21 kwietnia 2014

8

Dom One Direction      

       Od rana chodziłem po domu ze skwaszoną miną, ale przyrzekam, że mam do tego pełne prawo i gdybym kogokolwiek postawił na moim miejscu, na pewno zachowywałby się dokładnie tak samo. Zaraz po przebudzeniu wiedziałem, że ten dzień nie będzie moim ulubionym. Gdy wszedłem rano do kuchni śniadanie było nie gotowe, a na moje pytanie czemu zaistniała taka sytuacja Harry stwierdził, że przecież mam rączki i mogę sobie sam coś przygotować. "I miał rację leniu!". Najwidoczniej wymiana wiadomości z pewną tajemniczą osobą była ważniejsza, niż podtrzymanie panującej w naszym nowym domu tradycji i nakarmienie swoich przyjaciół. Jak tylko się dowiem kto jest po drugiej stronie telefonu to znajdę go i każę naszykować wszystkie zaległe posiłki, które Loczek sobie odpuścił. Zmuszony do pójścia za radą młodszego kolegi, postanowiłem sam zrobić sobie coś do jedzenia. Niestety jak się szybko okazało było to niemożliwe, gdyż akurat to na co miałem ochotę zostało już wchłonięte przez Nialla, który mnie ubiegł i wcześniej dorwał się do lodówki wraz z Zaynem. Widząc pusty karton po mleku, przekląłem pod nosem, uświadamiając sobie, że z kawy również nici, dlatego też udałem się na górę. Ledwo zdążyłem wejść na ostatni stopień, kiedy dopadł mnie Liam, proszący a właściwie błagający o to, żebym ocenił jeszcze raz jego strój na dzisiejszą imprezę z Danielle. 
- Nie bądź świnia Louis i pomóż przyjacielowi w potrzebie!- ciągnął mnie za rękę do swojego pokoju ubrany jedynie w luźne bokserki i ręcznik na głowie.
- Odczep się!- próbowałem się uwolnić z jego uścisku, ale skubany silny był.
- Proszę!
- Jak pójdziesz po jajka i mleko do sklepu- objaśniłem mu warunki i cenę mojej jakże niezbędnej pomocy.
Po chwili zastanowienia zgodził się i czym prędzej przebrał w coś bardziej wyjściowego niż małe świnki zdobiące jego cztery litery, następnie wybiegając z domu. Ciesząc się, że przez najbliższe dwadzieścia minut da mi spokój skierowałem się do pokoju na przeciwko, który zajmował nikczemny kucharz. Leżał rozłożony na swoim wielkim łóżku i podobnie jak dwie godziny temu wpatrywał się w ekran swojego telefonu, ale z mniejszym zadowoleniem niż wcześniej. 
- Co robisz?- spytałem kładąc się obok niego, ale darowałem sobie próbę odkrycia z kim tak zawzięcie pisze. 
- Staram się dowiedzieć co wczoraj ugryzło Kate- mruknął pod nosem, w międzyczasie wystukując kolejną wiadomość. 
- Faktycznie ciekawe co jej tak nagle odwaliło- przyznałem podpierając się na dłoni. Sam zacząłem się zastanawiać co wywołało u niej taką nagłą zmianę nastroju. Co dwie głowy to nie jedna, co nie?
- Nic jej nie odwaliło! Może po prostu źle się poczuła i tyle.
- Wyluzuj kochasiu!- uniosłem wolną rękę do góry słysząc jego podniesiony ton- Myśl sobie co chcesz, ale moim zdaniem to wcale nie było związane z jej chorobą.
- A niby z czym?- zerknął na mnie, odrywając na chwilę wzrok od kolorowego wyświetlacz znajdującego się nad jego twarzą.
- Nie wiem- wzruszyłem ramionami- Nie rozumiem zachowania swoich sióstr, które znam od urodzenia, a ty oczekujesz że powiem ci o co poszło dziewczynie, o której mam podobne pojęcie jak o fizyce kwantowej? Jedyne czego nauczyłem się przez tych kilka lat obcowania z płcią piękną, to to, że mężczyzna nigdy nie zrozumie kobiet. 
- Chyba muszę się z tobą zgodzić...- przyznał ciężko wzdychając, po czym odłożył telefon na bok- W takim razie lepiej powiedz co ciebie gryzie.
Chłopak przewrócił się na bok i zaczął przyglądać się mi uważnie. Muszę mu zakazać spotykanie się z Kate nawet na polu zawodowym, ponieważ nieświadomie nauczył się od niej nie tylko jak lepiej śpiewać, ale również jak wywoływać ciarki swoimi zielonymi tęczówkami, które analizują teraz każdy najdrobniejszy grymas na mojej twarzy. Czasami są do siebie tak bardzo podobni, że aż mnie to przeraża. 
- Wkurzyłem się, bo nie zrobiłeś śniadania- odpowiedziałem, co wywołało u niego cichy śmiech- Naprawdę nie wiem co jest takiego zabawnego w tym, że muszę głodować.
- Wczoraj nie zrobiłem kolacji i jakoś dałeś radę to przeżyć- odparł- Poza tym gdyby zamiast ciebie leżał tu Horan, prędzej bym uwierzył, że to prawdziwa przyczyna jego złego nastroju. 
- Skończyło się mleko do kawy- wymieniałem dalej, powody przez które chodziłem dzisiaj zły jak osa.
- Louis...- Loczek posłał mi znaczące spojrzenie, na co wywróciłem oczami. Ciekawe kiedy on mnie tak dobrze poznał. 
- Dobra! Przyznaję, wcale nie chodzi o problemy gastronomiczne.
- To już wiem.
Ściągnąłem brwi, mierząc go pogardliwym wzrokiem, ale on w ogóle się tym nie przejął i ruchem ręki ponaglał mnie, żebym w końcu wyrzucił z siebie to co mi leżało na sercu. 
- Wkurzają mnie te całe walentynki- przyznałem- Wszyscy gdzieś wychodzą, nawet Zayn wybywa gdzieś z kolegami, a ja będę ślęczał w domu jak jakiś stary dziad. Dobrze, że ty też zostajesz.
Harry otworzył szerzej oczy i przygryzł lekko swoją wargę, próbując ukryć zakłopotanie, które biło od niego na kilometr. No chyba sobie ze mnie jaja robi...
- Nawet się nie waż mówić, że ciebie też nie będzie!
- Tak właściwie to... jestem już umówiony.
- Z kim?!- usiadłem prosto na łóżku i miałem ochotę sięgnąć po lampkę nocną stojąca obok, aby mu nią przywalić.
- Z... Edem- odpowiedział szybko, ale nim zdążyłem nabrać jakichkolwiek podejrzeń kontynuował swoje tłumaczenie- Stwierdziliśmy, że nie będziemy siedzieć sami przed telewizorem, więc postanowiliśmy wyjść gdzieś na miasto.
- Jak śmiesz?!- założyłem ręce na piersi obrażony- Mogę iść z wami?- zrobiłem najbardziej uroczą i jednocześnie smutną minę na jaką było mnie stać.
- Naprawdę wolisz spędzić ten wieczór ze mną i Sheeranem, niż z jakąś fajną laską?
- Nie znam takiej- odparłem naburmuszony.
- A co z Eleanor? Już jej nie lubisz?
- Lubię...
- No to w czym problem?- spytał, nie rozumiejąc mojej postawy- Zaproś ją gdzieś.
- Nie zgodzi się- westchnąłem, opadając z powrotem na miękki materac. 
- Czemu tak myślisz?
- Bo... tak.
Styles popukał mnie palcem w czoło i przeskakując przeze mnie pobiegł do mojego pokoju. Leżałem przez chwilę skonsternowany, kiedy dotarło do mnie co zamierza zrobić. Narażając własne życie, pobiegłem za nim ile sił w nogach, omijając porozrzucane na podłodze ubrania, a gdy dotarłem na miejsce, zobaczyłem jak trzyma mój telefon przy uchu. 
- Nawet się nie waż!- krzyknąłem, ale było już za późno.
- Cześć El! Tu Harry- uśmiechnął się szeroko, ale mina mu zrzedła gdy rzuciłem się na niego i po krótkiej walce upadliśmy obaj na ziemię. Co prawda nie obyło się bez małych obrażeń kiedy nabiłem się na jego kolano, ale chociaż odzyskałem swoją komórkę.
- Harry? Co się tam dzieje?- usłyszałem głos po drugiej stronie, i zdałem sobie sprawę, że nie przerwałem połączenia. 
- Tu Louis- poprawiłem szybko dziewczynę, a gdy zerknąłem na Loczka, oślepiła mnie biel jego zębów, które wyszczerzył w szerokim i triumfalnym uśmiechu. Niech no ja go dorwę! "Już na nim leżysz". A faktycznie!
- Wszystko w porządku? Coś mu się stało?- dopytywała się swoim uroczym, a teraz także zmartwionym głosem.
- Wszystko gra. Nic mu nie jest. Przynajmniej na razie...- warknąłem w jego stronę, na co Eleonor zaczęła chichotać.
- Mam rozumieć, że nie chciałeś żeby do mnie zadzwonił?- spytała, kiedy siadałem okrakiem na Loczku żeby mi nie uciekł zanim skończę tą rozmowę. Już ja mu dam popalić!
- Zgadza się. Wolałem sam to zrobić- odparłem, uderzając się dłonią w czoło. "Jasne. Tak się do tego paliłeś..." Cicho siedź!
- Więc... czemu zawdzięczam ten niekonwencjonalny telefon? 
Przygryzłem wargę i przejechałem nerwowo ręką po włosach, na co Harry wywrócił oczami i niemo wyszeptał "Zaproś ją!". Zbierając w sobie całe męstwo i odwagę, postawiłem wszystko na jedną kartę i modliłem się żeby nie zostać odrzuconym.
- Zastanawiałem się... czy może.... masz jakieś plany na dzisiaj?
I stało się najgorsze co tylko mogło mi się przytrafić. Między nami zapadła głucha cisza, która wydawała się ciągnąć w nieskończoność. Dopiero kiedy Styles podniósł się do pozycji siedzącej i pociągnął mnie za rękę żebym się zniżył i przystawił słuchawkę też do jego ucha, dziewczyna odezwała się.
- Zostaję sama w domu i zapewne będę się nudzić oglądając durną komedię romantyczną. 
- W takim razie może zechciałabyś ponudzić się ze mną?- pociągnąłem dalej temat, w napięciu czekając na odpowiedź. No błagam, powiedz coś!
- Z wielką chęcią- odparła, a ja wypuściłem z płuc całe powietrze, które wstrzymywałem do tej pory. Ta chwila byłaby idealna gdyby nie Harry.
- Louis ma dzisiaj randkę! Louis ma dzisiaj randkę!- darł się w niebogłosy, co niestety usłyszała El i zaczęła się śmiać.
- Zamknij się debilu!- palnąłem go w ten głupi łeb, ale nie wróciło mu to rozumu, o ile kiedyś go miał. 
- Widzę, a właściwie słyszę, że ktoś tu się cieszy bardziej niż ty- mogłem sobie wyobrazić jak pięknie się uśmiecha, domyślając się co dzieje się po drugiej stronie.
- Już niedługo- zapewniłem ją i sam siebie. Teraz żałuję, że go nie puściłem wolno- Przepraszam cię bardzo, ale muszę załatwić taką jedną sprawę. Zadzwonię później, dobrze?
- Jasne- zgodziła się- Tylko bądź dla niego delikatny. Do zobaczenia Louis.
- Cześć.
Rozłączyłem się, odrzuciłem telefon i zacząłem łaskotać Styles'a, w najbardziej wrażliwych miejscach. Miałem być delikatny, prawda? Słodka tortura!
- Z-zostaw m-mnie!- śmiał się głośno, ale przemawiała przez niego rozpacz, a nie zadowolenie.
- Nie ruszaj więcej moich rzeczy!
- O-obiecuję!- przyrzekł, dzięki czemu przestałem go katować- Ale przyznaj, że gdyby nie ja to w życiu byś się nie odważył do niej zadzwonić.
- Jak ja cię czasami nienawidzę!- odparłem i powróciłem do wcześniej przerwanej czynności. Niestety przybycie Liama zakończyło całą zabawę. A tak przyjemnie oglądało się z góry Loczka, błagającego o pomoc.
- Eee... czy ja wam czasem nie przeszkadzam?- Payne, popatrzył na nas z nieskrywanym zdziwieniem.
- Przyszło twoje wybawienie smarkaczu. Masz szczęście- zwróciłem się do Hazzy, który poczerwieniał na twarzy.
- Wyglądacie co najmniej niestosownie w takim ułożeniu- skomentował naszą pozycję Li- Mogę się dowiedzieć Lou czemu siedzisz okrakiem na Harry'm, a on jest calusieńki czerwony i ciężko oddycha?
- Bawiliśmy się- wysapał zmęczony Loczek.
- Tak... to by tłumaczyło pogniecioną koszulkę Tomlinsona- skwitował, przejeżdżając po nas jeszcze raz wzrokiem- Dobra, nie wnikam co tu zaszło, ale moglibyście przestać się na chwilę zabawiać i mi pomóc?
- A mleko kupiłeś?- spytałem, podnosząc się z ziemi, choć powinienem powiedzieć Styles'a.
- Jest w kuchni. Czekam u siebie!- oznajmił wychodząc z pokoju i kierując się do sypialni na przeciwko.
- Dzięki młody- pomogłem wstać przyjacielowi, który zaczął dochodzić do siebie- Miałeś rację. Gdyby nie ty to pewnie bym nie zadzwonił.
- Nie ma za co- poklepał mnie po ramieniu- Ty wspierałeś mnie gdy miałem ciężki okres z Kate, więc teraz przyszła pora żeby się odwdzięczyć.
- Cieszę się, że się jakoś dogadaliście- uśmiechnąłem się do niego lekko, na co odpowiedział tym samym.
- Jest lepiej. Zdecydowanie- potwierdził moje ciche przypuszczenia.
- To świetnie! Głupio by było rozstać się w niezgodzie.
Harry zatrzymał się w pół kroku i spojrzał na mnie zaskoczony. Chyba ktoś tu o czymś zapomniał.
- Co masz na myśli?
- Wpadłeś jak śliwka w kompot- pokręciłem z politowaniem głową nad jego losem- Zastanów się po co codziennie jeździmy do studia na próby?
- Trasa...- wyszeptał, odpowiadając samemu sobie. Widząc smutek wypływający na jego twarz, starałem się go jakoś pocieszyć, ale na niewiele się to zdało.
- Wiesz, może to i dobrze. Ostatnio zrobiłeś się naprawdę przerażający i podobny do niej. Odpoczniesz trochę.
- Tak. Świetnie- odparł, udając się do swojego pokoju i zatrzaskując za sobą drzwi. Chyba lepiej by było gdym się w ogóle nie odezwał.

