Kancelaria adwokacka
Dzisiejszy poranek nie wyróżniał się niczym szczególnym od pozostałych. Na dworze było chłodno i deszczowo, bez nawet najmniejszej szansy na choć jeden promyk słońca. Ludzie ciasno okrywali się kurtkami, starając się zatrzymać w sobie ciepło, które wypełniło ich wnętrza, gdy przytulili na pożegnanie swoje pociechy spieszące się do przedszkola lub pocałowali ukochaną osobę, przed wypiciem ostatniego łyka świeżo parzonej kawy. Mimo ponurej pogody na ich twarzach gościł uśmiech i podekscytowanie kolejnym nieprzewidywalnym dniem. Byli gotowi stawić czoła nowym wyzwaniom, z którymi przyjdzie im się zmierzyć. Byli szczęśliwi, oczekując kolejnej przygody.
Idealny świat nie istnieje. Nie wszyscy z radością wstają codziennie z łóżka i nie mogą być pewni, że kolejny rozdział w ich życiu zostanie spisany na czystej kartce papieru, a na koniec dnia tusz, który nakreślił na białym płótnie ich przeżycia, nie zostanie rozmazany, przez kapiące na niego łzy rozczarowania i smutku.
Zza zasłony zdobiącej wysokie okno, znajdującej się w centrum Londynu luksusowej kamienicy, postawionej kilkadziesiąt lat temu, prolog nachodzących nieuchronnie ludzkich historii obserwowała pewna brunetka, o kręconych włosach ciasno spiętych w gładkiego koka. Trzymając ręce w kieszeniach swego granatowego garnituru, pod którym kremowa koszula ciasno opinała jej szczupłe ciało, wystukiwała wysokim obcasem nikomu nieznany rytm. Niewidzącym wzrokiem lustrowała zamazane postacie śpieszące się do pracy. Myślała, że jest bezpieczna na trzecim piętrze, za szklaną taflą, spoglądając na wszystkich z góry. Była pewna, że nikt nie zwraca na nią uwagi. Że nikt nie jest zainteresowany jej wątłą sylwetką górującą nad innymi do czasu, gdy na skrzyżowaniu pojawił się mały chłopiec o kruczoczarnych włoskach, wystających spod lekko za dużej czapki. Swymi ciemnobrązowymi oczami odnalazł jej ciemnozielone. Wpatrywali się w siebie przez, jak jej się wydawało, kilka dobrych minut, aż ten, który mimo niepogody i dzielącej ich odległości dostrzegł ją, uniósł swą drobną rączkę odzianą w rękawiczkę z jednym palcem i pomachał w jej kierunku z uśmiechem na twarzy. Dziewczyna na początku nieco oszołomiona i zdezorientowana, po chwili odwzajemniła jego gest i z iskierką radości w oczach patrzyła jak jej mały bohater dzielnie maszeruje u boku swej matki w górę ulicy.
- Ktoś znajomy?- usłyszała nagle przy swym uchu, głos swego przyszywanego brata.
Nie siląc się na żadne wyjaśniania, pokręciła jedynie przecząco głową i oderwała od swojego zajęcia. Wróciła na dawne miejsce, siadając na przeciwko adwokata, który miał dzisiaj bronić jej niewinności. Udawała, że uważnie słucha, co chwilę przytakując i zerkając kątem oka na wertującego jakieś papiery producenta, który jak jej się wydawało, wypił dziś o jedną kawę za dużo.
- Naszym dzisiejszym zadaniem będzie...
Docierały do niej jedynie skrawki informacji, które poczciwy straszy pan w jasnobrązowym garniturze wykładał jej po raz kolejny, jakby chciał ją utwierdzić w przekonaniu, że zna się na rzeczy i wie co robi. Jednak jej myśli były zajęte czymś innym. Nie mogła przestać zastanawiać się jak do tego wszystkiego doszło. Jakim cudem ona, młoda kobieta o żelaznych zasadach, została oskarżona o kradzież czegoś co należy do niej? Jak to się stało, że zrezygnowała z jednej z niewielu przyjaźni, towarzyszących jej od dzieciństwa? Kiedy zgodziła się zrezygnować ze wszystkiego co było dla niej cenne i poufne w imię miłości?
- Musimy już jechać- oznajmił brat, który jako jedyny zdawał się wyczuwać jej obojętny na to co miało nadejść nastrój.
Zakładając na ramiona idealnie skrojoną marynarkę, ostatni raz spojrzała w stronę okna, gdzie pierwszy raz w życiu ktoś ją zobaczył. Taką jaka była akurat w tej jednej chwili. Bez konieczności znania jej przeszłości, poglądów, zawodu, ulubionej herbaty i utworu kołyszącego ją do snu. Liczyło się tylko to jedno spojrzenie w głąb jej duszy i niewinny uśmiech małego aniołka, który dodał jej otuchy i pomógł przetrwać kolejny zły dzień. Jak się niestety miało okazać, jeden z wielu.
Sala sądowa
To jest mój dzień. Teraz ja dowodzę i nic nie jest w stanie mnie powstrzymać przed realizacją mego niecnego planu. Wchodząc do głównego gmachu budynku sądu, otoczona dziesiątkami fotoreporterów, czułam jak każdy kolejny błysk flesza dodaje mi skrzydeł. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego jak bardzo destrukcyjny będzie miało to wpływ na Kate i jej manię pozostania anonimową. Rozglądałam się dookoła za tą przemądrzałą gówniarą, ale nie było po niej ani śladu.
