożoną fryzurę.
- Dokładnie. Próbowałam się jakoś wybronić, streszczając pokrótce jak groziła mi w Szwecji, ale nie wiem czy mi to pomoże. Teraz pewnie kiedy poczuła, że grunt wali się jej pod nogami, szuka kolejnych sfałszowanych dowodów, żeby mnie jeszcze głębiej pogrzebać. Najgorsze jest to, że chcą poprosić Martina, Savana i chłopaków na świadków.
- To chyba dobrze, prawda?- spytałam, sama nie będąc o tym przekonana- Jeśli potwierdzą co się wtedy stało...
- Od początku staram się ich trzymać od tego z daleka- przerwała mi poirytowana, ale raczej sama na siebie niż na mnie- Do tej pory udało mi się wspomnieć One Direction i ich nazwiska tylko raz. Nie pozwolę na to, żeby ich kariera rozpoczęła się od wielkiego skandalu tylko dlatego, że jakiś rudzielec chce się na mnie zemścić. Zasługują tylko na to co najlepsze i dopilnuję, żeby to dostali. 
- Chcesz to jakoś odkręcić?
- Coś wymyślę. Muszę- oznajmiła tonem nieznoszącym sprzeciwu- Jest gdzieś może koło ciebie Harry?
- Tak, stoi tuż obok. Chcesz z nim porozmawiać?
- Jeśli ma na to ochotę. 
- Myślę, że zaraz sam wyrwie mi telefon, choćby miał to zrobić razem z moją ręką- zaśmiałam się, kiedy próbował podsłuchać o czym rozmawiamy. Niestety jego znajomość naszego ojczystego języka była do tego zdecydowanie niewystarczająca.
- Uważaj na siebie. Wiem, że mamy wysokie ubezpieczenie, ale ręka może ci się jeszcze przydać- przyjaciółka również wydawała się rozbawiona tą wizją. Podejrzewam, że może nawet udało się jej uśmiechnąć- Daj mu telefon. Tylko Gaba, proszę. Nie mów im nic na razie. Jeszcze wiele się może wydarzyć.
- Jasne. Już ci go daję.
Wyciągnęłam telefon w kierunku Loczka. Nie zdążyłam się nawet odezwać, w czasie gdy on zaczął zadawać swojej dziewczynie tysiące pytań na raz.
- Cześć piękna. Jak poszło? To znaczy? O której to się skończy? Jak to nie wiesz? Ale...
- Styles!- upomniałam go, klepiąc jego ramię- Ona potrzebuje wsparcia, a nie kolejnego przesłuchania.
- Tak, masz rację...- przyznał skruszony- Co? Nie, to nie do ciebie. Gaba coś do mnie mówiła. Tak? Nie mogę się już doczekać. Szkoda tylko, że ciebie nie będzie...
 Wyrzuciłam ręce w górę z niedowierzaniem. Powinien ją pocieszać, a nie dyktować kolejne powody, przez które powinna popaść w depresję. Mimo wszystko, postanowiłam się nie wtrącać i cierpliwie czekać aż skończą, przysłuchując się jednostronnemu dialogowi.
- Przygotowaliśmy z Savanem parę cover'ów. Poza tym zaśpiewamy What Makes You Beautiful. Oczywiście, że tego nie zawalimy! Będzie idealnie. Tak jak wtedy w studiu, pamiętasz? Stanęłaś na przeciw mnie i kazałaś wyobrazić sobie, że śpiewam dla kogoś wyjątkowego. Już wtedy wiedziałem, że dla mnie tym kimś jesteś ty. Gdyby na twoim miejscu znalazł się ktoś inny, sterczałbym tam do tej pory. W ramach nagrody obiecałaś mi randkę i choć bardzo starałaś się, żeby była to najgorsza pierwsza randka w moim życiu, poległaś na całej linii. Nigdy z nikim nie bawiłem się tak dobrze pośród tylu staruszków- zaśmiał się, przygryzając wargę- Zdecydowanie musimy to kiedyś powtórzyć. Tym razem nie dam nikomu cię porwać nawet na jeden taniec, a jeśli znów spotkamy Johna wyzwę go na pojedynek za to jak ostatnio próbował cię uwieść.
Kasia zaczęła się śmiać tak głośno, że nawet ja to usłyszałam. Przypomniałam sobie jak opowiadała mi o tym jak zabrała Hazzę do ulubionego miejsca jej dziadków i jak bardzo był na początku przerażony. Zwłaszcza wtedy gdy Margaret ochrzaniała go za deptanie jej po palcach. Niestety nie usłyszałam jej odpowiedzi, ale szybko się domyśliłam, że chciała też zamienić kilka słów z resztą zespołu. Chłopak zwołał przyjaciół, przełączając telefon na tryb głośnomówiący. Wszyscy ustawili się ciasno wokół wyciągniętej ręki Loczka.
- Witam panowie- zaczęła jak na ich byłą, poważną kompozytorkę przystało- Wszyscy są?
- Tak!- odpowiedzieli chórem, jak grupka dzieci w przedszkolu przed swoją nauczycielką.
- Świetnie. Chciałam wam życzyć powodzenia, ponieważ jeśli spieprzycie dzisiejszy występ i zdewastujecie wasz promujący singiel, który dla was napisałam, to osobiście pogrzebię was wszystkich żywcem.
W pokoju zapanowała (już teraz) grobowa cisza. Zayn wyglądał na zaskoczonego jej słowami, Liam pobladł przez co łatwiej było mi sobie wyobrazić jak będzie wyglądał, gdy przyjaciółka wprowadzi swój plan w życie. Niall spojrzał na mnie z przerażeniem, a Louis zaśmiał się nerwowo, pytając się Styles'a czy ona tak na serio.
- Myślę, że tak- odpowiedział, wzruszając bezradnie ramionami.
- Nie powinnaś przypadkiem zapewniać nas, że damy sobie radę, jesteśmy świetni i takie tam?- spytał Malik lekko wkurzony.
- A tacy jesteście? Świetni to dobre określenie?
- Oczywiście!- odparł niezaprzeczalnie- Sama tak mówiłaś, a ja uważam, że jesteśmy wręcz fenomenalni.
- I tylko to się liczy Zayn. Najważniejsze, żebyście to wy byli o tym święcie przekonani a nie ja. Dzięki temu nikt nie wmówi wam, że jest inaczej. 
- Czyli to był test?- spytał niedowierzając Liam- Sprawdzałaś nas?
- Cały czas to robię panie Payne- odpowiedziała- Zdaliście śpiewająco dzięki panu Malikowi. W razie czego on będzie wam powtarzał jacy to jesteście obłędni. Ja już to kiedyś zrobiłam, a wiecie że nie lubię się powtarzać.
- Jesteś okropna!- oburzył się Tommo, za co oberwał łokciem od Styles'a.