Mieszkanie Kasi i Gaby

       Siedziałem w kuchni i obserwowałem jak Kate przygotowuje kolację dla mnie i mojej dziewczyny. Po wczorajszej wybuchowej nauce, obie doszły do wniosku, że rozsądniej będzie gdy jednak Gabrysia będzie trzymała się z daleka od palników z gazem. Mimo wszystko uparły się, że zostajemy dzisiaj u nich. Szkoda tylko, że jak na razie spędzam ten wyjątkowy wieczór z moją tekściarką zamiast ukochaną. Nie to żebym narzekał, ale nie licząc zajadania się jej smakołykami i pracowania nad muzyką wolę spędzać czas w towarzystwie jej przyjaciółki.
- Myślisz, że długo jej jeszcze zjedzie?- spytałem brunetki, która krzątała się po kuchni w tę i z powrotem, wyciągając co chwilę nowe składniki z po przypalanych do połowy szafek. 
- Chce wyglądać dla ciebie olśniewająco, ale skoro nie wychodzi z pokoju od dwóch godzin to pewnie już kończy- odpowiedziała, uśmiechając się pod nosem po spróbowaniu przyrządzonego przez siebie sosu, który nie tylko wyglądał, ale również pachniał smakowicie- Tylko pamiętaj Horan, nie chcę wrócić do mieszkania i zastać cię biegającego na golasa po wszystkich pokojach- uniosła palec do góry, ostrzegając mnie przed tym co mogłoby się stać gdybym tak postąpił. 
- Spokojna twoja rozczochrana!- zapewniłem ją, na co mruknęła coś sama do siebie, w obcym dla mnie języku. 
- A oto i twoja księżniczka!- odezwała się nagle wskazując palcem za moje plecy, a kiedy się obróciłem zobaczyłem anioła. 
Gabrysia w dopasowanej białej sukience, sięgającej nico za kolano wyglądała olśniewająco! Włosy, które zazwyczaj uparcie opadały na jej twarz, spięła z tyłu spinkami, odsłaniając tym samym swoje piękne oczy, ozdobione delikatnym makijażem. Nie mogłem przestać lustrować jej wzrokiem, kiedy niepewnie przestępowała z nogi na nogę, w oczekiwaniu na moją reakcję.
- I jak?- spytała, nie mogąc się doczekać żeby usłyszeć moją opinię.
- Powiedz coś!- Kate klepnęła mnie w ramię aby mnie załączyć na właściwy tryb pracy.
- Wyglądasz nieziemsko!- odezwałem się, podchodząc do przepięknej dziewczyny i składając delikatny pocałunek na jej lekko zaróżowionych ustach. 
- Naprawdę ci się podoba?
- Oczywiście, że tak! Zawsze wyglądasz cudownie, a dzisiaj aż mowę mi odjęło. Gdyby nie cios od Kate, możliwe że w ogóle nie byłbym w stanie się dzisiaj odezwać.
- Jak zwykle nie ma za co- machnęła ręką, zadowolona z siebie tekściarka i przeszła koło nas żeby wyjść z kuchni- Pozwólcie gołąbeczki, że teraz ja wyszykuję się na dzisiejszy wieczór, a wy zajmijcie się sobą- na chwilę wróciła się, stając obok nas i położyła obie dłonie na moich ramionach- Niall, błagam cię. Pamiętaj, że wszystko jest gotowe, a jedyne co musicie zrobić to wstawić naczynie stojące na kuchence do piekarnika i wyciągnąć po dwudziestu minutach. Zrozumiano?
- Pewnie!- zapewniłem ją, ale nie wydawała się przekonana.
- Powiedzmy, że ci wierzę- westchnęła- I jeszcze jedno! Oprócz tego o czym wcześniej rozmawialiśmy, nie chcę za dziewięć miesięcy od dnia dzisiejszego usłyszeć, że chcecie żebym została matka chrzestną waszego dziecka.
- Czy ty czasem nie masz dzisiaj randki?- Gabrysia spojrzała na nią pytająco, zirytowana jej słowami.
- Kwestia niespodziewanego pojawienia się potomstwa mojej przyjaciółki jest ważniejsza od zwykłej kolacji.
- Idź się szykuj!
- A co nie możesz się doczekać aż rzucisz się na swojego ukochanego?- brunetka o kręconych włosach, poruszyła wymownie brwiami, na co moje kochanie chwyciło za brudną ścierkę i rzuciło w nią z całej siły- Nie denerwuj się tak, bo jeszcze ci się fryzura popsuje.
- Kaśka spadaj stąd!
- Idę, idę!- uniosła ręce w geście obronnym i zniknęła w ciemnym korytarzu.
- Zabawnie się na was patrzy gdy tak sobie dogryzacie- stwierdziłem, uśmiechając się lekko.
- Żałuj, że nie widziałeś nas w akcji gdy jesteśmy pijane- odparła, zarzucając mi ręce na kark, gdy objąłem ją w talii. 
- Pijane?- uniosłem do góry jedną brew- Kate nie wygląda mi na taką co by nie żałowała sobie alkoholu. A ty tym bardziej.
- Proszę cię! Gdy mieszkałyśmy w Polsce żadna impreza nie mogła się bez niej odbyć i dopiero kiedy przychodziła towarzystwo się rozkręcało. To były czasy...- rozmarzyła się, spoglądając gdzieś w dal.
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że razem upijałyście się i robiłyście nie wiadomo co?
- Nie koloryzujmy tak tego- zwróciła mi uwagę- Po prostu dobrze się bawiłyśmy.
- Nieletnie odurzone alkoholem- pokręciłem niezadowolony głową- Często tak balujecie?
- Od dwóch lat nie widziałam, żeby Kasia wypiła więcej niż trzy drinki na raz- odpowiedziała szczerze, co trochę mnie uspokoiło.
- I dobrze. Inaczej musiałbym zabronić ci się z nią spotykać, a może i nakazać przeprowadzić do mnie- oznajmiłem poważnie.
- Czemu?
- Ponieważ nie pozwolę żeby ktoś miał na ciebie taki zły wpływ, a tym bardziej kiedy mnie nie ma obok.
Gabrysia zarumieniła się na policzkach i wspięła się na palce, całując mnie delikatnie w usta.
- Mój kochany rycerz! Zdajesz sobie sprawę, że by ci się to nie udało?
- Dlaczego?
- Ponieważ odkąd się poznałyśmy jesteśmy niemal nierozłączne. Można to uznać za pewien rodzaj uzależnienia- wyjaśniła, a ja poczułem jak ogarnia mnie nieproszona zazdrość.
- W takim razie trzeba cię wysłać na odwyk albo znaleźć ci kogoś nowego od kogo nie będziesz mogła się uwolnić.
- Masz kogoś konkretnego na myśli?- spytała, przyglądając mi się bacznie.
- Znam takiego jednego, który z chęcią zająłby miejsce twojej przyjaciółki.
Chcąc potwierdzić swoje słowa, ująłem jej twarz w dłonie i złączyłem nasze wargi. Całowaliście kiedyś anioła? Pewnie nie i od razu wam powiem, że moim się z wami nie podzielę. Jedyne o czym mogę was zapewnić, to że jest to niesamowite uczucie. Gdybym tylko mógł nie przestawałbym tego robić, ale niestety zawsze się znajdzie ktoś kto bezczelnie nam przerwie.
- Czy ja czasem nie wspominałam coś o tym, że nie spieszno mi do roli ciotki?- Kate ponownie pojawiła się w progu kuchni, jednak tym razem nie miała na sobie pobrudzonego fartucha. Jego miejsce zastąpiła ciemnoniebieska sukienka.
- Pasuje ci ten kolor- skomplementowałem jej strój, ale ona tak tego nie odebrała.
- Dzięki Niall, ale te miłe słowa nie pomogą ci jeśli okaże się, że złapiesz moją przyjaciółkę na dziecko.
- Kaśka!- Gabrysia spojrzała na nią szeroko otwartymi oczami- Zwariowałaś?!
- Ja tylko kulturalnie ostrzegam.
- Chyba powinnaś brać te leki kilka dni dłużej!
- Żebym znowu pozwoliła spalić ci kuchnię?- spojrzała na współlokatorkę wymownie- Nie ma mowy. Na wasze szczęście muszę już wychodzić, więc nie mam czasu dać wam reprymendy za wasze niestosowne zachowanie, ale myślę że jeszcze to kiedyś nadrobimy- obiecała, na co zacząłem się śmiać- Nie wiem co cię tak bawi Horan, ale cieszę się, że humor ci dopisuje. I jeszcze jedno...- dodała zanim skierowała się do wyjścia- Jak już musicie łamać moje zakazy to róbcie to u Gaby w pokoju. Nie chcę później jeść z naznaczonego stołu. Jeśli wiecie co mam na myśli...
Moja dziewczyna otworzyła kilka razy usta żeby coś powiedzieć, ale nic z nich  nie wyleciało. Ja z kolei spojrzałem na wspomniany przed chwilą przedmiot i stwierdziłem, że zdecydowanie wygodniej będzie na miękkim łóżku, niż drewnianej powłoce. 

Dom Danielle + klub Funky Buddha

       Punktualnie o siódmej zapukałem do drzwi domu Danielle. Ku memu zaskoczeniu to nie ona mi otworzyła tylko wysoka blondynka. Na początku myślałem, że pomyliłem numery, ale nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć dziewczyna zabrała głos:
- Cześć! Ty pewnie jesteś Liam- zmierzyła mnie uważnie wzrokiem od stóp do głów, po czym zrobiła miejsce w przejściu- Wejdź i się rozgość. Dani zaraz do ciebie zejdzie- puściła mi oczko, by za chwilę zniknąć gdzieś na tyłach domu.
Rozglądałem się dookoła, próbując zaznajomić się z nowym miejscem. Wszystko idealnie do siebie pasowało i było zachowane w nienagannym porządku. Zastanawiałem się kiedy ostatni raz dom mój i chłopaków wyglądał tak schludnie i czysto, ale wytrzymał on w takim stanie chyba tylko pierwszą godzinę naszego pobytu w nim. Od tamtego czasu nic nigdy nie było wysprzątane na błysk, nawet pomimo ciężkich starań Harry'ego. Na początku starałem się mu pomagać, ale ostatecznie obaj doszliśmy do wniosku, że nasz praca nie ma sensu. Zamierzałem wkroczyć do salonu, aby sprawdzić jak został urządzony, ale mój wzrok został przykuty do postaci, która pojawiła się na szczycie schodów. Gdy obserwowałem jak powoli schodzi na dół niczym modelka, trzymając się jedną ręką poręczy czułem się jak bohater filmu, który widzi swoją partnerkę, po którą przyjechał na bal, czekając na nią z korsarzem. Gdy stanęła przede mną, nie wiedziałem na czym mam skupić swój wzrok. Czy na jej sięgających nieba nogach, czy przenieś się wyżej skanując każdy kawałek odzianego w obcisłą sukienkę ciała. Równie zachęcającą opcją były pełne usta pomalowane czerwoną szminką i piękne brązowe oczy.
- Wyglądasz zniewalająco!- odezwałem się w końcu, ujmując jej dłoń i obracając ją wokół własnej osi, abym mógł się jej jeszcze lepiej przyjrzeć. "Ktoś tu się napalił...".
- Dziękuję. Tobie też niczego dzisiaj nie brakuje- stwierdziła, oceniając moje ubranie- Nigdy bym nie pomyślała, że możesz tak dobrze prezentować w cętkach.
- Naśmiewasz się ze mnie?- uniosłem pytająco brew. Trzeba było postawić na zwykły t-shirt i jeansy. 
- Skądże! Naprawdę uważam, że świetnie wyglądasz i jestem przekonana, że będziesz wyglądał najlepiej ze wszystkich chłopaków!- upewniała mnie w swojej opinii, co trochę mnie uspokoiło. Może jednak powinienem bardziej wierzyć w stylistyczny zmysł stuletnich kobiet.
- Mam taką nadzieję- odparłem uśmiechając się lekko- Gotowa do wyjścia?- nadstawiłem swoje ramię, za które dziewczyna złapała się i razem opuściliśmy jej dom.
  Droga do klubu, w którym mieliśmy się spotkać ze znajomymi Danielle przebiegła w miłej i zabawnej atmosferze. Cały czas śmialiśmy się z absolutnie wszystkiego, co najwyraźniej nie podobało się naszemu kierowcy, który stroił do tylnego lusterka kwaśne miny. Nam to jednak nie przeszkadzało, gdyż humor nam dzisiaj bardzo dopisywał. Po uregulowaniu należnej opłaty i wysłuchaniu, jaka to dzisiejsza młodzież jest głośna i okropna, stanęliśmy w kolejce przed wejściem.
- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że jestem strasznym tancerzem- zwróciłem się do brunetki, która akurat poprawiała swój makijaż w małym, kieszonkowym lusterku. Teraz już wiem jak dziewczyny mieszczą te wszystkie badziewia w swoich miniaturowych torebeczkach. 
- Oczywiście, że jestem tego świadoma. Widziałam cię na próbie z chłopakami- mrugnęła do mnie okiem i ucałowała w policzek- Zostaw to mnie.
Nie składałem większego sprzeciwu, choć wiedziałem, że nie ominie mnie rozrywka na parkiecie. Miałem jednak nadzieję, że z jej pomocą nie wyjdę na kompletną ofiarę i nie ośmieszę nas obojga na oczach tłumu, który gnieździ się w środku. 
  Nie jesteście sobie w stanie wyobrazić jak się ucieszyłem widząc wypełniony po brzegi parkiet, gdy udało nam się dostać do głównej sali. Głośna muzyka wydobywająca się z głośników, wypełniała cały budynek, który został należycie przygotowany. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, dzięki czemu klub zamienił się w dyskotekę rodem z lata osiemdziesiątych. Odetchnąłem z ulgą, gdy zaważyłem, że nie jestem jedynym facetem, który postawił na dziko wzorzyste koszule i skórzane spodnie. Dani ledwo co przekroczyła próg i od razu poddała się jednemu z hitów Madonny. Po raz kolejny poczułem się jak w niebie widząc jak kołysze biodrami tuż przed moimi oczami. Mógłbym tak stać i przyglądać się jej kocim ruchom, podobnie jak reszta panów urzędująca tu dzisiejszego wieczoru. Asekuracyjnie położyłem dłonie na jej biodrach, do czego na szczęście nie miała zastrzeżeń. Przylgnęła plecami do mojej klatki piersiowej i poprowadziła w głąb parkietu. Nie wiem jak znaleźliśmy się w samym środku ocierających się o siebie ciał, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Było na tyle ciasno, że nie musiałem się szczególnie martwić o to, że ktoś zauważy moje taneczne braki. Poza tym jedyne na czym byłem w stanie się skupić to wciśnięta we mnie Danielle, która z całą pewnością przejęła kontrolę nie tylko nad swoim, ale także i moim ciałem. 
- Myślałam, że będzie ci gorzej szło- zaśmiała się, co od razu odwzajemniłem.
- Też spodziewałem się większej porażki, ale taki układ mi odpowiada- odparłem, przyciskając usta do jej ucha- Gdybym wiedział, że zawsze jest tu tak tłoczno, przyprowadzałbym cię tu co wieczór tylko po to żeby się do ciebie zbliżyć.
- Może powinieneś to wykorzystać?- uśmiechnęła się, seksownie przygryzając wargę, która po chwili znalazła się między moimi. 
Wierzcie lub nie, ale była to moja najlepsza noc spędzona na parkiecie. Wystarczy odpowiednie towarzystwo i coś co nigdy w życiu nie wydawałoby się wam warte zachodu może okazać się świetną zabawą.