- Panno Marin, musimy wchodzić na salę.
Skinęłam głową, po czym ruszyłam w kierunku sali rozpraw. "Gdzie ona jest?!".
Po kilku minutach dołączył do nas sędzia i ława przysięgłych. Nerwowo zerknęłam na wolne miejsce pomiędzy nieznanym mi dotąd adwokatem, a Simonem Cowellem.
- Dobry jest?- szturchnęłam prokuratora, który spokojnie rozkładał akta sprawy na masywnym, drewnianym stole.
- McConell?- zerknął kątem oka na swojego przeciwnika, który uspokajał zdenerwowanego Koteche, siedzącego tuż za nim- Jeden z najlepszych w swoim fachu, ale nie słyszałem, żeby kiedykolwiek brał udział w takiej sprawie. Nie ma się o co martwić Lauro- uśmiechnął się do mnie profesjonalnie i poprosił abym usiadła. Niedługo po tym przemówił sędzia Welch.
- Nim otworzę przewód sądowy, bardzo proszę dziennikarzy, fotoreporterów oraz wszystkich, którzy nie są bezpośrednio związani ze sprawą o opuszczenie sali.-"Że co kurwa?!"- Przed rozprawą został złożony wniosek o to, by cały proces odbył się za zamkniętymi drzwiami. Ze względu na chęć pozostania anonimową przez oskarżoną, a tym samym ochronę swojego wciąż dobrego imienia, przychylam się do złożonego wniosku. Bardzo proszę ochronę o wprowadzenie oskarżonej.
Nie, nie, nie, nie, nie! To nie tak miało być! Kate miała zostać wystawiona na światło dzienne, przestraszyć się, ześwirować i dzięki temu przegrać szybciej proces!
- Może do tego dopuścić?!- syknęłam przez zaciśnięte zęby do mężczyzny stojącego obok mnie.
- Oczywiście. W pewnym sensie jest ona mniej lub bardziej osobą publiczną, więc ma prawo bronić swojego wizerunku.
Coś tam jeszcze biadolił, ale ciśnienie, które prawdopodobnie podskoczyło mi do dwustu trzydziestu zagłuszało jego słowa. Zamiast tego skupiłam się na wchodzącej na salę zza niewielkich drzwi po prawej stronie kompozytorkę, która elegancko ubrana w stoicki spokój, dziarskim krokiem weszła do środka i zajęła przeznaczone dla niej miejsce. Wymieniła pokrzepiający uścisk dłoni ze swym samozwańczym bratem, po czym zaczęła uważnie przyglądać się sędziemu. On również wpatrywał się w nią z początku zaskoczony zapewne jej młodym wiekiem i pewnością siebie, ale później jego wyraz twarzy wskazywał na to, że był nią zauroczony. Jeszcze tego mi brakowało! Mogę się założyć, że porównuje ją do swoich już prawie dorosłych wnuczek!
Po odchrząknięciu kilka razy i poprawieniu togi kontynuował:
- Skoro już wszyscy są na sali, otwieram rozprawę. Oprócz oskarżonej pojawił się także jej obrońca.
- Mark McConell- przedstawił się nieznajomy.
- Dziękuję. Pan prokurator.
- Arthur Stevens.
- Stawiła się także powódka, panna Laura Marin. Otwieram przewód sądowy. Oddaję głos panu prokuratorowi- zakończył swą przemowę sędzia Welch i oparł się wygodnie na swym iście królewskim fotelu.
- Oskarżam pannę...
Nie wsłuchiwałam się w treść oskarżenia, gdyż znałam ją na pamięć. Sama znalazłam paragrafy, przez które Kate miała znaleźć się na dnie. Zamiast tego obserwowałam jej kamienną twarz i obojętne spojrzenie, które utkwiła w widoku za oknem. Po chwili wzdrygnęła się i powoli obróciła w moją stronę, skupiając na mnie wzrok. Przechyliła lekko głowę, jakby chciała mi się lepiej przyjrzeć. Gdy prokurator skończył czytać akt oskarżenia, sędzia poprosił by wstała.
- Czy oskarżona zrozumiała stawiane jej oskarżenia?
- Tak- odparła cichym, ale pewnym głosem.
- Czy przyznaje się pani do dokonania tych czynów?
- Nie- dodała głośniej, z większą determinacją.
- Pouczam, że przysługuje pani prawo do odmowy składania zeznań oraz wszelkich wyjaśnień. Jaka jest decyzja?
- Jestem niewinna i nie mam nic do ukrycia. Będę zeznawać.
Wydawało mi się, że zarówno Welch jak i dwaj mecenasi uśmiechnęli się delikatnie, słysząc jej stanowczość, co ponownie wytrąciło mnie z równowagi. Na szczęście udało mi się trzymać język za zębami. Nie mogłam pozwolić, aby udała jej się dzisiaj kolejna rzecz. Wystarcz, że jakimś cudem ominęła dziennikarzy. To jest mój dzień. I to ja będę triumfować.
- W takim razie proszę mi powiedzieć co robiła pani dnia szóstego stycznia, podczas pobytu w Sztokholmie.
- Pracowałam w studiu nagraniowym nad materiałem na debiutancki album moich podopiecznych oraz nad kilkoma innymi projektami.
- Ktoś pani towarzyszył?
- Tak. Był ze mną Max Martin, Savan Kotecha oraz zespół One Direction.