- Wiem to panie Tomlinson. Ale czy to nie dlatego jesteście teraz silniejsi i bardziej pewni siebie niż wtedy kiedy was poznałam?
- Tak, masz rację- przyznał, przebiegając wzrokiem po przyjaciołach- Dzięki.
- Nie musicie mi dziękować. Po tym wszystkim co razem przeszliśmy, cóż... jestem wam to winna.
- Daj spokój- wtrącił się Liam- Po to są przyjaciele, prawda?
Głos po drugiej stronie nie odpowiedział, a Lou zaczął pokazywać mu, że powinien się puknąć w głowę. Nikt nie chciał odezwać się pierwszy, a gdy Kasia zdecydowała się przerwać krępującą ciszę, usłyszeliśmy jak w oddali ktoś woła ją z powrotem na salę rozpraw.
- Muszę lecieć zmierzyć się z ludzkim wcieleniem diabła. Z resztą sami wiecie...- mruknęła nieco ciszej- Dajcie z siebie wszystko i sprawcie, że będę z was dumna. Gaba doniesie mi o wszystkim co robiliście, więc miejcie się na baczności. Naprawdę żałuję, że nie mogę być tam z wami, ale nie bardzo mam możliwość...
- Rozumiemy. Nie przejmuj się- zapewnił ją Zayn- Będzie nam ciebie brakowało, ale wolę, żebyś skop tej rudej małpie tyłek.
- Taki mam zamiar. Widzimy się jutro i wszystko mi opowiecie, dobrze?
- Będziemy czekać- obiecał Styles- Dasz sobie radę Kate. Kocham cię.
- Ja ciebie też Harry- przyjaciółka odparła cicho zapewne rumieniąc się świadoma, że nie tylko jej chłopak ją słyszy. Kumple poruszyli wymownie brwiami w stronę Loczka, który zaczął uśmiechać się jak głupi ze szczęścia. Czekałam tylko aż się rozłączą i wezmę go na ręce, podrzucając pod sufit, świętując tą chwilę. Jednak zanim to nastąpiło Kasia zwróciła się jeszcze raz do reszty zespołu- Chłopaki, jesteście tam jeszcze?
- Tak, o co chodzi?
- Wiecie, spotkało mnie w życiu wiele dobrych i złych chwil. Ale moment, w którym spotkałam was w studiu, spodziewając się zastać tam Savana jest jednym z tych, które zawsze będę wspominać z uśmiechem na twarzy. Poznałam wtedy piątkę chłopaków, która wywróciła mój świat do góry nogami i chcę wam za to podziękować. Nigdy nie spodziewałam się, że spotkam w swoim życiu kogoś takiego jak wy. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszych przyjaciół i przysięgam, że zrobię wszystko by być choć w połowie tak dobrą przyjaciółką dla was. A teraz wybaczcie, ale naprawdę muszę lecieć. Do zobaczenia jutro.
Kasia rozłączyła się, a mnie zatkało. Nie spodziewałam się po niej takiego wyznania, nawet jeśli w głębi duszy wiedziałam, że uważa swoich podopiecznych za kogoś więcej niż kolejnych klientów. Spojrzałam na chłopaków, którzy wstrzymali oddech i mogę się założyć, że za chwilę się popłaczą ze wzruszenia. Na szczęście siostra Styles'a przybyła nieświadomie z odsieczą.
- Szanowny zespół One Direction jest proszony o zebranie swoich tyłków do samochodu, bo jak zaraz nie wyjedziemy to wystąpicie co najwyżej na środku Oxford Street, pod warunkiem, że was stamtąd nie przegonią.
Gemma wraz ze swoją mamą podeszły do nas bliżej, a gdy zobaczyły miny chłopaków doznały szoku.
- Jezu, co wam się stało?!- dopytywała się wystraszonym głosem Anne- Wszystko w porządku?
- Nawet lepiej- jej syn uśmiechnął się szeroko, po czym przytulił ją i ucałował w czubek głowy- Kate zadzwoniła, żeby powiedzieć nam, że trzyma za nas kciuki.
- I to sprawiło, że wyglądacie jak piątka płaczących bobasów?- wyśmiała ich jego siostra.
- Ona...- zawahał się na moment- Jest naprawdę dobra w wygłaszaniu poruszających przemów.
- Serio muszę ją lepiej poznać. Teraz to już nie wiem czy jestem bardziej podekscytowana, że zobaczę was dzisiaj na żywo, czy że zjem z nią później kolację.
- Dzięki siostra- prychnął na nią- Ty to potrafisz wesprzeć człowieka.
- Żartujesz? Jednym telefonem sprawiła, że kilku facetów ma łzy w oczach i pragnie przytulić się do swojego ulubionego misia. Nie mogłeś sobie wybrać lepszej partii.
- Racja- potwierdził, unosząc do góry jeden kącik ust- Nie mogłem.

Sala rozpraw

     Kolejna seria przesłuchań nie wniosła nic nowego do sprawy. Mimo tego, że zniszczyłam Laurze nieco linię ataku swoimi nowymi zeznaniami, ona robiła co mogła, by postawić na swoim. Pewnie przejmowałabym się tym bardziej, ale rozmowa przez telefon z Harry'm i resztą chłopaków poprawiła mi humor na tyle, że teraz siedziałam z lekkim uśmiechem na ustach i spokojnie przysłuchiwałam się kolejnym bzdurom wygadywanym na mój temat. Nawet McConell zauważył zmianę mojego nastroju. Co chwilę zerkał na mnie kątem oka sprawdzając, czy to aby na pewno nie cisza przed burzą, ale nie śmiał zapytać co się takiego wydarzyło. Sama też nie miałam ochoty mu się zwierzać z tego jak przed chwilą zrobiłam kolejny krok ku zwiększeniu swojej otwartości i zaufania do ludzi, wyznając One Direction, że uważam ich za swoich przyjaciół. Moje usta rozciągnęły się jeszcze bardziej na samo wspomnienie słów Liama. Kto by pomyślał, że tak szybko uzyskam odpowiedź na nurtujące mnie dzisiejszego ranka pytania?
 Po dwóch godzinach sędzia Welch ogłosił kolejną przerwę, gdyż nowy świadek oskarżenia nie zdążył dojechać. Trochę się zdziwiłam, gdy mecenas Stevens poprosił o dołączenie do akt sprawy zeznanie nowego świadka, który nie został wcześniej zgłoszony. Zdenerwowało mnie to bardziej z tego powodu, że chciano go przesłuchać jeszcze dzisiaj, a nie bardzo miałam na to czas i ochotę. Miałam już dość słuchania tych dyrdymałów, a poza tym musiałam się przygotować na kolację z rodziną Styles'a. Chciałam zrobić na nich jak najlepsze wyrażenie. Na szczęście mimo swoich gróźb, Gaba pomogła mi wybrać idealny strój na taką okazję, który czekał na moim łóżku gotowy do spełnienia swojej roli.