Ulice Londynu

       Tocząc wewnętrzną batalię z własnym sumieniem i tym co podpowiadało mi serce, przemierzałam chłodne ulice Londynu w niewygodnych butach i definitywnie zbyt cienkiej sukience. Też mi się zachciało wyglądać lepiej od nowej dziewczyny mojego przyjaciela. Przeklinając przy co drugim kroku, udało mi się w końcu dojść do miejsca gdzie miałam spotkać się z Harry'm. Nie byłabym sobą gdybym widząc go czekającego na mrozie, z rękami schowanymi głęboko w kieszeniach grubego płaszcza i lekko zgarbioną sylwetką nie przystanęła na chwilę, aby przyjrzeć mu się z daleka. Kiedy chciałam zrobić kolejny krok w jego stronę, mój mózg stawiał przede mną czerwony znak stopu, za to jakaś nieznana mi wewnętrzna potrzeba znalezienie się blisko niego próbowała go obejść z każdej możliwej strony. Zacisnęłam mocniej zdrętwiałe z zimna pięści, wkurzając się sama na siebie, za swoje niezdecydowanie. Biorąc głęboki wdech i nieświadomie wstrzymując powietrze podeszłam bliżej, stając na przeciwko niego i delikatnie się uśmiechając.
- Już myślałem, że mnie wstawisz- powiedział, przyglądając się mi intensywnie, dzięki czemu od razu zrobiło mi się cieplej. "Widzisz?! Trzeba było ruszyć dupsko, a nie stać na zimnie jak ta idiotka!". No jeszcze ciebie mi tu brakowało! Spadaj!
- Skąd takie przypuszczenia?
- Po tym jak się wczoraj nagle zezłościłaś bez powodu, nie byłem pewien czy cię tu zastanę- chłopak spojrzał na mnie podejrzliwie, a ja zupełnie nie wiedziałam czego ode mnie oczekuje- Powiesz mi co się stało?
- Nie chcę o tym rozmawiać- mruknęłam pod nosem, starając się schować twarz w wełnianym szaliku. Oczywiście mi się to nie udało gdyż pan Ciekawski, nakłonił mnie abym znów popatrzyła w górę, ciągnąc mnie lekko za podbródek.
- A ja nie chcę iść na kolację do twojego byłego chłopaka, na myśl o którym mam ochotę wbić mu nóż w plecy i oddać się dobrowolnie policji, będąc dumny z tego co zrobiłem. Nie będę udawać że wszystko jest w porządku, skoro tak nie jest- odparł ściągając brwi- Albo dowiem się prawdy albo pójdziesz tam sama.
Stanęłam jak wryta, a nogi wrosły mi w ziemię. Jak mógł ode mnie oczekiwać, że wyjawię mu wszystko to co kumuluje się od kilku dni w mojej głowie, a ja za wszelką cenę staram się z tym walczyć i nie przejmować się tym co czuję? Czy on nie rozumie, że robię to dla naszego wspólnego dobra? Widocznie nie.
- Lepiej będzie jeśli pozostawię to dla siebie- stwierdziłam, ale taka odpowiedź nie przypadła mu do gustu. 
- Skoro tak uważasz...- odparł i obrócił się na pięcie, oddalając w przeciwnym kierunku. 
Na początku nie wierzyłam, że naprawdę to zrobił. Jak mógł mnie tak po prostu zostawić? Przeczesałam kilka razy palcami włosy, niszcząc moją misterną fryzurę, ale w tym momencie mało mnie to obchodziło. Jedyne czego chciałam to, zamknąć oczy i  przekonać się, że gdy za chwilę je otworzę, to zobaczę go z pięknym uśmiechem na ustach, ukazującym dwa urocze dołeczki w policzkach. Cierpliwie czekającego aż wskażę mu drogę, dzięki czemu będzie mógł złapać mnie za rękę i poprowadzić w odpowiednim kierunku. Jednak gdy tak zrobiłam, musiałam zmierzyć się z wielkim i bolesnym rozczarowaniem. Rozejrzałam się dookoła, ale jego nigdzie nie było. Zamiast ciepłej aury wypływającej z jego ciała, otaczało mnie mroźne powietrze, które torturowało moje zaróżowione policzki i skostniałe palce. Z nieproszonymi łzami napływającymi do oczy, postanowiłam coś z tym zrobić. Ruszyłam w stronę, w którą chłopak przed chwilą się oddalił. Stając na niewielkim skrzyżowaniu czułam jakby coś rozdzierało mnie od środka. W prawo czy lewo? Zachciało mi się śmiać, kiedy przypomniałam sobie jak to zwykle bywa w filmach. Założę się, że bez względu na to, którą drogę wybiorę, okaże się ona tą niewłaściwą, a ludzie patrzący na mnie z drugiej strony ekranu będą krzyczeć "Zawróć! Wybrał inną drogę!", ale ja i tak ich nie usłyszę. Podejmowałam w swoim życiu wiele naprawdę trudnych decyzji lecz tej nie byłam w stanie porównać do żadnej z nich. Niby nic wielkiego, przecież zawsze mogłabym zadzwonić na następny dzień, wytłumaczyć się, posprzeczać... Mogło się wydawać, że wszystko byłoby tak jak dawniej, jednak wiedziałam, że to nie prawda. Nie byłoby czasu na kolejne przeprosiny, nie spotkalibyśmy się ponownie w zatoczonym studiu żeby udawać, że tylko razem pracujemy. Ciężko to wytłumaczyć. Czasami stajemy w życiu przed wyborami, które mogą przysporzyć nam wiele kłopotów, mnóstwo szczęścia, ale zazwyczaj nie mamy zielonego pojęcia co czeka nas za zamkniętymi drzwiami przyszłości. Zawsze natomiast wiemy gdy coś się kończy, a coś się zaczyna. Dzisiaj ja zostałam wystawiona na taką próbę i za cholerę mi się to nie podobało. 
Obróciłam się w prawo, skąd niedawno zmierzałam do miejsca, w którym aktualnie się znajdowałam. Była to najkrótsza droga żeby wrócić do domu zarówno dla mnie jak i dla niego. Już miałam postawić pierwszy krok, kiedy z kolejnego niewiadomego powodu zawahałam się i zmieniłam zdanie. Spoglądając ostatni raz przez ramię na oddalające się oświetlone centrum Londynu, spuściłam głowę by za chwilę ją podnieść z powrotem, zaskoczona i jednocześnie szczęśliwa słysząc wypowiedziane ochrypłym głosem słowa.
- Dobry wybór.
Mój wzrok spotkał się z zielonymi tęczówkami Styles'a, który stał dokładnie na przeciwko mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nie odezwał się ani słowem i nawet nie drgnął czekając na mój ruch. Czemu to zawsze jest takie trudne?
- Chciałabym być lepsza w wyrażaniu tego co czuję i co skrywają moje myśli, ale nie potrafię...- zabrałam w końcu głos, czując się jakbym poległa. 
- Mylisz się- odparł podchodząc bliżej i ujmując moją dłoń- Jesteś w tym najlepsza, tyle tylko, że potrzebujesz odpowiedniego bodźca i muzyki- uniósł do góry jeden kącik ust, a ja zaczęłam się cicho śmiać.
- Chyba nie sądzisz, że zacznę śpiewać na środku ulicy- rozejrzałam się dookoła nas i choć byliśmy sami w życiu bym tego nie zrobiła.
- Jak ty mnie dobrze znasz...
- Przestań! To wcale nie jest śmieszne...
- Jak na razie to ty wyglądasz na rozbawioną. Ja jestem śmiertelnie poważny.
I od tak rozluźniona atmosfera stała się bardziej napięta. Żałowałam, że nie mam pod ręką kartki żeby spisać sobie w punktach, to co powinnam powiedzieć, ale znając życie nie mogłabym się zdecydować co zapisać pod numerem pierwszym, a co pod setnym.
- Dalej Kate- zachęcał mnie do wyrzucenia wszystkiego z siebie- Po prostu to powiedz, wykrzycz, zrób cokolwiek. Ja będę tu stał i cierpliwie cię słuchał.
Po chwili wahania, skorzystałam z jego rady. Zabrałam rękę, którą ściskał w swojej aby móc w pełni skupić się na wyznaczonym zadaniu. Dalej poszło łatwiej niż się spodziewałam, oczywiście do pewnego momentu.
- Wczoraj poczułam, że tracę całą kontrolę- przyznałam niechętnie- Nigdy nie zachowuję się tak jak ostatnio. Nie jestem rozkojarzona, o niczym nie zapominam, mój dzień zaplanowany jest co do minuty, a w razie jakiś nagłych zmian, zawsze mam plan B. Ostatni raz byłam chora trzy lata temu, gdyż nawet na to nie miałam czasu. Odkąd poznałam One Direction, ciebie... wszystko się zmieniło- oznajmiłam, patrząc na niego z wyrzutem choć na to nie zasługiwał. 
- Czyli to nasza wina?- spytał zastanawiając się nad tym co powiedziałam- Masz do nas żal o to, że twoje życie nie jest już takie poukładane jak przedtem?
- Tak. To znaczy nie! Nie wiem...- plątałam się w zeznaniach ukazując swoją własną winę- Czasami mi to nie przeszkadza, a czasami doprowadza do obłędu.
- Kiedy konkretnie?
- Kiedy co?- spojrzałam na niego z niezrozumieniem gdyż nie wiedziałam o którą część mu chodzi.
- Kiedy ci to nie przeszkadza- odparł zirytowany, że musi się powtarzać- Później przejdziemy do tej mniej przyjemnych spraw.
Przygryzłam wargę, przypominając sobie wszystkie momenty, w których sprawiał, że moje serce zaczynało bić szybciej, a oddech stawał się nierówny. Gdy zapominałam o wszystkich problemach, a jedyną rzeczą, a właściwie osobą, na jakiej byłam się w stanie skupić był on.
- Kate.
- Zawsze gdy jesteś blisko, niespodziewanie łapiesz mnie za rękę, szepczesz coś do ucha, całujesz...- zaczęłam wymieniać, każdą najdrobniejsza rzecz, starając się o niczym nie zapomnieć- Wczoraj siedząc na twoich kolanach, czy tańcząc czułam się naprawdę dobrze, do momentu w którym zaczęło mnie to przerażać.
- Przerażać?
- Tak- westchnęłam, bojąc się, że moja nagła wylewność doprowadzi do kolejnej sprzeczki- Te spojrzenia wszystkich skierowane w naszą stronę, uświadomiły mi, że to co robimy, na co sobie pozwalam, jest wbrew wszystkiemu według czego żyłam przez ostatnie dwa lata. Zawsze traktowałam swoje zasady jak rzecz świętą, niczym dekalog, którego nie można złamać, pod groźbą kary. Tymczasem przy tobie robię wszystko na odwrót i nie dostrzegam w tym nic złego, a być może powinnam. Może pogrążam się popełniając najgorszy błąd swojego życia, który tylko na razie wydaje mi się być najlepszym, a potem będę tego żałować.
- Czemu tak myślisz?- popatrzył na mnie zasmucony- Naprawdę sądzisz, że znajomość ze mną może doprowadzić cię do samoistnej destrukcji?- zaczął się śmiać analizując brzmienie swoich słów- Boże, co ja gadam...
- To wcale nie jesteś śmieszne Harry- odparłam srogo, mierząc go lodowatym spojrzeniem- Jesteś jedyną osobą, którą znam tak krótko, a która zdążyła się o mnie dowiedzieć tak wiele. I to jest ta przyprawiająca mnie o nieprzyjemne ciarki część. Powiedziałam ci o śmierci moich rodziców choć przyrzekłam sobie, że nikt więcej się już o tym nie dowie, a ty co zrobiłeś? Nic. Nie wspomniałeś już o tym ani razu, nie dopytywałeś się co się z nimi stało. Zachowujesz się tak jakbyś o tym zapomniał, w trakcie gdy ja nie wiem co ze sobą zrobić. Może faktycznie nie zrobiło to na tobie wrażenia, a może zapisałeś to sobie gdzieś żeby w razie czego móc to wykorzystać przeciwko mnie. Nie wiem tego i właśnie to spędza mi sen z powiek. Fakt, że z taką łatwością wydobywasz ze mnie największe sekrety, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. Nawet jeśli robisz to nieświadomie. 
- Po pierwsze nie zmuszałem cię do opowiedzenia mi o swojej rodzinnej tragedii- zaczął, jedną ręką obejmując mnie w talii, a drugą ujmując zaróżowiony policzek, ale wcale nie był to przyjemny dotyk- Po drugie jak możesz podejrzewać mnie o zrobienie czegoś tak okropnego jak wykorzystanie takiej informacji żeby cię skrzywdzić? 
- Może dlatego, że cię nie znam...
- Masz rację- zgodził się- Nie znasz, ale nawet nie w tym tkwi problem. Problemem jest to, że gdy ja staram się dowiedzieć o tobie jak najwięcej żeby cię zrozumieć i nie zranić kolejnym głupim, wypowiedzianym pod wpływem emocji tekstem, ty nie robisz absolutnie nic w odwrotnym kierunku. Nie zależy ci na tym żeby poznać prawdziwego mnie, żeby móc przestać się bać o moje ukryte zamiary, które istnieją tylko w twojej głowie.
Kompletnie mnie zamurowało. Gdybym tylko mogła, podeszłabym do najbliższej ceglanej ściany i przywaliła w nią z całej siły głową, ale byłam w takim szoku, po tym co usłyszałam, że nie byłam w stanie się ruszyć. Poza tym dalej kurczowo przytrzymywana byłam przez silne ramiona Styles'a.
- Harry...- próbowałam jakoś naprawić swój błąd, ale mi na to nie pozwolił.
- Zdajesz sobie sprawę jak bardzo mnie ranisz takim myśleniem?- zapytał- Wolałabym się zabić niż wiedzieć, że tak mnie postrzegasz. Jako zimnego i bezuczuciowego drania. Nie wspominałem więcej o twoich rodzicach, ponieważ uważałem, że to delikatny temat i niekoniecznie będziesz chciała o tym rozmawiać.
Zamknęłam oczy, usiłując powstrzymać krwawienie mojego serca, dla którego to wszystko stanowiło zbyt wiele. Wstrzymywałam oddech, co pozwoliło mi jeszcze przez chwilę utrzymywać się jako jedną całość, ale doskonale zdawałam sobie sprawę, że długo tak nie wytrzymam. Jak mogłam być taka okropna? W czasie gdy on starał się zdobyć moje zaufanie i udowodnić mi, że na nie zasługuje, ja robiłam wszystko aby zniechęcić do niego samą siebie. Kiedy zaczęłam dostrzegać w ludziach najpierw wady i przekładać je nad ich zalety? Czy kiedykolwiek będę potrafiła normalnie z kimś porozmawiać, nie zastanawiając się co mogę powiedzieć, a co nie? A może już do końca życia będę odpychać od siebie ludzi, aż w końcu zgodnie z przewidywaniami Louisa zostanę starą panną, z przyjaciółmi w postaci gromady kotów? Czy chęć ciągłej kontroli była tego warta?
- Nie płacz- usłyszałam cichy szept przy uchu, nie będąc świadoma, że po moich policzkach zaczęły spływać nieproszone łzy- Serce mi się łamię, gdy widzę cię w takim stanie.
- Przepraszam. Nie zdawałam sobie spraw, że jestem takim okropnym człowiekiem.
- Nie jesteś!- zapewniał mnie, ale wiedziałam, że to nie prawda.
- Jestem. To tylko ty jesteś zbyt dobry i zapatrzony we mnie żeby to przyznać- oznajmiłam- Przepraszam Harry. Nie powinnam była oceniać cię tak pochopnie i skupić się na tym co faktycznie dla mnie zrobiłeś, a nie zajmować się wymyślaniem czarnych scenariuszy z tobą w roli głównej. Naprawdę jest mi cholernie przykro- dodałam na co zaczął się śmiać. Zdezorientowana jego nagłym rozbawieniem dołączyłam do niego- Możesz mi powiedzieć co się do cholery dzieje?
- Potrafisz ułożyć taką piękną przemowę tylko po to żeby ją zepsuć dodając na końcu słowo "cholera"- wyjaśnił, nie mogąc się opanować. 
- Cieszę się, że jestem dla ciebie zabawna, ale wolałabym teraz usłyszeć, że mi wybaczasz lub coś w tym stylu...- stwierdziłam, krzyżując ręce na piersi lekko zdenerwowana. Ja tu się przed nim płaszczę, a on zachowuje się jakby stał przed nim klaun. Dopiero po chwili zdołał się uspokoić i ze szczerością bijącą z jego oczu powiedzieć:
- Wybaczam ci- odetchnęłam z ulgą, rozluźniając spiętą sylwetkę.- A teraz pozwól, że zabiorę cię na najprawdopodobniej najnudniejszą i  najbardziej niezręczną randkę świata.
- Chyba możemy się jeszcze wstrzymać skoro i tak już jesteśmy spóźnieni- odparłam ujmując jego twarz w dłonie i ciągnąć ją lekko w dół, aby gdy tylko znalazła się na wysokości mojej złączyć nasze usta razem w delikatnym, ale zarazem pasjonującym pocałunku. Wszystko inne mogło poczekać. Popełnianie najlepszego błędu jest ważniejsze od nawet najbardziej wykwintnej kolacji. Nawet jeśli jest się świadomym możliwej porażki. 

Mieszkanie Tomka

       Spoglądałem co chwila na zegarek, nie wierząc w to co widzę. Kasia absolutnie nigdy się nie spóźnia, a tymczasem wciąż jej nie ma, choć powinna być tutaj już od pół godziny. Musiało się coś stać!
- Spróbuj jeszcze raz do niej zadzwonić- zaproponowała Caroline, widząc narastającą we mnie obawę. 
- Nie odbiera.
- To może do tego chłopaka co ma z nią przyjść. Nie pamiętam jak ma na imię- podrzucała kolejne pomysł, ale były one mało trafne.
- Harry. Ma na imię Harry- wysyczałam przez zęby, na co dziewczyna popatrzyła na mnie ze zdziwieniem.
- Coś mi się wydaje, że za nim nie przepadasz. Znasz go w ogóle?
- Trochę- oznajmiłem, bawiąc się nerwowo telefonem- Poza tym nie mogę tego zrobić, bo nie mam jego numeru.
- Na pewno zaraz przyjdą- ucałowała mnie pocieszająco w policzek, w momencie gdy po mieszkaniu rozszedł się dźwięk dzwonka- A nie mówiłam?- mrugnęła do mnie okiem i pobiegła otworzyć drzwi. Podążyłem za nią niespiesznie przeciągając moment, w którym będę musiał stanąć twarzą w twarz ze Styles'em, pomimo tego, że chciałem jak najszybciej zobaczyć przyjaciółkę. Gdy dotarłem do przedpokoju, chłopak pomagał zdejmować jej płaszcz, a moje pięści zacisnęły się niemiłosiernie mocno, kiedy zauważyłem jak lustruje jej ciało przyozdobione ciemnogranatową sukienką, z elementami koronki. Przy mnie nigdy nie nosiła takich ubrań. Spodnie i przyduży sweter były obowiązkowym zestawem bez względu na okazję.
- Nie mogliśmy się was doczekać!- poinformowała gości moja dziewczyna, jak to usychaliśmy z tęsknoty za ich widokiem. 
- Wybaczcie, ale nasz kierowca taksówki, wpakował się w korek- Kasia wyjaśniła przepraszająco powód ich spóźnienia, ale jakoś jej nie wierzyłem- Witaj Caroline. Poznaj Harry'ego. Harry to nowa dziewczyna Tomka, Caroline.
Chłopak uścisnął jej lekko dłoń deklarując, że jest zaszczycony, na co ona odpowiedziała tym samym. Jak słodko! Zaraz będę rzygać tęczą. 
- Tomek- usłyszałem swoje imię i gdy w końcu oderwałem wzrok od Loczka, zobaczyłem przypatrującą się mi uważnie przyjaciółkę- Wszystko w porządku?
- Jasne- odparłem, uśmiechając się krzywo- Możemy pogadać?
Dziewczyna przytaknęła niepewnie, a ja wskazałem jej drogę do mojej pracowni. Poprosiłem aby pozostała dwójka przeszła do salonu, mimo iż nie chciałem zostawiać ich samych. Niemniej jednak musiałem zamienić kilka słów w cztery oczy z Kasią.
Gdy weszliśmy do niewielkiego pokoju, w którym znajdowało się mnóstwo moich prac, dziewczyna omiotła wzrokiem ściany, nie skupiając się szczególnie na żadnej z nich. Była to jedna z niewielu rzeczy, która nas różniła. Pomimo tego, że oboje kochaliśmy sztukę nigdy nie interesował nas ten sam jej rodzaj. Ja wolałem przekazywać piękno i uczucia na zdjęciach i obrazach, z kolei ona w pełni oddała się muzyce. Choć dążyliśmy do osiągnięcie tego samego celu, rzadko kiedy potrafiliśmy się dogadać w kwestii jego osiągnięcia. 
- Dodałeś kilka nowych fotografii- oznajmiła trafnie, bo choć nie przywiązywała zbyt dużej wagi do moich prac, zawsze zauważyła nowy nabytek w kolekcji.
- Dużo ostatnio pracowałem, więc pojawiło się kilka nowości.
Brunetka skinęła głową, jakby chciała dać mi do zrozumienia, że przyjęła tą nową informację do wiadomości i czekała na to co będzie dalej. Jak zwykle była bardzo niecierpliwa.
- Możemy przejść od razu do sedna sprawy? Nie obraź się, ale chyba oboje zdajemy sobie sprawę, że twoja dziewczyna jest straszna gadułą i nie chciałabym zostawiać z nią Harry'ego sam na sam zbyt długo.
- Jak sobie życzysz. Tak właściwie to już wspomniałaś o kimś o kim chciałbym pogadać.
- Domyślam się, że nie chodzi o pewną szatynkę- odparła przysiadając na niewielkim biurku i klepiąc miejsce obok siebie- Co chcesz wiedzieć?
- Chcę się upewnić, że wiesz co robisz- usiadłem na wskazanym miejscu i spojrzałem jej prosto w oczy.
- Wiem- odpowiedziała pewnie, co niechętnie przyznałem w głowie.
- Dobrze cię traktuje?- dopytywałem się dalej, na co wywróciłam oczami.
- Tak. Na tyle na ile potrafi.
- Może powinien starać się bardziej- zasugerowałem, ale nie zostało to pozytywnie odebrane.
- A co ci do tego? Oboje dobrze wiemy, że wszelkie nieporozumienia, w których jestem jedną ze stron mają miejsce tylko i wyłącznie dlatego, że ukrywam się pod grubą skorupą. Niedawno zrozumiałam, że taka forma obrony przed światem nie przynosi nic dobrego, wręcz przeciwnie.
- On ci to powiedział?
- Nie. Sama do tego doszłam- oświadczyła- Może pośrednio jest to też jego zasługa, ale czy to ważne? Powinieneś się cieszyć, że postanowiłam się przed kimś otworzyć, chociaż minimalnie.
- Cieszę się, ale niekoniecznie z tego, że wybrałaś akurat jego- odparłem niezadowolony- Czemu z pośród siedmiu miliardów ludzi na świecie padło akurat na niego?
- A czemu nie?- rozłożyła bezradnie ręce, nie pojmując mojego negatywnego nastawienia- Nie podoba ci się to, że jako jedyny nie boi się mi powiedzieć co tak naprawdę myśli, nawet jeśli nie przekazuje tego w najłagodniejszy sposób?
- Dokładnie- potwierdziłem jej przypuszczenia- Nie pozwolę żeby jakiś facet doprowadzał cię do łez, nawet jeśli ma rację w tym co mówi.
- Kiedy właśnie może to jest jedyny sposób żebym otrząsnęła się i wyszła z tego pieprzonego amoku, w którym się znalazłam!- niemal krzyknęła, obniżając swój głos na końcu zdania.
Pomiędzy nami zapadła grobowa cisza. Jednocześnie przeczesywaliśmy rękami włosy lub braliśmy głębokie oddechy. Dowodziło to jedynie prawdy, której do niedawana każde z nas bało się dostrzec. W swoim zachowaniu byliśmy do siebie tak bardzo podobni, że prędzej można było uznać nas za biologiczne rodzeństwo niż za parę. W tym samym momencie postanowiliśmy skrzyżować nasze spojrzenia, które były już łagodniejsze niż chwilę temu.
- Tomek, ja naprawdę nie chcę się kłócić. Ani o niego, ani o kogokolwiek innego- odezwała się podchodząc do mnie i łapiąc mnie za dłonie- Jestem cholernie zadowolona, że udało ci się znaleźć szczęście przy czyimś boku, pomimo tego że nie jestem to ja.
- Kate, to nie tak- pokręciłem zrezygnowany głową- Przy tobie też byłem szczęśliwy.
- Ale nie tak jak powinieneś przy kimś kogo kochasz w tej jedyny, niepowtarzalny sposób- zaznaczyła, a ja nie mogłem zaprzeczyć- Proszę cię jedynie o to żebyś pozwolił mi na to samo. Może masz rację i kiedyś okaże się, że Harry był złym wyborem, ale nie przekonam się o tym dopóki nie zaryzykuję.
- Masz rację- przyznałem niechętnie, kręcąc niezadowolony nosem- Ale to nie zmieni faktu, że dalej go nie lubię i mu nie ufam.
Kasia wywróciła oczami, nie komentując mojego stanowiska w stosunku do jej wybranka. 
- Nie trudno to zauważyć- burknęła, czochrając moje włosy. Złapałem ją za ramiona i przyciągnąłem do siebie, zamykając w mocnym uścisku- Tomek?
- Tak?
- Gdyby okazało się, że jednak popełniłam błąd, to mogę na ciebie liczyć?- spytała, patrząc na mnie z obawą.
- Jasne! Zaraz po tym jak urwę mu łeb- uśmiechnąłem się łobuzerko.
- Wiesz, że to samo dotyczy się twoich miłosnych wyborów?
- To znaczy?
- Jeśli jakaś dziewczyna złamie ci serce, obetnę ją na łyso, połamię idealnie pomalowane paznokcie i zmasakruję twarz, a potem każe jej tak żyć, wyśmiewanej przez społeczeństwo- przedstawiła swój plan zadośćuczynienia za wyrządzone mi krzywdy.
- Na pewno dam ci znać w razie potrzeby. Jeśli oczywiście obierzesz telefon...
- Sorry- uśmiechnęła się przepraszająco- Nie słyszałam jak dzwoniłeś.
- Pewnie byłaś bardzo zajęta- mruknąłem- Mam jeszcze jedno pytanie. Czy ty i Styles to już oficjalne?
Kasia otworzyła szeroko oczy, pospiesznie kręcąc głową.
- Nie. Nie jesteśmy razem. Po prostu staramy się nie wydłubać sobie nawzajem oczu.
- A to ciekawe...- potarłem palcem brodę- To masz jakiegoś chłopaka czy nie?- brunetka ponownie, niemo zaprzeczyła- A co z kierowcą taksówki?
- Co?- zmarszczyła brwi, zupełnie mnie nie rozumiejąc- O co ci chodzi?
- Ktoś musiał pomóc ci rozmazać Gaby ulubioną szminkę na szyi- Zacisnąłem mocno usta, starając się nie ujawnić mojego rozbawienia, kiedy szybko zakryła dłonią kawałek skóry, który zabrudzony był lekko czerwoną pomadką- Przynajmniej nie nudziło ci się w korku.