- Proszę wymienić nazwiska członków zespołu.
- Liam Payne, Niall Horan, Zayn Malik, Louis Tomlinson i Harry Styles. Później dołączyła do nas panna Marin.
Kate wypowiedziała moje nazwisko z niekrytą odrazą. Mogłam się tego spodziewać.
- Czy w trakcie pisania utworu, który według powódki został od niej przez panią skradziony, korzystała pani z czyjejś pomocy?
- Nie- westchnęła- Nikt mi nie pomagał. Jego ogólny zarys i pierwszą linię melodyczną napisałam w trakcie pobytu w studiu. Resztę skomponowałam w moim hotelowym pokoju. Odpowiadając na pytanie, które zapewne za chwilę padnie z ust szanownego wysokiego sądu, wtedy też byłam sama.
- Cieszę się, że od razu wyjaśniliśmy tą kwestię- uśmiechnął się do niej lekko, poprawiając okulary na nosie- Na razie nie mam więcej pytań. Czy chciałabyś coś dodać?
- Nie. Mój ojciec zawsze powtarzał, że tylko winny się tłumaczy. Skoro ja nie mam sobie nic do zarzucenia, nie widzę potrzeby, abym cokolwiek dodawała. Poczekam aż reszta świata dojdzie do takiego samego wniosku. To wszystko.
- Rozumiem. Czy oskarżyciel ma jakieś pytania?
- Owszem wysoki sądzie- Stevens zwarty i gotowy wstał, poprawiając klapy swojej marynarki od Gucciego- Kate, mogę się do ciebie zwracać po imieniu, prawda?- spytał grzecznie, choć w jego oczach czaiła się lisia przebiegłość. Dlatego go wybrałam.
- Proszę- dziewczyna nie odwzajemniła jego gestu i widziałam jak walczy ze sobą, żeby nie skrzyżować rąk na piersi. Jedyne na co sobie pozwoliła to zaciśnięcie dłoni w pięści.
- Powiedz mi, jak wpadłaś na pomysł napisania piosenki, o której mowa w tym sporze.
- Wszystkie moje utwory opisują prawdziwe wydarzenia lub są nimi inspirowane. Czasami jednak są one swego rodzaju metaforą do zaistniałych zdarzeń i tak było tym razem. Piosenka opowiada o tym, że to kobiety tak naprawdę lepiej rządzą światem, nawet jeśli ktoś połamie im obcasy by je powstrzymać. Tak więc siła kobiet i ich zdolność do radzenia sobie w niesprzyjających warunkach była moją inspiracją.
- Bardzo feministyczne podejście.
- Nie jestem feministką, a to zdanie nie było pytaniem- stwierdziła, uważnie przyglądając się reakcji Arthura.
- Słuszna uwaga- przyznał, uśmiechając się kpiąco- Czy skomponowałaś ten utwór dla kogoś konkretnego?
- Nie. Dopiero kiedy skończyłam nad nim pracę, można powiedzieć, że wystawiłam go na sprzedaż i jedna z artystek wytwórni Syco, odkupiła go ode mnie. Przekazałam jej prawa autorskie i na tym zakończyła się nasza współpraca. O ile można to tak nazwać.
- Dużo miałaś w tamtym czasie zleceń?
Kate przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią, zerkając na bladego jak ściana Savana. Zacisnęła mocniej pięści, po czym odpowiedziała wymijająco.
- Sporo.
- To znaczy?- dopytywał się prokurator- Możesz podać konkretną liczbę?
- Nie jestem teraz w stanie powiedzieć dokładnie.
- To chociaż tak mniej więcej- nie ustępował.
- Pracowałam wtedy nad singlami dla One Direction. Poza tym miałam pod sobą jeszcze jednego podopiecznego, któremu pomagałam stworzyć cały album. Dodatkowo wpadło mi kilka drobnych zleceń- wyjaśniła, marszcząc z niezrozumieniem brwi.
- Czy to prawda, że piosenka "Broken Heels" została sprzedana zaraz po udostępnieniu jej na rynku?
- Owszem. Do czego pan zmierza?- spytała, choć nie dała po sobie wyczuć zaniepokojenia.
- Dokładnie sprawdziłem przebieg tej jak to określiłaś "drobnej transakcji"- zrobił cudzysłów w powietrzu i kontynuował- Utwór ten został od ciebie odkupiony po zaledwie kilkudziesięciu minutach. Przyznasz, że jest to rzadko spotykane.
- Zgadzam się, ale powszechnie wiadomo, że moje dzieła są dość ruchliwym towarem.
- A może było tak, że nie radziłaś sobie z nadmiarem pracy, który sama wrzuciłaś na swoje barki. Tak bardzo chciałaś bronić dobrego imienia, że postanowiłaś popełnić przestępstwo i przywłaszczyłaś sobie coś co nie należało do ciebie, ale mogłoby wyciągnąć cię z tarapatów. Wykorzystałaś obecność Laury Marin i niezauważenie podkradłaś jej hit, który miał być singlem promującym jej nową artystkę. Pewnie pomyślałaś, że jedno małe kłamstewko niczego nie zmieni w twojej karierze tekściarki. Niestety ten jeden, w twoim mniemaniu, niewinny grzech oznaczał kradzież. Tak było?
- Sprzeciw!- wydarł się nagle mecenas McConell- Nękanie świadka. Pan Stevens sam sobie odpowiada na pytania, oczerniając jednocześnie moją klientkę.