 Wyszłam na korytarz i usiadłam pod jedną ze ścian. Nie przeszkadzał mi dreszcz, wywołany zimnym dotykiem marmurowej posadzki, który przeszedł moje ciało. Spojrzałam na zegarek, sprawdzając godzinę. Dochodziła osiemnasta co oznaczało, że chłopcy powinni już dawno rozpocząć swój występ. Sięgnęłam po telefon do kieszeni dokładnie wtedy, kiedy zaczął wibrować. Natychmiast odebrałam, a do ucha zaczęła wrzeszczeć mi rozemocjonowana przyjaciółka.
- Kaśka oni są świetni!- darła się w niebo głosy.
- Zachowuj się Gaba- próbowałam ją uspokoić równocześnie śmiejąc się z jej zachowania- Jesteś na eleganckiej gali a nie Wembley. Śpiewali już swój singiel?
- Właśnie zaczynają. Słuchaj!
Podejrzewam, że wyciągnęła rękę do przodu, bym mogła wszystko lepiej słyszeć. Podziałało, ponieważ mogłam dokładnie zrozumieć krótką zapowiedź Payne.
- Jeszcze raz bardzo dziękujemy! Cieszymy się, że możemy tu dzisiaj być i występować przed tak wspaniałą publicznością. 
W sali rozległy się oklaski i krzyki, a w tle dało się słyszeć jak ktoś zaczyna skandować nazwę zespołu. Co jak co, ale Liam potrafi kupić sobie względy widowni.
- Zaśpiewamy teraz nasz debiutancki singiel. Musimy przyznać, że droga do stworzenia tej piosenki była naprawdę kręta. Prawda Harry?
- Nie wiem o co ci chodzi!- odezwał się chłopak, na co wszyscy zaczęli się śmiać.
- Tak czy siak jesteśmy z niego bardzo dumni i chcielibyśmy podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do jego powstania. Oto przed państwem premierowe wykonywania What Makes You Beautiful. Nasz ostatni utwór dzisiejszego wieczoru. Życzymy dobrej zabawy i mamy nadzieję, że niedługo się znów spotkamy.
 Muzyka wypełniła całe pomieszczenie, a ja pomimo krzyków jak się domyślam mamy i siostry Harry'ego, które nawet w najmniejszym stopniu nie mogły się równać z moją przyjaciółką, dokładnie słyszałam jak cały zespół daje z siebie wszystko. Gdy przyszła kolej na bridge, zamknęłam oczy wyobrażając sobie, że znów stoję przed Harry'm, który śpiewa tylko dla mnie. Wsłuchiwałam się w jego głos, wstrzymując oddech. Tak jak wtedy był niesamowity. Choć teraz, kiedy wiem ile to znaczy dla nas obojga, może wcale nie jestem taka obiektywna jak kiedyś. 
 Z głośników padły ostatnie dźwięki, po czym ponownie usłyszałam swoja przyjaciółkę po drugiej stronie.
- Byli fantastycznie, co nie?
- Tak. Nie mogło być lepiej- potwierdziłam jej słowa- Naprawdę żałuję, że nie mogłam tego usłyszeć osobiście. Zostajecie do końca, czy urywacie się wcześniej?- spytałam, ale nikt mi nie odpowiedział- Hej, jesteś tam?
- Poczekaj moment. To chyba jeszcze nie koniec.
- Co? Jak to?- odparłam zaskoczona- Gaba? Co się dzieje?
- O Chryste!- zapiszczała wprost do słuchawki- On to zrobi! On to na serio zrobi!
- Ale co?! Gaba!
- Styles zaproponował, żeby zaśpiewali jeszcze jeden utwór jak tu jechaliśmy. Simon się nie zgodził, ale teraz cały zespół wraca na scenę.
- Nie rozumiem. Przecież...
- O matko!
Dziewczyna ponownie o mało nie pozbawiła mnie słuchu przez co mogłam zostać bezrobotna. Irytowała mnie niepewność tego co się zaraz wydarzy. Co oni znowu wymyślili? Co Harry wymyślił?! Czy chociaż raz nie mogliby zrobić czegoś od początku do końca tak jak się im powiedziało?
- Gabrielo Szymańska, mów co się tam wyrabia albo zaraz tam sama przyjadę.
- Wierz mi, że powinnaś- odpowiedziała ze wzruszeniem w głosie- Sama posłuchaj.
Chciałam, żeby mi wszystko opisała, ale moje nawoływania już nic nie dały. Zdecydowałam zamilknąć i zakryłam drugą dłonią ucho, by móc wszystko lepiej słyszeć. Moje serce zabiło szybciej, gdy usłyszałam głos mojego chłopaka.
- Przepraszamy za zamieszanie- zwrócił się do publiczności i mogłam dać sobie rękę uciąć, że obdarzył ich jednym ze swoich firmowych uśmieszków- Wiem, że mój kolega Liam powiedział, że to już koniec, ale postanowiliśmy wykonać jeszcze jeden utwór. Jest on moim ulubionym i szczególnie bliski mojemu sercu
- Nie, nie, nie...- zaczęłam szeptać zaciskając mocniej oczy, co miało mi pomóc skupić się na jego głosie- Nie zrobisz tego.
- Przy okazji chciałbym zadedykować go dla kogoś wyjątkowego. Kogoś kto mimo wszelkich przesłanek wskazujących na to, że lepiej byłoby uciec przed nami... przede mną jak najdalej, został. Osoba, która wykazała się tą niezwykłą odwagą sprawiła, że życie całej naszej piątki zmieniło się nie do poznania. Dzięki niej wiemy i rozumiemy co oznacza być prawdziwym artystą. Dzięki niej staliśmy się nie tylko lepszymi muzykami, ale przede wszystkim lepszymi ludźmi. Dlatego właśnie teraz, chcielibyśmy jej bardzo podziękować i powiedzieć, że doceniamy każdą chwilę i każdą kolejną szansę, którą od niej otrzymaliśmy, obiecując jednocześnie, że zrobimy wszystko by jej nie zawieść, a zaufanie, którym mnie... nas obdarzyła przyniesie wszystkim chwile pełne szczęścia i radości bez względu na okoliczności. Dedykujemy tą piosenkę naszej kompozytorce, która jest jej autorką. Dziękujemy Kate. Bez ciebie nic byśmy nie osiągnęli. Jesteś dla nas kimś więcej niż tylko tekściarką. Mimo, że nie mogłaś być tu z nami, mamy nadzieję, że w głębi serca czujesz teraz naszą obecność. To dla ciebie.
