24 grudnia 2015

26

Mieszkanie Kasi i Gaby

     Serce wciąż galopowało mi w piersi i gdyby nie rozluźnione ciało Kate spoczywające na mym, już dawno by z niej wyskoczyło. Gładziłem jej nagie plecy dłonią, rozkoszując się dotykiem jej aksamitnej skóry. Przy każdym pociągnięciu w górę i w dół, dostawała gęsiej skórki. Po chwili wytchnienia, gdy nasze oddechy wróciły do normalnego rytmu, uniosła lekko głowę i spojrzała na mnie lśniącymi oczami. Wyglądała jak nieposłuszny aniołek, z włosami w nieładzie, zaczerwienionymi policzkami i nabrzmiałymi od mych pocałunków wargami. Była cała skąpana w blasku księżyca, który wpadał przez otwarte okno. Przyglądałem się jej urzeczony, pragnąc zapamiętać ten widok na całe życie.
- Jak się czujesz?
- Hmm...- przygryzła wargę, uśmiechając się zalotnie- Ciężko opisać mój aktualny stan słowami.
- Wiem co masz na myśli- puściłem do niej oczko i odetchnąłem głęboko- Mam dokładnie tak samo.
 Kate kreśliła małe kółeczka na mym torsie, a ja zakręcałem sobie wokół palców jej brązowe loki. Wyglądała na nieco zmęczoną, ale zrelaksowaną zarazem. Zadowolony z faktu, że to ja doprowadziłem ją do takiego stanu, spojrzałem na zegarek stojący na szafce nocnej. Była trzecia nad ranem, a dookoła nas panowała niczym nie zmącona cisza.
- Jakie masz plany na dzisiaj?- spytałem.
- Jestem umówiona z Savanem i Aną na oglądanie sali weselnej. Jakaś dekoratorka skończyła ją przystrajać i chcieli, żebym oceniła ostateczny efekt jej pracy.
- O której masz się z nimi zobaczyć?
- W południe. Mają tu po mnie wpaść- odparła, ziewając- Czemu pytasz?
- Zastanawiam się czy dać ci już spokój i pozwolić iść spać, czy pomęczyć cię jeszcze trochę- uśmiechnąłem się łobuzersko i przeniosłem swoją dłoń na jej pośladek. 
Choć usilnie próbowała dać mi do zrozumienia, że nie mam już tej nocy co liczyć na ponowne zatracenie się w niej, wiedziałem, że jej myśli biegną w tym samym kierunku co moje.
- Czy ty nigdy nie masz dość?
- Ciebie? Nigdy!
 Przez moment bałem się, że powiedziałem coś niewłaściwego, kiedy zobaczyłem na twarzy Kate niewyraźny grymas. Jednak, gdy jej usta spoczęły na moich w zachłannym pocałunku, moje wszystkie obawy zniknęły tak szybko, jak się pojawiły.
- Ja ciebie też nigdy nie będę miała dość- wyszeptała, odsuwając się ode mnie na tyle, by mogła mi spojrzeć prosto w oczy. Przymknąłem powieki, rozkoszując się jej słowami, odbijającymi się echem w mojej głowie, po czym ponownie skupiłem na niej wzrok.
- Wiesz jak bardzo cię kocham?
- Sądząc po dawce wrażeń jakie mi dzisiaj zaserwowałeś...- zaśmiała się nerwowo, ale ja nie miałem w tej chwili ochoty na żarty.
- Mówię poważnie Kate- przyciskając ją bliżej siebie, obracając nas tak, że teraz to ja górowałem nad nią- Zdajesz sobie sprawę jak szybko wypełniłaś sobą moje serce po same brzegi?
Zaskoczona moim pytaniem, wodziła wzrokiem po mej twarzy, szukając odpowiedzi. Kilkukrotnie otwierała usta, by coś powiedzieć, ale za każdym razem wydobywało się z nich jedynie ciche westchnienie.
- Wiesz, że nie jestem dobra w wyrażaniu uczuć.
- Nie prawda- pokręciłem przecząco głową- Jesteś w tym świetna. Za każdym razem, kiedy próbujesz mi opisać co czujesz, robisz to w wyjątkowy i niepowtarzalny sposób, a ja za każdym razem nie mogę uwierzyć, jakim szczęściarzem jestem, że cię poznałem.
- Harry, proszę...- w jej oczach zakręciła się pojedyncza łza, która powoli spłynęła po policzku. Nachyliłem się, scałowując mokrą strużkę.
- Nie lubię kiedy przy mnie płaczesz.
- Ja nie płaczę, ja tylko... to ze szczęścia- uśmiechnęła się ciepło- To chyba nic złego, prawda?
- Wolałabym gdybyś się promiennie śmiała- odparłem, pocierając swoim nosem o jej- Inaczej zawsze mam wrażenie, że znów nawaliłem.
- Nie możesz tak myśleć!- oburzyła się- Nawet jak się kłócimy, to mnie uszczęśliwiasz. Wiem wtedy, że ci na mnie zależy. Inaczej byś się tak wszystkim nie przejmował. Poza tym wina często też leży po mojej stronie.
- Jesteś zbyt wyrozumiała- stwierdziłem- Czym ja sobie na ciebie zasłużyłem?
- To chyba ja powinnam zadać to pytanie.
- Widzisz? Za bardzo mnie idealizujesz.
- Ty za to patrzysz na mnie obiektywnie?- uniosła do góry brew, powątpiewając.
- Cóż...- zlustrowałem spoczywające pode mną smukłe ciało- Chyba nikt nie znalazłby rzeczy, do której mógłby się przyczepić, a biorąc pod uwagę fakt, że tylko ja mogę patrzeć na ciebie w takim wydaniu, musisz mi uwierzyć na słowo.
- Tylko ty?
- Tak- odparłem ostrzegawczo- I nawet nie myśl o tym, by się ze mną droczyć na ten temat.
- W takim razie...- splotła dłonie na mym karku i przyciągnęła mnie bliżej siebie, składając delikatne pocałunki wzdłuż linii żuchwy- Może jakoś wykorzystasz okazję, że jesteśmy sami, a ja pragnę byś po raz kolejny sprawił, że zawładniesz całym moim światem?
- I ty twierdzisz, że nie umiesz wyrażać uczuć?- pokręciłem z politowaniem głową.
Moje usta zaczęły delikatnie ssać kawałek, po kawałku każdy centymetr skóry Kate, a dłonie sunęły wzdłuż jej ciała, docierając do najbardziej wrażliwych na dotyk miejsc.
- Och Harry!- usłyszałem cichy jęk, który był najpiękniejszym dźwiękiem jaki dane mi było słyszeć. Zdeterminowany postarałem się, by usłyszeć go znowu. I znowu. I znowu.

Sala weselna

     Wszystko dookoła było skąpane w kolorach beżu i ciemnej zieleni. Z sufitu zwisało tysiące cieniutkich światłowodów, przypominających gwiazdy świecące na niebie. W rogach sali stały wielkie bukiety wykonane z przeróżnych, wielobarwnych kwiatów, a scena, na której miał zagrać zespół wyglądała jak tło obrazu, które czeka na wypełnienie pierwszego planu. Stoły pokrywały obrusy w kolorze ecru, zakończone delikatną koronką, a zastawa przyozdobiona była kwiecistym wzorem wykonanym z pociemniałego złota. Parkiet, który miał pomieścić ponad sto osób, wypolerowany był na błysk. Okna zajmujące całą jedną ścianę, wychodziły na przepiękny ogród z kilkoma fontannami i uroczą altaną usytuowaną w oddali. Rozglądałam się na wszystkie strony, zachwycona każdym, nawet najmniejszym szczegółem sali, w której za miesiąc mój brat miał bawić się do białego rana, wraz ze swoją małżonką. Położyłam dłoń na sercu, wzruszona tym widokiem oraz tym jakie zmiany w życiu każdego z nas zwiastował.
- I jak?- dopytywała się Ana, która z każdym dniem była coraz bardziej zestresowana- Podoba ci się? Powiedz coś wreszcie!
- Tu jest cudowanie- szepnęłam, wciąż nieco oniemiała z zachwytu- Jeśli kiedykolwiek miałabym wyprawić wesele, to właśnie w takim miejscu jak to.
- Naprawdę? Tak się cieszę!- klasnęła uradowana w dłonie i mocno mnie przytuliła. Zaśmiałam się pod nosem, widząc ulgę na twarzy Savana, który w napięciu oczekiwał mojej reakcji.
- Dobrze to słyszeć- odetchnął głęboko- Jak się domyślasz, moje zapewnienia, że wszystko wygląda idealnie, nie wystarczyły mojej przyszłej żonie- burknął, udając obrażonego.
- Oj kochanie!- narzeczona podeszła do niego i podarowała mu słodkiego całusa- Ja nigdy nie wątpiłam w twój gust!
- A kto mi wczoraj powiedział, że dopóki Kate nie zobaczy sali, mogę sobie jedynie pomarzyć o ostatecznym zatwierdzeniu menu?
- Dramatyzujesz!- klepnęła go lekko w ramię, udając niewiniątko.
- Dramatyzuję?!- spojrzał na nią z niedowierzaniem- Oznajmiłaś, że jeśli jej się nie spodoba, to będziemy musieli zmienić cały wystrój!
- Dajcie już spokój!- uniosłam do góry ręce, by przerwać tą niepotrzebną wymianę zdań- Uważam, że jest pięknie, więc nie musicie nic  zmieniać. Możecie wreszcie zając się debatowaniem nad tym, czy kurczak ma być podany jako danie główne czy przystawka. 
- Tylko nie to...- Kotecha potarł zrezygnowany twarz, zdając sobie sprawę, że to wcale nie będzie taka prosta decyzja- Może ty o tym zdecydujesz?- uśmiechnął się do mnie przesympatycznie, mając nadzieję, że wzbudzi tym we mnie ukryte głęboko siostrzane pokłady współczucia i miłosierdzia.
- Chciałbyś- prychnęłam, spoglądając na niego jak na największego naiwniaka- Aż tak nie dam się wykorzystać. Wystarczy, że mam napisać dla was piosenkę.
- Skoro już o tym mowa...- przymrużył swe ciemnobrązowe oczy, przyszpilając mnie w miejscu.
Idiotka! Po co ja się w ogóle odezwałam?! Przez wydarzenia ostatnich tygodni, kompletnie o tym zapomniałam. Oskarżenie mnie o kradzież przez Laurę, przesłuchania, rozprawy, szukanie nowych świadków, a do tego ciągłe przymiarki, pomoc w przygotowaniach do ślubu... Jakby jeszcze tego było mało Harry tak zaprzątnął mymi myślami i sercem, że ledwo jestem w stanie zapamiętać co jadłam na śniadanie. Jak w tym całym chaosie, między walką o uniewinnienie, a kłótniami z ukochanym mam znaleźć czas na napisanie idealnej piosenki na ślub dla mojego brata?! Możecie mnie uznać za okropną, ale czas zagrać na czyimś sumieniu.
- Wiem, że chciałbyś już ją usłyszeć, ale naprawdę ostatnio nie mam do tego głowy. Ta cała rozprawa, wizja spędzenia reszty lat młodości za kratkami nie nastraja mnie do pisania romantycznych i wzruszających piosenek o miłości. Mam nadzieję, że to rozumiesz...
W duchu zaciskałam kciuki, modląc się jednocześnie, aby moja linia obrony zdziałała cuda. Po chwili wahania i intensywnego wpatrywania się we mnie, Savan skinął smutno głową, po czym podszedł i zamknął  mnie w niedźwiedzim uścisku.
- Masz rację. Przepraszam, że na ciebie naciskam. Masz ważniejsze rzeczy na głowie, niż mój ślub i jakaś głupia piosenka- odparł ze smutkiem w głosie. Miałam ochotę walnąć się największym krzesłem jakie uda mi się znaleźć, ale zamiast tego postanowiłam jakoś poprawić mu humor, który sama zepsułam.
- Hej, bez przesady!- uśmiechnęłam się najpromienniej jak umiałam- Napiszę ci taką piosenkę, że ze wzruszenia będziesz płakał przez tydzień. Poza tym nie mogę ci jej pokazać, bo to część mojego prezentu ślubnego!
- Kate, naprawdę nie musisz tego robić.
- Nie chcę tego słyszeć!- zatkałam dłońmi uszy- Obiecałam, że skomponuję utwór na twój pierwszy taniec, więc to zrobię. Jestem ci to winna po tych wszystkich latach. Poza tym nie pozwolę, by najfajniejsza młoda para zaczęła wspólne życie od tańca do byle czego! Po moim trupie.
- Jesteś pewna?- spytał, wciąż nieprzekonany.
- W stu procentach. Kto wie? Może nawet sama ją zaśpiewam?
- Co?!- Savan wytrzeszczył oczy, w czym zatrórowała mu Ana.
- No... to co słyszałeś- zająknęłam się- Osobiście ją zaśpiewam.
- Kate...- w ich oczach pojawiły się łzy wzruszenia, a ja uświadomiłam sobie w jakie bagno się wpakowałam- Niczego innego tak bardzo nie pragniemy!
- T-tak?- zaśmiałam się nerwowo- Cóż, macie to jak w banku.
No to mam przerąbane.