- Podtrzymuję- przyznał mu rację sędzia, a ja zaklęłam pod nosem. To pewnie ten pieprzony urok Kate się do tego przyczynił- Ma pan jeszcze jakieś pytania?
- Nie wysoki sądzie. Na razie to wszystko.
- Obrona?
- Nie mam pytań.
- Dobrze. W takim razie wzywam świadka obrony, pana Savana Koteche.
Widziałam jak Kate oddycha z ulgą, choć coraz ciężej było jej ukryć wściekłość skierowaną głównie w moją stronę. Uspokoiła się nieco, gdy adwokat zaczął szeptać jej coś do ucha. Savan zajął wyznaczone przez sędziego miejsce i po tym jak został pouczony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, zaczął odpowiadać na miliony pytań. Jego wypowiedzi były o wiele mniej pewne i utrzymujące w ryzach linię obrony, co napawało mnie nieskrywaną radością. Jak już wspominałam wcześniej... to jest mój dzień!
Wraz z Kate ominęliśmy chmarę paparazzich, wychodząc tylnym wyjściem, w czasie gdy Cowell wraz z mecenasem McConellem odwracali od nas uwagę, udzielając wywiadów krwiożerczym dziennikarzom. Gdy tylko zamknąłem za sobą drzwi taksówki, przyciągnąłem siedzącą obok mnie dziewczynę i mocno do siebie przytuliłem.
- Byłaś tak cholernie dzielna!- zacisnąłem mocniej ramiona wokół jej talii i ucałowałem w czubek głowy. Minęło trochę czasu nim pozwoliłem mojej małej siostrzyczce odsunąć się ode mnie i bez słowa wrócić na miejsce.
Od razu po zapięciu pasów, skupiła swój wzrok na mijanych przez nas ludzi za oknem. Za każdym razem gdy zatrzymywaliśmy się na światłach, uparcie wypatrywała kogoś na przejściu dla pieszych i za każdym razem gdy ruszaliśmy w dalszą drogę, wyglądała na rozczarowaną.
- Szukasz kogoś?- spytałem, ujmując jej dłoń, ale odpowiedziała mi jedynie cisza. Dokładnie taka sama jak podczas naszego porannego spotkania w kancelarii. Nie wiem po co ten adwokat cokolwiek do niej mówił, skoro nawet ślepy by zauważył, że kompletnie go nie słuchała. W trakcie całej rozmowy, była myślami w zupełnie innym miejscu. Dalekim od tego co było tu i teraz. Gdy obserwowałem ją jak stoi przy wysokim oknie, spoglądając na ludzi zza bordowej zasłony, miałem jedynie nadzieje, że świat, w którym postanowiła się ukryć był lepszy od tego tutaj. Modliłem się o to do czasu, aż podjechaliśmy pod mój dom.
Dom Savana
Nie pamiętam kiedy ostatnio w moim domu było tyle osób. Wróć. Nie pamiętam kiedy ostatnio w moim domu było tyle zdenerwowanych osób. Zayn i Liam od momentu usadowienia się na kanapie nawet nie drgnęli, za to Ed chodził po całym domu i nie mógł sobie znaleźć miejsca. Najprzyjemniej patrzyło się na Gabę, tulącą się do Nialla na jego kolanach. Chłopak rytmicznie pocierał dłonią jej plecy i co jakiś czas skradał niewinnego całusa w policzek, aby choć w minimalnym stopniu oderwać ją od rozmyślania nad tym, co aktualnie działo się z jej najlepszą przyjaciółką. Louisa z Harry'm straciłam z oczu jakieś półgodziny temu, gdy zniknęli w kuchni obiecując, że przyrządzą coś wszystkim do jedzenia. Chciałam sama zadbać o moich gości, ale nie byłam w stanie. Co chwilę zerkałam na telefon, sprawdzając czy Savan nie przysłał mi jakiejś wiadomości. Niestety za każdym razem musiałam się gorzko rozczarować. Nie pozostawało mi nic innego, niż stanie w oknie i nerwowe obgryzanie paznokci, za które zapewne zabije mnie kosmetyczka, konsultantka ślubna i inne kobiety, przejęte moim zbliżającym się wielkimi krokami weselem.
Podczas zastanawiania się, jak wytłumaczę trzy skrócone o pięć milimetrów paznokcie, zauważyłam czarne Audi zakręcające na podjeździe. Mój narzeczony wysiadł szybko z auta, ciągnąć za sobą chwiejącą się na szpilkach dziewczynę.
- Przyjechali!- wydarłam się na całe gardło, aby wszyscy mnie usłyszeli. Nim zdążyłam zrobić krok, kątem oka dostrzegłam jak Harry wybiega z kuchni, a zaraz za nim Louis. Podobnie jak reszta siedząca w salonie zerwałam się z miejsca i podążyłam za nimi. Styles pociągnął za klamkę, nim znajdujący się po drugiej stronie zdążyli unieść ręce by zapukać.
- Nareszcie!- westchnął, wciągając Kate do środka i zamykając ją w ciasnym uścisku. Po tym jak otrząsnęła się z szoku, również go objęła, ale z zdecydowanie mniejszym entuzjazmem. Mimo jego sprzeciwu, udało jej się wyswobodzić z jego ramion i bez słowa udała się do salonu. Przyjaciele podążyli za nią, a ja zatrzymałam mojego narzeczonego, przytrzymując go za łokieć.