Zakryłam ręką usta, by powstrzymać szloch. Łzy zaczęły strumieniami spływać mi po policzkach, kiedy nie oddychając słuchałam Gotta Be You. Kolejna fala wspomnieć nawiedziła moje myśli, gdy przeprowadzałam jedną z pierwszych szczerych rozmów z Harry'm. W moim mieszkaniu. Sam na sam. Nigdy nie zapomnę chwili, kiedy wypowiedział słowa, które umieściłam później w refrenie pierwszej piosenki, którą dla nich napisałam. Muzyka ucichła, a owacjom nie było końca. Gdzieś w tle zarejestrowałam krótką wymianę zdań Gaby z kimś kogo głosu na początku nie rozpoznałam. Moje serce biło zdecydowanie zbyt szybko, roznosząc echo po całym moim ciele, bym mogła go rozpoznać. Jednak gdy po chwili usłyszałam go zdecydowanie wyraźniej najważniejszy narząd w moim organizmie się zatrzymał.
- Witaj Kate.
- M-mama H-harry'ego...- szepnęłam sama do siebie, starając się wziąć w garść- Dobry wieczór. Nie wiedziałam, że jest pani koło Gabrysi. 
- Och, wszyscy siedzimy przy jednym stoliku- wyjaśniła swoim ciepłym głosem- Czy ty płaczesz?
- Nie, ja tylko...- przygryzłam wargę, chcąc jak najmniej skłamać- To było takie wzruszające i... niespodziewane.
- Zgadzam się. Ten mój synek wie jak zaskakiwać. Ciekawe co ta cała Kate by na to powiedziała.
- Sama się nad tym zastanawiam...- uśmiechnęłam się lekko, choć nie mogła tego zobaczyć.
- Szkoda, że nie mogło cię z nami być. Pracujesz jeszcze?
- Yyy... tak. Tak, pracuję.
Skłamałam, rozglądając się dookoła. "Pracuję nad uniknięciem wyroku"- pomyślałam, ale za nic nie odważyłam się powiedzieć tego na głos. Czułam się okropnie okłamując najważniejsze osoby w życiu Harry'ego, ale aktualnie nie widziałam innego rozwiązania.
- Ale zjemy dzisiaj razem kolację?- spytała z nadzieją w głosie- Bardzo chciałybyśmy cię z Gemmą bliżej poznać, zanim wyjedziemy z Londynu.
- Oczywiście- zapewniłam- Muszę załatwić jeszcze kilka spraw, ale postaram się nie spóźnić. W razie czego, proszę, zacznijcie beze mnie. 
- Nie przejmuj się tym. Zanim nadrobimy wszystkie zaległości zdążysz przyjechać. Tylko uważaj na siebie i nie pędź na złamanie karku!
- Obiecuję- odparłam- Bawcie się dobrze. Zobaczymy się niedługo.
- Nie mogę się doczekać. Do zobaczenia kochanie.
Pożegnałam się, po czym schowałam twarz w dłoniach. Przyłożyłam palce do szyi, by sprawdzić puls i upewnić się, że jeszcze żyję. Gdy okazało się, że moje serce bije zdecydowanie za szybko, ale dalej to robi, odetchnęłam z ulgą. 
- Źle się czujesz?- usłyszałam męski głos, przez co momentalnie podniosłam głowę do góry.
- Nie, ja tylko...- uśmiechnęłam się mało przekonywująco do McConella- Miałam bardzo poruszający telefon.
- Widać- odparł bez wyrażania zbędnych emocji, po czym niezgrabnie usiadł obok mnie.
- Możemy przenieść się na ławkę, żeby było panu wygodniej.
- Nie, zawsze chciałem to zrobić.
- Usiąść na podłodze?- spytałam, nie dowierzając jakie ludzie mogą mieć takie proste do spełnienia marzenia.
- Usiąść na podłodze w gmachu sądu, który wciąż jest otwarty- wyjaśnił, ale nie wiele zrozumiałam. Musiał to zauważyć, ponieważ postanowił kontynuować- Nie wypada mi tego robić, bo jestem starym, szanowanym adwokatem. Nigdy wcześniej nie było do tego okazji, ponieważ zawsze kręci się tu mnóstwo ludzi a dzisiaj, dzięki temu, że nie chcesz ujawniać swojego wizerunku jest pusto. Jedyna taka okazja. Jak mógłbym z niej nie skorzystać? Czuję się teraz taki... cool*.
- Nie musi mi pan dziękować- zaczęłam się śmiać, ścierając ślady łez pozostałe na moich policzkach.
- Nie miałem takiego zamiaru, ale skoro tak bardzo tego chcesz to dziękuję.
- Nie ma za co.
- Straciłem teraz w twoich oczach?- spytał- Uważasz mnie za dziwaka?
- Każdy ma jakieś swoje dziwactwa, a ja jestem ich królową. Mógł pan jedynie podnieść swoje notowania jeśli o mnie chodzi.
- Jakie są twoje?
- Hmm... niech pomyślę- zastanowiłam się przez chwilę- Nie lubię kiedy ktoś idzie po mojej lewej stronie. Przeszkadza mi to, ale sama nie wiem czemu. No chyba, że idziemy większą grupą. Wtedy mi to obojętne.
- Niezłe- powiedział z uznaniem- Coś jeszcze?
- Sam fakt, że moja tożsamość jest lepiej chroniona niż bielizna waszej królowej nie wystarczy?
- Masz rację- tym razem to on zaczął się śmiać gardłowym głosem. Pierwszy raz widziałam u niego taki "wybuch" emocji- Gatki ma niezłe.
- Dalej próbuje być pan cool?
- Nie wychodzi mi to? Tak myślałem. Moje wnuki mówią mi, żebym przestał gdy zaczynam używać ich slangu.
- W jakim są wieku?- doptywałam się szczerze zainteresowana jaka jest jego rodzina.
- Piątkę. Dwójka jest już na studiach, a pozostali chodzą do podstawówki. Mówią, że gdy ktoś taki jak ja używa słowa "narka" to robi sobie więcej obciachu, niż gdyby przeszedł się nago po centrum.
- Naprawdę? Mówi pan "narka"?
- Kolejna się znalazła- wywrócił oczami obrażony- Pamiętaj, że to ja cię bronię. Będę mówił to co mi się podoba, a ty musisz to tolerować.
- Albo?
- Albo wypowiem ci pełnomocnictwo- ostrzegł, a ja uniosłam ręce do góry na znak, że się poddaję. 
Zadumałam się przez chwilę, wyobrażając sobie, jak zasiada do obiadu przy wielkim stole, otoczony całą swoją rodziną. Żoną, która podaje każdemu z dzieci koleje miski wypełnione pysznym jedzeniem, a one z kolei próbują uspokoić małe pokolenie McConellów, które zaczyna rzucać w siebie groszkiem. 
- Musi być pan bardzo szczęśliwy mając taką dużą rodzinę.
- Tak, jestem szczęśliwy. Chociaż bywają momenty, że sam mam ochotę ich o coś oskarżyć, by ich czegoś nauczyć.
- Też bym tak chciała- stwierdziłam, żyjąc przez moment marzeniami o własnych bliskich.