  Po tym jak przyjaciółka zmyła dowody wcześniejszej zbrodni, a ja uznałem że wcale nie podoba mi się wizja czyichkolwiek ust zbliżonych do niej nawet na metr, a już zwłaszcza takiego jednego, dołączyliśmy do naszych dzisiejszych randek. Biłem się jeszcze w pierś za reagowanie w ten sposób, zupełnie jakbym był jej ojcem, bo w końcu jest już dorosła i takie tam, ale gdy tylko znów ujrzałem ten lokowany łeb od razu mi przeszło. Co mogę poradzić? Gdyby nie to, że obiecałem być grzecznym już dawno bym go zlikwidował. Niestety wyobrażenia o zrzucaniu go z urwiska mimo błagania o pomoc musiałem odłożyć na czas aż potknie mu się noga. Z jednej strony wiedziałem, że to złamało by to Kasi serce, ale z drugiej nie chciałem żeby okazało się, że nie miałem racji.
- Już chciałam dzwonić na policję i zgłaszać wasze zaginięcie- Caroline zaśmiała się dźwięcznie ze swojego żartu. Złożyła krótki pocałunek na moich ustach, na co przyjaciółka szepnęła cicho w tylko nam znanym języku "Uważaj na szminkę". Stanęła przy Harrym, który chwycił ją za rękę i poprowadził do stołu, na którym leżała zastawa dla czterech osób i butelka schłodzonego wina. 
  Ku memu zdziwieniu kolacja przebiegła w dość przyjemnej atmosferze. Co prawda nie obyło się bez kilku niezręcznych momentów między mną a Styles'em, które były błyskawicznie kończone przez przyjaciółkę, która kazała nam się uspokoić, dlatego też unikaliśmy konwersacji ze sobą. 
- Walentynki to wspaniałe święto!- zachwycała się moja dziewczyna, która uwielbiała każdą możliwą okazję, przy której mogła podarować komuś prezent- Tyle miłości wokoło i romantycznych gestów. Mamy szczęście Kate, że zamiast siedzieć i objadać się zrozpaczone lodami, możemy je spędzić w towarzystwie naszych przystojnych mężczyzn.
Brunetka, która akurat kosztowała wino omal nie udusiła się, dławiąc się swoim napojem. Jej partner, który omyłkowo został wzięty za jej chłopaka, poklepał ją lekko po plecach i upewniwszy się, że jest już dobrze, położył swoją rękę na jej kolanie, co niestety nie umknęło mojej uwadze.
- Oni nie są razem- oświadczyłem zadowolony, a Caroline nie mogła uwierzyć w tą cudowną wiadomość.
- Naprawdę?- spojrzała zdumiona na parę siedzącą na przeciwko- Dałabym sobie obie ręce uciąć, że łączy was coś więcej. Tak ładnie razem wyglądacie- oznajmiła, przyglądając się im z niedowierzaniem- Na co jeszcze czekasz Harry? Zaproś ją gdzieś!
Musiałem jak najszybciej zakończyć ten temat, zanim dojdzie do tego, że jeszcze dzisiaj wybiorą się do kina albo gdzieś indziej, ale nic nie przychodziło mi na myśl. Opcja, w której zostawiam niestety potencjalnego, znienawidzonego przeze mnie chłopaka mojej przyjaciółki samego z Caroline nie wchodziła w rachubę. Tak by go ugadała, że jutro zostałbym poproszony o bycie świadkiem na ich ślubie. Nie mogłem do tego dopuścić. Na szczęście wpadł mi do głowy plan, dzięki któremu mógłbym usmażyć dwie pieczenie na jednym ogniu.
- Styles lubisz samochody?- spytałem i co ciekawe moja nagła ciekawość jego zainteresowaniami nie zdziwiła wyłącznie jego, ale również resztę. 
- Nawet bardzo- odparł, patrząc podejrzliwie podobnie jak Kasia, która postanowiła się wtrącić.
- Chyba nie będziecie nas zanudzać opowieściami o najnowszych silnikach i zawieszeniach- uniosła pytająco do góry brew, czując że coś ukrywam. Niestety nie miałem jak ją uświadomić, że robię to dla jej dobra.
- Jasne, że nie. Obiecałem Caroline, że coś dla nas zagrasz, ale skoro my...- wskazałem ruchem ręki na siebie i chłopaka siedzącego obok niej- Już znamy twój niesamowity talent, to zaprezentujesz go tylko swojej nowej przyszłej fance, a ja pokaże Harry'emu moją kolekcję zdjęć zapierających dech w piersi cacek, które sfotografowałem będąc ostatnio w Monako- oznajmiłem co się za chwilę wydarzy, ale była na tyle mądra żeby mi nie uwierzyć.
- Z tego co wiem to twoje pianino nie jest nastrojone- przypomniała, mierząc mnie groźnym spojrzeniem, ale nic sobie z niego nie robiłem.
- Na pewno dasz sobie z tym radę. Kto jak nie ty?- spytałem retorycznie, otrzymując potrzebną pomoc.
- Tak! Proszę Kate! Tomek mówił, że pięknie grasz!- niemal błagała ją na kolanach szatynka, która jako jedyna nie wiedziała jak zdolna jest dziewczyna, której niemal nie zabiła swoim wcześniejszym komentarzem.
- Doprawdy?- popatrzyła na mnie ostatni raz z pogardą, po czym przykleiła na swoją twarz sztuczny uśmiech- Tylko jedna piosenka- zastrzegł unosząc palec do góry, ale tyle zupełnie wystarczyło.
Panie podeszły do instrumentu znajdującego się na drugim końcu salonu, który tak naprawdę należał do mojej przyjaciółki. Gdy jeszcze byliśmy parą uparła się żeby go tu wstawić aby mogła u mnie pracować. Po pierwszych kilku dźwiękach obie były tak skupione na prezentowanym utworze, że w ogóle nie zwracały na nas uwagi co było mi na rękę. Wyciągnąłem z półki wspomniany wcześniej album, zawierający zdjęcia najdroższych aut świata, ale jak łatwo się domyślić był on tylko podkładką do rozmowy, która miała się za chwilę odbyć.
- Nie będziemy debatować na temat aut- stwierdził Harry, nawet nie udając zainteresowania zdjęciami.
- Może jednak jesteś mądrzejszy niż mi się wydawało- stwierdziłem nie zdobywając się na wymuszony uśmiech- Muszę to jednak sprawdzić, skoro Kate postanowiła dać ci kolejną szansę.
- A co tobie do tego?- spytał krzyżując ramiona na klatce piersiowej, pozbywając się łagodnego i przyjaznego wyrazu twarzy.
- To, że nie jesteśmy już razem nie znaczy, że kocham ją chociażby odrobinę mniej w związku z czym nie pozwolę, żeby taki dupek jak ty, który dotychczas sprawił jej więcej bólu niż nakłonił do uśmiechu zranił ją ponownie.
- Nie masz zielonego pojęcia co jest między nami- prychnął pod nosem, chcąc odejść od stołu, ale mu na to nie pozwoliłem.
- Posłuchaj mnie uważnie- warknąłem łapiąc go za przedramię- Usiądziesz z powrotem i wysłuchasz co mam ci do powiedzenia albo zrobię wszystko żeby Kate zniknęła z twojego życia raz na zawsze- dodałem, będąc pewnym, że jeśli tylko mnie do tego zmusi, to tak zrobię.
Chłopak ponownie zajął swoje poprzednie miejsce i cierpliwie czekał ma mój monolog, który przygotowałem sobie w głowie.
- Na początku czuję się w obowiązku uświadomić cię, że jest to najpiękniejsza, najwspanialsza i najbardziej oddana kobieta jaką spotkałeś w swoim życiu. Zapewniam, że drugiej takiej nie znajdziesz nawet za tysiąc lat.
- Wiem o tym- zapewnił, na co przytaknąłem głową, ciesząc się że chociaż to do niego dociera.
- Nie rozumiem co ona w tobie widzi, ani czemu daje ci kolejne szanse pomimo tego, że co chwilę nawalasz, ale to jej wybór. Z racji tego, że jest jedną z najważniejszych dla mnie osób na tych pochrzanionym świecie  postanowiłem ci pomóc chociaż trochę ją rozumieć- powiedziałem sam nie wierząc w to co wypłynęło z moich ust. Chyba postradałem zmysły. 
- Pomóc?- powtórzył, równie zaskoczony jak ja.
- Nie powtarzaj po mnie, bo jeszcze zmienię zdanie- ostrzegłem go- Tak. W woli wyjaśnienia, nie robię tego dla ciebie tylko dla niej. Nie pozwolę żebyś przez swoje błędne wyobrażenie jej osoby, znów ją skrzywdził. 
Przeniosłem swój wzrok na brunetkę, grającą na zakurzonym pianie. Już na pierwszy rzut oka widać było, że kocha to co robi. Że muzyka jest jej oazą spokoju, wybawieniem od codziennych problemów i tych, które ciągną się za nią z przeszłości.
- Zapewne już widziałeś jak gra- zabrałem ponownie głos, wciąż obserwując obrazek przede mną- Tylko wtedy jest sobą. Niczego nie ukrywa, niczego się nie boi i w pewien nie do końca zrozumiały dla mnie sposób mówi to co myśli. Jej mowa ciała, każdy dźwięk i zaśpiewane słowo wyraża więcej niż jakiekolwiek zdanie, które do tej pory wypowiedziała. Musisz to dostrzegać, skoro nawet taki laik jak ja jest w stanie to zrobić- zwróciłem się bezpośrednio do chłopaka- Prawda jest taka, że przez większość swojego życia udaje.
- Co masz na myśl?- spytał marszcząc brwi.
- Mało kogo obchodzi historia danego człowieka, zwłaszcza jeśli nie jest ona usłana różami- odparłem- Kasia zawsze starała się odkryć wszystko co ludzie mają do zaoferowania, ale nikt nie chciał tego od niej. Zawsze uważana była za przykładną córkę, wzorową uczennicę, idealną dziewczynę, szaloną imprezowiczkę...- wymieniałem łatki, które otaczający ją świat przypiął jej do pleców- Ale gdy to wszystko okazało się tylko złudzeniem, a ona potrzebowała zrozumienia jej niewyimaginowanych problemów, nikt nie mógł pojąć jak ktoś taki może je w ogóle mieć. 
- Mówisz o śmierci jej rodziców?- przerwał mi, bawiąc się w zamyśleniu palcami. Wcale nie ukrywałem zaskoczenia, że się o tym dowiedział.
- To dość drażliwy temat, ale chodzi mi między innymi o to- przyznałem krótko, chcąc wrócić do głównego tematu- Odnoszę jednak wrażenie, że gwoździem do trumny, w której pochowaną jej starą osobowość była obojętność, z która się spotkała. Zawsze kręciło się w wokół niej dużo ludzi, a gdy tylko przestała spełniać ich oczekiwania opuścili ją. Od tamtego czasu wychodzi z założenia, że wszystkie miłe słowa, które słyszy są wypowiadane tylko po to żeby zamydlić jej oczy i wykorzystać. Jedno co na pewno się nie zmieniło to to, że nie lubi dram dlatego postanowiła ukrywać się w cieniu postaci, która istnieje tylko i wyłącznie na biznesowych spotkaniach lub wypisana małym druczkiem na okładkach płyt.
Brunet zerknął jeszcze raz na główną bohaterkę opowiadanej przeze mnie historii, by za chwilę wyciągnąć ode mnie więcej informacji.
- Chcesz powiedzieć, że nie zawsze była taka?
- Mniej więcej- odparłem- Kiedyś częściej się uśmiechała, podczas gdy teraz usłyszeć jej śmiech można uznać za święto narodowe- westchnąłem ciężko, gdy zacząłem sobie na nowo uświadamiać jak się zmieniła- Wbrew pozorom Kasia wcale w siebie nie wierzy.
- Żartujesz?- popatrzył na mnie jakbym postradał zmysły- Jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś tak pewnego siebie. Gdybyś widział ją podczas spotkań z Cowellem!
- Nie mówię o sprawach zawodowych- wywróciłem oczami, kiedy okazało się że nie rozumiemy się pod tym względem- Popełniasz ten sam błąd co reszta. Zwracasz uwagę tylko na to co pozwala wam zobaczyć, a nie to co ukrywa między wierszami. Po tym jak została najnormalniej w świecie zostawiona przez większość swoich niby przyjaciół stwierdziła, że dobro którym starała się wszystkich obdarzyć nie miało dla nich większego znaczenia i nie mogła liczyć na jego odwzajemnienie. Ubzdurała sobie, że bycie prawdziwą sobą, czyli kimś kto troszczy się o innych bez ukrytych podtekstów wcale nie wychodzi jej na dobre, a co więcej nikt tego od niej nie oczekuje, po to żeby ona nie robiła tego samego. Dlatego stała się taka zimna i oschła w stosunku do osób, których nie zna. Nikt nigdy nie przekonał jej, że bycie prawdziwą Kaśką jest wystarczające przez co przestała wierzyć we wszystko co pozytywne. Podejrzewam, że gdyby ktoś przedstawiłby jej taką opcję wcześniej, zdecydowałaby się na nią bez mrugnięcia okiem.
- Jak można uznać stanie się taką osobą za coś lepszego?
- Nie wiem- wzruszyłem bezradnie ramionami- W pewnym sensie zapewnia ci to spokój i nietykalność. Gdy jesteś tak postrzeganym ludzie nic od ciebie nie chcą, bojąc się twojej reakcji na nawet najmniejszą prośbę. Ona nazywa to kontrolą. 
- Dzięki temu nikt jej nigdy nie poprosi o coś czego by się nie spodziewała- mruknął pod nosem sam do siebie.
- Kasia jest piękną katastrofą. Mam nawet jedno jej zdjęcie, które tak podpisałem- przypomniałem sobie o fotografii, którą zrobiłem podczas naszego ostatniego pobytu w Polsce- Nie wiem jak udało ci się ją przekonać, że warto ci zaufać, ale niechętnie muszę przyznać, że cię za to podziwiam.
- Nie zależy mi na twoim podziwie czy uwielbieniu. Chcę tylko zrobić wszystko co w moje mocy żeby znów była szczęśliwa.
- Cieszę się, że chociaż w tym się zgadzamy- powiedziałem, w momencie gdy grana piosenka dobiegła końca- Zapamiętaj jedno Styles. U mnie masz tylko jedną szansę. Jeśli ją zmarnujesz znajdę cię choćbyś ukrył się w innej galaktyce i urwę ci łeb u samej dupy, rozumiesz? Ona nie zniesie kolejnego rozstania i rozczarowania.
- Nie przeszkadzam?- usłyszałem niepewny głos przyjaciółki, która podeszła do nas i położyła swojej walentynce dłoń na ramieniu.
- Wszystko w porządku- zapewniłem ją, obdarzając ostatnim srogim spojrzeniem bruneta.
- Jesteś niesamowita! To było przepiękne i takie wzruszające!- komplementowała ją Caroline, nie mogąc wyjść z zachwytu- Jak mogliście beztrosko przeglądać zdjęcia tych zabawek, kiedy obok odgrywał się taki cudowny koncert?!
- Mamy podzielną uwagę- zapewniłem, biorąc ją w ramiona- Jak zwykle idealnie- zwróciłem się do Kasi, która nie przestawała snuć w swojej głowie podejrzeń.
- Dziękuję- odpowiedziała z lekkim uśmiechem- Musimy się zbierać- stwierdziła posyłając Harry'emu znaczące spojrzenie.
- Już? Jest taka młoda godzina!- szatynka na moich kolanach oburzyła się. Po raz kolejny okazało się, że mam nadzwyczajnie inteligentną przyjaciółkę, która doskonale zdawała sobie sprawę z tego co tu przed chwilą zaszło.
- Rzeczywiście musimy już iść- poparł ją Harry, widząc jej determinację.
Ciekawe tylko czy zdaje sobie sprawę jakie przesłuchanie go czeka, gdy tylko zamkną się za nimi drzwi mojego mieszkania. Lepiej żeby nic się nie wygadał, bo po tym jak go zabiję, Kasia zrobił to samo ze mną.