- Co się wydarzyło? Opowiedz mi wszystko- poprosiłam błagalnie, gdy łzy zaczęły wzbierać mi w oczach. Nie mogłam się pogodzić z tym wszystkim widząc minę Kate, która była taka... nijaka. Ona nigdy nie jest taka obojętna. Nawet kiedy wciela się w poważną bizneswoman wzbudza to we wszystkich jakieś emocje, a dzisiaj... wygląda tak jakby miała zaraz zniknąć. Na zawsze.
- Dołączmy do reszty. Na pewno też chcą wiedzieć jak było, a ona nie jest dziś zbyt rozmowna.
Zgodziłam się na jego propozycję i trzymając się za rękę, weszliśmy do pokoju, gdzie wszyscy zgromadzili się wokół przygarbionej brunetki, siedzącej na niewielkim stoliku i wpatrującej się w płomienie wirujące w kominku. Serce mi pękało, widząc zatroskanego Loczka, klęczącego przed, jak sam zdążył mi dziś oznajmić, miłością swojego życia. Obiema dłońmi ściskał mocno drobne rączki brunetki, która zdawała się tego nie zauważać.
- Savan, może ty nam coś zdradzisz?- poprosił błagalnym tonem Ed. Jego też nigdy nie widziałam tak roztrzęsionego.
- Nie wiem od czego zacząć...- podrapał się po głowie, niepewny co zrobić. Ostatni raz spojrzał na Kate, która wyglądała jak skamieniała, po czym zaczął nam pokrótce streszczać jak wyglądało ich poranne spotkanie w kancelarii oraz jak przebiegła pierwsza rozprawa. Z jego opowieści wynikało, że brunetka świetnie poradziła sobie podczas zeznań, za to jemu nie poszło już tak dobrze. Gdy skończył, nie było ani jednej osoby, która nie miałaby otwartej z zaskoczenia buzi lub wytrzeszczonych oczu.
- To jakiś żart, prawda?- dopytywał się Liam- Powiedz, że to żart.
- Bardzo bym chciał Payne, ale niestety takie są fakty.
- Fakty?!- uniósł się Zayn- Jakie kurwa fakty?!
- Wyrażaj się Malik! Nie jesteś u siebie- zwrócił mu uwagę Savan.
- Ale on ma rację- poparł przyjaciela rozwścieczony Tommo- Jedynym faktem jest to, że Kate jest niewinna i tylko skończony idiota, mógłby sądzić inaczej.
- Rozumiem wasze rozdrażnienie, ale sprawa nie jest taka prosta- próbował im wszystko ponownie wytłumaczyć- Chodzi o to, że...
- Chodzi o to, że ta ruda małpa zazdrości Kate talentu i osiągnięć!- wtrącił swoje trzy grosze Niall, którego również poparł Lou.
- Dokładnie! Ruda pizda! Takie wredne babska powinno się zamykać w więzieniu, a nie porządne i poukładane dziewczyny!
- Moja siostra nie trafi za kratki!- warknął na nich zdenerwowany Kotecha. Postanowiłam interweniować.
Ciągnąc go za rękawa koszuli, wyprowadziłam nas na korytarz, zanim powiedziałby coś, czego by potem żałował.
- Uspokój się, proszę- ucałowałam go w usta, pocierając kciukiem śniady policzek- Reagują tak, ponieważ się martwią. Tak samo jak ty. Odkąd tu przyjechali, bąknęli między sobą tylko kilka zdań, a resztę czasu poświęcili na zastanawianie się za ile wrócicie.
- Wiem, wiem- westchnął głęboko, ponownie łącząc nasze usta razem- To wszystko jest po prostu tak bardzo niewiarygodne i popieprzone.
- Jak wszystko co jest związane z twoją małą siostrzyczką- uśmiechnęłam się pocieszająco- Myślałam, że po tylu latach zdążyłeś się już przyzwyczaić. W końcu za to też ją pokochaliśmy.
- Tak, ale to jest zupełnie inny poziom. Nie spodziewałem się tego.
- Nikt nie przypuszczał, że dojdzie do czegoś takiego. Zwłaszcza ona- powiedziałam, jakby ta cała sytuacja potrzebowała jakiegokolwiek wyjaśnienia- Posłuchaj. Kate była przy nas niemalże od samego początku. Gdyby nie ona, nie oświadczyłbyś mi się i nie planowalibyśmy ślubu. Nie przychodziłbyś z pracy z dwa razy większym uśmiechem na ustach i nie stworzylibyście tylu wspaniałych utworów. Pomyśl ile ona przez ten okres czasu zrobiła dla nas. Teraz pora żebyśmy się jej odwdzięczyli. Będziemy przy niej przez cały czas gotowi ją wesprzeć, kiedy tylko zajdzie taka potrzeba, dobrze?
- Oczywiście- uśmiechnął się do mnie smutno, choć w jego oczach udało mi się dostrzec nowe pokłady nadziei i wiary- Co ja bym bez ciebie zrobił?
- Chodziłbyś głodny, w brudnych ciuchach i pourywanych guzikach- wyliczyłam na palcach główne wady nieposiadania mnie jako swojej narzeczonej. Wywracając oczami, przyciągnął mnie do siebie i ucałował w czubek głowy, a ja ponownie dostrzegłam zmartwioną twarz Harry'ego, który próbował wydobyć z wpatrzonej przed siebie brunetki choćby jedno słowo.