- Chcesz pozwać kogoś z rodziny?
- Nie- zaprzeczyłam, kręcąc na niego głową- Chciałabym mieć rodzinę, która od czasu do czasu by mnie wkurzała, ale ostatecznie widziałabym, że i tak się kochamy.
- Nawet jeśli twoja rodzina nie żyje w dobrych stosunkach, to nie oznacza, że nie ma w niej miłości.
- Ja nie mam rodziny. Moi rodzice nie żyją. Podobnie jak reszta...- oznajmiłam bez zastanowienia. Mężczyzna spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami, próbując coś powiedzieć- Przepraszam, nie chciałam wprowadzić pana w zakłopotanie.
- Nic się nie stało. Szczerze powiedziawszy zastanawiałem się czemu zawsze przychodzisz do mnie sama albo z kimś z wytwórni. Nigdy z kimś bliskim.
- Savan Kotecha jest dla mnie jak brat- wyznałam- Poza tym mam kilkoro przyjaciół. Część z nich poznałam stosunkowo niedawno, ale zdążyli udowodnić, że zasługują na moje zaufanie. Szkoda tylko, że przeze mnie są zamieszani w tą całą sprawę.
- Masz na myśli One Direction?
- Tak- westchnęłam ciężko- Właśnie odbywa się ich pierwszy mały koncert, a jutro będę musiała im powiedzieć, że zostaną wezwani do składania zeznań. Oni mnie wspierają, a ja im odwalam taki numer. Niezła ze mnie przyjaciółka, nie?
- Z tego co pamiętam to bardzo chcieli ci pomóc. Teraz będą mieli do tego okazję.
- Może i tak, ale na pewno nie taki początek kariery sobie wyobrażali. Otoczony skandalem kompozytorki, która stworzyła dla nich promujące single. Tylko czekać, aż ktoś zwęszy kasę i zdecyduje się mnie znowu pozwać za plagiat jednego z ich utworów. 
Mecenas ujął moją dłoń, uśmiechając się krzywo. Odpowiedziałam tym samym, ale tylko z grzeczności.
- Postaram się namówić sędziego, by wezwał tylko Martina i Koteche, ale nic nie obiecuję. Jeśli Laura wyciągnie na ciebie jeszcze jakiś fałszywy dowód, nie będziemy mieli wyjścia. Będą musieli zeznawać.
- Mam nadzieję, że to nie będzie konieczne.
- Zrobię wszystko by tak było- obiecał wstając- Powinniśmy wracać. Zaraz rozpocznie się ostatnia część. 
 Przytrzymałam się jego ramienia, kiedy pomagał mi stanąć na równych nogach. Poprawiłam sukienkę, obciągając ją nieco w dół, po czym ruszyliśmy do odpowiedniej sali. Nagle poczułam jak nogi wrastają mi w ziemię, a klatka piersiowa zaczyna unosić się i opadać w nieregularnym rytmie. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. To się nie działo naprawdę...
- Kate, co się dzieje?- objął mnie za ramiona McConell, gdy zastygłam w miejscu z szeroko otwartą buzią- Jesteś strasznie blada. Dobrze się czujesz?
- Chloe- wyszeptałam, tak cicho, że ledwo sama byłam w stanie się usłyszeć.
- Kto? O kim mówisz?
- Ona- uniosłam do góry rękę, która wydawała mi się być niczym z ołowiu, kiedy wskazywałam palcem na szczupłą brunetkę stojącą koło Marin i jej adwokata- To jest Chloe.
- Wydaje ci się. To jest Ashley Blunt. Miałem ci to powiedzieć, ale się zagadaliśmy. Ona jest kolejnym świadkiem oskarżenie.
- To jest Chloe. Była dziewczyna Zayna Malika. Z tym wyjątkiem, że wtedy była blondynką, a teraz jej włosy są równie ciemne co dusza jej menadżerki.
- Jesteś pewna? Źle wyglądasz. Chcesz usiąść? Kate? Kate!
Po tym jak usłyszałam krzyk McConella, zobaczyłam przed oczami ciemność, a jedynym dźwiękiem, który nieustannie rozbrzmiewał w mojej głowie był głos blondynki, która wdzięczyła się na kolanach Zayna w Liverpoolu i Ashley, która zawodziła swoim w Sztokholmie.

Mieszkanie Kasi i Gaby

     Kolacja była gotowa. Mama właśnie wyłączyła piekarnik, w którym piekł się kurczak w pomarańczach, a siostra wkładała malinowy pudding do lodówki. Gdy tylko padła propozycja kolacji, Kate uparła się, żeby zorganizować wszystko w jej mieszkaniu. Gaba zgodziła się nocować dzisiaj u nas, a ja uznałem, że to nie najgorszy pomysł. Nie chciałem by po dzisiejszej rozprawie narażona była na jeszcze więcej stresujących sytuacji, siedząc w restauracji i co chwilę sprawdzając czy ktoś nie robił nam zdjęcia. To całe ukrywanie się nie było mi na rękę i bardzo ograniczało moje pole manewru podczas planowania naszej wspólnych randek, ale na razie byłem w stanie na to przystać. Poza tym taka mniej oficjalna forma była bardziej rodzinna i szczerze to nie miałem ochoty zakładać garnituru po raz drugi. Co prawda widziałem szykowną sukienkę, którą Gaba naszykowała Kate przed wyjściem, ale miałem zamiar namówić ją, by włożyła po prostu jeansy i t-shirt tak jak reszta.
- Gdzie tak właściwie się poznaliście?- rozpoczęła przesłuchanie Gemma, podkradając karmelizowaną marchewkę z patelni.
- Po pierwsze, zostaw to- pogroziłem jej- A po drugie, mówiłem już, że przyszła kiedyś z paczką dla Savana akurat wtedy kiedy byliśmy w studiu.
- Wpuścili ją do studia jednej z największych wytwórni? Tak po prostu?
- O co ci chodzi?- spytałem zdenerwowany.
- O nic- wzruszyła niewinnie ramionami- Tylko pytam.
- Gdybym cię nie znał to może bym ci uwierzył.
To całe wypytywanie działało mi na nerwy. Nie byłem pewien czy w razie czego Kate potwierdzi moją wersję wydarzeń, dlatego starałem się jak najmniej odbiegać od prawdy, a na resztę unikałem odpowiedzi. Nie chciałem okłamywać własnej rodziny, ale nie miałem wyboru. Przynajmniej dopóki Kate sama nie zdecyduje się przed nimi przyznać czym tak naprawdę się zajmuje.
Spojrzałem na zegarek. Powinniśmy zaczynać dokładnie za minutę. Już miałem powiedzeć, że pewnie jej coś wypadło albo utknęła w jakimś korku, ale nim to zrobiłem, usłyszeliśmy przekręcany w drzwiach klucz. Wyskoczyłem do przedpokoju, w momencie, kiedy Kate zamykała za sobą drzwi. Uśmiechałem się szeroko na jej widok, dopóki się nie odwróciła, a moja mama wydała z siebie krzyk przerażenia.