Dom One Direction

     Byłem w swoim żywiole. Pomysły rodziły się w mojej głowie jeden za drugim, przepychając się i zacięcie walcząc o palmę pierwszeństwa. Najchętniej zrealizowałbym je wszystkie, ale jedna noc to zdecydowanie za mało. Potrzebowałbym co najmniej tygodnia, ale śmiem podejrzewać, że Kotecha nie przeżyje siedmiu dni imprezowania, a Ana po czymś takim zerwie zaręczyny.
- Ja mogę zająć się muzyką. Jak zwykle zresztą- zaoferował się nasz nadworny DJ Malik. 
- Nawet gdybyś się nie zgłosił i tak przydzieliłbym ci to zadanie- machnąłem na niego ręką, dając mu do zrozumienia, że tak naprawdę nie ma prawa głosu.
- Lou, wyglądasz przezabawnie z notesem w dłoni i ołówkiem za uchem- naśmiewał się ze mnie Niall- Wiesz, że drugi masz w ręce i jak zaraz nie przestaniesz go obgryzać to zostanie z niego tylko połowa?
- Pilnuj swoich chipsów Horan- posłałem mu srogie spojrzeniem, zerkając ukradkiem na ołówek. Faktycznie nie wygląda za dobrze. Prawie jakbym go wyjął psu z gardła.
- Jak jesteś głodny to możemy zrobić wcześniej kolacje- wtórował mu mój tak zwany przyjaciel. Mimo podkrążonych oczy i kilku innych oznak niewyspania, Loczek był dziś nad wyraz radosny. Cały dzień chodził z głową w chmurach, przez co kilka razy uderzył się małym palcem o nogę stołu w salonie, krzesło w kuchni i brzeg kanapy. Mimo to uśmiech nie schodził z jego błagającej o chwilę snu twarzy.
- Ty się lepiej skup na tym, żebyś był w stanie tańczyć za miesiąc. Jeszcze kilka rundek po domu i ci będzie trzeba stopy amputować.
- Wielkie mi halo- machnął niewzruszony dłonią- Najwyżej będę tańczył na rękach.
- Szaleju się najadłeś czy co?- spojrzał na niego ze zdziwieniem Liam- Coś ty robił w nocy, że wygadujesz takie głupoty?
- Chłopaki...- uśmiechnął się chytrze- Chcielibyście zaznać w swoim życiu choćby minutę szczęścia, którego ja ostatnio doświadczyłem.
- Porąbało cię stary- palnął go w głowę Payne- Masz szczęście, że Kate tu nie ma, bo odcięłaby ci język.
- Nie zrobiłaby tego- wyszczerzył się jeszcze szerzej, ukazując szereg śnieżnobiałych zębów- Wie jak dużo by straciła.
- Dobra, koniec tego- oburzył się Sheeran- G jest moją najlepszą przyjaciółką i zdecydowanie nie chcę wiedzieć niczego na temat waszych nocnych ekscesów. Zresztą może i jest w tobie zadurzona, ale na pewno nie puściłaby ci płazem takich gadek.
- Co wy wiecie o naszej miłości...- rozmarzył się, przygryzając wymownie dolną wargę.
- Stop!- rzucił w Harry'ego poduszką- Jak masz zamiar dalej zachowywać się jak zauroczony szczeniak to idź na górę albo ci spuszczę manto!
- Dobra, już! Spokojnie- przyjaciel uniósł ręce w geście obronnym- Po prostu zazdrościcie nam więzi jaka wytworzyła się między nami.
- Jak Boga kocham! Jak go zaraz walnę!
Ed już wystartował, żeby dopaść niezwykle irytującego dzisiaj Loczka, ale jak zwykle Liam okazał się tym, który zapanował nad całą sytuacją. Pociągnął chłopaka z powrotem na jego miejsce i poradził nie zwracać uwagi na zaślepionego miłością małolata.
- Możemy się skupić na głównym powodzie naszego spotkania?- wtrąciłem się zirytowany- Musimy zdecydować gdzie zorganizujemy Savanowi wieczór kawalerski.
- Czy to czasem Harry nie powinien się tym zajmować?- spytał Niall- Przecież to on jest pierwszym drużbą.
- Widzisz w jakim jest stanie?- wytknąłem śmiejącego się do sufitu bruneta- Poza tym on i tak nie umie zaplanować tak dużego przedwsięwzięcia.
- Jeśli chodzi o miejsce to "27" odpada- oznajmił przepraszająco Sheeran.
- Czemu?!
- Kate je zaklepała na wieczór panieński Any- wyjaśnił, wzruszając bezradnie ramionami- Próbowałem z nią negocjować, ale chyba wszyscy wiemy jak skończyła się ta rozmowa. 
- Przecież one będą tylko siedzieć przy herbatce i kruchych ciasteczkach!- oburzył się Liam. 
- Skąd wiesz?- odparłem z powątpiewaniem. Mimo, że wątpiłem w to, że Ana jest wielbicielką klubowych klimatów, coś mi podpowiadało, że Kate wcale nie będzie to przeszkadzać w zorganizowaniu jej wieczoru panieńskiego rodem z Las Vegas- Może zaszaleją z drinkami, kusymi spódniczkami i nie wiadomo czym jeszcze.
- Prędzej zostanę baleriną niż Kate założy skórzaną mini- prychnął z powątpiewaniem.
- Gaba też się na to nie zgodzi- dodał pewnie Horan- Wie jaki jestem o nią zazdrosny.
- Ja tam bym chętnie zobaczył je w takim wydaniu...- wtrącił niepotrzebnie swoje trzy grosze Zayn, za co omal nie został zabity wzrokiem przez Styles'a i Blondynka.
- Zamiast zastanawiać się po co dziewczynom cały klub i co będą w nim robić, skupmy się na tym co my przygotujemy dla Kotechy- zaproponowałem.
- Trzeba zamówić striptizerki!- rzucił pierwszym, i zapewne nie ostatnim, głupim pomysłem Malik.
- Rozmawiałem o tym z przyszłym panem młodym i nie wyraził na to zgody- oznajmiłem pochmurnie. Czemu wszyscy utrudniają mi pracę?!
- A po co się go w ogóle pytałeś o zdanie?- spojrzał na mnie z wyrzutami Mulat- Takich rzeczy się nie mówi! To ma być niespodzianka! Ostatni wieczór wolności w jego życiu! Musi się zabawić.
- A później Ana zabawi się w Boga i będzie decydować o naszym życiu i śmierci- prychnął Ed.
- Zrobimy tak- przejąłem w końcu pałeczkę. W końcu to ja miałem tu rządzić!- Zabierzemy go do tego klubu, który odkrył Liam. Jak on się nazywał?
- Funky Buddha.
- Właśnie!- odznaczyłem pierwszy punkt na liście: LOKALIZACJA- Urządzimy mu imprezę w gangsterskim stylu. Mnóstwo kasy, alkoholu, ładne kelnerki, klimatyczna muzyka jak z filmu "Tokio Drift". Wypożyczymy jakiś fajny wózek i podjedziemy po niego pod dom. Będzie ekstra!
- Już zaczynasz mówić jak gangster- zaśmiał się mój rudy przyjaciel.
- Ty się lepiej zacznij zastanawiać co założysz- pogroziłem mu- To będzie epicka impreza!

Dom Danielle

     Już dawno nie widziałam takiej burzy mózgów! Dziewczyny przekrzykiwały się jedna przez drugą, rzucając kolejnymi pomysłami na wieczór panieński Any. Dani upierała się, żeby zorganizować jej potańcówkę w stylu lat osiemdziesiątych. Eleanor stała murem za swoją propozycją popołudniowej herbatki jak u królowej Elżbiety, za to ja wyciągałam kolejne argumenty niczym asy z rękawa, przemawiające za wieczorem filmowym.
- Chyba sobie ze mnie żartujecie!- skrzyżowała na piersi swoje zdecydowanie zbyt długie ręce Peazer- Nie możemy przez cały wieczór, czy też popołudnie...- wskazała palcem na pannę Calder- siedzieć jak stare ciotki przy English Breakfast, wylewając łzy nad wyobrażeniem idealnej miłości prezentowanej przez Jeniffer Lopez i Bradleya Coopera. Trzeba się zabawić! To ma być wieczór panieński, a nie zlot kółka różańcowego.
- Obiecuję, że gdy ty będziesz wychodzić za mąż, załatwimy ci występ samej Madonny, ale Ana na pewno nie będzie zadowolona z imprezy w takim stylu.
- Za to na pewno będzie przeszczęśliwa, zapychając się wypełnionymi pustymi kaloriami ciasteczkami- wywróciłam oczami- Nie ma mowy!
- To co, mamy siedzieć i cały wieczór oglądać komedie romantyczne, rozżalając się, że żadnej z nas nigdy w życiu nie przydarzy się tak romantyczna historia?- kpiła ze mnie El.
- Lepsze to niż dyskutowanie, który ścieg koronki bardziej pasuje do XIX wiecznego kredensu.
- Nie będziemy rozmawiać o jakiś starych meblach!
  Im dłużej "rozmawiałyśmy", tym coraz bardziej wątpiłam, czy w ogóle dojdzie do jakiegokolwiek specjalnego wieczoru dla Any. Atmosfera robiła się coraz bardziej napięta i czułam jak nasze więzi przyjaźni stają się luźniejsze. Zamknijcie w jednym pokoju trzy kobiety, każdą z innym pomysłem, a ujrzycie walkę rodem z filmu "Gladiator". Tylko lwów brakuje. 
- Może nich się Kate wypowie- zaproponowała po godzinie kłótni Dani- W końcu to ona powinna być za wszystko odpowiedzialna i ostateczna decyzja należy do niej. 
- Zgadzam się- przytaknęłam, a zaraz za mną El- Kate?
 Wszystkie trzy spojrzałyśmy wyczekująco na brunetkę, która odkąd przyjechałyśmy, z głupim uśmieszkiem na ustach wpatrywała się w płomienie tańczące w kominku. Dopiero teraz zauważyłam, że przez cały wieczór nie odezwała się ani słowem. Jak mogło mi to umknąć?
- Kate, żyjesz?- szturchnęłam ją łokciem. Przyjaciółka ocknęła się jak ze snu, kompletnie zdezorientowana. 
- Tak, tak- potrząsnęła głową- O co chodzi?
- Nie możemy dojść do porozumienia w sprawie wieczoru panieńskiego Any- odparłam, patrząc na nią jak na wariatkę. Dotarło do niej choćby jedno słowo z ostatniej godziny?
- To znaczy?- spytała, nie rozumiejąc- Przecież już jest wszystko ustalone.
- Co?!- krzyknęły chórem dziewczyny.
- Jak to ustalone?!
- Tak to- brunetka wzruszyła niewinnie ramionami- Jestem pierwszą druhną, więc to ja jestem odpowiedzialna za wieczór panieński. Nie lubię zostawiać nic na ostatnią chwilę, więc już dawno wszystko zorganizowałam- ciągnęła dalej, a my otwierałyśmy coraz szerzej oczy- Muzyka załatwiona, catering zamówiony, alkohol kupiony, klub zarezerwowany, striptizerzy wynajęci...
- STRIPTIZERZY?!?!- wydarłyśmy się jeszcze głośniej, patrząc po sobie z niedowierzaniem.
- No, tak...- Kasia spojrzała na nas lekko przerażona- W końcu to ostatni wieczór Any jako panny. Musi się wyszaleć, zanim ustatkuje się na resztę swojego życia. 
- Jestem tego samego zdania, ale czy to nie przesada?- spytała zaskoczona Danielle- Chodzi mi o to, czy Ana na pewno tego by chciała?
- Czemu miałaby nie chcieć?- zdziwiła się przyjaciółka- Bez przesady. Będą tylko tańczyć. Nikt nie każe jej pić tequilli z ich pępków, albo zlizywać śmietanę z klatki piersiowej.
- Gdzie ty się szlajasz dziewczyno?!- odsunęłam się od niej na bezpieczną odległość. Czy to na pewno ta Kasia, z którą mieszkam?!
- Wyluzuj Gaba! Filmów nie oglądasz? Każda przyszła panna młoda musi mieć różową szarfę, koronę i striptizera do uczczenia swego zamążpójscia.
- Oficjalnie jestem w szoku i zaraz spadnę z kanapy- odezwała się Eleanor, która była biała jak ściana.
- Nie wiem czemu robicie taką aferę- broniła się moja współlokatorka. Choć dalej się zastanawiam, czy nie podmienili jej na nowoczesnego robota z przyszłości- Wszystko jest już dopięte na ostatni guzik. Pozostaje tylko ustalić kto pojedzie po Anę i przywiezie ją do "27".
- Ty to zrób- odparłam szybko- Wolę, żeby od razu wiedziała, kto wpadł na ten pomysł.
- Nie ma problemu- zgodziła się, pewna swego- Jeszcze zobaczycie, jak będzie mi dziękować na kolanach za najlepszą noc w jej życiu.
- Nie wiem czy Ana będzie na kolanach, ale kilku rozebranych facetów na pewno...

22 października 2015

25

Kancelaria adwokacka

     Dzisiejszy poranek nie wyróżniał się niczym szczególnym od pozostałych. Na dworze było chłodno i deszczowo, bez nawet najmniejszej szansy na choć jeden promyk słońca. Ludzie ciasno okrywali się kurtkami, starając się zatrzymać w sobie ciepło, które wypełniło ich wnętrza, gdy przytulili na pożegnanie swoje pociechy spieszące się do przedszkola lub pocałowali ukochaną osobę, przed wypiciem ostatniego łyka świeżo parzonej kawy. Mimo ponurej pogody na ich twarzach gościł uśmiech i podekscytowanie kolejnym nieprzewidywalnym dniem. Byli gotowi stawić czoła nowym wyzwaniom, z którymi przyjdzie im się zmierzyć. Byli szczęśliwi, oczekując kolejnej przygody.
 Idealny świat nie istnieje. Nie wszyscy z radością wstają codziennie z łóżka i nie mogą być pewni, że kolejny rozdział w ich życiu zostanie spisany na czystej kartce papieru, a na koniec dnia tusz, który nakreślił na białym płótnie ich przeżycia, nie zostanie rozmazany, przez kapiące na niego łzy rozczarowania i smutku.
 Zza zasłony zdobiącej wysokie okno, znajdującej się w centrum Londynu luksusowej kamienicy, postawionej kilkadziesiąt lat temu, prolog nachodzących nieuchronnie ludzkich historii obserwowała pewna brunetka, o kręconych włosach ciasno spiętych w gładkiego koka. Trzymając ręce w kieszeniach swego granatowego garnituru, pod którym kremowa koszula ciasno opinała jej szczupłe ciało, wystukiwała wysokim obcasem nikomu nieznany rytm. Niewidzącym wzrokiem lustrowała zamazane postacie śpieszące się do pracy. Myślała, że jest bezpieczna na trzecim piętrze, za szklaną taflą, spoglądając na wszystkich z góry. Była pewna, że nikt nie zwraca na nią uwagi. Że nikt nie jest zainteresowany jej wątłą sylwetką górującą nad innymi do czasu, gdy na skrzyżowaniu pojawił się mały chłopiec o kruczoczarnych włoskach, wystających spod lekko za dużej czapki. Swymi ciemnobrązowymi oczami odnalazł jej ciemnozielone. Wpatrywali się w siebie przez, jak jej się wydawało, kilka dobrych minut, aż ten, który mimo niepogody i dzielącej ich odległości dostrzegł ją, uniósł swą drobną rączkę odzianą w rękawiczkę z jednym palcem i pomachał w jej kierunku z uśmiechem na twarzy. Dziewczyna na początku nieco oszołomiona i zdezorientowana, po chwili odwzajemniła jego gest i z iskierką radości w oczach patrzyła jak jej mały bohater dzielnie maszeruje u boku swej matki w górę ulicy.
- Ktoś znajomy?- usłyszała nagle przy swym uchu, głos swego przyszywanego brata.
Nie siląc się na żadne wyjaśniania, pokręciła jedynie przecząco głową i oderwała od swojego zajęcia. Wróciła na dawne miejsce, siadając na przeciwko adwokata, który miał dzisiaj bronić jej niewinności. Udawała, że uważnie słucha, co chwilę przytakując i zerkając kątem oka na wertującego jakieś papiery producenta, który jak jej się wydawało, wypił dziś o jedną kawę za dużo. 
- Naszym dzisiejszym zadaniem będzie...
Docierały do niej jedynie skrawki informacji, które poczciwy straszy pan w jasnobrązowym garniturze wykładał jej po raz kolejny, jakby chciał ją utwierdzić w przekonaniu, że zna się na rzeczy i wie co robi. Jednak jej myśli były zajęte czymś innym. Nie mogła przestać zastanawiać się jak do tego wszystkiego doszło. Jakim cudem ona, młoda kobieta o żelaznych zasadach, została oskarżona o kradzież czegoś co należy do niej? Jak to się stało, że zrezygnowała z jednej z niewielu przyjaźni, towarzyszących jej od dzieciństwa? Kiedy zgodziła się zrezygnować ze wszystkiego co było dla niej cenne i poufne w imię miłości?
- Musimy już jechać- oznajmił brat, który jako jedyny zdawał się wyczuwać jej obojętny na to co miało nadejść nastrój.
Zakładając na ramiona idealnie skrojoną marynarkę, ostatni raz spojrzała w stronę okna, gdzie pierwszy raz w życiu ktoś ją zobaczył. Taką jaka była akurat w tej jednej chwili. Bez konieczności znania jej przeszłości, poglądów, zawodu, ulubionej herbaty i utworu kołyszącego ją do snu. Liczyło się tylko to jedno spojrzenie w głąb jej duszy i niewinny uśmiech małego aniołka, który dodał jej otuchy i pomógł przetrwać kolejny zły dzień. Jak się niestety miało okazać, jeden z wielu.