- Da sobie z tym radę?- skinęłam w jego stronę. Savan przyglądał mu się przez chwilę, po czym odparł ze smutkiem.
- Nie wiem, ale będzie to idealny test na to, czy naprawdę ją tak mocno kocha.
Mieszkanie Kasi i Gaby
Miłość przychodzi niespodziewanie i w ułamku sekundy wywraca nasze życie do góry nogami. Tak przynajmniej było w moim przypadku. Gdy po raz pierwszy ujrzałem Kate w jednej z wind siedziby Syco Music, od razu poczułem iskierki przeskakujące między nami. Przy każdym kolejnym spotkaniu, przybierały one na sile, aż zamieniły się w gorący płomień, który teraz wypełnia moje serce. Z jednej strony uważam, że jest to uczucie, którego każdy powinien doświadczyć w swoim życiu. Jednak z drugiej, poważnie bym się zastanowił, czy aby na pewno niesie ono ze sobą wyłącznie dobro.
Darzyć kogoś miłością wcale nie jest łatwo. Wszyscy posiadają zalety, do których łatwo jest się przywiązać, ale zdecydowanie więcej w nas wad. Jeśli chodzi o te drugie, znacznie ciężej je zaakceptować i kochać, tak samo mocno, bez wyjątku i przez całe życie. Kocham Kate G. To niezaprzeczalny fakt. Choćbym nie wiem jak bardzo się starał, nie jestem w stanie wyrzec się tego uczucia. Łączy się to z tym, iż zrobiłbym dla niej absolutnie wszystko, niestety nie jest to taka łatwa sprawa. Zwłaszcza jeśli ktoś mimo tego, że jest przyjacielski, oddany i kochający, jest również irytujący i uparty jak osioł. Taka jest właśnie Kate. Mimo to kocham ją. To fakt.
Odkąd wróciliśmy od Savana, moja miłość kręci się na wysłużonym krześle, stojącym przy biurku i wpatruje się w krajobraz za balkonowym oknem. Podobnie jak w domu Kotechy, tutaj również próbowałem skłonić ją do wydobycia z siebie choćby jednego słowa, ale moje starania szły na marne. Mimo szczerych chęci, ciśnienie w moich żyłach osiągało coraz większe wartości i gdyby nie to, że jestem zdrowym, młodym człowiekiem, już dawno bym umarł.
- Odcięli ci język w sądzie? To jakiś nowy wymiar kary?- odezwałem się głosem, przepełnionym wściekłością, która usilnie chciała wydostać się na zewnątrz mojego napiętego z nerwów ciała. Ku memu niezadowoleniu nawet ostrzegaczy ton, nie zrobił wrażenia na tej drażniącej mnie dziś do granic możliwości brunetce. Rozum podpowiadał mi, żebym siedział cicho i czekał, aż sama zdecyduje się odezwać, ale serce szalało gniewnie w mojej klatce piersiowej.
Wziąłem kilka głębokich wdechów, ale kiedy zobaczyłem jak dziewczyna leniwie ziewa, nie wytrzymałem. Zerwałem się na równe nogi i mało myśląc, a właściwie nie robiąc tego w ogóle, szarpnąłem ją za rękę, rzucając na nieposłane łóżko. Nim zdążyła się zorientować co się dzieje, złączyłem nasze usta razem, natarczywie napierając swoim językiem na jej, dając tym samym minimalny upust, skumulowanym we mnie emocjom. Gdy tylko spróbowała wydostać się spod mojego ciała, przywarłem do niej jeszcze mocniej, wsuwając rękę pod jej plecy i przytrzymując w miejscu. Nie chciałem aby to co robiłem, sprawiało jej przyjemność. Chciałem żeby poczuła to co ja dusiłem w sobie przez cały dzień. Tą złość na nią za to, że nie chce się przede mną otworzyć mimo, że już to kiedyś zrobiła. Na mnie za to, że nie jestem w stanie jej pomóc na tyle, na ile bym chciał. Na Laurę, która odważyła się naruszyć jej dobre imię swymi wrednymi łapskami. Na cały świat, który nie pozwalał jej na choćby chwilę wytchnienia. Na wszystko.
- Odezwij się albo nie przestanę- ostrzegłem, wciągając w płuca życiodajne powietrze. Kate popatrzyła na mnie wystraszonym wzrokiem, ale w głębi duszy wiedziałem, że to nie mojego zachowania się bała.
- Nie mam ochoty rozmawiać- szepnęła, jednocześnie starając się ponownie nakłonić mnie do pocałowania jej, ale nie pozwoliłem na to.
- Musisz to zrobić.
Mój rozkaz wzbudził w niej skrywane dotąd pokłady energii. Położyła swe drobne dłonie na mojej piersi., po czym odepchnęła mnie z całej siły, przez co omal nie wylądowałem na podłodze, kompletnie oszołomiony. Ona z kolei wstała i palcem wskazującym pokazała mi drzwi.
- Wyjdź stąd- wysyczała przez zaciśnięte zęby. Zauważyłem jak w jej oczach zaczynają wzbierać łzy. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że nawet stado bawołów nie byłoby w stanie mnie stąd wyrzucić, a tym bardziej ona. Przyrzekłem jej, że gdy tylko będzie mnie potrzebować, zawsze stanę przy jej boku, czy jej się to podoba czy nie. Miałem zamiar dotrzymać danego słowa.
- Nie.