- Boże! Kochanie, co ci się stało?- podbiegła do niej oglądając rozcięcie na policzku. Zauważyłem kilka zaschniętych kropel krwi na jej jasnym płaszczu i rękawie.
- To nic takiego. Wszystko w porządku- uspokajała ją, unikając jej dotyku- Poślizgnęłam się i uderzyłam o kant drzwi gdy wysiadałam z taksówki. Obcasy nie są moim sprzymierzeńcem.
- Wiem coś o tym- poparła ją Gemma- Sama kiedyś skręciłam kostkę idąc po chodniku. Żeby chociaż był nierówny...
- Naprawdę nie ma się czym przejmować- przekonywała- Zacznę chodzić w trampkach, a resztę szpilek wyrzucę do kosza. Po problemie. 
- Musimy to opatrzeć- upierała się mama, a ja dalej stałem jak skamieniały. Co się do cholery wydarzyło w tym sądzie? Laura ją tak załatwiła? Jeśli podniosła na nią rękę to przysięgam, że ją zabiję!
- Nie trzeba. Dam dobie radę.
- Nie spieraj się ze mną- pogroziła jej- W przeciwnym razie zabronię ci się spotykać z moim synem.
Kate spojrzała na nią zaskoczona, ale już bez słowa sprzeciwu przyniosła z łazienki apteczkę i pozwoliła jej przemyć ranę wodą utlenioną.
- Twoja dziewczyna chyba musi pracować dla jakiejś mafii- odezwała się za moimi plecami Gemma, kiedy przyglądałem się jak brunetka krzywi się za każdym razem, gdy kawałek gazy dotyka jej skóry.
- Co ty wygadujesz?- spytałem, marszcząc brwi.
- Sukienka za pięćset funtów, szpilki z najnowszej kolekcji Louboutina i zegarek Cartiera? Na pewno nie jest zwykłym kurierem.
- To są prezenty... ode mnie- wymyśliłem na poczekaniu, zapominając o spostrzegawczości mojej siostrzyczki. 
- A kiedy ja coś dostanę?
Wywróciłem oczami, darując sobie odpowiedź. Tak bardzo pragnąłem dowiedzieć się, co się tak naprawdę wydarzyło, ale musiałem poczekać aż zostanę z Kate sam na sam. Gdy zauważyłem, jak moja mama sprząta wszystko z powrotem do apteczki, pociągnąłem dziewczynę za rękę, oświadczając, że pomogę jej się przebrać. Mama spojrzała na mnie zdziwiona, a brunetka nawet nie zdążyła zaprotestować. Wyrwała mi się dopiero wtedy, gdy zamknąłem nas w jej pokoju. 
- Oszalałeś?!
- Co ci się stało?- przycisnąłem ją do drzwi, przyglądając się bliżej rozcięciu.   
- Mówiłam już, że uderzyłam się gdy wysiadałam z taksówki.
- Nie kłam- zaznaczyłem od razu na wstępie- I tak dowiem się prawdy. Marin ci to zrobiła? Bo jeśli tak to jak ją znajdę...
- Nie!- zaprzeczyła szybko- Prędzej ona by potrzebowała pomocy twojej mamy niż ja.
- W takim razie co się wydarzyło? Mów.
Dziewczyna opierała się, krzyżując ręce na piersi i mierząc mnie niezadowolonym spojrzeniem, ale nic sobie z tego nie robiłem. Nie miałem zamiaru odpuścić dopóki nie wyzna całej prawdy.
- Zasłabłam podczas ostatniej przerwy na korytarzu. Nie pamiętam tego dokładnie. Pamiętam tylko, że wydawało mi się, że kogoś zobaczyłam. Potem ocknęłam się na ławce z lekarzem pogotowia świecącym mi latarką po oczach. McConell twierdzi, że uderzyłam głową o gablotę wiszącą na ścianie. Rozprawa została odroczona do wtorku czy jakoś tak, a pan mecenas był na tyle miły, że mnie tu przywiózł.
- Powinniśmy jechać do szpitala. Możesz mieć wstrząs mózgu.
- Nie panikuj- wywróciła oczami- To tylko draśnięcie. Poza tym doktor powiedział, że dopóki nie wymiotuję i nie boli mnie głowa mogę zostać w domu. 
- Jesteś pewna?
- Tak- przytuliła mnie do siebie- Pobyt w szpitalu nie jest na mojej dzisiejszej liście miejsc do odwiedzenia, więc możesz być spokojny. Zjemy kolację i od razu poczuję się lepiej. Tak na marginesie nie mogłeś wymyślić lepszej wymówki, żeby tu ze mną przyjść tylko to, że pomożesz mi się przebrać? Nie mam złamanej ręki ani nic w tym stylu. Poza tym to trochę niestosowne.
- To pierwsze co mi przyszło do głowy- odparłem, dochodząc co wniosku, że to nie był najlepszy pomysł.
- Teraz twoja rodzina myśli, że nie wiadomo co tu wyprawiamy!- wyrzuciła ręce w górę- Idź do nich, a ja zaraz przyjdę.
- Poczekam- upierałem się.
- Harry, proszę... To był naprawdę długi dzień. Możesz to dla mnie zrobić i dać mi trzy minuty prywatności.
Niechętnie przystanąłem na jej prośbę, choć nie miałem ochoty jej odstępować ani na krok. Teraz, gdy dowiedziałem się prawdy nie chciałem z niej spuszczać oka na wypadek gdyby znów miała stracić przytomność. Skradłem jej krótkiego całusa, po czym niemiłosiernie się ociągając wróciłem do salonu.
- Wszystko w porządku?- dopytywała się moja mama ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy.
- Tak, chciałem się tylko upewnić czy dobrze się czuje.
- Gdy się zagoi nie będzie nic widać. Napiszę ci później nazwę takiej jednej maści, której używałam jak byłeś mały. Pomagała na twoje rozcięte kolana, które regularnie przynosiłeś z podwórka.
- Dziękuję.
Przytuliłem ją mocno, po czym zaproponowałem byśmy ustawili jedzenie na stole. Gdy wracałem z ostatnią miską wypełnioną sałatką, Kate dołączyła do nas, podziwiając przyrządzone dania.
- Tak pięknie to wszystko wygląda, że aż szkoda cokolwiek napoczynać- odezwała się nieśmiało, naciągając rękawy swojej białej bluzki na całe dłonie. Widziałem jaka jest zestresowana, dlatego położyłem rękę na jej plecach i pokierowałem nią tak by usiadła obok mnie na kanapie. Moja mama zajęła fotel koło niej, a Gemma drugi na przeciwko. 