Ulice Londynu

       Multum informacji, które otrzymałem od Tomka ledwo mieściły się w mojej głowie. Zachowywałem się jak idiota, idąc obok Kate i obserwując jej każdy, nawet najdrobniejszy ruch zupełnie jakbym nigdy wcześniej nie widział osobnika płci żeńskiej. Czułem się jak chłopak, który po kilkunastu latach wychowywania się tylko i wyłącznie wśród swoich męskich rówieśników, został rzucony w stado kobiet, o których istnieniu nie miał pojęcia.
Od kilkunastu minut panowała pomiędzy nami cisza, którą postanowiłem wykorzystać na nauczenie się zupełnie innego patrzenia na dziewczynę idącą obok. Co jakiś czas potykałem się o własne nogi, sprowadzając się tym samym na ziemię. Jeśli wrócę do domu ze wszystkimi zębami to będzie cud!
- Powiesz mi w końcu o czym rozmawiałeś z Tomkiem?- brunetka przystanęła, ciągnąc mnie za rękę abym zrobił to samo.
- Mówiłem już, że o samochodach- skłamałem po raz kolejny- To czerwone Ferrari zrobiło na mnie duże wrażenie. Ile bym dał żeby przejechać się taką furą...- westchnąłem, udając że wyobrażam sobie taką przejażdżkę, ale zamiast tego próbowałem na nowe zrozumieć wszystko to co kiedyś od niej usłyszałem, ale do tej pory nie byłem w stanie pojąć.
- Masz mnie za idiotkę?- spytała- Chcę poznać tą mniej oficjalną wersję.
- Przykro mi, ale nie ma takiej opcji- rozłożyłem bezradnie ręce- Nie powinnaś się cieszyć, że się nie pobiliśmy?
- Wolałabym żeby tak było- odparła- Przynajmniej wiedziałabym, że wszystko jest tak jak przedtem, a teraz sama nie wiem co mam myśleć.
- To przestań to robić- złożyłem jej propozycję nie do odrzucenia. Nim zdążyła użyć kolejnego argumentu żeby przekonać mnie do wyjawienia jej prawdy, objąłem ją w talii i przycisnąłem do swojego ciała, łącząc nasze usta razem. Dziewczyna nie zwlekała z oddaniem pocałunku, przez co nie mogłem się nie uśmiechnąć.
- Znowu pana bawię, panie Styles?- spojrzała na mnie próbując wyglądać na groźną, ale nic jej z tego nie wyszło.
- Jak zwykle mnie pani zaskakuje- odpowiedziałem lecz tym razem zostałem zatrzymany przed ponownym zbliżeniem się do jej bladoróżowych warg.
- Czyli nie ma nawet najmniejszych szans, że zdradzisz mi o czym tak zawzięcie dyskutowaliście?
- Niestety- wzruszyłem ramionami, jakbym nic nie mógł na to poradzić.
- Skoro tak...- odparła wyswobadzając się z moich objęć, po czym zaczęła kierować się w stronę swojego domu.
- Gdzie idziesz?! Było tak miło!- krzyknąłem za nią, na co odwróciła się, idąc tyłem.
- Naprawdę sądziłeś, że całuję cię dla przyjemności?- zaśmiała się pod nosem widząc jak mina mi zrzedła- Skoro to nie jest cię w stanie przekonać do zdradzenia jednego małego sekretu to nie mamy o czym rozmawiać.
Spojrzałem na nią z niedowierzaniem, ale kiedy przygryzała wargę żeby nie wybuchnąć śmiechem, zdałem sobie sprawę, że to tylko gra. Chyba. Nagle usłyszeliśmy dźwięk jej telefonu. Nie spuszczając ze mnie wzroku, wyjęła urządzenie z kieszeni i przyłożyła je do ucha.
- Halo? Cześć Gaba!- przywitała się ze współlokatorką, która nie mogła znaleźć sobie lepszego momentu na pogaduszki. Niech Niall się nią zajmie!- U mnie wszystko w porządku, a u ciebie? Mam nadzieję, że nie dzwonisz, żeby mi powiedzieć, że pomimo moich szczegółowych instrukcji nie mamy dachu nad głową...- dodała z przerażeniem. Z racji tego, że wciąż uparcie szła tyłem, nie zauważyła wystającego z ziemi korzenia, potykając się o niego. Na szczęście byłem już na tyle blisko żeby ją złapać i uchronić przed upadkiem. Pokręciłem z politowaniem głową nad jej niezdarnością, na co słodko się uśmiechnęła, przyspieszając pracę mojego serce. "Kiedyś częściej się uśmiechała...", rozbrzmiewały w moich myślach słowa Tomka. Byłem tak szczęśliwy widząc, że to przy mnie znów ten drobny gest zagościł na jej twarzy- To dobrze, bo nie lubię nocować w hotelach.
- Zawsze mogłabyś spać u mnie- mruknąłem jej do drugiego ucha, co spotkało się z miną mówiącą "Możesz sobie pomarzyć...". Żeby tylko wiedziała ile razy dziennie mam takie sceny przed oczami.
- Muszę kończyć. Powinnam być w domu za jakieś dziesięć minut- poinformowała przyjaciółkę, a do mnie dotarło, że nasz cudowny wieczór mimo niezbyt udanego początku dobiega końca. Brunetka zakończyła połączenie, chowając telefon z powrotem do kieszeni. Po kilku próbach zrezygnowała z próby wyswobodzenia się z mojego uścisku, który jedynie wzmocnił się wokół jej szczupłego ciała.
- Nie żartowałem z propozycją pójścia do mnie- zagadnąłem z nadzieją, że może jednak się zgodzi.
- Dziękuję, ale powinnam nacieszyć się własnym kątem dopóki Gaba postanowiła go oszczędzić i nie spalić doszczętnie.
- Nie chcę żebyś szła- powiedziałem w końcu, wyjawiając prawdziwy powód dla którego tak kurczowo się jej trzymałem.
- Jakie to romantyczne!- westchnęła, zarzucając mi ręce na ramiona i splatając dłonie na karku.
- To nie jest romantyczne tylko prawdziwe- poprawiłem ją- Jutro wyjeżdżam z chłopakami i Savanem w trasę. Wolę spędzić każdą ostatnią minutę z tobą, niż zmuszać się do pakowania.
Kate uśmiechnęła się smutno, wplatając swoje drobne palce w moje włosy. Przymknąłem oczy oddając się przyjemnemu uczuciu, kiedy poczułem jak przypiera swoje chłodne od mrozu wargi do moich. Zaciskając mocniej ramiona wokół jej talii uniosłem ją nieco do góry aby mieć lepszy dostęp do jej ust. Przejechałem językiem po jej dolnej wardze, na co mruknęła cicho rozłączając je, pozwalając mi na pogłębienie pocałunku. Jeszcze nigdy nie włożyłem w to tyle uczucia i starań. Chciałem pokazać jej jak bardzo mi na niej zależy. Mnie również przerażało to, że pomimo tego, że nie znamy się zbyt długo, okręciła mnie wokół swojego palca bez najmniejszego wysiłku. Wiedziałem jednak, że nie mogę dać się stłamsić swoim obawom. Musiałem być wystarczająco silny za nas oboje. Oderwaliśmy się od siebie, dopiero wtedy, gdy nasze płuca zaczęły domagać się świeżego tlenu, palącym bóle. Oparłem o siebie nasze czoło, nie chcąc oddalać się od niej na większą odległość niż to konieczne.
- Obiecaj, że gdy wrócę znowu się zobaczymy- szepnąłem błagalnie, ale nie usłyszałem oczekiwanej odpowiedzi.
- Będę tęsknić Harry.
Te słowa musiałby mi wystarczyć. Nawet kolejny, namiętny pocałunek, którym mnie obdarzyła nie był w stanie przyćmić rozczarowania i strachu, że może to być nasze ostatnie spotkanie.

Któryś z kolei klub...

       Byłem ostro zalany. Chrzanić wszystkie związki tego świata! Wypad z kumplami okazał się najlepszą opcją, jaką mogłem wybrać żeby spędzić ten jedyny, niepowtarzalny, ble, ble, ble dzień w roku. Naprawdę nie czaję czemu mężczyźni wolą iść na romantyczną kolację przy świecach, kiedy zamiast tego mogą spędzić ten wieczór w sto razy lepszy sposób. Co chwilę przed moimi oczami przechodziła jakaś laska, która swoim strojem nie pozostawiała żadnych złudzeń, że czeka na tego wyjątkowego faceta. Brunetki, blondynki wszystkie ubrane w wysokie szpilki i przykrótkie spódniczki, tańczyły seksownie kręcąc biodrami albo ocierając się niby przypadkowo o każdego napotkanego samca.
- Zayn nie śpij, bo cię kolejka ominie!- krzyknął Adam, którego poznałem przed godziną. Przynajmniej tak mi się wydawało mi się, że to było jego imię. 
Wlałem w siebie kolejny kieliszek, a gdy rzuciłem go na zalany wódką stół, zauważyłem jak pewna dziewczyna przygląda mi się, lustrując moje ciało wzrokiem.
- Zaraz wracam!- krzyknąłem do chłopków, ale żaden z nich nie przejmował się tym co mówiłem.
Przedzierając się przez szalejący na parkiecie tłum, zacząłem oceniać swój cel. Długie blond włosy, obcisłe czarne spodnie i idealnie podkreślający piersi top w tym samym kolorze. Była chyba jedyną laską, która nie paradowała w różowej mini. Gdy w końcu stanąłem na przeciwko niej, jej przenikliwe niebieskie tęczówki, wdzierały się we mnie, kiedy oblizywała dolną wargę.
- Jak się bawisz?- spytałem żeby jakoś zagadać, ale miałem jej odpowiedź głęboko w dupie- Jestem Zayn!- krzyknąłem, próbując być głośniejszym od muzyki, wypełniającej klub.
- Chloe- odpowiedziała, siadając na stołku barowym i przyciągając mnie między swoje nogi za odpiętą do połowy koszulę- Chcesz postawić mi drinka?- mruknęła mi do ucha, przygryzając jego płatek. Od razu poczułem jak moje spodnie stają się za ciasne, choć jeszcze przed chwilą pasowały idealnie.
- A co będę z tego miał?- położyłem dłonie na jej pełnych biodrach, przyciskając je do swojego bezczelnie widocznego problemu. 
- Myślę, że oboje mamy sobie mnóstwo do zaoferowania- stwierdziła, oplatając mnie nogami w pasie i bez ostrzeżenia wsuwając swój język do moich ust. 
I kto chciałby być w stałym związku, kiedy można tak dobrze się bawić?

  
       




Polecam z zapoznaniem się z oryginalnym wykonaniem piosenki "Beautiful disaster" ;) https://www.youtube.com/watch?v=_eWDZqc7lCc

Wszystkiego najlepszego, dla osoby która ma dzisiaj urodziny! Spełnienia marzeń i wiele radości!
Xx.