- Coś ty powiedział?- popatrzyła na mnie zdziwiona.
- Nie- wzruszyłem niewinnie ramionami- Nawet gdybyś miała mnie za to zabić, nie wyjdę i cię nie zostawię. Mam nadzieję, że wyraziłem się jasno.
- Nie chcę żebyś tutaj był- dodała- Nie chcę żebyś był blisko mnie.
- Widzisz? Rozmawiamy- uśmiechnąłem się sztucznie- Chyba nie jest tak źle?
- Nie denerwuj mnie Harry. Nie dzisiaj. W ogóle tego nie rób...- odwróciła się do mnie plecami, kładąc ręce na biodrach.
- Ja tylko staram się do ciebie dotrzeć, choć muszę przyznać, że bardzo mi to utrudniasz.
- Może dlatego, że tego nie chcę?- wydarła się na mnie, ponownie zwracając się w moim kierunku- Nie chcę żebyś mi pomagał, żebyś do mnie docierał, żebyś tu był! Czy nie wyraziłam się wystarczająco klarownie?- wyrzuciła ręce w górę, rozwścieczona jak zamknięte w klatce dzikie zwierze- Co mam zrobić, żebyś stąd poszedł i zniknął na zawsze z mojego życia?!
Oniemiałem. Kilka razy otwierałem usta, w nadziei, że wypłynie z nich coś co sprawi, że to co usłyszałem okaże się wyjątkowo mało zabawnym żartem i oboje zaczniemy się śmiać z tego, że uwierzyłem w jej słowa. Niestety nic takiego się nie wydarzyło.
- Tego chcesz?- spytałem szeptem, bojąc się usłyszeć odpowiedź. Mimo moich obaw, musiałem ją poznać.
W ramach wyjaśnień musiało mi wystarczyć jedynie ledwo zauważalne skinienie głowy. Czując się pokonany i zawiedziony podjętą przed sekundą decyzją, niespiesznie wstałem, mając nadzieję, że nim wyjdę usłyszę głos proszący, żebym jednak został, ale nic takiego się nie wydarzyło. Moje serce przestało bić. Czułem jak moje ciało staje się zimne, gdy najważniejszy mięsień przestał pełnić swoją funkcję. Nie trudząc się z zamknięciem drzwi, opuściłem niewielkie mieszkanie. Nieprzyjemny dreszcz wstrząsnął moim ciałem, kiedy zetknąłem się z chłodnym londyńskim powietrzem. Wahałem się przez chwilę, czy nie spojrzeć w górę, ale nie chciałem się rozczarować, w razie gdyby nikt nie spoglądał na mnie z okna. Długim krokiem, ruszyłem w kierunku domu. Próbowałem przeanalizować co się przed chwilą wydarzyło, ale byłem zbyt odrętwiały. Moje ruchy stały się automatyczne, jakby ktoś mnie zaprogramował i mną sterował, a ja nie mogłem nic na to poradzić.
Docierając do niewielkiego parku oddzielającego od siebie dwie główne ulice, usłyszałem za plecami jak ktoś woła moje imię. Zbagatelizowałem to, sądząc, że pewnie mam jakieś urojenia, ale każde kolejne nawoływania były coraz głośniejsze.
Zatrzymałem się przed małą fontanną, nie będąc w stanie się obrócić. Po chwili poczułem, jak ktoś kładzie dłoń na moim moich plecach i opiera o nie czoło.
- Przepraszam. Tak bardzo, bardzo przepraszam. Nie chciałam. Ja tylko...
Powoli zwróciłem się w stronę Kate, która stała przede mną w przemokniętej koszuli i spodnich od garnituru. Biały materiał idealnie przylegał do jej ciała, ukazując koronkową fakturę stanika, zdobiącego jej niewielkie piersi. Lustrowałem ją wzrokiem, skupiając się ostatecznie na przerażonych oczach.
- Ty tylko co?- ponaglałem ją do kontynuowania, nie ukrywając gniewu- Tylko co Kate? Powiedz to do cholery!
- Jestem wściekła- odparła, ledwo łapiąc oddech- Jestem tak niesamowicie wściekła, że nawet nie wiem jak to opisać.
- Na co się tak wściekasz?- dopytywałem- Co takiego się wydarzyło, że postanowiłaś wyrzucić mnie jak niepotrzebną zabawkę za drzwi? Ze swojego życia.
- Nie miałam tego na myśli...
- Po prostu to kurwa powiedz!- wrzasnąłem, chwytając ją za ramiona i potrząsając.
Kate otworzyła szerzej oczy, kręcąc z niedowierzaniem głową. Po chwili zaśmiała się pod nosem i odsunęła na kilak kroków.
- Chcesz wiedzieć? Doprawdy? Proszę bardzo!- zaczęła machać rękami na lewo i prawo- Jestem wściekła, że ktoś oskarża mnie o kradzież, której nigdy nie dokonałam. Jestem wściekła na Laurę, która zwołała niemal wszystkich paparazzich przed sąd, żeby ujawnić moją tożsamość. Denerwuje mnie jak McConell ciągle mi mówi, co mam robić i jak się zachowywać podczas przesłuchań. Jestem zła na siebie, że wciągnęłam w to całe bagno najbliższych mi ludzi. Nie chcę żebyś był w to w jakikolwiek sposób uwikłany, ale ponieważ postąpiłeś głupio i się we mnie zakochałeś, czuję się odpowiedzialna również za ciebie i za to co przeze mnie teraz przeżywasz. Jest mi przykro, że nie mogę porozmawiać o moich problemach z moim starym przyjacielem, ponieważ ty go nienawidzisz, a w tym wszystkim wspierają cię Gaba i Savan, co doprowadza mnie do szału za każdym razem gdy o tym pomyślę.