Sala sądowa

     To jest mój dzień. Teraz ja dowodzę i nic nie jest w stanie mnie powstrzymać przed realizacją mego niecnego planu. Wchodząc do głównego gmachu budynku sądu, otoczona dziesiątkami fotoreporterów, czułam jak każdy kolejny błysk flesza dodaje mi skrzydeł. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego jak bardzo destrukcyjny będzie miało to wpływ na Kate i jej manię pozostania anonimową. Rozglądałam się dookoła za tą przemądrzałą gówniarą, ale nie było po niej ani śladu. 
- Panno Marin, musimy wchodzić na salę.
Skinęłam głową, po czym ruszyłam w kierunku sali rozpraw. "Gdzie ona jest?!"
Po kilku minutach dołączył do nas sędzia i ława przysięgłych. Nerwowo zerknęłam na wolne miejsce pomiędzy nieznanym mi dotąd adwokatem, a Simonem Cowellem.
- Dobry jest?- szturchnęłam prokuratora, który spokojnie rozkładał akta sprawy na masywnym, drewnianym stole.
- McConell?- zerknął kątem oka na swojego przeciwnika, który uspokajał zdenerwowanego Koteche, siedzącego tuż za nim- Jeden z najlepszych w swoim fachu, ale nie słyszałem, żeby kiedykolwiek brał udział w takiej sprawie. Nie ma się o co martwić Lauro- uśmiechnął się do mnie profesjonalnie i poprosił abym usiadła. Niedługo po tym przemówił sędzia Welch.
- Nim otworzę przewód sądowy, bardzo proszę dziennikarzy, fotoreporterów oraz wszystkich, którzy nie są bezpośrednio związani ze sprawą o opuszczenie sali.-"Że co kurwa?!"- Przed rozprawą został złożony wniosek o to, by cały proces odbył się za zamkniętymi drzwiami. Ze względu na chęć pozostania anonimową przez oskarżoną, a tym samym ochronę swojego wciąż dobrego imienia, przychylam się do złożonego wniosku. Bardzo proszę ochronę o wprowadzenie oskarżonej.
Nie, nie, nie, nie, nie! To nie tak miało być! Kate miała zostać wystawiona na światło dzienne, przestraszyć się, ześwirować i dzięki temu przegrać szybciej proces!
- Może do tego dopuścić?!- syknęłam przez zaciśnięte zęby do mężczyzny stojącego obok mnie.
- Oczywiście. W pewnym sensie jest ona mniej lub bardziej osobą publiczną, więc ma prawo bronić swojego wizerunku.
Coś tam jeszcze biadolił, ale ciśnienie, które prawdopodobnie podskoczyło mi do dwustu trzydziestu zagłuszało jego słowa. Zamiast tego skupiłam się na wchodzącej na salę zza niewielkich drzwi po prawej stronie kompozytorkę, która elegancko ubrana w stoicki spokój, dziarskim krokiem weszła do środka i zajęła przeznaczone dla niej miejsce. Wymieniła pokrzepiający uścisk dłoni ze swym samozwańczym bratem, po czym zaczęła uważnie przyglądać się sędziemu. On również wpatrywał się w nią z początku zaskoczony zapewne jej młodym wiekiem i pewnością siebie, ale później jego wyraz twarzy wskazywał na to, że był nią zauroczony. Jeszcze tego mi brakowało! Mogę się założyć, że porównuje ją do swoich już prawie dorosłych wnuczek! 
Po odchrząknięciu kilka razy i poprawieniu togi kontynuował:
- Skoro już wszyscy są na sali, otwieram rozprawę. Oprócz oskarżonej pojawił się także jej obrońca.
- Mark McConell- przedstawił się nieznajomy.
- Dziękuję. Pan prokurator.
- Arthur Stevens.
- Stawiła się także powódka, panna Laura Marin. Otwieram przewód sądowy. Oddaję głos panu prokuratorowi- zakończył swą przemowę sędzia Welch i oparł się wygodnie na swym iście królewskim fotelu.
- Oskarżam pannę...
Nie wsłuchiwałam się w treść oskarżenia, gdyż znałam ją na pamięć. Sama znalazłam paragrafy, przez które Kate miała znaleźć się na dnie. Zamiast tego obserwowałam jej kamienną twarz i obojętne spojrzenie, które utkwiła w widoku za oknem. Po chwili wzdrygnęła się i powoli obróciła w moją stronę, skupiając na mnie wzrok. Przechyliła lekko głowę, jakby chciała mi się lepiej przyjrzeć. Gdy prokurator skończył czytać akt oskarżenia, sędzia poprosił by wstała.
- Czy oskarżona zrozumiała stawiane jej oskarżenia?
- Tak- odparła cichym, ale pewnym głosem.
- Czy przyznaje się pani do dokonania tych czynów?
- Nie- dodała głośniej, z większą determinacją.
- Pouczam, że przysługuje pani prawo do odmowy składania zeznań oraz wszelkich wyjaśnień. Jaka jest decyzja?
- Jestem niewinna i nie mam nic do ukrycia. Będę zeznawać.
Wydawało mi się, że zarówno Welch jak i dwaj mecenasi uśmiechnęli się delikatnie, słysząc jej stanowczość, co ponownie wytrąciło mnie z równowagi. Na szczęście udało mi się trzymać język za zębami. Nie mogłam pozwolić, aby udała jej się dzisiaj kolejna rzecz. Wystarcz, że jakimś cudem ominęła dziennikarzy. To jest mój dzień. I to ja będę triumfować.
- W takim razie proszę mi powiedzieć co robiła pani dnia szóstego stycznia, podczas pobytu w Sztokholmie.
- Pracowałam w studiu nagraniowym nad materiałem na debiutancki album moich podopiecznych oraz nad kilkoma innymi projektami.
- Ktoś pani towarzyszył?
- Tak. Był ze mną Max Martin, Savan Kotecha oraz zespół One Direction.
- Proszę wymienić nazwiska członków zespołu.
- Liam Payne, Niall Horan, Zayn Malik, Louis Tomlinson i Harry Styles. Później dołączyła do nas panna Marin.
Kate wypowiedziała moje nazwisko z niekrytą odrazą. Mogłam się tego spodziewać.
- Czy w trakcie pisania utworu, który według powódki został od niej przez panią skradziony, korzystała pani z czyjejś pomocy?
- Nie- westchnęła- Nikt mi nie pomagał. Jego ogólny zarys i pierwszą linię melodyczną napisałam w trakcie pobytu w studiu. Resztę skomponowałam w moim hotelowym pokoju. Odpowiadając na pytanie, które zapewne za chwilę padnie z ust szanownego wysokiego sądu, wtedy też byłam sama.
- Cieszę się, że od razu wyjaśniliśmy tą kwestię- uśmiechnął się do niej lekko, poprawiając okulary na nosie- Na razie nie mam więcej pytań. Czy chciałabyś coś dodać?
- Nie. Mój ojciec zawsze powtarzał, że tylko winny się tłumaczy. Skoro ja nie mam sobie nic do zarzucenia, nie widzę potrzeby, abym cokolwiek dodawała. Poczekam aż reszta świata dojdzie do takiego samego wniosku. To wszystko.
- Rozumiem. Czy oskarżyciel ma jakieś pytania?
- Owszem wysoki sądzie- Stevens zwarty i gotowy wstał, poprawiając klapy swojej marynarki od Gucciego- Kate, mogę się do ciebie zwracać po imieniu, prawda?- spytał grzecznie, choć w jego oczach czaiła się lisia przebiegłość. Dlatego go wybrałam.
- Proszę- dziewczyna nie odwzajemniła jego gestu i widziałam jak walczy ze sobą, żeby nie skrzyżować rąk na piersi. Jedyne na co sobie pozwoliła to zaciśnięcie dłoni w pięści.
- Powiedz mi, jak wpadłaś na pomysł napisania piosenki, o której mowa w tym sporze. 
- Wszystkie moje utwory opisują prawdziwe wydarzenia lub są nimi inspirowane. Czasami jednak są one swego rodzaju metaforą do zaistniałych zdarzeń i tak było tym razem. Piosenka opowiada o tym, że to kobiety tak naprawdę lepiej rządzą światem, nawet jeśli ktoś połamie im obcasy by je powstrzymać. Tak więc siła kobiet i ich zdolność do radzenia sobie w niesprzyjających warunkach była moją inspiracją. 
- Bardzo feministyczne podejście. 
- Nie jestem feministką, a to zdanie nie było pytaniem- stwierdziła, uważnie przyglądając się reakcji Arthura. 
- Słuszna uwaga- przyznał, uśmiechając się kpiąco- Czy skomponowałaś ten utwór dla kogoś konkretnego?
- Nie. Dopiero kiedy skończyłam nad nim pracę, można powiedzieć, że wystawiłam go na sprzedaż i jedna z artystek wytwórni Syco, odkupiła go ode mnie. Przekazałam jej prawa autorskie i na tym zakończyła się nasza współpraca. O ile można to tak nazwać. 
- Dużo miałaś w tamtym czasie zleceń?
Kate przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią, zerkając na bladego jak ściana Savana. Zacisnęła mocniej pięści, po czym odpowiedziała wymijająco.
- Sporo.
- To znaczy?- dopytywał się prokurator- Możesz podać konkretną liczbę?
- Nie jestem teraz w stanie powiedzieć dokładnie. 
- To chociaż tak mniej więcej- nie ustępował.
- Pracowałam wtedy nad singlami dla One Direction. Poza tym miałam pod sobą jeszcze jednego podopiecznego, któremu pomagałam stworzyć cały album. Dodatkowo wpadło mi kilka drobnych zleceń- wyjaśniła, marszcząc z niezrozumieniem brwi.
- Czy to prawda, że piosenka "Broken Heels" została sprzedana zaraz po udostępnieniu jej na rynku?
- Owszem. Do czego pan zmierza?- spytała, choć nie dała po sobie wyczuć zaniepokojenia.
- Dokładnie sprawdziłem przebieg tej jak to określiłaś "drobnej transakcji"- zrobił cudzysłów w powietrzu i kontynuował- Utwór ten został od ciebie odkupiony po zaledwie kilkudziesięciu minutach. Przyznasz, że jest to rzadko spotykane.
- Zgadzam się, ale powszechnie wiadomo, że moje dzieła są dość ruchliwym towarem. 
- A może było tak, że nie radziłaś sobie z nadmiarem pracy, który sama wrzuciłaś na swoje barki. Tak bardzo chciałaś bronić dobrego imienia, że postanowiłaś popełnić przestępstwo i przywłaszczyłaś sobie coś co nie należało do ciebie, ale mogłoby wyciągnąć cię z tarapatów. Wykorzystałaś obecność Laury Marin i niezauważenie podkradłaś jej hit, który miał być singlem promującym jej nową artystkę. Pewnie pomyślałaś, że jedno małe kłamstewko niczego nie zmieni w twojej karierze tekściarki. Niestety ten jeden, w twoim mniemaniu, niewinny grzech oznaczał kradzież. Tak było?
- Sprzeciw!- wydarł się nagle mecenas McConell- Nękanie świadka. Pan Stevens sam sobie odpowiada na pytania, oczerniając jednocześnie moją klientkę.
- Podtrzymuję- przyznał mu rację sędzia, a ja zaklęłam pod nosem. To pewnie ten pieprzony urok Kate się do tego przyczynił- Ma pan jeszcze jakieś pytania?
- Nie wysoki sądzie. Na razie to wszystko.
- Obrona?
- Nie mam pytań.
- Dobrze. W takim razie wzywam świadka obrony, pana Savana Koteche.
Widziałam jak Kate oddycha z ulgą, choć coraz ciężej było jej ukryć wściekłość skierowaną głównie w moją stronę. Uspokoiła się nieco, gdy adwokat zaczął szeptać jej coś do ucha. Savan zajął wyznaczone przez sędziego miejsce i po tym jak został pouczony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, zaczął odpowiadać na miliony pytań. Jego wypowiedzi były o wiele mniej pewne i utrzymujące w ryzach linię obrony, co napawało mnie nieskrywaną radością. Jak już wspominałam wcześniej... to jest mój dzień!  

     Wraz z Kate ominęliśmy chmarę paparazzich, wychodząc tylnym wyjściem, w czasie gdy Cowell wraz z mecenasem McConellem odwracali od nas uwagę, udzielając wywiadów krwiożerczym dziennikarzom. Gdy tylko zamknąłem za sobą drzwi taksówki, przyciągnąłem siedzącą obok mnie dziewczynę i mocno do siebie przytuliłem.