11 kwietnia 2014

7

Mieszkanie Kasi i Gaby

       Nadopiekuńczość. Tym właśnie słowem mogłabym opisać zachowania ludzi, którzy otaczają mnie przez ostatnie kilka dni. Nie wiem co ich opętało, ale ich poczynania zdecydowanie nie należą do normalnych i takich do jakich jestem przyzwyczajona. Zastanawiałam się czy ktoś lub coś przypadkiem ich nie podmieniło w nocy na potencjalnie lepsze, ale dla mnie bardziej irytujące wersje. Drugim powodem ich zdecydowanie odbiegającego od normalności postępowania mogło być to, że najprawdopodobniej doktor, który mnie ostatnio odwiedził po tym jak Savan i Ana truli mi dupę przez dwa dni, okłamał mnie i tak naprawdę to nie jest zwykła angina, która jest aktualnie oficjalną wersją, tylko jakaś śmiertelna choroba, a do końca życia pozostało mi niewiele. To bardzo prawdopodobne, bo w końcu kto przejmowałby się mną na tyle, aby odwiedzać mnie codziennie, tylko po to żeby sprawdzić jak się czuję i czy dalej męczy mnie kaszel. Ewentualnie wpaść żeby poprawić mi poduszkę. Chyba nie muszę tłumaczyć o kogo chodzi, a jeśli przychodzi wam na myśl Gaba to grubo się mylicie. Ona, podobnie jak Tomek, ogranicza się na szczęście jedynie do codziennej porannej wyprawy do sklepu na dół po śniadanie, które w trakcie mojej małej niedyspozycji szykuje nam kochana pani Smith. To naprawdę cudowna i miła kobieta, ale podejrzewam że pomagając nam ma na względzie własne dobro i swojego sklepu, który najprawdopodobniej spłonąłby wraz z resztą kamienicy gdybym tylko przypadkiem, pod wpływem leków pozwoliła przyjaciółce coś ugotować. Osobiście bardziej wierzę w tą drugą wersję. Wracając jednak do udowodnienia, że co poniektórzy są zdecydowanie zbyt natrętni i nadopiekuńczy... Dowody? Jak już wcześniej wspominałam codziennie przed pójściem na próbę wpada do mnie mój braciszek wraz z narzeczoną. Spędzają ze mną ciągnącą się w nieskończoność godzinę, która opiera się głównie na jednostronnym monologu z ich strony, gdyż mój mózg w trakcie choroby nie jest w stanie zacząć pracować wcześniej niż o dziewiątej, a oni budzą mnie o siódmej trzydzieści. Gdy już zaczyna do mnie docierać co mówią wychodzą, a ich miejsce zastępuje Tomek lub Ed. Wtedy rozmowa nieco bardziej się klei, choć większość mojej uwagi skupia się na pochłanianiu pysznego śniadania. To wszystko jestem jeszcze w stanie zrozumieć, gdyż łączy nas szczególna więź i takie tam, ale gdy do mojego pokoju wparowuje piątka chłopaków, która akurat ma przerwę w pracy to ręce mi opadają. Właściwie to nie powinnam wliczać w to wszystko Harry'ego, który przychodzi zdecydowanie częściej, ale nie izolujmy go od swoich przyjaciół. Jestem jeszcze bardziej oszołomiona jeśli towarzyszy im Paul. Chociaż on akurat mało co się odzywa i jedyne o co się pyta to kiedy wrócę do pracy. Z jednej strony czuję ulgę, ponieważ zapewnianie wszystkich po raz setny, że nic mi nie jest i czuję się zdecydowanie lepiej, zaczyna wychodzić mi uszami. Ale to jeszcze nie koniec! Naprawdę sądziliście, że Bóg nareszcie by się nade mną zlitował? Oprócz tego wszystkiego otrzymałam kilka zaskakujących telefonów. Pierwsze były od Alexa i Kyle'a, przez co zaczęłam się zastanawiać czy informacja o mojej chorobie krąży po Londynie jak najświeższa plotka albo czy czasem ktoś nie rozwiesił wielkich plakatów na billboardach. To i tak jeszcze nic! Najbardziej zaskakujące były dwa telefony od samego Simona Cowella! Zaraz po pierwszej wizycie Paula, to był drugi raz kiedy sądziłam, że zamiast lekarstw dostaję narkotyki w tabletkach, po których mam halucynacje spoglądając na wyświetlacz mojej komórki. Byłam w takim szoku, że nie potrafiłam odpowiedzieć na najprostsze pytania typu jak się mam i czy niczego mi nie potrzeba. Wyobrażacie sobie wielkiego producenta muzycznego i telewizyjnego, przychodzącego do mnie z kwiatami i kartką zawierającą życzenia szybkiego powrotu do zdrowia? Ja nie. Oprócz tego swoją troskę o moje zdrowie wykazała również Danielle, która nie wiadomo skąd posiada mój numer. Zaczynam myśleć, że Liam chce sobie u mnie nagrabić i biedaczyna nie wie w co się pakuje.
 Gdy już myślałam, że chociaż dzisiaj znajdę pięć minut dla siebie, którą będę mogła spędzić w ciszy i spokoju, nagle znikąd pojawił się mały Sam. Akurat jego powitałam z otwartymi ramionami, gdy wdrapywał się do mnie na łóżko. Jak mogłabym się na niego złościć za odwiedziny? 
- Jak się masz kochanie?- spytał ze zmartwioną miną.
- Znacznie lepiej skarbie- ucałowałam go w czubek głowy i przytuliłam.
- To dlatego, że moja obecność tak dobrze na ciebie działa- oznajmił z cwaniackim uśmieszkiem na ustach.
- Jakiś ty skromny! Jak poszła wczorajsza lekcja z panią Adams?
- Beznadziejnie- westchnął- Ona jest taka stara!
- Przecież ma dopiero trzydzieści dwa lata.
- No przecież mówię, że jest stara- wywrócił oczami, gdy nie podzielałam jego poglądów co do tego, od którego wieku jest się już... nad wyraz dojrzałym.
- Nie przesadzasz?- spojrzałam na niego rozbawiona.
- Nie. Poza tym było tak strasznie nudno! Wiesz, że przez całą godzinę gadała tylko o odpowiednim naciskaniu klawiszy i czymś tam jeszcze? Nawet nie wiesz ile się postarzałem przez ten czas!
- Odpowiednia technika też ci się kiedyś przyda- broniłam metod nauczenia zaznajomionej nauczycielki muzyki, ale dla dwunastolatka to było nie do pojęcia.
- Sama zawsze powtarzasz, że nie trzeba być idealnym żeby stworzyć coś idealnego, a nacisnąć biały i czarny klawisz to każdy głupi potrafi. 
- Jesteś niemożliwy!- uśmiechnęłam się pod nosem, nie mając siły tłumaczyć mu swoich racji.
- Ale za to jaki kochany, prawda?- poruszył wymownie brwiami, a moje ramiona gdyby tylko nie były taki osłabione, zapewne by opadły. Już otworzyłam usta żeby odpowiedzieć kiedy ktoś zapukał do drzwi- Kto śmie przerywać nam w takim momencie?!- oburzył się mierząc srogim jak na takiego dzieciaka wzrokiem wejście do mojego pokoju, w którym pojawił się Styles.
- Cześć- chłopak z burzą loków na głowie uśmiechnął się szeroko, nie robiąc sobie nic z zabójczego spojrzenia, które go teraz przeszywało.
- Mógłbyś wrócić tam skąd przyszedłeś?- spytał poważnie Sam- Kate akurat wyznaje mi miłość, więc wolelibyśmy być sami. 
Harry stanął jak wyryty unosząc do góry brwi i patrząc ze zdziwieniem na mą samozwańczą miłość. To powinno być ciekawe. Może zawołać Gabę żeby poleciała po popcorn do sklepu i pozwolić jej obserwować co się wydarzy? Założę się, że będzie to zdecydowanie bardziej ciekawe niż film, do którego obejrzenia zmusiła mnie wczoraj.
- Sorry młody, ale jakoś ci nie wierzę- uśmiechnął się do niego i zajął miejsce na przeciwko nas- Coś mi się zdaje, że ona woli starszych, a przynajmniej takich, którzy sami dostają do szafki po szklankę.
- Nie liczy się wielkość tylko jakość- odgryzł się od razu, a ja starałam się za wszelką cenę nie roześmiać, widząc zaskoczoną minę Loczka. Naprawdę powinnam zawołać przyjaciółkę, która zapewne rozpływa się nad kolejnym romansidłem przyniesionym z biblioteki albo kupionym na wyprzedaży. 
- Im mężczyzna dojrzalszy tym lepszy- próbował swoich sił w przegadaniu swojego rywala starszy- Zupełnie jak wino.
- Po pierwsze to powiedzenie odnosi się do kobiet, a po drugie założę się, że to mnie można nazwać dojrzałym, a nie ciebie porównując nasze zachowania.
- Zróbmy eksperyment- zaproponował Styles, a ja byłam ciekawa co takiego wymyślił żeby dowieść kto jest dla mnie lepszy. Może ktoś mnie spytałby się o zdanie?!
- Czyli?
- Zrobię wam teraz zdjęcie, a potem zamienimy się miejscami i ty zrobisz kolejne dla porównania. Zobaczymy z kim Kate lepiej wygląda.
Sam uśmiechnął się pewny siebie i wyprostował aby zyskać nieco na wzroście, co nie przyniosło zbyt dużych rezultatów. W tym aspekcie dalej wyglądał jak mój młodszy brat, ale on miał na ten temat inne zdanie. Zresztą jak zawsze...
- Już przegrałeś chłoptasiu!- pociągnął mnie za rękę w dół abym się nieco obniżyła i żeby mógł objąć mnie ramieniem- Na kilometr widać, że jestem przystojniejszy niż ty.
- Nie gadaj tyle tylko patrz w aparat.
Po tym jak dostałam szczegółowe instrukcje od Sama jak mam się ustawić, zdjęcie w końcu zostało zrobione i nadeszła pora na zamianę miejsc. Na szczęście mogłam się podnieść z powrotem z pozycji półleżącej do siadu, gdyż Harry był zdecydowanie wyższy. Sądziłam, że przyjmie podobną pozycję jak jego konkurent przed chwilą, ale ona miał inne plany. Wciągnął mnie na swoje kolana, obejmując jedną ręką w talli, a drugą ściskając dłoń i splatając nasze palce razem. Popatrzył na mnie z pod swoich długich rzęs, które okalały jego zielone tęczówki, delikatnie się uśmiechając. Zaczęłam się zastanawiać czy aby na pewno wzięłam rano odpowiednie leki, gdyż przez moje ciało zaczęły przepływać delikatne dreszcze i w momencie zrobiło mi się gorąco. Z mojego gdybania czy aby znowu mi się nie pogarsza wyrwało mnie głośne narzekanie mojego młodego ucznia.
- Możecie się pośpieszyć? Nie mamy całego dnia!
- Jaki niecierpliwy...- mruknął mi do ucha Harry.
- Młodość- odparłam, starając się wyrównać przyśpieszony oddech- Dla niego jesteśmy już staruszkami.
- Nie będę na was czekał całej wieczności- odezwał się zdenerwowany chłopak i podał Stylesowi telefon ze zrobionym z zaskoczenia zdjęciem. Loczek włączył album aparatu i przesunął urządzenie bliżej mnie abym mogła je zobaczyć. Czyżby omamów ciąg dalszy? Na ekranie widać dwójkę ludzi, wpatrujących się w siebie z niewinnymi uśmiechami, a gdyby spojrzała na to osoba postronna na pewno stwierdziłaby, że muszą być parą. W końcu chłopak trzyma dziewczyną na kolanach i ściska jej dłoń. Chyba jednak moja śmierć nadejdzie szybciej niż się spodziewałam...
- Mały?- usłyszałam nagle za swoimi plecami, a gdy się obróciłam zobaczyłam stojącego w progu Dean'a- starszego brata Sama.
- Cześć Dean!- uśmiechnęłam się do niego szeroko, zeskakując z kolan Loczka, który przyglądał się uważnie nowo przybyłemu gościu. 
- Cześć Kate. Wpadłem po brata i przy okazji chciałam sprawdzić jak się czujesz.
- Coraz lepiej. Dzięki.
- Mam nadzieje, że nie zatruł cię za bardzo?- spytał, obserwując bacznie brata.
- Jasne, że nie. Był grzeczny i zbyt pewny siebie jak zwykle- odparłam, na co chłopak westchnął głośno.
- No cóż, rodzice już chyba nie zdążą go wychować. Ostatnia nadzieja w jego przyszłej żonie. Jeśli ona czegoś z nim nie zrobi, to już nikt nie da rady.
- Dla Kate jestem idealny i wcale nie będzie chciała mnie zmieniać- burknął młodszy, zakładając obrażony ręce na piersi.
- Zbieraj się gnojku, bo mama czeka na nas na dole.
- Sam jesteś gnojkiem!
- Pośpiesz się!- popędzał go Dean, wyganiając z pokoju
- Do zobaczenia Kate!- pożegnał się krótko Sam, dając mi całusa w policzek, po czym wytknął w Stylesa swój palec- A ty chłoptasiu trzymaj rączki przy sobie!
Po kilku kolejnych groźbach w stronę Loczka bracia wyszli i zostaliśmy sami. Harry wciągnął mnie z powrotem na swoje kolana i zmierzył mnie przeszywającym spojrzeniem zupełnie jakby rozwiązywał jakąś zagadkę. 
- Więc prawie wyznałaś mu miłość, tak?- spytał, zaciskając ramiona wokół mojej talii.
- Zrobiłabym to gdyby ktoś nam nie przeszkodził. To moja jedyna i prawdziwa bratnia dusza. Mężczyzna wprost stworzony dla mnie.
- Tak uważasz?- przytaknęłam pewnie głową, na co uśmiechnął się tajemniczo- Czyli twierdzisz, że to przez niego szybciej oddychasz, przygryzasz wargę, a przez twoje ciało przechodzą ciarki zupełnie tak jak teraz?- przejechał swoją dłonią wzdłuż moich pleców, przez co odruchowo się wyprostowałam. Nie skomentowałam tego. Jak miałam powiedzieć cokolwiek skoro jedyne o czym byłam w stanie myśleć to jego wargi przesuwające się wzdłuż mojej szyi? Dopiero po chwili zdołałam się opamiętać, gdy już prawie był przy moich ustach. 
- Przestań- odwróciłam twarz w drugą stronę- Nie powinieneś się tak do mnie zbliżać. Nie chcę żebyś się zaraził.- albo żebym uległa i straciła resztę rozumu.
- Mi to nie przeszkadza- odparł, wracając do przerwanej czynności.
- Ale mi tak!- odsunęłam się ponownie. Brunet westchnął cicho i spuścił głowę, skupiając wzrok na naszych splecionych dłoniach. Zaczął delikatnie przejeżdżać kciukiem po moich knykciach, na co moje zdradzieckie, słabe ciało zaczęło odpowiadać. Ten lekarz powinien przepisać mi butlę z tlenem, a nie antybiotyk. 
Wpatrując się w jego zamyśloną minę, westchnęłam głęboko i przesunęłam się na bok, kładąc się na łóżku. Pociągnęłam go lekko za rękę, aby zniżył się do mojego poziomu, a gdy w końcu to zrobił oparłam głowę o jego klatkę piersiową, a dłoń którą wcześniej trzymał położyłam w okolicy serca. Biło ono tak mocno i miarowo, że spokojnie mogłam wyczuć jego tępo. 
- Jak się czujesz?- spytał głaszcząc mnie po ramieniu i spoglądając kątem oka.
- Mówiłam już rano, że dobrze, choć po tych wszystkich odwiedzinach jestem odrobinę zmęczona.
- Prześpij się- powiedział całując mnie w czubek głowy.
- Zostajesz?- uniosłam się nieco do góry aby spojrzeć mu w oczy.
- Jeśli ci to nie przeszkadza...
Darując sobie zbędne słowa, wróciłam do poprzedniej pozycji, układając się wygodnie i zamykając oczy. Poddałam się jego spokojnym ruchom wzdłuż mich pleców i spokojnego oddechu, który po chwili wyrównał się z moim. Nim odpłynęłam tracąc kontakt z rzeczywistością, zdałam sobie sprawę, że to nie leki, ale jego obecność dobrze na mnie wpływała, ponieważ gdyby teraz ktoś zapytał się mnie czy jest lepiej, z szczerością mogłabym odpowiedzieć twierdząco. W jego ramionach czułam się naprawdę dobrze, co z jednej strony było niezwykle kojące, a z drugiej przerażające.