 Każdy zaczął po kolei wymieniać się miskami, po tym jak już nałożył sobie wszystkiego po trochu. Zająłem się napełnianiem kieliszków winem, po czym podałem po jednym każdemu. Na początku rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Mama zaczęła wypytywać się Kate o to skąd pochodzi, ponieważ jak nie trudno było się jej domyślić przez jej akcent, Londyn nie był jej pierwotnym domem. Wszystko przebiegało bez większych problemów i naciągania prawdy. Brunetka ochoczo odpowiadała na każde pytanie, w stopniu jaki uznała za odpowiedni. Gdy temat rozmowy schodził na niebezpieczne tory, zaczynała pytać moją siostrę o jej zainteresowania, a mamę o przepis na każde kolejne danie, które znajdowało się przed nami. Wszystko było w porządku, dopóki Gemma nie postanowiła być bardzo wścibska.
- Ładne masz mieszkanie- pochwaliła wystrój, rozglądając się dookoła. 
- Dziękuję. Zasługi za końcowy efekt remontu należą się Gabie. Ona to wszystko zaprojektowała- odpowiedziała Kate choć nie wiedziałem czy to faktycznie prawda.
- Znajduje się też w niezłej dzielnicy. Czynsz musi być horrendalny- kontynuowała, nabijając kolejny kawałek kurczaka na widelec- Jak ci się udaje opłacić to wszystko z pensji kuriera? Twoja przyjaciółka mówiła, że nie pracuje.
- Udzielam też lekcji gry na pianinie. Jakoś dajemy radę.
- Musisz padać z nóg- naciskała na nią blondynka- Cały dzień biegać po mieście, by potem całą noc uczyć. Nie łatwiej byłoby wynająć coś tańszego?
- Gemma- zwróciłem jej uwagę, przy okazji kopiąc ją w kostkę. Niestety nie pomyślałem jak bardzo to widać, jeśli moje nogi nie są w całości zasłonięte przez niski stolik.
- Harry! Nie kop siostry- skarciła mnie mama- A ty moja droga miej trochę manier. Nie tak cię wychowałam.
- Przepraszam- wysyczała przez zaciśnięte zęby- Ja tylko próbuję ustalić z kim się spotyka mój brat. Czy to przestępstwo?
- To mieszkanie jest moją własnością- wtrąciła się między nas Kate, odstawiając swój talerz na bok- Odziedziczyłam je po rodzicach, którzy zmarli kilka lat temu. 
W pokoju zapadła cisza, która zagęszczała wypełniające je powietrze z każdą kolejną sekundą. Chciałem dotknąć dłoni Kate, ale nim zdążyłem to zrobić, ona sięgnęła po kieliszek i opróżniła całą jego zawartość.
- Kochanie, tak mi przykro!- odezwała się pocieszającym głosem mama, mierząc swoją córkę karcącym spojrzeniem.
- Jeszcze raz przepraszam- odezwała się tamta- Nie wiedziałam...
- To nic- uśmiechnęła się do nich smutno brunetka- Nie jest to coś co ogłaszam przy pierwszym spotkaniu, ale akurat w tej kwestii postanowiłam nie kłamać. Zwłaszcza wam.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
Dziewczyna przeczesała włosy nerwowym ruchem, po czym spojrzała prosto w oczy mojej mamie. Widziałem jak bije się z myślami i tym co powinna zrobić, kiedy wykręcała swoje szczupłe palce we wszystkie strony. W końcu zrobiła coś, czego się kompletnie nie spodziewałem.
- To, że w innych sprawach nie jestem do końca z wami szczera- wyznała- Jednak i tak najgorsze jest to, że skłoniłam pani syna do kłamstwa własnej rodzinie, co zapewne nie czyni ze mnie dobrej kandydatki na jego dziewczynę.
- Kate, daj spokój- ująłem jej podbródek i obróciłem w swoją stronę- Nie musisz tego robić. Wszystko gra.
- Nie, nie gra Harry- odparła zdenerwowana- I nie mówię tu o radiu w kuchni. 
- Proszę cię...
- Możemy się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi?- moja siostra postanowiła pozostać nieugiętą, dolewając tym oliwy do ognia. 
Spojrzałem na nią przez ramię, po czym ponownie skrzyżowałem swoje spojrzenie z dziewczyną, która zaciskała dłoń na mojej nodze. W myślach błagałem jej, żeby tego nie robiła, bojąc się jakie to może mieć konsekwencje na jej późniejsze zachowanie, ale ona już podjęła decyzję. Całując mnie w policzek, wyszeptała jak bardzo mnie kocha, po czym ponownie zwróciła się do mojej mamy.
- Tak naprawdę nie jestem żadnym kurierem- zaczęła swoje wyznanie od samego początku- Taką bajeczkę sprzedałam chłopakom, kiedy ich przypadkiem poznałam kilka miesięcy temu. Akurat miałam ze sobą paczkę dla Savana, który jest moim wieloletnim przyjacielem. To było pierwsze co przyszło mi do głowy w tamtej chwili.
- Ale czemu to zrobiłaś?- starsza kobieta spojrzała na nią z niezrozumieniem, choć nie wyglądała na bardzo zaskoczoną.
- Ponieważ tak naprawdę jestem kompozytorką. Ja jestem Kate G. Tekściarką, która napisała dla pani syna i jego zespołu wszystkie single i pomagała im nagrać ich pierwszy album. Jestem tą, której dzisiaj dedykowali utwór Gotta Be You, do którego napisania zainspirowałam mnie Harry, kiedy siedzieliśmy razem na tej kanapie. Wtedy jeszcze nie łączyło nas nic więcej niż czysta współpraca. 
- Słyszałaś to?- spytałem, zdumiony.
- Tak- zwróciła się tym razem do mnie- Gaba do mnie zadzwoniła. Akurat miałam przerwę w sądzie.
- Sądzie?- wybałuszyła na nas oczy Gem.
- Och, tak...- uśmiechnęła się smutno brunetka- Jakiś czas temu zostałam oskarżona o plagiat, choć to ja zostałam okradziona z mojej własnej kompozycji. Dlatego podsumowując!- klasnęła w dłonie, po czym wypiła również moje wino, nim kontynuowała- Pani syn i twój brat spotyka się z międzynarodowej sławy tekściarką, bogatą sierotą, kłamczuchą i niedługo kryminalistką. A jeśli los nie da mi choćby chwili wytchnienia również alkoholiczką. Zdrowie!- wzniosła toast pijąc prosto z butelki. Skrzywiła się nieco, gdy przełknęła zdecydowanie zbyt dużą ilość alkoholu, po czym wstała i zaczęła wychodzić z pokoju- Proszę nie bądźcie złe na Harry'ego. To wszystko moja wina. Przepraszam, za to wielkie rozczarowanie, a ponieważ nie mogę teraz spojrzeć wam prosto w oczy, pozwólcie że zejdę na dół i zaczerpnę świeżego powietrza nim znów zemdleję. O właśnie! Historia o taksówce też nie miała miejsca. Naprawdę miło było was poznać. Szkoda, że nie będziecie mogły powiedzieć o mnie tego samego. Do widzenia.