- Byłaś tak cholernie dzielna!- zacisnąłem mocniej ramiona wokół jej talii i ucałowałem w czubek głowy. Minęło trochę czasu nim pozwoliłem mojej małej siostrzyczce odsunąć się ode mnie i bez słowa wrócić na miejsce. 
Od razu po zapięciu pasów, skupiła swój wzrok na mijanych przez nas ludzi za oknem. Za każdym razem gdy zatrzymywaliśmy się na światłach, uparcie wypatrywała kogoś na przejściu dla pieszych i za każdym razem gdy ruszaliśmy w dalszą drogę, wyglądała na rozczarowaną.
- Szukasz kogoś?- spytałem, ujmując jej dłoń, ale odpowiedziała mi jedynie cisza. Dokładnie taka sama jak podczas naszego porannego spotkania w kancelarii. Nie wiem po co ten adwokat cokolwiek do niej mówił, skoro nawet  ślepy by zauważył, że kompletnie go nie słuchała. W trakcie całej rozmowy, była myślami w zupełnie innym miejscu. Dalekim od tego co było tu i teraz. Gdy obserwowałem ją jak stoi przy wysokim oknie, spoglądając na ludzi zza bordowej zasłony, miałem jedynie nadzieje, że świat, w którym postanowiła się ukryć był lepszy od tego tutaj. Modliłem się o to do czasu, aż podjechaliśmy pod mój dom.

Dom Savana

     Nie pamiętam kiedy ostatnio w moim domu było tyle osób. Wróć. Nie pamiętam kiedy ostatnio w moim domu było tyle zdenerwowanych osób. Zayn i Liam od momentu usadowienia się na kanapie nawet nie drgnęli, za to Ed chodził po całym domu i nie mógł sobie znaleźć miejsca. Najprzyjemniej patrzyło się na Gabę, tulącą się do Nialla na jego kolanach. Chłopak rytmicznie pocierał dłonią jej plecy i co jakiś czas skradał niewinnego całusa w policzek, aby choć w minimalnym stopniu oderwać ją od rozmyślania nad tym, co aktualnie działo się z jej najlepszą przyjaciółką. Louisa z Harry'm straciłam z oczu jakieś półgodziny temu, gdy zniknęli w kuchni obiecując, że przyrządzą coś wszystkim do jedzenia. Chciałam sama zadbać o moich gości, ale nie byłam w stanie. Co chwilę zerkałam na telefon, sprawdzając czy Savan nie przysłał mi jakiejś wiadomości. Niestety za każdym razem musiałam się gorzko rozczarować. Nie pozostawało mi nic innego, niż stanie w oknie i nerwowe obgryzanie paznokci, za które zapewne zabije mnie kosmetyczka, konsultantka ślubna i inne kobiety, przejęte moim zbliżającym się wielkimi krokami weselem. 
 Podczas zastanawiania się, jak wytłumaczę trzy skrócone o pięć milimetrów paznokcie, zauważyłam czarne Audi zakręcające na podjeździe. Mój narzeczony wysiadł szybko z auta, ciągnąć za sobą chwiejącą się na szpilkach dziewczynę. 
- Przyjechali!- wydarłam się na całe gardło, aby wszyscy mnie usłyszeli. Nim zdążyłam zrobić krok, kątem oka dostrzegłam jak Harry wybiega z kuchni, a zaraz za nim Louis. Podobnie jak reszta siedząca w salonie zerwałam się z miejsca i podążyłam za nimi. Styles pociągnął za klamkę, nim znajdujący się po drugiej stronie zdążyli unieść ręce by zapukać.
- Nareszcie!- westchnął, wciągając Kate do środka i zamykając ją w ciasnym uścisku. Po tym jak otrząsnęła się z szoku, również go objęła, ale z zdecydowanie mniejszym entuzjazmem. Mimo jego sprzeciwu, udało jej się wyswobodzić z jego ramion i bez słowa udała się do salonu. Przyjaciele podążyli za nią, a ja zatrzymałam mojego narzeczonego, przytrzymując go za łokieć.
- Co się wydarzyło? Opowiedz mi wszystko- poprosiłam błagalnie, gdy łzy zaczęły wzbierać mi w oczach. Nie mogłam się pogodzić z tym wszystkim widząc minę Kate, która była taka... nijaka. Ona nigdy nie jest taka obojętna. Nawet kiedy wciela się w poważną bizneswoman wzbudza to we wszystkich jakieś emocje, a dzisiaj... wygląda tak jakby miała zaraz zniknąć. Na zawsze.
- Dołączmy do reszty. Na pewno też chcą wiedzieć jak było, a ona nie jest dziś zbyt rozmowna.
Zgodziłam się na jego propozycję i trzymając się za rękę, weszliśmy do pokoju, gdzie wszyscy zgromadzili się wokół przygarbionej brunetki, siedzącej na niewielkim stoliku i wpatrującej się w płomienie wirujące w kominku. Serce mi pękało, widząc zatroskanego Loczka, klęczącego przed, jak sam zdążył mi dziś oznajmić, miłością swojego życia. Obiema dłońmi ściskał mocno drobne rączki brunetki, która zdawała się tego nie zauważać.
- Savan, może ty nam coś zdradzisz?- poprosił błagalnym tonem Ed. Jego też nigdy nie widziałam tak roztrzęsionego.
- Nie wiem od czego zacząć...- podrapał się po głowie, niepewny co zrobić. Ostatni raz spojrzał na Kate, która wyglądała jak skamieniała, po czym zaczął nam pokrótce streszczać jak wyglądało ich poranne spotkanie w kancelarii oraz jak przebiegła pierwsza rozprawa. Z jego opowieści wynikało, że brunetka świetnie poradziła sobie podczas zeznań, za to jemu nie poszło już tak dobrze. Gdy skończył, nie było ani jednej osoby, która nie miałaby otwartej z zaskoczenia buzi lub wytrzeszczonych oczu.
- To jakiś żart, prawda?- dopytywał się Liam- Powiedz, że to żart.
- Bardzo bym chciał Payne, ale niestety takie są fakty.
- Fakty?!- uniósł się Zayn- Jakie kurwa fakty?!
- Wyrażaj się Malik! Nie jesteś u siebie- zwrócił mu uwagę Savan.
- Ale on ma rację- poparł przyjaciela rozwścieczony Tommo- Jedynym faktem jest to, że Kate jest niewinna i tylko skończony idiota, mógłby sądzić inaczej.
- Rozumiem wasze rozdrażnienie, ale sprawa nie jest taka prosta- próbował im wszystko ponownie wytłumaczyć- Chodzi o to, że...
- Chodzi o to, że ta ruda małpa zazdrości Kate talentu i osiągnięć!- wtrącił swoje trzy grosze Niall, którego również poparł Lou.
- Dokładnie! Ruda pizda! Takie wredne babska powinno się zamykać w więzieniu, a nie porządne i poukładane dziewczyny!
- Moja siostra  nie trafi za kratki!- warknął na nich zdenerwowany Kotecha. Postanowiłam interweniować.
Ciągnąc go za rękawa koszuli, wyprowadziłam nas na korytarz, zanim powiedziałby coś, czego by potem żałował.
- Uspokój się, proszę- ucałowałam go w usta, pocierając kciukiem śniady policzek- Reagują tak, ponieważ się martwią. Tak samo jak ty. Odkąd tu przyjechali, bąknęli między sobą tylko kilka zdań, a resztę czasu poświęcili na zastanawianie się za ile wrócicie. 
- Wiem, wiem- westchnął głęboko, ponownie łącząc nasze usta razem- To wszystko jest po prostu tak bardzo niewiarygodne i popieprzone.
- Jak wszystko co jest związane z twoją małą siostrzyczką- uśmiechnęłam się pocieszająco- Myślałam, że po tylu latach zdążyłeś się już przyzwyczaić. W końcu za to też ją pokochaliśmy.
- Tak, ale to jest zupełnie inny poziom. Nie spodziewałem się tego.
- Nikt nie przypuszczał, że dojdzie do czegoś takiego. Zwłaszcza ona- powiedziałam, jakby ta cała sytuacja potrzebowała jakiegokolwiek wyjaśnienia- Posłuchaj. Kate była przy nas niemalże od samego początku. Gdyby nie ona, nie oświadczyłbyś mi się i nie planowalibyśmy ślubu. Nie przychodziłbyś z pracy z dwa razy większym uśmiechem na ustach i nie stworzylibyście tylu wspaniałych utworów. Pomyśl ile ona przez ten okres czasu zrobiła dla nas. Teraz pora żebyśmy się jej odwdzięczyli. Będziemy przy niej przez cały czas gotowi ją wesprzeć, kiedy tylko zajdzie taka potrzeba, dobrze?
- Oczywiście- uśmiechnął się do mnie smutno, choć w jego oczach udało mi się dostrzec nowe pokłady nadziei i wiary- Co ja bym bez ciebie zrobił?
- Chodziłbyś głodny, w brudnych ciuchach i pourywanych guzikach- wyliczyłam na palcach główne wady nieposiadania mnie jako swojej narzeczonej. Wywracając oczami, przyciągnął mnie do siebie i ucałował w czubek głowy, a ja ponownie dostrzegłam zmartwioną twarz Harry'ego, który próbował wydobyć z wpatrzonej przed siebie brunetki choćby jedno słowo. 
- Da sobie z tym radę?- skinęłam w jego stronę. Savan przyglądał mu się przez chwilę, po czym odparł ze smutkiem.
- Nie wiem, ale będzie to idealny test na to, czy naprawdę ją tak mocno kocha.