Centrum handlowe

       Musiałem być niepoczytalny kiedy dałem się namówić na tą głupią potańcówkę! Jak mogłem nie przewidzieć, że gdy tylko przedstawię chłopakom swoje plany na spędzenie walentynek to zrównają mnie z ziemią swoimi jakże przezabawnymi komentarzami i docinkami? Jakby tego było mało uparli się, że zostaną moimi stylistami i pomogą w doborze stroju odpowiadającemu modzie tamtej dekady. Bóg się mnie wyparł i zesłał do piekła...
- Tutaj raczej nic nie znajdziemy- stwierdził Niall, lawirując między wieszakami jednego ze sklepów- Nie możesz się ubrać normalnie jak człowiek, tylko musisz się tak wydurniać?
- Niestety nie- westchnąłem zdołowany- Skoro to impreza tematyczna, to muszę mieć odpowiednie przebranie.
- Postawiłbym Danielle najlepszego drinka na świecie, a potem umarł ze śmiechu gdyby okazało się, że cię wkręciła i tak naprawdę to zwykła impreza, a ty jako jedyny przyszedłbyś wystylizowany na lata osiemdziesiąte- oznajmił Zayn rozglądając się za przechodzącymi koło nas dziewczynami, a nie za ubraniami. On jest naprawdę pomocny. 
- Nie zrobiłaby mi tego- odparłem, wahając się na końcu. A co jeśli faktycznie tak zrobi? W końcu jest bardzo zabawna i lubi stroić żarty.
- Nie sądzę, żeby tak postąpiła- pocieszył mnie Harry, utwierdzając nieco w moim pierwszym przekonaniu- Może i jest szalona, ale nie na tyle żeby się wystawić na takie pośmiewisko. To dziewczyna.
- A co to ma do rzeczy?- spytał zaintrygowany jego wypowiedzią Louis, który sięgnął po koszulę w neonowe paski i uniósł ją do góry żeby mi ją pokazać. Po obdarowaniu go miną mówiącą "chyba sobie ze mnie jaja robisz..." przeniosłem swoją uwagę na Styles'a który tłumaczył nam swój punkt widzenia.
- Może i jest szalona, ale nie zrobiłaby tego komuś kto poniekąd będzie reprezentował też ją. Oznaczałoby to naśmiewanie się również niej. Co innego gdyby Liam nie był jej chłopakiem, tylko zwykłym kumplem. Wtedy prędzej uwierzyłbym w tak niecny plan.
Wszyscy przytaknęli lekko głowami analizując jego słowa, które podziałały na mnie jak najlepsze lekarstwo na uspokojenie. Dani na pewno nie rozbiłaby mi czegoś takiego, a przy okazji sobie. Co jak co, ale dziewczyny mają pewne zasady, których oczywiście my mężczyźni nie rozumiemy i zapewne nigdy nie pojmiemy, ale póki oznacza to, że nie wystawią nas na publiczne upokorzenie, aż tak nam to nie przeszkadza. A przynajmniej mi, ponieważ niektórzy z nas gdyby tylko mogli, zagłębili by się w otchłań myśli i rozumowania pewnych przedstawicielek płci pięknej żeby zbadać jej najciemniejsze i najmniejsze zakamarki. Ale ten przypadek wdaje się być zupełnie inną historią...
  Po przerzuceniu niezliczonej ilości ubrań i dojściu do wniosku, że nic w dzisiejszych sklepach nie odpowiada stylowi lat osiemdziesiątych w zadowalającym wymiarze, opuściliśmy centrum handlowe. Przemierzając ulice Londynu dyskutowaliśmy na przeróżne tematy związane ze wszystkim i z niczym, aż w pewnym momencie Louis zatrzymał się w pół kroku i stanął przed jedną z wystaw sklepowych. Gdy odwrócił się w naszą stronę, patrząc na niego z konsternacją, zauważyłem tą cwaniacką minę, która nigdy nie wróżyła nic dobrego i czułem, że akurat dziś odbije się to na mnie.
- Liam, ogłaszam że szczęście w końcu się do ciebie uśmiechnęło- wyszczerzył się szeroko i ruchem ręki pokazał nam żebyśmy poszli za nim.
Z nutką sceptycyzmu weszliśmy do niewielkiego sklepu, który wypełniony był kilkunastoma wieszakami z przeróżnymi częściami garderoby od butów po czapki. Całość była niezwykle przytłaczająca, czemu wcale nie pomagało przygaszone światło i ciemne kolory ścian. W całym pomieszczeniu pachniało starością i powiewało chłodem przed nieszczelne okno wystawowe. Mógłbym uznać to miejsce za całkiem przerażające gdybym był tu sam w nocy, a nad głową wisiałoby wielkie poroże, które nie wiadomo po co znajdowało się nad wejściem na zaplecze jak mniemam. Rozejrzeliśmy się z chłopakami dookoła przyglądając się uważnie otoczeniu, w którym się znaleźliśmy, gdy nagle zza pleców Harry'ego wyłoniła się starsza kobieta ubrana w gruby zielony sweter i brązową spódnicę sięgającą do ziemi. Jej wychudzona i pochylona sylwetka w połączeniu z zapadniętymi policzkami i wytrzeszczonymi oczami przyprawiała mnie o ciarki zwłaszcza kiedy mierzyła nas podejrzliwie swoimi nienormalnie niebieskimi tęczówkami. 
- W czymś mogę pomóc cukiereczki?- odezwała się nieco ochrypłym głosem, na co Loczek podskoczył wystraszony dostrzegając postać za nim. Za wszelką cenę starałem się nie wybuchnąć śmiechem widząc jego przerażenie, kiedy położył rękę w miejscu gdzie prawdopodobnie chciało wyskoczyć jego serce. 
- Stary, żałuj że nie widziałeś swojej reakcji!- poklepał go po ramieniu Horan, który zrobił się cały czerwony od powstrzymywania swojego rozbawienia. 
- Zamknij się!- warknął na niego przyjaciel- Ciekawe co ty byś zrobił.
- Na pewno nie zachowałbym się jak baba w przeciwieństwie do ciebie.
- Ale cię zaraz strzelę!- Hazza zamachnął się żeby przyłożyć blond koledze, ale go powstrzymałem. 
Kobieta stojąca przed nami cierpliwie czekała aż odpowiemy na zadane przez nią wcześniej pytanie, ale jakoś nikt nie kwapił się do zabrania głosu.
- No dawaj Louis- szturchnął go Zayn- To był twój pomysł żeby tu wejść to teraz się tłumacz.
Szatyn posłała mu niezadowolone spojrzenie, po czym zwrócił się w stronę starszej pani z uśmiechem na ustach, który był mało przekonywujący. 
- Szukamy dla kolegi ubrań, które odpowiadałyby tym z lat osiemdziesiątych. Dostalibyśmy coś takiego tutaj?- spytał grzecznie i niezwykle formalnie. Niech uważa, bo jeszcze znajdzie sobie walentynkę w ofercie last minute. 
- Ależ oczywiście cukiereczki!- klasnęła uradowana w dłonie, ciesząc się że może nam pomóc. Albo mnie dobić. To zależy, z której strony na to patrzymy. W razie czego zawsze mogłem powiedzieć Danielle, że nie udało mi się znaleźć odpowiedniego stroju, ale widocznie moje szczęście jak określił ten zbieg okoliczności, że znaleźliśmy się akurat tutaj Tomlinson przybrał nieco inny wymiar niż mi się wydawało. Najwidoczniej jego definicja szczęścia znaczenie różni się od mojej.
Kobieta uśmiechnęła się do nas przez co jej lekko przerażająca aura zaczęła znikać, a na jej miejsce zaczęło wypływać ciepło, które emituje od większości ludzi w tym wieku. Teraz wyglądała na miłą babcię, a nie szkielet z horroru. Przeciskając się między wypchanymi wieszakami, w piątkę podążaliśmy za nią, gdy w pewnym momencie obróciła się w naszą stronę.
- Dla którego z was piękni młodzieńcy mam coś znaleźć?- spytała, a jako odpowiedź dostała cztery palce wskazujące, wycelowane w moją stronę. Zmierzyła mnie swoimi niebieskimi oczami od stóp do głów, po czym sięgnęła po spodnie wiszące na przeciwko niej i podała mi je- Och to były piękne czasy...- westchnęła wspominając swoja młodość albo średni wiek. Nie jestem pewien- Te wszystkie kolory, cekiny i wystrzałowe dodatki...
- Wystrzałowe?- powtórzył zaskoczony jej dość aktualnym słownictwem Zayn.
- Tak, wystrzałowe. Mam wnuki, z którymi muszę się dogadać, więc umiem się porozumiewać w języku młodzieży, który nazywacie slangiem. Żółwik?- wyciągnęła w jego stronę zaciśniętą, pomarszczoną pięść, a Malik miał minę jeszcze lepszą od Harry'ego chwilę temu. Widząc jego niezdecydowanie, machnęła na niego ręką i sięgając do kolejnego stojaka, ściągnęła z niego skórzaną kurtkę- Jeśli już macie zamiar udawać, że wiecie coś na temat tamtego okresu nie zapomnijcie o skórze, ćwiekach i obowiązkowo ciemnych okularach. Z butami będzie łatwiej gdyż wystarczą zwykłe trampki, które chyba nigdy nie wyjdą z mody.
- Fajnie się wtedy żyło?- wtrącił się w jej lekcję stylu Lou, najwyraźniej bardzo zainteresowany tym tematem. 
- Mój drogi...- staruszka pokręciła głową unosząc do góry kącik ust, przypominając sobie swoją młodość, bądź też jej schyłek- Było fantastycznie! Tamte czasy to era początkującej Madonny z takimi hitami jak Material Girl czy Like A Virgin, co pozwoliło na erotyczne wyzwolenie i odważne mieszanie konwencji.
Kobieta, która pewnie już obchodziła swoje setne urodziny, mówiąca o wyzwoleniu seksualnym to dla mnie zdecydowanie za dużo. Razem z Niallem i Louisem wytrzeszczyliśmy na nią oczy nie widząc jak zareagować, za to Styles uśmiechał się głupio, co postanowił skomentować po cichu Malik.
- Ta babcia powinna być w twoim typie- mrugnął do niego porozumiewawczo okiem i przysięgam, że gdybyśmy tylko byli po obiedzie zwróciłbym całą zawartość swojego żołądka. Loczek jedynie wzdrygnął się nieznacznie, a na jego twarzy pojawił się grymas wskazujący na obrzydzenie. I tak dobrze to przyjął. 
- Przymierzasz młodzieńcze?- starsza pani uśmiechnęła się do mnie ponownie, podając mi ostatnią część wybranego przez nią stroju i palcem wskazała na miejsce gdzie mogłem się przebrać. Z niechęcią schowałem się za ciężką kotarą i zacząłem przymierzać wybrane przez nią rzeczy. O dziwo okazały się w dobrym rozmiarze. "Nieźle ci się przyjrzała"- skomentowała moja podświadomość, a ja poczułem jak żółć ponownie podchodzi mi do gardła na wyobrażenie jej wzroku penetrującego moje ciało. Za jakie grzechy mnie to spotyka? Mógłby mi ktoś przypomnieć czemu zgodziłem się na tą imprezę? "Bo jesteś zadurzony w pewnej tancerce po uszy?". To ma sens.
- Długo jeszcze? Jeść mi się chce!- jęknął wygłodniały Horan. Jak dla mnie kolejny posiłek mógłbym zjeść dopiero jutro. Jakoś straciłem apetyt... 
- Jeszcze chwilę!
- Pospiesz się!
Po tym jak wywróciłem oczami nad żołądkowymi problemami Nialla, które wydają się trwać wiecznie, dwadzieścia cztery godziny na dobę, zorientowałem się, że w tej prowizorycznej przymierzalni nie ma lustra. Przeklinając w duchu, doszedłem do wniosku, że chcąc nie chcąc muszę stawić czoła czwórce przyjaciół, którzy zapewne nie omieszkają wyrazić swojej opinii na temat mojego wyglądu. Zdziwiłbym się gdyby było inaczej, ale jak się szybko okazało nie tym razem sprawią mi taką niespodziankę. 
- Wow!- popatrzył na nie z wypływającym na twarz rozbawieniem Louis- Wyglądasz... inaczej?- przechylił głowę, aby lepiej mi się przyjrzeć, po czym zakrył ręką usta.
- Pasują ci te cętki- stwierdził Niall, który ku memu zaskoczeniu wyglądał na opanowanego i absolutnie nic go nie śmieszyło do czasu...- W takiej koszuli zamieniasz się w drapieżnego kociaka- mrugnął do mnie okiem, a ja zacisnąłem dłonie w pięści. Czułem jak kostki mi bieleją, ale nie chciałem dopuścić do rozlewu krwi. Malik wcale mi nie ułatwiał tego zadania wycelowując we mnie aparat swojego telefonu i robiąc zdjęcie.
- Muszę to pokazać Kate!- oznajmił, przyglądając się fotografii. 
- Moim zdaniem powinieneś zostać przy moim pomyśle i postawić na jaskrawe lateksowe legginsy i marynarkę w cekiny- odparł Harry.
- Po moim trupie. Wolałbym iść nago.
- Też by pasowało- odezwał się Tommo z chytrym uśmieszkiem na ustach- W końcu jak to się dzisiaj dowiedzieliśmy lata osiemdziesiąte były czasem erotycznego wyzwolenia, prawda proszę pani?- zwrócił się do wpatrującej się we mnie staruszki.
- Oj tak! To były piękne czasy!

Mieszkanie Kasi i Gaby

       Mieszkanie z kimś tak upartym jak Kasia potrafi doprowadzić do szaleństwa nawet najbardziej przyjaźnie nastawionego do świata człowieka. Zawsze sądziłam, że jestem oazą spokoju, której byle błahostka nie jest w stanie wytrącić z równowagi, ale ona po raz kolejny udowodniła mi, że moje wyobrażenia na temat samej siebie są mylne. Jeszcze trochę i okaże się, że wcale nie jestem dziewczyną, choć nie tylko jak tak uważam. Stwierdził to lekarz, który odbierał mojej mamie poród, a także ona sama kiedy przewijała mi pieluchy. Ale kto wie? Może człowiek po studiach medycznych i doświadczona matka mogą się mylić? Przecież Kaśka ma zawsze racje.
- Jak tylko zobaczę, że znów jesteś rozpalona albo zaczynasz dusić się od kaszlu od razy wracasz do łóżka!- przypomniałam przyjaciółce zasady na jakich pozwoliłam jej wyjść z pokoju, choć przyznam że poniekąd zostałam do tego zmuszona. Kiedy ostatni raz tam weszłam żeby podać jej leki, siedziała przy biurku otoczona stertą papierów i jakby tego było mało przy otwartym oknie, ponieważ było jej za gorąco. Przyznaję, że Harry również miał wypieki na twarzy kiedy wychodził, bo naprawdę jest w nim ciepło zwłaszcza po tym jak podkręciłam jej kaloryfer na maksymalną wartość, ale to nie znaczy, że może tak postępować i nic sobie nie robić z zaleceń lekarza.
- Dobrze mamo- wywróciła oczami siadając przy stole w kuchni- Co robiłaś kiedy ja gniłam w swojej sypialni?
- To co zwykle. Trochę się uczyłam, pooglądałam telewizję i skończyłam czytać cudowną książkę.
- Niech zgadnę- podrapała się po brodzi zbierając myśli- Była to opowieść o dwójce zakochanych w sobie ludzi, którzy poznają się w nietypowy sposób i od razu wpadają sobie w ramiona, albo najpierw się nienawidzą, ale potem oczywiście to się zmienia. Następnie los rzuca im kłody pod nogi, rozstają się z błahej przyczyny, by na końcu wrócić do siebie i żyjć długo i szczęśliwie za górami, lasami i siedmioma dolinami- założyła ręce na piersi i z triumfalnym uśmiechem na ustach czekała aż potwierdzę jej teorię. 
- Spadaj!- rzuciłam w nią szmatką, która zaczepiła się na jej głowie.
- Ale przyznasz, że końcówka ładnie mi się zrymowała?
- Czekałam aż to zaśpiewasz- burknęłam pod nosem, odstawiając umyte przed chwilą talerze na bok- Jesteś bez serca, wiesz?
- Jak możesz?!- teatralnie położyła dłoń w miejscu gdzie powinien się znajdować wspomniany wcześniej przeze mnie narząd, ale pewnie gdybym tam popukała odezwałoby się echo- A kto napisał tyle pięknych i poruszających piosenek o szczęśliwej, mniej szczęśliwej, dramatycznej, długiej, krótkiej, jednostronnej, dwustronnej i jakiej kto sobie zażyczył miłości?
- Spisanie czyjejś opowieści i ułożenie z niej piosenki się nie liczy- zaznaczyłam na co kontynuowała pokazywanie swoich umiejętności aktorskich podchodzących tym razem pod komedię, kiedy szczęka opadła jej do podłogi.
- Auć. To bolało- popatrzyła na mnie zraniona, na co pokręciłam z politowaniem głową.
- Wiesz, to dziwne, że mieszkamy razem od dwóch lat i ani razu nie słyszałam piosenki, którą napisałabyś sama dla siebie.
Kasia popatrzyła na mnie przez przymrużone powieki, po czym wzruszyła lekko ramionami.
- Moje życie jest teraz  nudne jak falki z olejem, więc nie mam za bardzo o czym pisać.
- Uważaj, bo jeszcze ci uwierzę.
- Chcę żeby tak było.
- Za długo się znamy żebyś mogła mi wcisnąć taki kit- oznajmiłam- Myślisz, że nie widziałam tego pudełka pod twoim łóżkiem?
Dziewczyna spojrzała na mnie wystraszona i na chwilę odjęło jej mowę. Tak Kaśka. Znam twoją kryjówkę.
- Skąd ty...- chciała się dowiedzieć ile wiem na ten temat, ale prawda była taka, że niewiele gdyż postanowiłam uszanować jej prywatność. "Albo zapobiec swojej przedwczesnej śmierci". To też. Nawet nie chce myśleć co by mi zrobiła gdyby dowiedziała się, że przeczytałam jej prywatne teksty. Mogłabym zrobić mnóstwo innych rzeczy, które by ją wkurzyły, ale tego naprawdę bym mi nie wybaczyła. 
- Może i jesteś dobra w ukrywaniu swoich emocji i uczyć, ale jeśli przychodzi do zorganizowania bezpiecznych skrytek jesteś beznadziejna- oznajmiłam- Trzylatek potrafiłby lepiej schować swoją ulubioną zabawkę niż ty zwykłą kartkę.
- Wiedziałam, że powinnam zamówić ten sejf w telezakupach...- mruknęła pod nosem, nie słuchając tego co mówię.
- Poza tym nie słyszałaś, że zakazany owoc smakuje najlepiej? Karton z napisem "ściśle tajne" na pokrywie, nie jest dobrym miejscem na przetrzymywanie w nim rzeczy, które według ciebie nie powinny ujrzeć światła dziennego. Lepiej uważaj, kiedy następnym razem Harry cię odwiedzi, bo znając jego zafascynowanie twoją osobą i historią, której nie chcesz ujawnić, gdy tylko je znajdzie nie omieszka zajrzeć do środka i przeczytać kilka stron- a właściwie znając jego to może i wszystkie. Mogłabym go ostrzec żeby tego nie robił, ale dobrze wiem, że przyniesie to zupełnie odwrotny skutek, a nie chce być oskarżona o współudział w morderstwie albo o jego zaplanowanie. 
- Naprawdę muszę kupić ten sejf!- stwierdziła całkiem poważnie i czekałam aż wyjmie telefon i wybierze odpowiedni numer żeby złożyć zamówienie. Ciekawe czy zestaw małego złodzieja też tam sprzedają. Przydałby się Styles'owi. 
- Tak a propos zaprosiłaś go już do Tomka i Caroline?- spytałam ciekawa czy postąpiła tak jak miałam nadzieję.
- Kogo?- zmarszczyła brwi, zdezorientowana chyba wciąż myśląc na zakupem odpowiedniego zabezpieczenia dla swojej prywatnej twórczości.
- Misia Gogo! Harry'ego!
- Ale gdzie?- spojrzała na mnie z niezrozumieniem. Zamknęłam oczy biorąc głęboki wdech i licząc do pięciu. Jestem oazą spokoju. Nic nie jest w stanie wytrącić mnie z równowagi...
- Nie denerwuj mnie...- szepnęłam, powtarzając moją metodę relaksacji, która nie pomogła za pierwszym razem.
- Dobra żartowałam!- uniosła do góry ręce w geście obronnym.
- O ludzie trzymajcie mnie!- pokręciłam z niedowierzaniem głową- Gdy jesteś chora jesteś prawie tak samo irytująca jak wtedy kiedy masz okres.
- Ciesz się, że choruję raz na ruski rok, a nie co miesiąc i że nie pokrywa się to z moim wykrwawianiem się na śmierć. 
- Wtedy wyprowadzałabym się na połowę miesiąca- odparłam, pewna tego co bym zrobiła w takiej sytuacji- Odpowiesz mi wreszcie?
- Zaprosiłam...- westchnęła, chowając twarz w dłoniach- Zgodził się.
- To super!- ucieszyłam się nie do końca wiedząc czemu wywołało to u mnie aż takie podekscytowanie, ale w mojej głowie zaraz pojawił się obraz okładających się pięściami dwójki chłopaków w naszym przedpokoju- A powiedziałaś o tym Tomkowi?
- Tak. Nie był zachwycony, ale obiecał się zachowywać. Podobnie jak Loczek.
- Awww!- uśmiechnęłam się szeroko i usiadłam na przeciwko niej, wpatrując się w nią z zadowoleniem.
- Co "awww"?- zmarszczyła brwi nie rozumiejąc mojej reakcji. 
- To takie słodkie gdy tak go nazywasz!
- To nie jest słodkie! Wszyscy tak do niego mówią, to i mi się udzieliło. Nie znasz powiedzenia z kim przystajesz takim się stajesz?- spojrzała na mnie wyczekująco, ale darowałam sobie odpowiedź. To naprawdę było urocze! Przynajmniej jak na nią- Lepiej mi powiedz co ty będziesz robić z Niallem.
- Nie wiemy jeszcze- odparłam wzruszając ramionami- Szczerze to nie mam żadnego pomysłu.
- Ty nie masz pomysłu na romantyczną randkę?!- brunetka wybałuszyła na mnie oczy jakbym uciekła ze szpitala psychiatrycznego- Po tych wszystkich romansach, które przepełnione są idealnymi i przesłodzonymi na wskroś opisami takich spotkań?!
- Chciałabym zrobić coś innego, ale też klasycznego. Coś co zaskoczyłoby i mnie i jego- oznajmiłam, opierając brodę na ramieniu- Nie wiem co mogłabym takiego wymyślić.
- Klasykę i zaskoczenie faktycznie ciężko ze sobą połączyć- przyznała.
- Właśnie...- westchnęłam, wpatrując się w miejski krajobraz za oknem.
- Wiem!- krzyknęła nagle Kasia, uderzając ręką w stół i przyprawiając mnie tym samym o zawał- Przyrządź mu kolację!
- S-słucham?- powtórzyłam, myśląc że się przesłyszałam.
- Idealne połączenie tego co chcesz! Kolacja oznaczająca klasykę i ty ją przygotowująca jako element zaskoczenia.
- Chyba pomyliłam twoją ostatnią porcję leków z trutką na szczury- sięgnęłam po niewielkie opakowanie, które leżało na parapecie i sprawdziłam datę ważności wraz z zaleceniami do stosowania.
- Daj spokój! To jest świetny pomysł!- przekonywała mnie, w trakcie gdy jak czytałam kolejną ulotkę.
- Źle ci się tu mieszka?- spytałam, na co współlokatorka popatrzyła na mnie zdziwiona- Jak ci się tu już nie podoba to możemy poszukać innego lokum, ale żeby tak zaraz narażać na niebezpieczeństwo całą kamienicę? Co takiego zrobili nasi sąsiedzi, że aż taki ich nie lubisz?
- Nie dramatyzuj!- machnęła na mnie ręką- Sama narzekasz i zwalasz na mnie winę, że nie umiesz gotować, ponieważ nigdy nie daję ci nic zrobić w kuchni. Teraz masz okazję czegoś się ode mnie nauczyć i tym samym sprawić niespodziankę swojemu chłopakowi. 
- Może i bym na to przystała, ale obawiam się, że jesteś aktualnie niepoczytalna po tych tabletkach.
- Proszę!- złapała mnie za dłonie i ścisnęła je mocno- Pozwól mi cię czegoś nauczyć!
- Czemu ci tak na tym zależy?
- Chcę żebyś potrafiła być samodzielna gdy mnie kiedyś zabraknie w przyszłości. Może niedługo znowu zachoruję, pogrzebią mnie i kto wtedy będzie przyrządzał dla ciebie przeróżne przysmaki?
- Nie chrzań głupot!- trzepnęłam ją w ramię oburzona- Naprawdę coś padło ci na mózg! To na pewno nie jest angina!
- Bardzo możliwe, dlatego tym bardziej powinnaś wykorzystać nadarzającą się być może raz w życiu okazję.
Wpatrywałam się w nią jak w najdziwniejsze stworzenie jakie było mi dane zobaczyć na naszej pięknej planecie. Rozszerzone źrenice, świecące się oczy, mocno zaróżowione policzki i ten wywołujący na ciele ciarki uśmiech... chyba ją czymś naćpałam. Niemniej jednak chciałabym w końcu nauczyć się zrobić choćby głupią jajecznicę bez obawy o to, że będę odpowiedzialna za pozbawienie dachu nad głową kilu rodzin z dziećmi i paru staruszków. 
- Zgoda- odezwałam się w końcu, a Kasia już dawno nie wyglądała na tak szczęśliwą- Tylko musi to być coś łatwego, żebym nie otruła Nialla.
- Oczywiście! Znam doskonały przepis, którego nie da się zepsuć!
- Skoro tak mówisz...- poddałam się, wstając od stołu i robiąc dokładnie to co przyjaciółka mi każe. Na początku powinno pójść łatwo, ale gdy tylko położyłam dużą patelnię i włączyłam pod nią gaz na maksymalny ogień, kiedy w tym czasie brunetka wyciągała odpowiednie składniki, przypomniało mi się nagle o oleju. Chwyciłam szybko butelkę, chcąc ukryć przed nią swoje niedopatrzenie, ale nie był to dobry pomysł. Gdy zauważyła co chcę zrobić próbowała wyrwać mi opakowanie z ręki krzycząc "Gaba nie!", ale było już za późno.
- Kurwa!