 Kate zniknęła w przedpokoju, a po chwili usłyszałem jak zamyka za sobą drzwi. Siedziałem oniemiały jej słowami. Nie wiedziałem co mam zrobić, ani jak zareagować. Z jednej strony chciałem za nią pobiec, ale z drugiej nie chciałem zostawiać mamy i siostry samych. Bałem się co mogą o niej teraz myśleć. Tym bardziej kiedy przedstawiła się w tak złym świetle. Gdyby tylko znały całą prawdę, a nie tylko jej wyrywki na pewno zrozumiałby czemu tak postąpiła. Miałem taki mętlik w głowie, że sam miałem ochotę napić się wina prosto z gwinta, co zresztą zrobiłem.
- Harry...- zaczęła niepewnie moja mama.
- To nie do końca tak- zacząłem tłumaczyć nas obojga- To o wiele bardziej skomplikowane. Ona nigdy nie chciała was urazić ani skłamać. My tylko, znaczy się... jeśli dacie jej jeszcze jedną szansę na pewno zrozumiecie. To naprawdę wspaniała dziewczyna. Dobra, miła, kochająca...
- Wiemy kochanie- przerwała mi mój monolog
- Wiecie? Ale jak to?!
- Zaczęłam się wszystkiego domyślać, kiedy przez przypadek usłyszałam jak rozmawiacie z nią przed waszym występem w domu. Nie wiedziałam o jej rodzicach ani o tym pozwie, ale skoro zdecydowałeś się dla niej skłamać musiała mieć naprawdę dobry powód, a tobie musi naprawdę na niej zależeć.
- Czyli, że...
- Naprawdę myślałeś, że jesteśmy takie głupie?- Gemma odezwała się obrażonym tonem, by po chwili zająć miejsce koło mnie i mocno mnie przytulić- Jesteśmy lepsze niż Sherlock Holmes. Nie chciałam aż tak na nią naciskać, ale twardy z niej przeciwnik. Nie sądziłam też, że aż tak zareaguje, ale naprawdę ją teraz podziwiam. Gdyby była facetem powiedziałabym, że ma niezłe jaja.
- To ohydne- odparłem zniesmaczony, odwzajemniając jej uścisk.
- Nie marudź tylko idź po nią i opowiedzcie nam wszystko jeszcze raz. Tym razem na spokojnie. 
- Naprawdę chcemy ją poznać i mimo wszystko wydaje się uroczą, młodą kobietą- zapewniła mnie mama- Doceniamy, że dla ciebie postanowiła wyznać przed nami prawdę. Wolałybyśmy jednak, żeby zrobiła to w trochę inny sposób. Jeśli będzie chciała oczywiście. Jak nie to dokończymy deser i będziemy rozmawiać o naszych ulubionych filmach i książkach.
- Jesteście najlepsze- uśmiechnąłem się do nich pogodnie.
- Tak, tak wiem- wywróciła oczami Gem- Leć po nią, bo mam straszną ochotę na ten pudding, a mama mnie zabije jak na was nie poczekam.
Pokręciłem z politowaniem głową, całując je obie w czubki głów. Czym prędzej wybiegłem z mieszkania i zbiegłem na dół. Gdy znalazłem się na dworze, nie mogłem nigdzie dostrzec mojej dziewczyny. Ruszyłem w dół ulicy, aż w końcu dostrzegłem ją w wąskiej alejce między budynkami, opartą o ścianę jednego z nich. Twarz miała schowaną w dłoniach, a jej ciało drżało zapewne od płaczu. Podszedłem do niej, otulając ją ramionami i wdychając kwiatową woń jej perfum, które wciąż mogłem poczuć w jej włosach.
- P-przepraszam- wyjęczała, odsuwając się nieco ode mnie. Oczy miała przekrwione od łez, a usta spierzchnięte i zaczerwienione od ciągłego przygryzania- Jestem taka beznadziejna. Twoja rodzina ma rację, że na ciebie nie zasługuję. Nie jestem dla ciebie wystarczająco dobra.
- Przestań- ująłem jej twarz w swoje dłonie i zmusiłem, by na mnie spojrzała- Nikt tak nie uważa z wyjątkiem ciebie.
- Przecież przed chwilą...
- Moja mama się wszystkiego domyśliła- przerwałem jej, waląc prosto z mostu.
- C-co?- spojrzała na mnie zaskoczona- Jak to?
- Usłyszała jak rozmawiasz ze mną i chłopakami kiedy zadzwoniłaś do Gaby. Wtedy zorientowała się kim jesteś.
- I mimo tego, że wiedziała że kłamię przyszła na kolację?
- Postanowiła dać ci szansę, żeby wszystko naprostować. Po części rozumie czemu to zrobiłaś, dlatego nic nie mówiła. Nikt się nie spodziewał, że sprawy przybiorą taki obrót i tak nagle wszystko z siebie wyrzucisz nie pozwalając im się do tego w żaden sposób odnieść.
- O Boże!- zakryła dłonią usta, rozpłakując się jeszcze bardziej- Czyli zepsułam wszystko podwójnie? Jestem taka beznadzieja!
- Nic nie zepsułaś- pocieszałem ją, scałowując łzy spływające po policzkach- Wróć do środka i zacznijmy od początku. Oboje opowiemy całą prawdę. Daj im jeszcze jedną szansę na poznanie ciebie. Tej, w której zakochałem się od pierwszego wejrzenia, a przysięgam, że one również cię pokochają. One tego chcą. A ty?
Kate wpatrywała się we mnie szklistymi oczami. Niepewność na jej twarzy znikała z każdym kolejnym oddechem i delikatnym ruchem mojej dłoni na jej plecach. Pochyliłem się, łącząc nasze usta razem, przelewając w ten pocałunek całą swoją miłość jaką pragnąłem ją obdarzyć czy tego chciała czy nie. Oderwałem się od niej dopiero, gdy oboje potrzebowaliśmy zaczerpnąć oddechu.
- Chyba powinnyśmy wracać- wyszeptała nie odsuwając się ode mnie ani na krok.
- Jesteś tego pewna?
- Tak- siknęła głową- Czas poznać twoją rodzinę. W razie gdyby postanowiły mnie jednak zabić za te wszystkie kłamstwa, do których cię zmusiłam, to mam dom w swoim kraju, gdzie mogę się ukryć.
- Kate...
- Żartowałam- uśmiechnęła się lekko, ponownie mnie całując- Albo i nie.







~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*cool- jak zapewne się wszyscy domyślają chodzi tutaj o "odjazdowy" itp. a nie "chłodny" ;)