Mieszkanie Kasi i Gaby

     Miłość przychodzi niespodziewanie i w ułamku sekundy wywraca nasze życie do góry nogami. Tak przynajmniej było w moim przypadku. Gdy po raz pierwszy ujrzałem Kate w jednej z wind siedziby Syco Music, od razu poczułem iskierki przeskakujące między nami. Przy każdym kolejnym spotkaniu, przybierały one na sile, aż zamieniły się w gorący płomień, który teraz wypełnia moje serce. Z jednej strony uważam, że jest to uczucie, którego każdy powinien doświadczyć w swoim życiu. Jednak z drugiej, poważnie bym się zastanowił, czy aby na pewno niesie ono ze sobą wyłącznie dobro. 
 Darzyć kogoś miłością wcale nie jest łatwo. Wszyscy posiadają zalety, do których łatwo jest się przywiązać, ale zdecydowanie więcej w nas wad. Jeśli chodzi o te drugie, znacznie ciężej je zaakceptować i kochać, tak samo mocno, bez wyjątku i przez całe życie. Kocham Kate G. To niezaprzeczalny fakt. Choćbym nie wiem jak bardzo się starał, nie jestem w stanie wyrzec się tego uczucia. Łączy się to z tym, iż zrobiłbym dla niej absolutnie wszystko, niestety nie jest to taka łatwa sprawa. Zwłaszcza jeśli ktoś mimo tego, że jest przyjacielski, oddany i kochający, jest również irytujący i uparty jak osioł. Taka jest właśnie Kate. Mimo to kocham ją. To fakt.
 Odkąd wróciliśmy od Savana, moja miłość kręci się na wysłużonym krześle, stojącym przy biurku i wpatruje się w krajobraz za balkonowym oknem. Podobnie jak w domu Kotechy, tutaj również próbowałem skłonić ją do wydobycia z siebie choćby jednego słowa, ale moje starania szły na marne. Mimo szczerych chęci, ciśnienie w moich żyłach osiągało coraz większe wartości i gdyby nie to, że jestem zdrowym, młodym człowiekiem, już dawno bym umarł. 
- Odcięli ci język w sądzie? To jakiś nowy wymiar kary?- odezwałem się głosem, przepełnionym wściekłością, która usilnie chciała wydostać się na zewnątrz mojego napiętego z nerwów ciała. Ku memu niezadowoleniu nawet ostrzegaczy ton, nie zrobił wrażenia na tej drażniącej mnie dziś do granic możliwości brunetce. Rozum podpowiadał mi, żebym siedział cicho i czekał, aż sama zdecyduje się odezwać, ale serce szalało gniewnie w mojej klatce piersiowej. 
Wziąłem kilka głębokich wdechów, ale kiedy zobaczyłem jak dziewczyna leniwie ziewa, nie wytrzymałem. Zerwałem się na równe nogi i mało myśląc, a właściwie nie robiąc tego w ogóle, szarpnąłem ją za rękę, rzucając na nieposłane łóżko. Nim zdążyła się zorientować co się dzieje, złączyłem nasze usta razem, natarczywie napierając swoim językiem na jej, dając tym samym minimalny upust, skumulowanym we mnie emocjom. Gdy tylko spróbowała wydostać się spod mojego ciała, przywarłem do niej jeszcze mocniej, wsuwając rękę pod jej plecy i przytrzymując w miejscu. Nie chciałem aby to co robiłem, sprawiało jej przyjemność. Chciałem żeby poczuła to co ja dusiłem w sobie przez cały dzień. Tą złość na nią za to, że nie chce się przede mną otworzyć mimo, że już to kiedyś zrobiła. Na mnie za to, że nie jestem w stanie jej pomóc na tyle, na ile bym chciał. Na Laurę, która odważyła się naruszyć jej dobre imię swymi wrednymi łapskami. Na cały świat, który nie pozwalał jej na choćby chwilę wytchnienia. Na wszystko.
- Odezwij się albo nie przestanę- ostrzegłem, wciągając w płuca życiodajne powietrze. Kate popatrzyła na mnie wystraszonym wzrokiem, ale w głębi duszy wiedziałem, że to nie mojego zachowania się bała. 
- Nie mam ochoty rozmawiać- szepnęła, jednocześnie starając się ponownie nakłonić mnie do pocałowania jej, ale nie pozwoliłem na to.
- Musisz to zrobić.
Mój rozkaz wzbudził w niej skrywane dotąd pokłady energii. Położyła swe drobne dłonie na mojej piersi., po czym odepchnęła mnie z całej siły, przez co omal nie wylądowałem na podłodze, kompletnie oszołomiony. Ona z kolei wstała i palcem wskazującym pokazała mi drzwi.
- Wyjdź stąd- wysyczała przez zaciśnięte zęby. Zauważyłem jak w jej oczach zaczynają wzbierać łzy. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że nawet stado bawołów nie byłoby w stanie mnie stąd wyrzucić, a tym bardziej ona. Przyrzekłem jej, że gdy tylko będzie mnie potrzebować, zawsze stanę przy jej boku, czy jej się to podoba czy nie. Miałem zamiar dotrzymać danego słowa.
- Nie.
- Coś ty powiedział?- popatrzyła na mnie zdziwiona.
- Nie- wzruszyłem niewinnie ramionami- Nawet gdybyś miała mnie za to zabić, nie wyjdę i cię nie zostawię. Mam nadzieję, że wyraziłem się jasno.
- Nie chcę żebyś tutaj był- dodała- Nie chcę żebyś był blisko mnie.
- Widzisz? Rozmawiamy- uśmiechnąłem się sztucznie- Chyba nie jest tak źle?
- Nie denerwuj mnie Harry. Nie dzisiaj. W ogóle tego nie rób...- odwróciła się do mnie plecami, kładąc ręce na biodrach.
- Ja tylko staram się do ciebie dotrzeć, choć muszę przyznać, że bardzo mi to utrudniasz.
- Może dlatego, że tego nie chcę?- wydarła się na mnie, ponownie zwracając się w moim kierunku- Nie chcę żebyś mi pomagał, żebyś do mnie docierał, żebyś tu był! Czy nie wyraziłam się wystarczająco klarownie?- wyrzuciła ręce w górę, rozwścieczona jak zamknięte w klatce dzikie zwierze- Co mam zrobić, żebyś stąd poszedł i zniknął na zawsze z mojego życia?! 
Oniemiałem. Kilka razy otwierałem usta, w nadziei, że wypłynie z nich coś co sprawi, że to co usłyszałem okaże się wyjątkowo mało zabawnym żartem i oboje zaczniemy się śmiać z tego, że uwierzyłem w jej słowa. Niestety nic takiego się nie wydarzyło.
- Tego chcesz?- spytałem szeptem, bojąc się usłyszeć odpowiedź. Mimo moich obaw, musiałem ją poznać. 
W ramach wyjaśnień musiało mi wystarczyć jedynie ledwo zauważalne skinienie głowy. Czując się pokonany i zawiedziony podjętą przed sekundą decyzją, niespiesznie wstałem, mając nadzieję, że nim wyjdę usłyszę głos proszący, żebym jednak został, ale nic takiego się nie wydarzyło. Moje serce przestało bić. Czułem jak moje ciało staje się zimne, gdy najważniejszy mięsień przestał pełnić swoją funkcję. Nie trudząc się z zamknięciem drzwi, opuściłem niewielkie mieszkanie. Nieprzyjemny dreszcz wstrząsnął moim ciałem, kiedy zetknąłem się z chłodnym londyńskim powietrzem. Wahałem się przez chwilę, czy nie spojrzeć w górę, ale nie chciałem się rozczarować, w razie gdyby nikt nie spoglądał na mnie z okna. Długim krokiem, ruszyłem w kierunku domu. Próbowałem przeanalizować co się przed chwilą wydarzyło, ale byłem zbyt odrętwiały. Moje ruchy stały się automatyczne, jakby ktoś mnie zaprogramował i mną sterował, a ja nie mogłem nic na to poradzić. 
Docierając do niewielkiego parku oddzielającego od siebie dwie główne ulice, usłyszałem za plecami jak ktoś woła moje imię. Zbagatelizowałem to, sądząc, że pewnie mam jakieś urojenia, ale każde kolejne nawoływania były coraz głośniejsze.
Zatrzymałem się przed małą fontanną, nie będąc w stanie się obrócić. Po chwili poczułem, jak ktoś kładzie dłoń na moim moich plecach i opiera o nie czoło.
- Przepraszam. Tak bardzo, bardzo przepraszam. Nie chciałam. Ja tylko...
Powoli zwróciłem się w stronę Kate, która stała przede mną w przemokniętej koszuli i spodnich od garnituru. Biały materiał idealnie przylegał do jej ciała, ukazując koronkową fakturę stanika, zdobiącego jej niewielkie piersi. Lustrowałem ją wzrokiem, skupiając się ostatecznie na przerażonych oczach.
- Ty tylko co?- ponaglałem ją do kontynuowania, nie ukrywając gniewu- Tylko co Kate? Powiedz to do cholery!
- Jestem wściekła- odparła, ledwo łapiąc oddech- Jestem tak niesamowicie wściekła, że nawet nie wiem jak to opisać. 
- Na co się tak wściekasz?- dopytywałem- Co takiego się wydarzyło, że postanowiłaś wyrzucić mnie jak niepotrzebną zabawkę za drzwi? Ze swojego życia.
- Nie miałam tego na myśli...
- Po prostu to kurwa powiedz!- wrzasnąłem, chwytając ją za ramiona i potrząsając.
Kate otworzyła szerzej oczy, kręcąc z niedowierzaniem głową. Po chwili zaśmiała się pod nosem i odsunęła na kilak kroków.
- Chcesz wiedzieć? Doprawdy? Proszę bardzo!- zaczęła machać rękami na lewo i prawo- Jestem wściekła, że ktoś oskarża mnie o kradzież, której nigdy nie dokonałam. Jestem wściekła na Laurę, która zwołała niemal wszystkich paparazzich przed sąd, żeby ujawnić moją tożsamość. Denerwuje mnie jak McConell ciągle mi mówi, co mam robić i jak się zachowywać podczas przesłuchań. Jestem zła na siebie, że wciągnęłam w to całe bagno najbliższych mi ludzi. Nie chcę żebyś był w to w jakikolwiek sposób uwikłany, ale ponieważ postąpiłeś głupio i się we mnie zakochałeś, czuję się odpowiedzialna również za ciebie i za to co przeze mnie teraz przeżywasz. Jest mi przykro, że nie mogę porozmawiać o moich problemach z moim starym przyjacielem, ponieważ ty go nienawidzisz, a w tym wszystkim wspierają cię Gaba i Savan, co doprowadza mnie do szału za każdym razem gdy o tym pomyślę. 
- Kate...
- Nie przerywaj mi!- uniosła do góry rękę, uciszając mnie- Nie wiem czy to co mówię ma jakikolwiek sens i składa się w jedną logiczną całość, ale najważniejsze jest to co powiem teraz- zatrzymała się na chwilę, by sprawdzić czy słucham- Nie miałam ochoty rozmawiać, ponieważ jestem zmęczona. Jestem wyczerpana Harry. Nie mam na nic siły. Chciałam żebyś wyszedł, ponieważ nie byłam w stanie patrzeć na ciebie, kiedy jesteś taki zmartwiony i rozgniewany jednocześnie. Tym bardziej, iż wiem, że to moja wina. Ja po prostu jestem tak wykończona, że nie mam już energii by zapewniać kogokolwiek, nawet samą siebie o tym, że będzie dobrze. Nie słuchałeś mnie. Nie zareagowałeś na moją prośbę. A tak właściwie zrobiłeś to, szydząc ze mnie i z mojego stanu.
- Nic takiego nie robiłem- broniłem swojego zachowania. Głupiego zachowania.
- Ja to tak odebrałam- wyjaśniła- Musiałam zrobić coś co skłoniłoby cię do zostawienia mnie samą chociaż na chwilę. Ostatnio cały czas ktoś się koło mnie kręci, co doprowadza mnie do szału. Sądziłam, że tylko wyjdziesz do salonu albo kuchni i gdy ochłonę, wrócisz, zrozumiesz i razem pomyślimy co dalej. Tak się nie stało. Powiedziałam to co powiedziałam, a ty zniknąłeś. Boże!- skryła twarz w dłoniach- Gdy nie mogłam cię znaleźć, poczułam jakby ktoś zepchnął mnie w przepaść bez końca. Wolałabym poczuć jak upadam i łamię wszystkie kości, niż to czego doświadczyłam w momencie, gdy uświadomiłam sobie, że cię nie ma. Zniknąłeś bez śladu, jak mydlana bańka, w której wnętrzu mogłam poczuć się bezpiecznie- wzięła głęboki oddech, po czym dodała ze łzami spływającymi po jej zaróżowionych od zimna policzkach- Przepraszam Harry. Naprawdę nie chciałam do tego doprowadzić. Nie sądziłam, że ta sytuacja będzie miała taki koniec. Błagam wybacz mi, bo przysięgam, że jeśli tego nie zrobisz i nie uwierzysz mi, że to wszystko jest winą mojego popieprzonego życia i charakteru to poddam się. Przestanę walczyć o cokolwiek i zniknę z tego świata tak samo jak poczucie bezpieczeństwa i miłości, które zabrałeś ze sobą, kiedy wyszedłeś z mojego mieszkania.
Wyciągnąłem w jej kierunku dłoń, którą delikatnie ujęła, niepewna co się za chwilę wydarzy. Zrobiłem w jej stronę krok i rozchylając poły kurtki, przyciągnąłem ją do mego rozgrzanego ciała. Niewinnie i z odrobiną niepewności objęła mnie w talii, po czym zaczęła głośno szlochać.
- Czasami nienawidzę cię tak bardzo- westchnąłem- Nienawidzę, gdy się przede mną zamykasz. Nienawidzę gdy na mnie krzyczysz lub zmuszasz mnie do tego, bym trzymał się z dala od ciebie. A wiesz czemu?- pokręciła przecząco głową, pociągając nosem jak mała, bezbronna dziewczyna- Ponieważ kocham cię tak mocno, że jedyne czego pragnę i co jest mi potrzebne do życia to ty. Twoja bliskość, twoje słowa, twój zapach, twoje pocałunki, twoja mądrość, twój talent i twój uśmiech. Gdybym mógł to zabrałbym cię na koniec świata, wybudował dom na wielkiej skale i trzymałbym cię w ukryciu tylko dla siebie. Gdyby to tylko było możliwe, ale nie jest. Dlatego to ja błagam cię po raz kolejny. Pozwól mi cię kochać i wspierać. Otoczyć cię ramionami i chronić przed tym co złe i niesprawiedliwe. Tak jak robię to teraz.
- Dobrze- przytaknęła, spoglądając na mnie z dołu- Postaram się.
- Grzeczna dziewczynka- uśmiechnąłem się do niej ciepło, oddychając z ulgą i skradając niewinny pocałunek- Obiecaj mi jeszcze jedno.
- Co tylko zechcesz.
- Nigdy więcej nie mów, że nie chcesz, abym był częścią twojego życia. Twoje życie jest teraz moim życiem. Jeśli mnie z niego wyrzucisz, umrę.
- Obiecuję- szepnęła, łamiącym się głosem. Poruszona moim słowami. Poruszona prawdą. Przyjmując do świadomości fakty.

 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nie znam się na prawie, sądownictwie itp., więc przepraszam wszystkich tych, którzy czytając to pomyśleli "Dziewczyno! Czy ty kiedykolwiek byłaś w sądzie?!".

Xx.

8 października 2015

You don't know that I know...

Retrospekcja z rozdziału #3 pt. "Don't tell them" cz. II opowiadania

Studio taneczne "London Studio Center"

     Po tym co widziałem na ostatniej próbie chłopaków postanowiłem dmuchać na zimne i sprawdzić czy zrobili chociaż minimalne postępy. Nie mogłem sobie wyobrazić ich występu na żywo przed kilkutysięczną publicznością podczas trasy. A może po prostu nie chciałem, gdyż byłem święcie przekonany, że wyjdzie z tego jedna wielka klapa.
 Wysyłając ostatnie e-maile do moich współpracowników, kierowałem się do jednej z wielu sal w całym budynku. Nie zwracałem uwagi na to, co dzieje się dookoła, ani kto mnie mija. Dochodząc do skrzyżowania dwóch korytarzy, uniosłem na chwilę wzrok, aby na nikogo nie wpaść. Na szczęście nie zderzyłem się z nikim, kto akurat trzymałby w ręku kubek gorącej kawy, ale za to poczułem się tak, jakbym przeżył bliskie spotkanie z betonowym murem. Odruchowo cofnąłem się kilka kroków i przywarłem plecami do ściany. Nie wierząc własnym oczom, zamrugałem szybko kilka razy i ostrożnie wychyliłem się zza rogu, by sprawdzić czy czasem od nadmiaru kofeiny nie dostałem halucynacji. I przysięgam na własną firmę, to nie były żadne zjawy ani fatamorgana. Właśnie obserwowałem jak jeden z moich narwanych podopiecznych, przystawia się do najlepszej tekściarki na Wyspach. 
 Harry trzymał dłonie na opiętych wąskimi jeansami biodrach Kate, a ona za wszelką cenę starała się unikać jego spojrzenia. Próbowałem podsłuchać o czym rozmawiają, ale udawało mi się zrozumieć tylko niektóre słowa. W pewnym momencie zaczęli się w siebie intensywnie wpatrywać a napięcie, które wytworzyło się między nimi było wyczuwalne nawet przez ściany. Przemknęło mi przez myśl, że powinienem się wycofać, zamiast bawić się w podglądacza, ale chodziło tu o dwójkę ludzi, z którymi miałem podpisane kilkumilionowe kontakty. Musiałem wiedzieć co się dzieje, dla dobra własnego i wytwórni. 
 Przestałem sobie zaprzątać głowę moralnymi rozterkami, kiedy to kompozytorka położyła swoją drobną dłoń na jego karku, przyciągając bliżej i szepcząc coś do ucha. Szczęka opadła mi do podłogi, gdy Styles, zaczął całować linię jej żuchwy i szyję, a ona mu na to pozwalała. Jednak zamarłem na dobre dopiero wtedy, gdy ich usta złączyły się razem w namiętnym pocałunku. Nie wiedziałem co o tym sądzić. Z jednej strony miałem ochotę rzucić się na nich i spytać co oni do kurwy nędzy wyprawiają, ale z drugiej... Może Harry wcale nie jest taki głupi? Może ma lepszą żyłkę do interesu niż sądziłem. Postanowiłem po cichutku się wycofać i pozwolić mu działać. Tym bardziej, że poczułem jak w mojej kieszeni wibruje moja komórka.
- Cowell. Tak, już idę.