       Pomimo stanowczego zakazu Any zabraniającego mi odwiedzać dzisiaj ponownie moją małą siostrzyczkę, nie mogłem się powstrzymać żeby po drodze ze studia nie przejechać koło jej kamienicy, która choćbym nie wiem jak się starał nie była po drodze, ale jakoś tak wyszło, że nagle się przed nią znalazłem. Cud! Również nie wiem jak to się stało, że zabrałem ze sobą piątkę jej podopiecznych. Pewnie nie będzie zadowolona, ale jak mogłem im odmówić kiedy robili do mnie takie smutne minki i oczka jakby mieli się zaraz popłakać? Wchodząc na górę zastanawiałem się jak zareaguje widząc nas po raz kolejny, ale moje przewidywanie najbardziej możliwego scenariusza przerwały głośny łomot, który dobiegał zza zamkniętych drzwi z numerem dwadzieścia siedem. Nieco zmartwiony zapukałem mocno w drewnianą powłokę, która chwilę później ustąpiła, a moim oczom ukazała się Gaba, która wyglądała jakby właśnie wyszła z pożaru. 
- Jeśli nie masz pod ręki gaśnicy, nie masz co tu wchodzić- ostrzegła o obowiązku posiadania odpowiedniego ekwipunku przed przekroczeniem progu, przez co wszyscy spojrzeliśmy na nią jak na osobę, która postradała zmysły.
- Coś się stało?- spytał zdenerwowany Niall podchodząc bliżej i wycierając rękawem kurtki jej ubrudzoną czymś czarnym twarz.
- Pierwszy, drugi i kolejne kryzysy zostały zażegnane, ale atmosfera dalej jest iście piekielna- zakomunikowała nam o aktualnym stanie rzeczy. Czym prędzej weszliśmy do środka i udaliśmy się do kuchni, z której dochodziły odgłosy stukoczących o siebie talerzy i sztućcy. Gdy tylko się tam znalazłem, zamarłem. Szafki nad kuchenką były do połowy osmolone, dwa garnki wyglądały jak ktoś rozpalił w nich ognisko i wrzucił coś do środka, ale przez działanie ognia za nic nie mogłem określić co to było, a Kasia z tęgą miną próbowała doczyścić zabrudzone blaty.
- Co tu się stało?!- zeskanowałem pomieszczenie jeszcze raz próbując rozgryźć co takiego się wydarzyło. Siostra dopiero teraz zauważyła obecność moją jak i pozostałych i zwróciła się w naszym kierunku bez słowa. Spojrzałem na jej zabandażowaną dłoń, w której trzymała starą szmatkę- Co ci się stało w rękę?
- Poparzyła się- Gaba postanowiła odpowiedzieć za nią, w czasie gdy przyjaciółka mierzyła ją zabójczym spojrzeniem.
- Naprawdę gorące z was laski- skomentował ten widok Zayn, na co tekściarka zamachnęła się i z całej siły rzuciła w niego kawałkiem kiedyś białego materiału- Ej! Za co? To był komplement!
- Lepiej się nie odzywaj Malik jeśli chcesz wyjść stąd w jednym kawałku!- warknęła na niego, po czym przeniosła wzrok na resztę- I co się tak gapicie?!
- My?! Nie nic!- uniósł do góry ręce Liam, udając niewiniątko. 
- Gaba gotowała?- spytał Lou, domyślając się najbardziej prawdopodobnej wersji wydarzeń, które zaszły tu przed naszym przybyciem. 
- Czy to aż tak oczywiste?- spytała sama zainteresowana, przeczesując palcami swoje krótkie włosy.
- Nie jest aż tak źle...- stwierdził niepewnie Harry robiąc niewyraźną minę. Kate spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami po czym zrobiła dwa kroki w jego stronę stając tuż przed nim.
- Nie jest źle?!- powtórzyła jego słowa, wymachując wokoło rękami- Omal nie puściła nas z dymem!
- Dramatyzujesz...- odparł Niall, który najwyraźniej nie wiedział co robi i mówi. Dziewczyna bardzo, ale to bardzo powoli odwróciła się w jego stronę i palcem wskazała na pokój po przeciwnej stronie.
- Nie odzywaj się Horan! Wszyscy do salonu!- warknęła wciąż lekko ochrypłym od kaszlu głosem- Na co czekacie?! Już was nie ma!
 Wszyscy grzecznie przeszliśmy do drugiego pomieszczenia i zasiedliśmy na wolnych miejscach. Gaba ze zwieszoną głową siedziała na kolanach swojego chłopaka, który gładził ją pocieszająco po plecach, ale na nic zdawały się jego zapewnienia, że wszystko będzie dobrze. 
- Powiesz mi w końcu jak do tego doszło?- spytałem, opierając łokcie na kolanach i nachylając się nieco w jej stronę.
- Chciałam żeby jutrzejsze walentynki były wyjątkowe, więc Kasia zaproponowała, że nauczy mnie jakiegoś prostego dania, ale od początku wszystko robiłam źle. Na początku przypaliłam olej, poparzyłam jej rękę, a dalej to było już jak upadające po kolei kostki domina. Jedna wielka katastrofa- pokręciła z rezygnacją głową- I tak długo wytrzymała nie wrzeszcząc na mnie, choć może gdyby wcześniej straciła cierpliwość to kuchnia byłaby w lepszym stanie.
- I tylko o to się zdenerwowała?- spojrzał na nią zmartwiony i jednocześnie zły na kompozytorkę Niall. 
- Tu nie chodzi o to, że nie umiałam czegoś zrobić. Dla niej kuchnia jest miejscem świętym zaraz po studiu muzycznym czy jej pokoju. Tłumaczyła mi wszystko jak małemu dziecku, a ja i tak zawaliłam...
Słuchając opisywanego przez dziewczynę przebiegu zdarzeń,  kątem oka dostrzegłem wychodzącą z kuchni siostrę, która najwyraźniej nie zamierzała do nas dołączyć tylko skierowała się w stronę swojej sypialni. Zawołałem za nią, a gdy stanęła w progu jej sylwetka była cała napięta, a z oczu biła złość w najczystszej postaci.
- Nie usiądziesz z nami?- uniosłem do góry pytająco brew. Z nieskrywaną niechęcią usiadła obok mnie na kanapie ignorując pozostałych.
Gabrysia po chwili wahania przysiadła się do nas i wtuliła się w ramię Kasi, która skrzyżowała je na swojej klatce piersiowej i tępo wpatrywała się przed siebie nie reagując na kontakt fizyczny z przyjaciółką.
- Nie gniewaj się...
- Odejdź- mruknęła pod nosem cały czas skupiając swój wzrok na przeciwległej ścianie.
- Przepraszam- niższa brunetka wtuliła się w jej ciało jeszcze bardziej, a na twarzy Nialla pojawiły się pierwsze oznaki zazdrości.
- Uważajcie, bo Horan was zaraz pogoni...- odezwałem się patrząc na niego rozbawiony, na co zacisnął usta w wąską linię. Jak może być zazdrosny o jej współlokatorkę?
- Żebym ja tego zaraz nie zrobiła- zerknęła na niego tekściarka, przez co od razu odwrócił wzrok. Dziewczyna próbowała wyswobodzić się z objęć swojej przyjaciółki, ale ta jej na to nie pozwoliła. Doskonale wykorzystała to, że jest od niej aktualnie silniejsza gdyż tamta jest osłabiona przez chorobę- Serio przestań się do mnie przytulać, bo jeszcze się zarazisz!
- I co z tego?
- To, że nie będę cię niańczyć!
- Będziesz- odpowiedziała pewnie Gaba, uśmiechając się pod nosem. 
- Nie będę.
- Będziesz.
- Powiedziałam nie.
- A ja tak. I co mi zrobisz?
Kasia zerknęła na nią w dół, po czym przymknęła oczy, wypuszczając z płuc nagromadzone powietrze. 
- Gdybym cię tak nie kochała to już dawno byłabyś za oknem...
- Ja to mam szczęście- odparła z wyraźnie lepszym humorem brunetka. 
  Gdy sytuacja pomiędzy paniami się unormowała, a atmosfera nie była już tak gorąca, mogliśmy w spokoju oddać się rozmowie i opowiadaniu jak spędziliśmy dzisiejszy dzień. Chłopaki relacjonując ich wypad na zakupy, przekrzykiwali się wzajemnie, gdyż każdy z nich chciał coś dodać lub twierdził, że "to wcale tak nie było" i uważał, że jego wersja jest bliższa prawdzie. Razem z dziewczynami przysłuchiwałem się ich opowieści, próbując się zorientować czy śmieję się jeszcze z poprzedniego zdania, czy już następnego.
- Weź nie kłam Niall!- uderzył go rozgoryczony Harry- Było zupełnie inaczej!
- A co ty tam wiesz stary? Nie widziałeś swojej miny gdy zauważyłeś tą biedną babunię. 
- Boisz się starszych kobiet?- spytała chichocząca od dobrej godziny Gabrysia.
- Nie!- zaprzeczył szybko Loczek, ale nie wiadomo czemu nikt mu nie uwierzył.
- Pisnął jak mała dziewczynka- dodał swoje trzy grosze Lou, za co oberwał po głowie poduszką.
- Kupiliście coś ostatecznie?- domagała się przejścia do konkretów Kasia, która jedynie delikatnie wyginała usta w półuśmiechu co jakiś czas. Wyglądała na strasznie zmęczoną, dlatego obiecałem sam sobie, że niedługo zgarnę chłopaków i damy jej odpocząć. 
- Pewnie, że tak!- odpowiedział Zayn, wyjmując z kieszeni telefon i podając go brunetce- Zrobiłem mu zdjęcie gdy wyszedł się nam pokazać. 
Siostra sięgnęła po telefon i pierwszy raz dzisiejszego wieczoru zobaczyłem na jej twarzy szczere rozbawienie. Podała mi urządzenie, pokazując fotografię i szczerze powiedziawszy gdyby to jej nie rozśmieszyło to zacząłbym się poważnie martwić. Przeniosłem swój wzrok na Liama, który zakrywał twarz rękoma, pewnie mając nadzieję, że przez to go nie zauważymy. Przykro mi kolego, ale to tak nie działa.
- Wyobraźcie sobie jak będzie prezentował się w takim stroju i do tego wywijał na parkiecie wśród zawodowych tancerzy- pogrążał go dalej Mulat, który nie pozostawiał na nim dzisiaj suchej nitki. 
- Dajcie spokój. Przecież Liam nie tańczy aż tak źle- Kate postanowiła stanąć w jego obronie.
- Jest beznadziejny- wyraził swoją opinię Louis.
- Wcale nie!
- To może niech nam zaprezentuje swoje zdolności i zaraz to ocenimy?- zaproponowałem, na co Payne wyłonił się zza swojej marnej kryjówki, wybałuszając na mnie oczy.
- Chyba żartujesz!
- Kate mogłabyś być przez chwilę jego partnerką?- zignorowałem jego protesty, zwracając się do dziewczyny siedzącej obok mnie.
- Jestem jego tekściarką, a nie nauczycielką tańca- odparła.
- Proszę! Zajmie wam to tylko minutę. Nie każę wam pląsać po salonie przez cały wieczór. 
Brunetka po chwili zastanowienia i wpatrywania się w kręcącego przecząco głową Payne'a, zgodziła się. Powoli zwlekła się z kanapy i stanęła przed nim czekając aż ruszy swój tyłek z fotela. Chłopak niechętnie podniósł się do pozycji stojącej, a z głośników niewielkiej wierzy zaczęła płynąć spokojna muzyka, którą zapewniła Gaba. Z rażącym dystansem położył drżącą dłoń po środku jej pleców, a drugą złapał lekko za zabandażowaną rękę. Kasia uśmiechnęła się lekko, jakby chciała go zapewnić, że wszystko jest w porządku, ale był tak zestresowany, że napięcie promieniujące z jego ciała przypierało mnie do oparcia sofy. 
- Nie mogę na to patrzeć!- odezwał się nagle Harry, zrywając się ze swojego miejsca i odsuwając przyjaciela od zdezorientowanej jego zachowaniem dziewczyny. Szybko zajął jego miejsce, przesuwając swoją rękę nieco niżej niż zrobił do wcześniej Li i przyciągając zaniepokojoną tym co się działo brunetkę. Wszystkie osiem par oczu, łącznie z jego były skupione na niej co sądząc po wyrazie jej twarzy, wcale nie stawiało jej w komfortowej sytuacji. Gołym okiem było widać emitujący z niej niepokój, ale nie zareagowała żaden w sposób, pozwalając mu przejąć kontrolę nad swoim ciałem. Wzrok skupiła na jego klatce piersiowej unikając spojrzenia na którekolwiek z nas. Od czasu do czasu przygryzała lekko wargę, zaciskając mocno powieki. Styles albo udawał, że tego nie widzi albo postanowił wykorzystać w stu procentach tą sytuację. Obserwowałem ich z zaciekawieniem, dochodząc w pewnym momencie do wniosku, że naprawdę dobrze razem wyglądają. Dosłownie jakby byli przedartym na pół obrazem, który tworzy całość, gdy są blisko siebie. Jednak szybko się opamiętałem i porzuciłem tą myśl nie chcąc się w nią zagłębiać, bo jeszcze doszłoby do tego, że pozwoliłbym Louisowi na realizowanie jego planów mających na celu połączenie tej dwójki, albo jeszcze gorzej- zacząłbym mu pomagać. Kate zabiłaby mnie na miejscu albo sam bym to zrobił. 
Gdy piosenka była mniej więcej w połowie, dziewczyna nagle odsunęła się od niego i zmierzyła go mrożącym krew w żyłach spojrzeniem.
- Wystarczy!- wysyczała przez zaciśnięte zęby, przeczesując nerwowo palcami włosy- Wybaczcie, ale jestem zmęczona. Dobranoc- pożegnała się i szybkim krokiem wszyła z salonu, wprost do swojej sypialni, zatrzaskując za sobą drzwi.
Czy ktoś mi może powiedzieć co takiego się stało? Ominąłem coś?