17 września 2015

24

Mieszkanie Kasi i Gaby

     Silne ramię Harry'ego ciasno oplatało mnie w talli, a jego nagi tors przywierał do moich pleców. Było mi niemiłosiernie gorąco. Nie byłam pewna czy to za sprawą jego bliskości, czy może wciąż przeżywałam wczorajsze doznania, które mi zagwarantował. Próbowałam obrócić się powoli by go nie obudzić, ale gdy tylko się poruszyłam, chłopak zaczął mruczeć z niezadowoleniem.
- Harry...- szepnęłam w jego kierunku- Proszę, muszę zmienić pozycję.
- Daj mi pospać jeszcze pięć minut i możemy spróbować czegoś nowego- sapnął swym niskim głosem.
- Jezu! Ja nie o tym!- wywróciłam oczami. Wykorzystując wszystkie siły, przewróciłam się na plecy.
- Czemu nie?- przetarł dłonią powieki, po czym uśmiechnął się łobuzersko- Mogłoby być ciekawie.
- Zboczeniec.
- Takiego mnie kochasz.
- Kocham.
Szczęście, które zagościło na jego twarzy było nie do opisania. Ten uśmiech zakończony dwoma dołeczkami i iskierki radości tlące się w wciąż jeszcze zaspanych oczach, utwierdzały mnie w przekonaniu, że każda kłótnia i każda wylana łza, była warta tego widoku.
Obróciłam się w jego stronę, składając delikatny pocałunek na jego ustach, który po chwili stawał się coraz bardziej zachłanny i podniecający. Ponownie zostałam ułożona na plecach i przytłoczona nie tylko ciężarem Harry'ego, ale również jego miłością.
- Za co jeszcze mnie kochasz?- szepnął mi do ucha, po czym delikatnie przygryzł jego płatek. Przysięgam, że jeszcze trochę i przestanę oddychać, a on wymaga ode mnie zdolności mówienia!
- M-mówiłam ci j-już wczoraj- wydyszałam ciężko, odchylając do tyłu głowę, aby zwiększyć mu pole do popisu.
- Chcę to usłyszeć jeszcze raz.
Styles uniósł się nade mną, zaprzestając jednocześnie swoich czynności, które doprowadzały mnie do skraju wytrzymałości. Tym razem w pozytywnym tego słowa znaczeniu. 
- Możesz najpierw dokończyć to co zacząłeś?- pociągnęłam go za kark i zaczęłam obdarowywać pocałunkami linię żuchwy. Czułam jak całe jego ciało niekontrolowanie się napina, a oddech przyśpiesza, ale Harry postanowił wykazać się zadziwiającą siłą woli. Szkoda, że akurat teraz...
- Ktoś tu wygląda na niezaspokojonego- mrugnął do mnie okiem, przyciskając do materaca- Jak udało ci się trzymać ręce przy sobie, widząc mnie niemal codziennie?
- Tak jak i tobie- palnęłam, nie zastanawiając się nad tym co mówię.
- No proszę...- przygryzł wargę, próbując ukryć uśmiech triumfu- Powiedz mi Kate, czy twoje fantazje były równie gorące co moje, czy stawiałaś raczej na romantyzm?
- O Boże!- zakryłam twarz dłońmi, ale nawet wtedy czułam jak moje rumieńce przebijają się na zewnątrz.
- Bez przesady! Wystarczy Harry.
- Spadaj!- popchnęłam go, co na chwilę sprawiło, że miałam szansę uciec, ale gdy tylko postawiłam stopę na wysłużonym dywanie, zostałam z powrotem wciągnięta na łóżko. A tak właściwie to na niezwykle seksowne ciało pewnego bruneta- Powiedziałam spadaj.
- Wcale nie chcesz iść- odparł pewnie.
- Skąd wiesz?
- Bo cię znam- wzruszył niewinnie ramionami- Poza tym nie wyrywasz się za specjalnie a gęsia skórka, która pojawiła się na twoich plecach po tym jak włożyłem rękę pod twoją koszulkę, którą bezczelnie założyłaś w nocy mimo moich zakazów, świadczy o tym, że tak samo jak ja wolisz zostać ze mną niż iść... gdziekolwiek tam zmierzałaś.
- Ale się z ciebie psycholog zrobił- prychnęłam, próbując zrzucić wspomnianą przez niego dłoń z mojego zdradzieckiego ciała. 
- Mam wiele talentów. Pokazać ci jakiś?- położył rękę na moim pośladku i mocno go ścisnął- Możesz barć czynny udział w prezentacji jeśli chcesz.
- Wiesz za co szczególnie cię kocham?- spytałam, nie czekając na odpowiedź- Za twoją skromność. Jest dosłownie powalająca!
- Cały jestem powalający.
Bez komentarza po kilku próbach, narzekaniach, a nawet groźbach udało mi się stanąć na nogach i lekko trzęsącym się krokiem, udać do kuchni. Uśmiechając się jak głupia wkroczyłam do mojej drugiej najważniejszej pracowni, ale mój gest zadowolenia szybko znikł, kiedy dostrzegłam pijącego prosto z butelki mleko Nialla. W woli wyjaśnienia, to nie widok jego warg przyssanych do plastikowej szyjki był dla mnie szokiem, tylko jego strój składający się tylko i wyłącznie z owiniętego wokół bioder ręcznika.
- Matko kochana!- krzyknęłam i cofając się niezdarnie, potknęłam o zwinięty dywanik i wylądowałam na podłodze.
- Nic ci nie jest?!- Blondynek podbiegł do mnie szybko, chcąc mi pomóc. Uniosłam do góry rękę, aby się zatrzymał i absolutnie mnie nie dotykał.
- Co ty tu robisz?!- spytałam, zasłaniając oczy rękami.
- Ja... yyy... tak właściwie to...
- Co się tu dzieje?!- usłyszałam za swoimi plecami głos Gaby, która podobnie jak ja wystroiła się jedynie w bieliznę i koszulkę swojego chłopaka z napisem "crazy mofos". Jakby tego było mało zaraz po niej dołączył do nas Harry. On przynajmniej miał na sobie bokserki. Chociaż w sumie nie umiem w tej chwili ocenić czy to faktycznie lepiej.
- Horan, błagam cię. Ubierz się!
Mój chłopak (chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję) podał mi rękę i stanął przede mną. Schowałam się za nim, ale gdy tylko przypomniałam sobie o obecności Gaby, zajęłam miejsce przed nim. Nie wiem czemu nie chciałam, żeby moja przyjaciółka widziała go w takim wydaniu. Bieliźnie, zmierzwionymi przeze mnie włosami, malinką na szyi... Takiego seksownego i... tak. Właśnie dlatego. 
- Sama jesteś w negliżu, a mnie się czepiasz- wskazał ręką na moje odsłonięte nogi i ledwo zakryty tyłek. Moje policzki przybrały kolor purpury po raz drugi w ciągu kilku minut. Jeszcze trochę i mi tak zostanie.
- Niall, Kasia ma rację- stanęła po mojej stronie Gaba- To chyba nie jest odpowiedni strój.
- Daj spokój kochanie!- pociągnął ją za rękę i zakrył jej ciałem- Założę się, że w ciągu ostatnich kilku godzin Kate widziała zdecydowanie więcej- mrugnął do Harry'ego, a ten zapewne wyszczerzył się jak głupi. Nie musiałam nawet na niego spoglądać, żeby o tym wiedzieć.
- To się nazywa spotkanie!- zaśmiał się koło mojego ucha i ucałował w policzek.
- Czyli już wszystko między wami w porządku?- spytała moja przyjaciółka, a ja przytaknęłam uśmiechając się niewinnie. Ja i niewinność... Może powinnam częściej ćwiczyć ten uśmiech dla sędziego?- To dobrze, bo już myślałam, że będę musiała się posunąć do takich czynów jak ty i zamknąć was w jakiejś dziupli.
Nim zdążyłam się odgryźć po jej kąśliwej uwadze (od kiedy ona jest taka pyskata?!), usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Nie wiedzieć czemu wszyscy popatrzyli na mnie, na co prychnęłam oburzona.
- Mowy nie ma- pokręciłam przecząco głową- Nie pójdę otworzyć drzwi ubrana tylko w koszulkę.
- Może to ten twój sąsiad Klein sprawdza czy jeszcze żyjesz- podzielił się z nami swoimi przypuszczeniami Harry.
- Nie ważne. Nie idę. Niech Horan idzie jak jest taki wyzwolony i biega po moim mieszkaniu na golasa.
- Nie dramatyzuj- machnął na mnie ręką- Tak totalnie nago to nie jestem.
- Czy on machnął na mnie ręką?!- spytałam dwójkę pozostałych, nie wierząc własnym oczom. Nikt mi nie odpowiedział, a w kuchni zamiast Blondynka pojawił się zdyszany Zayn.
- Kate musimy natychmiast...- zatrzymał się w pół kroku oniemiały. Po chwili przy jego boku stanął Niall, klepiąc go po ramieniu.
- Tego się nie spodziewałeś, co przyjacielu?

- Kate musimy natychmiast...
Zamurowało mnie. Dosłownie stanąłem jak wryty w ziemię i nie mogłem się ruszyć. Dodatkowo odebrało mi mowę, a ta akurat w tym momencie była mi bardzo potrzebna. Liam i Louis w życiu mi nie uwierzą co właśnie zobaczyłem!
- Tego się nie spodziewałeś, co przyjacielu?
- Co jest grane?!- wybałuszyłem oczy jeszcze szerzej gdy dotarło do mnie, że kumpel po lewej stoi obok mnie w samym ręczniku- Czy wy...- wskazałem palcem na Gabę, która zrobiła się czerwona jak burak, po czym przeniosłem swoje spojrzenie na Harry'ego- A wy...- przyjaciel poruszył wymownie brwiami, za co otrzymał kukśca w bok od swoje dziewczyny. Szczęka opadła mi na podłogę. Dosłownie- Urządziliście sobie czworokąt?! I mnie nie zaprosiliście?!
- Gdybyś się dołączył to to już by nie był czworokąt- odparła Kate- Poza tym... Boże nie!- oprzytomniała, gdy dotarło do niej co powiedziała. I nie potraktowałem tego jako zwrócenie uwagi na moją marną znajomość geometrii- Do niczego nie doszło!
- Pff! Jasne...- zaśmiałem się pod nosem, gdy zobaczyłem oburzoną minę Loczka.
- Ale... naprawdę! My tylko... znaczy nie wiem co robiła Gaba z Horanem, ale my nic...
- Lepiej przestań, bo wywołasz kolejną kłótnię- wtrącił się Styles, wyraźnie niezadowolony z wyjaśnień jego dziewczyny. 
- Mogę wam zrobić zdjęcie? Inaczej chłopaki mi nie uwierzą- sięgnąłem do kieszeni po telefon, ale złowieszczy wzrok Kate zatrzymał moją rękę w powietrzu.
- Tylko spróbuj to pozbawię cię wszelkich oznak twoje męskości i nawet w pojedynkę się nie zabawisz- wysyczała przez zaciśnięte zęby sprawiając, że nie wątpiłem w ani jedną jej groźbę. 
- Proponuję zjeść śniadanie, wyluzować się i spróbować zapomnieć o tym co tu przed chwilą miało miejsce- zaproponowała Gaba, choć sądząc po tonie jej wypowiedzi był to rozkaz. 
- I ubrać się- dodała tekściarka, starając się naciągnąć jeszcze bardziej koszulkę na odsłonięte nogi. To dopiero widok!
- Ej! Nie masz się czemu przyglądać?- zwrócił mi uwagę Loczek, wyganiając swoją dziewczynę z kuchni.
- Spokojnie!- uniosłem do góry ręce w geście obronnym- Ja tylko podziwiam.
- Skup się na swojej Chloe- pogroził mi palcem- Napijesz się czegoś?- spytał po chwili, kiedy zostaliśmy sami.
- Jedna noc, a ty czujesz się jak u siebie- usiadłem przy niewielkim stoliku pod oknem, ignorując jego uwagę o seksownej blondynce, po której słuch zaginął- Kto by pomyślał...
- Zapracowałem sobie na to- stwierdził, wyraźnie zadowolony z siebie- Kawa?
Przytaknąłem, a on niczym stały bywalec bez żadnego problemu zaczął wyjmować potrzebne mu do przyrządzenia napoju rzeczy. 
- Kate mówiła coś innego- zaśmiałem się, przypominając sobie jej próbę wyjaśnienia ich niekompletnych strojów, ale prędzej uwierzyłbym w to, że mole pozjadały im wszystkie ubrania niż w to, że nie uprawiali seksu. Gołym okiem widać jak całe napięcie, które prześladowało Styles'a odkąd poznaliśmy naszą tekściarkę zeszło z niego w mgnieniu oka. Teraz krzątał się po kuchni wyluzowany i z głupiutkim uśmiechem na ustach. 
- Bo ją zawstydziłeś baranie!
- Skoro tak twierdzisz...- wzruszyłem ramionami i wziąłem od niego kubek z gorącym latte- Więc? Jak było?- poruszyłem wymownie brwiami, a przyjaciel przygryzł dolną wargę wyraźnie z siebie zadowolony. Nim jednak zdążył uchylić rąbka tajemnicy, do kuchni wróciła ubrana w granatowe spodnie od dresu i biały T-shirt brunetka. 
- Czemu zawdzięczam pana wizytę, Panie Malik o tak wczesnej porze?
Jej bordowe rumieńce zniknęły z bladych zazwyczaj policzków co oznaczało, że już nie jest słodką, zawstydzoną dziewczyną. Teraz, mimo mało oficjalnego stroju, siedziała przede mną pewna siebie i niczym nieskrępowana kobieta. Jak ona to robi? Może ma w szafie nie tylko ubrania na zmianę, ale i skrzętnie ukryte alter ego.
G stanęła obok swojego chłopaka, który jak zwykle nie mógł oderwać od niej wzroku i aby zmniejszyć dystans między nimi, złapał ją za rękę i wciągnął na swoje kolana.
- Mogłeś jej po prostu zejść- zwróciłem mu uwagę rozbawiony, gdy próbował skraść jej całusa, ale ona usilnie wpatrywała się we mnie, czekając na odpowiedź.
- Tak nam wygodniej- odparł, cmokając ją w końcu w odsłonięte ramię.
- Mów za siebie. Widziałeś tatuaż?- spytałem, nie mogąc się powstrzymać.
- Tatuaż?- popatrzył na mnie skonsternowany, a ja wybałuszyłem na niego oczy.
- No nie gadaj, że go nie znalazłeś! Co wy się w ubraniach pieprzycie?! Zakon tu jest czy co?
- Czy to jest powód twojej wizyty Zayn?- Kate wydawała się poirytowana tematem naszej rozmowy i jednocześnie rozbawiona miną Loczka, który przeskakiwał wzrokiem ze mnie na nią i z powrotem.
- Jaki tatuaż?!- zmrużył oczy, czekając na wyjaśnia z mojej strony. O co mu chodzi? Przecież to nie ja coś przed nim ukrywam.
- Wpatrujesz się w nią i spijasz z jej ust każde słowo, które wypowiada, a nie pamiętasz jak przyznała, że ma tatuaż? Zapytałem ją o to w ramach jednej z nagród, na początku naszej współpracy. 
- Że co... ale... kiedy?!- wyglądał jakby ktoś mu właśnie ogłosił, że mimo zapewnień naukowców ziemia jest płaska, a na Alasce dalej żyją dinozaury. 
- Ale z ciebie matoł!
- MALIK!
Kate walnęła pięścią w stół, przyprowadzając mnie tym samym do porządku a Styles'a, który zaczął jej podciągać koszulkę, aby znaleźć to czego nie udało mu się dojrzeć w nocy palnęła przez łeb.
- Przestańcie obaj!- warknęła ponownie- Moja cierpliwość zaraz się skończy i oboje tego gorzko pożałujecie.
- Nie denerwuj się skarbie- dziewczyna skrzywiła się słysząc ostatnie słowo. Ostatni raz zmierzyła lodowatym spojrzeniem swojego chłopaka, po czym przeniosła je na mnie.
- Powiesz mi w końcu co cię tu sprowadza?
Uśmiechałem się jeszcze przez chwilę głupio pod nosem, obserwując tą dwójkę, ale w końcu udało mi się skupić na powodzie mojej wizyty.
- Chodzi o twoją sprawę.
- Moją sprawę?- dziewczyna zmarszczyła lekko brwi- A konkretniej?
- Wydaje mi się, że wiem o czymś co mogłoby pomóc w udowodnieniu twojej niewinności.
Usta Kate uformowały się w wielką listerę "o", po czym wyprostowała się i z czymś co przypominało pomieszanie nadziei z przerażeniem w oku, zacisnęła mocniej palce na dłoni Harry'ego.
- Zamieniam się w słuch.

Kancelaria adwokacka

- Przeanalizujmy to jeszcze raz...- zwróciłem się do siedzącego przede mną chłopaka. Przytaknął on lekko głową, zerkając kątem oka na chodzącą w tę i z powrotem po gabinecie dziewczynę- Kate, czy zechciałabyś usiąść?- wskazałem jej wolny fotel przy antycznym biurku, uśmiechając się ciepło. Brunetka nerwowym ruchem przeczesała swoje mokre od deszczu włosy i skorzystała z mojego zaproszenia.
- Nic więcej nie wiem- odezwał się również rozdrażniony mulat.
- Rozumiem, że opowiadasz mi o tym od godziny, ale muszę dokładnie przeanalizować twoje zeznanie. Opowiedz sam moment...- przerwałem, gdy stukot szpilek kompozytorki zaczął być coraz głośniejszy- Może poproszę moją asystentkę, żeby zaparzyła ci melisy?
- Hej- chłopak ujął delikatnie dłoń dziewczyny i potarł kciukiem jej wierzch- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze, jasne?
Powoli wypuszczając z płuc nagromadzone w nich powietrze, Kate minimalnie się odprężyła i kurczowo trzymając się dłoni przyjaciela niczym ostatniej deski ratunku, skinęła głową w jego stronę. Gdy uznałem, że sytuacja została opanowana, wróciłem do tematu naszej rozmowy.
- Zatem jeszcze raz od momentu, w którym zauważyłeś jak pani Marin zabiera kartkę z podłogi.
- Nie wiem co jeszcze mógłbym dodać- wzruszył bezradnie ramionami.
- Skup się Zayn- Kate zacisnęła mocniej palce na jego ręce- Błagam.
- Czy możesz bez żadnych wątpliwości stwierdzić, że na tej kartce był tekst albo chociaż zarys pomysłu piosenki, o której kradzież została oskarżona twoja przyjaciółka?
- My tylko razem pracujemy- zastrzegła. Ostatni raz spoglądając na ich złączone dłonie, uśmiechnąłem się potulnie. 
- Oczywiście. Proszę odpowiedzieć na moje pytanie, panie Malik.
- Tak. To znaczy nie. Nie wiem...- jąkał się, kręcąc zrezygnowany głową- Wiele papierów leżało wtedy na podłodze. Ale na pewno wszystkie należały do Kate!
- Rozumiem- przytaknąłem- Pracowałaś wtedy tylko nad tym utworem?
Dziewczyna otworzyła szerzej oczy. Po chwili tępego wpatrywania się we mnie, spuściła głowę i pokręciła przecząco głową. Westchnąłem ze smutkiem, zapisując nową informację w jej aktach.
- Co to oznacza?- dopytywał się lekko pobladły chłopak.
- To, że za kilka tygodni będziesz mnie oglądał za kratkami- odparła moja klientka, ale czarny humor jej nie opuszczał- Najgorsze jest to, że nie będzie mi do twarzy w więziennym uniformie. 
- Przestań pieprzyć takie głupoty!
- Proszę o spokój!- uniosłem się, zapobiegając ich ostrej wymianie zdań. Miałem małe obawy, że pan Malik, mimo stoickiego spokoju jakim wykazywał się do tej pory, może okazać się równie wyrywny co pan Styles, a nie potrzeba mi tu żadnych burd- Nie ma się co martwić na zapas- dodałem spokojniejszym tonem- Oczywiście będziesz musiał złożyć zeznania przed sądem. Wszystko co rzuca chociażby odrobinę cienia na wersję prokuratora może okazać się kluczowe w walce o uniewinnienie mojej klientki, aczkolwiek nie będę ukrywał, że potrzebny nam o wiele solidniejszy dowód jej niewinności. Ale jak to lubi powtarzać moja żona, od czegoś trzeba zacząć.
- Kiedy mam stawić się w sądzie?
- Poinformuję o tym pana Cowella. On przekaże ci wszystkie potrzebne informacje. Na pewno nie będzie to na pierwszych dwóch rozprawach. Kate- zwróciłem się do brunetki, która wciąż siedziała ze spuszczoną głową- Zaczynamy jutro o dziewiątej. Pamiętasz?
- Oczywiście- zapewniła mnie, prostując się- Czy to wszystko panie mecenasie? 
- Na dzisiaj tak- przytaknąłem- Wyśpij się i nie denerwuj. Będzie dobrze.
- Nie musi mnie pan pocieszać. Zadaję sobie sprawę z mojej beznadziejnej sytuacji. 
- Owszem, nie jest dobrze, ale tragicznie też nie. Wszystko się może zdarzyć.
Przez chwilę panowała cisza, podczas której siedząca przede mną młoda kobieta, spoglądała za moje plecy wpatrując się w padający za oknem deszcz. W tym momencie wydawała się taka spokojna i opanowana, ale przeszklone oczy zdradzały jej prawdziwe uczucia. Spojrzała na mnie przepełnionymi obawami zielonymi tęczówkami i uśmiechnęła się smutno.
- Wiem panie McConell. I to mnie najbardziej przeraża.

Klub "27"

- Dzięki, że się zgodziłeś. To zajmie mi tylko chwilkę.
Uśmiech G jest przyjazny, ale nie udaje jej się ukryć przygnębienia, które zawładnęło jej ciałem i umysłem po spotkaniu w kancelarii. Gdy tam jechaliśmy była pełna wiary i nadziei. Śmiem twierdzić, że nawet kilka razy cieszyła się jak dziecko, spoglądając na mnie kątem oka w taksówce i kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Nie ma za co. Pomóc ci?- spytałem, choć mało się znam na papierkach.
- Poradzę sobie. Muszę tylko skserować kilka faktur i zostawić Edowi utarg z zeszłego tygodnia. Poza tym i tak już wiele dzisiaj dla mnie zrobiłeś- przestała grzebać w szufladzie i usiadła na wysłużonym krześle, stojącym obok biurka- Dzięki Zayn. To naprawdę wiele dla mnie znaczy.
Wzruszyłem ramionami, nie wiedząc co odpowiedzieć. Wpatrywaliśmy się w siebie przez chwilę bez słowa. Ostatecznie wyjąłem ręce z kieszeni spodni i przysiadłem na skraju drewnianego blatu.
- Nie masz mi za co dziękować. Po prostu przypomniałem sobie tamtą sytuację i stwierdziłem, że może to mieć jakieś znaczenie. Nie sądziłem jedynie, że tak małe. Przykro mi.
- Nawet jeśli twoje zeznanie niczego nie wniesie do mojej linii obrony, wiedz, że ja jestem ci wdzięczna- nagle zaczęła się śmiać, a ja spojrzałem na nią skonsternowany.
- Co cię tak śmieszy?
- Nie sądziłam, że to będziesz ty- "wyjaśniła" tajemniczo.
- To znaczy?
- Spodziewałam się raczej, że to Liam lub Louis nagle coś sobie przypomną i uratują mój tyłek. Podejrzewałam nawet, że Harry zacznie kłamać żeby mnie tylko z tego wyciągnąć, ale ty...- zmrużyła oczy, przyglądając się mi z zaciekawieniem. Niespodziewanie wstała i ruszyła w kierunku drzwi- Napijesz się piwa?
Nie czekając na odpowiedź, wyszła z gabinetu, a ja podążyłem za nią. Stanęła za barem, wzięła do ręki kufel i nalała do niego chmielowego trunku. Powtórzyła to samo z drugim, po czym podała mi jeden, wznosząc niemy toast. Upiliśmy kilka łyków nie odrywając od siebie wzroku, wpatrując się w siebie intensywnie. Moje ciało przebiegł silny dreszcz, kiedy Kate przejechała językiem po górnej wardze, zbierając nim resztę pianki z piwa. Przed oczami pojawił mi się jej obraz z dzisiejszego poranka. Stojącej w samej koszulce ledwie zakrywającej jej zgrabny tyłek, eksponującej szczupłe nogi i obejmowanej przez Styles'a... STYLES!
- Harry zrobiłby dla ciebie wszystko. Biega za tobą jak posłuszny piesek. Wystarczy, że go tylko o to poprosisz- wciągnąłem głośno powietrze, próbując ochłodzić moją rozgrzaną krew- Może i by coś zauważył, ale był wtedy w ciebie wpatrzony jak obrazek. Świata poza tobą nie widział. Zresztą tak jest do tej pory.
Na jej policzki wdarł się delikatny rumieniec, a wzrok skupiła na palcach, rytmicznie obijających się o zmrożony kufel. 
- Tak. Wiem- westchnęła, pocierając zmarszczone czoło. Wydawało mi się, że coś ją gryzło, ale nie chciałem się zbytnio zagłębiać w problemy między nią a moim przyjacielem. 
- A co z Niallem?- próbowałem uciec nieco od tego niewygodnego tematu.
- On jest skupiony tylko i wyłącznie na Gabie, a nawet jeśli nie mam jej obok to i tak myśli tylko o niej. Mógłbyś postawić przed nim dziesięć gorących striptizerek, a on i tak by ich nie zauważył. Dlatego na niego w ogóle nie liczyłam.
- A czemu wątpiłaś w moją pomoc?- niewypowiedziane do tej pory na głos pytanie nie dawało mi spokoju. Choć starałem się ugryźć w język, musiałem się dowiedzieć.
- To nie tak, że w ciebie wątpiłam. Ja tylko...- ponownie skupiła na mnie swoje niesamowicie zielone oczy- Wydawało mi się, że jesteś osobą, która nie zwraca uwagi na nic poza czubkiem własnego nosa. Przepraszam. Błędnie cię oceniłam.
Ujęła moją dłoń w swoją drobną rączkę i ścisnęła pokrzepiająco. Moje ciało oblała kolejna fala gorąca. Czułem się jakbym dopuszczał się zdrady, ale z drugiej strony było to naprawdę przyjemne uczucie.
- Masz o mnie aż tak złą opinię?- poczułem drobne ukłucie w sercu, słysząc jej słowa.
- Nie! Oczywiście, że nie!- nachyliła się w moją stronę, a ja zacząłem niespokojnie wiercić się na barowym krześle- Jeśli mam być szczera, to podziwiałam cię.
- Podziwiałaś?- powtórzyłem, myśląc że się przesłyszałem.
- Dalej jestem pod wrażeniem- przyznała- Wtedy widząc kogoś takiego jak ty, pewnego siebie, swoich racji i zdania...- przechyliła głowę na bok, spoglądając na mnie pod innym kątem- Może nie licząc kilku przypadków, kiedy to ja okazałam się górą- mrugnęła do mnie okiem, a ja przygryzłem wargę, starając się zdusić śmiech- Podziwiałam cię, ponieważ wtedy też chciałam taka być i udawało mi się. Ale teraz kiedy poznałam was wszystkich bliżej... cóż, wywróciliście mój świat do górny nogami. Zwłaszcza Harry- uśmiechnęła się nieśmiało wspominając o nim- Teraz inaczej postrzegam świat, was i samą siebie. Po tym co dzisiaj zrobiłeś, dostrzegłam w tobie coś więcej niż tylko dbanie o własny biznes. To również podziwiam, ponieważ po tym wszystkim co ostatnio przeszłam, chciałabym być taka. Chciałabym się zmienić na lepsze.
- Nie musisz się zmieniać!- podniosłem głos, oburzony jej postrzeganiem swojej osoby.
- Przyznaj, że na początku mnie nie znosiłeś.
- Może na początku, ale potem, kiedy mimo naszego karygodnego zachowania dawałaś nam kolejne szanse, wierzyłaś w nas i stawałaś po naszej stronie, wszystko się zmieniło.
Kate zamilkła, a jej oczy zaczęły zachodzić łzami. Zamrugała kilka razy, skupiając się na neonowym napisie wiszącym na przeciwległej ścianie. Po kilku głębokich wdechach, zabrała swoją dłoń i upiła kolejny łyk piwa.
- Gdyby Styles nie był taki uparty, nie siedzielibyśmy teraz tutaj, prawda?- spytałem, a ona wzruszyła niemrawo ramionami- Tak myślałem.
- On jest taki...- urwała, próbując znaleźć odpowiednie słowo.
- Wiem.
Nagle do mnie dotarło. Wcale nie pożądałem Kate. Owszem, uważam, że jest zajebiście seksowną laską i przysięgam, że gdybyśmy poznali się w innych okolicznościach, zrobiłbym wszystko by ją przelecieć, ale to wszystko co dzisiaj czułem... to zazdrość. Zazdrość o to co łączy ją i Harry'ego. Zazdroszczę im ich więzi, ich pragnień związanych z tą drugą osobą. Zazdroszczę im tej chemii, która nie pozwala trzymać się od siebie z daleka, choć to wydaje się najmądrzejszym rozwiązaniem. Te dreszcze i fale gorąca oblewające moje ciało, prześladujące mnie od chwili, kiedy próbowałem ją pocieszyć w kancelarii, były niczym innym jak chęcią przeżycia podobnych doznań. Na szczęście szybko uzmysłowiłem sobie, że nie potrzebuję do tego akurat Kate, zanim zrobiłem coś głupiego. 
Obszedłem bar dookoła i zamknąłem ją w swoich ramionach, uśmiechając się głupio sam do siebie. Po chwili napięcie wywołane moim nagłym zbliżeniem zaczęło z niej uchodzić i odwzajemniła mój uścisk.
- Jemu naprawdę na tobie zależy. Zaufaj mu.

Mieszkanie Kasi i Gaby

     Kręciłem się niespokojnie po pokoju Kate, odkąd wyszła rano z Zaynem. Żeby zabić czas i zająć czymś myśli, przyrządziłem dla Nialla i Gaby potrawkę z kurczaka na obiad, a na deser zaserwowałem im pudding truskawkowy. Koło drugiej zasiadłem na kanapie przed telewizorem, ale nawet żarty Clarksona, Hammonda i Maya nie były dla mnie dzisiaj zabawne. Przyjaciółka mojej dziewczyny, chcąc mi nieco ulżyć w mych męczarniach, podsunęła mi najnowszą książkę z jej kolekcji, której sama nie zdążyła jeszcze przeczytać, ale gdy dotarłem do trzeciego rozdziału musiałem przerwać. Wszystkie romantyczne sceny (czego innego można było się po niej spodziewać?), które opisane zostały na tych kilku kartkach, wyobrażałem sobie jako chwile, który miały dopiero nadejść dla mnie i Kate. Kolacje przy świecach w malowniczych miasteczkach Toskanii i spacery po plaży wzdłuż jeziora Garda. Zamykając niedokończoną powieść, obiecałem sobie, że kiedyś tam razem pojedziemy. 
Po dwudziestu minutach wpatrywania się w sufit i rozmarzania się na temat naszych wspólnych wakacji, postanowiłem przejrzeć zbiór płyt, znajdujący się na regale obok telewizora. Muszę przyznać, że jest on niezwykle imponujący i różnorodny. Są tu dzieła wszystkich najlepszych artystów, poczynając od Adele, Norah Jones, zahaczając o Coldplay i Foo Fighters, przechodząc do hip-hop'owych twórców takich hak Eminem i Kendrik Lamar, kończąc na królu i królowej popu. Jak można się było spodziewać, albumy były ułożone w przypadkowej kolejności, ale mogę się założyć, że gdybym zapytał się Kate, gdzie znajduje się druga płyta Arctic Monkeys, wskazałaby na nią palcem bez potrzeby odrywania wzroku od jej owianego już legendą notesu. W tym całym chaosie, który panował wszędzie, gdzie tylko stanęła jej noga, panował pewien ład i porządek. Tylko ona była w stanie go pojąć i zrozumieć, co sprawiało, że dla mnie była jeszcze bardziej tajemnicza i wyjątkowa. 
Notes. Wpadłem na pomysł, żeby go spróbować odnaleźć pośród stosu notatek, porozrzucanych po podłodze ubrań i kubków z niedopitą kawą. Chciałem odnaleźć jej prywatne teksty i czytać je milion razy, by dowiedzieć się co czuje, co ukrywa i co zaprząta jej rozbiegane myśli, zwłaszcza teraz kiedy po raz kolejny życie postanowiło jej nie oszczędzać, a ja nie mogłem z tym nic zrobić. 
Na szczęście myśl o tym jaki jestem bezużyteczny odwiodła mnie od chęci zabawy w poszukiwacza skarbów. Zastąpiły ją irytacja i złość na samego siebie. To nie Zayn powinien okazać się tym, który okaże się jej dziką kartą w sądzie. To nie on powinien znaleźć dowód jej niewinności. To ja powinienem być jej księciem na białym koniu, który pokona strasznego smoka i... Jezu! Kilka godzin w obecności Gaby i zamieniam się w bajkopisarza.
- Wciąż je nie ma?
Obróciłem się w stronę Nialla, stojącego w progu salonu. Pokiwałem przecząco głową i wróciłem do przerwanej przez niego czynności. Obserwowałem jak krople deszczu gonią jedna za drugą po zimnej tafli szkła, przywołując wspomnienie łez Kate, które spływały po jej białych jak porcelana policzkach. Zacisnąłem mocniej powieki, próbując wyrzucić ten obraz z mojej głowy. Sprawiał on, że czułem się jeszcze paskudniej wiedząc, że to ja byłem ich powodem. Za moimi plecami usłyszałem kilka cichych kroków, po czym poczułem jak silna dłoń ściska mi ramię.
- Skoro jej tak długo nie ma, to pewnie informacje od Malika okazały się przydatne.
- Może- zerknąłem na niego przez ramię, by po chwili ponownie przenieść wzrok na zaparowane okno, oddzielające mnie od chłodnej i ponurej rzeczywistości na zewnątrz. 
- Wychodzimy z Gabrysią do kina. Chcę ją trochę odciągnąć o tego wszystkiego. Strasznie się martwi o Kate- tłumaczył się, choć nie rozumiałem czemu- Może chcesz iść z nami?
- Poczekam tu na nią. Miłego seansu- uniosłem lekko jeden kącik ust do góry, chociaż i tak nie mógł tego zobaczyć.
- Wszystko będzie dobrze stary. Nie pokona jej jakaś ruda małpa. W końcu to Kate G! Nasza Kate. Twoja- dodał ciszej- Powinieneś to wiedzieć najlepiej z nas wszystkich. 
Lekko sparaliżowany jego słowami, nie byłem wstanie nic odpowiedzieć. Usłyszałem jak ciężko westchnął i wyszedł z pokoju. Po chwili wymienili z Gabą kilka niewyraźnych szeptów stojąc w przedpokoju, a następnie zamknęli za sobą drzwi. Pomimo tego wszystkiego w mojej głowie dźwięczało tylko jedno słowo. "Twoja. Twoja. Twoja...". Moja.
Z otępienia wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Pełen nadziei w mgnieniu oka znalazłem się przy drzwiach, zastanawiając się czemu Kate po prostu nie otworzyła zamka kluczem, ale moje gdybania zakończył widok kuriera stojącego na korytarzu.
- Dzień dobry- wykrzywił usta w wymuszonym uśmiechu, manifestując tym jak bardzo nienawidzi swojej pracy- Mam przesyłkę dla panny Ka...- zmrużył oczy, by móc lepiej zobaczyć adresata- Kata-a-a-ry...
- Tak, wiem dla kogo- przerwałem jego męczarnie. Poza tym nie mogłem słuchać jak kaleczy piękne imię mojej dziewczyny. Mojej- Gdzie pokwitować?
- Dostałem wyraźne instrukcje żeby przekazać jej to osobiście- odparł skonfundowany.
- Niestety nie ma jej w domu i nie wiem kiedy wróci. Mogę to za nią odebrać.
- Przykro mi, ale nie mogę dać ci tego listu. Przyjdę jutro- zaczął się oddalać, ale nim dotarł do schodów, zatrzymał się słysząc moje nawoływania.
- Zaczekaj!- podszedłem do niego i wyjąłem z kieszeni dwadzieścia funtów- Czy to załatwi sprawę?
Mężczyzna obejrzał się dookoła, jakbyśmy byli obserwowani co najmniej przez FBI. Wywróciłem oczami, ciskając w niego pieniędzmi.
- Wolisz tu stać jak kretyn i przychodzić jutro specjalnie tylko po to, żeby przekazać jakiejś lasce, której imienia nawet nie umiesz przeczytać głupi list? 
Po chwili zastanowienia, schował swój "napiwek" do kieszeni wytartych jeansów i wręczył mi granatową kopertę wielkości zeszytu. Wyraźnie zadowolony zbiegł po schodach, a ja wróciłem do mieszkania. Zaskoczył mnie brak znaczka i adresu. Oprócz ręcznie napisanego, srebrnym atramentem imienia i nazwiska Kate w jej rodzimym języku, nie było na niej nic więcej. Kłóciłem się z moim sumieniem, czy powinienem to zrobić, ale moje obawy i chęć przekonania się czy moje przypuszczenia są słuszne, wzięły górę. Rozerwałem delikatnie kopertę i wyjąłem z niej srebrny, złożony na pół kartonik przypominający zaproszenie. Próbowałem zrozumieć co napisane jest w środku, ale moja znajomość języka polskiego okazała się nędzna. Drapiąc się po głowie, wpadłem na pewien pomysł. Włączyłem pierwszy lepszy tłumacz internetowy i z trudem przepisałem słowo w słowo starannie zapisane tym razem granatowym tuszem zdania. Gdy dotarłem do końca i przeczytałem znienawidzone przeze mnie od pewnego czasu imię, krew zaczęła wrzeć w moich żyłach. Zaciskając mocniej szczękę, przycisnąłem palec do ekranu telefonu i czekałem na efekt pracy internetowego badziewia. Modliłem się, żeby okazało się to zaproszenie na niespodziewany ślub Tomka z jego dziewczyną, co chociaż trochę pozwoliłoby mi przestać się nim tak przejmować, ale moje modły i zmawiane pod nosem paciorki na nic się nie zdały. Zaciśniętą pięścią uderzyłem w jedną ze ścian, ale adrenalina, która zdążyła zawładnąć moim ciałem sprawiła, że nie poczułem żadnego kojącego bólu, który mógłby na chwilę zająć moje myśli, krążące po niebezpiecznych terenach, planując najokrutniejsze morderstwo świata. Czy ja się nie wyraziłem jasno? Przecież kazałem temu sukinsynowi trzymać się od niej z daleka! On naprawdę nie ma pojęcia z kim pogrywa. Gdy już miałem sięgnąć po kurtkę i pojechać do jego mieszkania, żeby obić mu tą przystojną twarzyczkę, ktoś po drugiej stronie drzwi włożył klucz do zamka i zaczął się z nim siłować. Pospiesznie schowałem kopertę wraz z zaproszeniem do tylnej kieszeni spodni, dokładnie w momencie, w którym Kate przekroczyła próg mieszkania, narzekając na coś pod nosem. Gdy zapaliła światło i mnie zobaczyła, cofnęła się o kilka kroków i wpadła na stojący w rogu wieszak.
- Zwariowałeś?!- przyłożyła rękę do piersi, oddychając głęboko- Nie możesz tak stać po ciemku i nic się nie odzywać. Przestraszyłeś mnie- dodała gniewnie, ale gdy odpowiedziała jej tylko cisza, zaczęła mi się uważniej przyglądać- Coś się stało? Wyglądasz jakbyś...
Stałem w miejscu jak skamieniały, starając się opanować wystawione na ciężką próbę nerwy. Ona z kolei wyglądała tak... niewinnie. Włosy miała przyklejone do policzków, za co obwiniałem padający na dworze deszcz i to, że jak zwykle nie wzięła ze sobą parasola. Jej oczy były szeroko otwarte, pełne dystansu i niepokoju. 
- Wszystko w porządku?- spytała szeptem- Harry?
Nie zachowując się w żaden sposób racjonalnie, rzuciłem się na nią, przygniatając ją do drewnianej powłoki i niemal boleśnie złączyłem nasze usta razem. Na początku nie odwzajemniała mojego natarczywego pocałunku. Dopiero po chwili dołączyła do moich śmiałych działań, odpłacając się, porównywalną do mojej, agresją. Siłą zerwałem z niej praktycznie przemoczony żakiet, a ręce wsunąłem pod zwiewną, białą bluzkę, jedną chwytając pierś, a drugą przytrzymując biodro. Kate objęła mnie swymi wątłymi ramionami wokół szyi, a jej drobne dłonie zatonęły w mojej burzy loków, delikatnie za nie ciągnąc. Mruknąłem cicho z zadowoleniem, napierając na nią mocniej moim rozgrzanym do czerwoności ciałem. Z jej ust wydobył się cichy jęk podniecenia, przyprawiając mnie o zawrót głowy. 
- Powiedz mi co się dzieje- szepnęła błagalnie muskając moje obrzmiałe wargi. Oparłem swoje czoło o jej i zacisnąłem mocno powieki.
- Gdzie byłaś tak długo?!- warknąłem przez zaciśnięte zęby. "Tylko powiedz, że nie u Tomka".
- Adwokat trochę wymęczył Zayna, a potem poprosiłam żebyśmy wstąpili na chwilę do 27. Musiałam zostawić kilka dokumentów dla Eda.
- A potem?- spytałem niskim głosem, mimo iż bałem się odpowiedzi.
- Przyjechałam tutaj. Miałam pojechać do was, ale miałam nadzieję, że będziesz tu na mnie czekał. I jesteś.
Odsunąłem się od niej na wystarczającą odległość bym, mógł zobaczyć jej twarz. Wciąż z pewną nieufnością, wpatrywała się we mnie, delikatnie gładząc mnie swoimi zimnymi palcami po policzku. 
- Stało się coś gdy mnie nie było? Powiedz mi.
- Nie. Nie- powtórzyłem, rozluźniając zaciśnięte na niej dłonie- Ja tylko... martwiłem się.
- Przepraszam- westchnęła skruszona- Powinnam była zadzwonić. Przepraszam.
- Nie musisz tego robić. Wróciłaś do mnie. Do mnie- powtarzałem w kółko- Moja. Moja, prawda?
- Tak. Oczywiście, że tak- przytaknęła, rumieniąc się- Twoja.
Moje usta ponownie spoczęły na jej mocniej niż zwykle zaróżowionych wargach. Tym razem  jednak nasz pocałunek był delikatny i słodki. Niechętnie przerwałem nasze zbliżenie, by zaczerpnąć odrobiny powietrza.
- Jesteś pewien, że wszystko gra? Oprócz radia w pokoju?
Uśmiechnąłem się delikatnie, całując ją w czubek nosa. Jak ona to robi, że w mgnieniu oka potrafi odwrócić moją uwagę i poprawić mi humor. To kolejna rzecz, za którą ją kocham.
- Powinnaś się przebrać. Nie chcę żebyś się znowu przeziębiła.
- Wtedy moglibyśmy leżeć cały czas w łóżku- przygryzła dolną wargę, a ja mocniej zacisnąłem ręce na jej biodrach.
- Ale wtedy nie mógłbym cię całować, a uwierz mi, jest mi ta czynność potrzebna do życia tak samo jak oddychanie. Nawet bardziej- poprawiłem się, a jej policzki zaróżowiły się jeszcze bardziej- Chodź. Chyba nie chcesz, żebym ja kopnął w kalendarz, kiedy ty będziesz leżeć pod kołdrą z katarem?- chwyciłem ją za dłoń i pociągnąłem w kierunku jej sypialni.
- Nie, ale...- przytrzymała mnie w miejscu, przyglądając mi się podejrzliwie- Jesteś pewien, że nie chcesz mi nic powiedzieć?
Przez chwilę przemknęło mi przez głowę, że powinienem ją poinformować o zaproszeniu od Tomka, ale bardzo szybko pozbyłem się wątpliwości.
- Jedyne co chcę ci powiedzieć to to, że wszystko co robię, jest podszyte miłością do ciebie. Kocham cię Kate.
- Ja ciebie też Harry. Jak nigdy nikogo. 



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Z racji mojej długiej nieobecności (PRZEPRASZAM!) chcę wam to jakoś wynagrodzić. Pomysł jest taki- czy w całym opowiadaniu jest jakaś scena, którą koniecznie chcielibyście przeczytać z perspektywy kogoś innego, niż jest to przedstawione w oryginale? Jeśli tak, napisze swoje propozycje w komentarzach (z uzasadnieniem lub bez... jak wolicie ;)), a ja wybiorę którąś z propozycji i przedstawię ją oczami, wybranego przez was bohatera :). Mam nadzieję, że taka forma rekompensaty was zadowoli!

Xx.