- Kate...
- Nie przerywaj mi!- uniosła do góry rękę, uciszając mnie- Nie wiem czy to co mówię ma jakikolwiek sens i składa się w jedną logiczną całość, ale najważniejsze jest to co powiem teraz- zatrzymała się na chwilę, by sprawdzić czy słucham- Nie miałam ochoty rozmawiać, ponieważ jestem zmęczona. Jestem wyczerpana Harry. Nie mam na nic siły. Chciałam żebyś wyszedł, ponieważ nie byłam w stanie patrzeć na ciebie, kiedy jesteś taki zmartwiony i rozgniewany jednocześnie. Tym bardziej, iż wiem, że to moja wina. Ja po prostu jestem tak wykończona, że nie mam już energii by zapewniać kogokolwiek, nawet samą siebie o tym, że będzie dobrze. Nie słuchałeś mnie. Nie zareagowałeś na moją prośbę. A tak właściwie zrobiłeś to, szydząc ze mnie i z mojego stanu.
- Nic takiego nie robiłem- broniłem swojego zachowania. Głupiego zachowania.
- Ja to tak odebrałam- wyjaśniła- Musiałam zrobić coś co skłoniłoby cię do zostawienia mnie samą chociaż na chwilę. Ostatnio cały czas ktoś się koło mnie kręci, co doprowadza mnie do szału. Sądziłam, że tylko wyjdziesz do salonu albo kuchni i gdy ochłonę, wrócisz, zrozumiesz i razem pomyślimy co dalej. Tak się nie stało. Powiedziałam to co powiedziałam, a ty zniknąłeś. Boże!- skryła twarz w dłoniach- Gdy nie mogłam cię znaleźć, poczułam jakby ktoś zepchnął mnie w przepaść bez końca. Wolałabym poczuć jak upadam i łamię wszystkie kości, niż to czego doświadczyłam w momencie, gdy uświadomiłam sobie, że cię nie ma. Zniknąłeś bez śladu, jak mydlana bańka, w której wnętrzu mogłam poczuć się bezpiecznie- wzięła głęboki oddech, po czym dodała ze łzami spływającymi po jej zaróżowionych od zimna policzkach- Przepraszam Harry. Naprawdę nie chciałam do tego doprowadzić. Nie sądziłam, że ta sytuacja będzie miała taki koniec. Błagam wybacz mi, bo przysięgam, że jeśli tego nie zrobisz i nie uwierzysz mi, że to wszystko jest winą mojego popieprzonego życia i charakteru to poddam się. Przestanę walczyć o cokolwiek i zniknę z tego świata tak samo jak poczucie bezpieczeństwa i miłości, które zabrałeś ze sobą, kiedy wyszedłeś z mojego mieszkania.
Wyciągnąłem w jej kierunku dłoń, którą delikatnie ujęła, niepewna co się za chwilę wydarzy. Zrobiłem w jej stronę krok i rozchylając poły kurtki, przyciągnąłem ją do mego rozgrzanego ciała. Niewinnie i z odrobiną niepewności objęła mnie w talii, po czym zaczęła głośno szlochać.
- Czasami nienawidzę cię tak bardzo- westchnąłem- Nienawidzę, gdy się przede mną zamykasz. Nienawidzę gdy na mnie krzyczysz lub zmuszasz mnie do tego, bym trzymał się z dala od ciebie. A wiesz czemu?- pokręciła przecząco głową, pociągając nosem jak mała, bezbronna dziewczyna- Ponieważ kocham cię tak mocno, że jedyne czego pragnę i co jest mi potrzebne do życia to ty. Twoja bliskość, twoje słowa, twój zapach, twoje pocałunki, twoja mądrość, twój talent i twój uśmiech. Gdybym mógł to zabrałbym cię na koniec świata, wybudował dom na wielkiej skale i trzymałbym cię w ukryciu tylko dla siebie. Gdyby to tylko było możliwe, ale nie jest. Dlatego to ja błagam cię po raz kolejny. Pozwól mi cię kochać i wspierać. Otoczyć cię ramionami i chronić przed tym co złe i niesprawiedliwe. Tak jak robię to teraz.
- Dobrze- przytaknęła, spoglądając na mnie z dołu- Postaram się.
- Grzeczna dziewczynka- uśmiechnąłem się do niej ciepło, oddychając z ulgą i skradając niewinny pocałunek- Obiecaj mi jeszcze jedno.
- Co tylko zechcesz.
- Nigdy więcej nie mów, że nie chcesz, abym był częścią twojego życia. Twoje życie jest teraz moim życiem. Jeśli mnie z niego wyrzucisz, umrę.
- Obiecuję- szepnęła, łamiącym się głosem. Poruszona moim słowami. Poruszona prawdą. Przyjmując do świadomości fakty.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie znam się na prawie, sądownictwie itp., więc przepraszam wszystkich tych, którzy czytając to pomyśleli "Dziewczyno! Czy ty kiedykolwiek byłaś w sądzie?!".
Xx.
W ciągu jednej nocy Jej świat wywrócił się do góry nogami. Próbując ponownie odnaleźć się w otaczającej jej rzeczywistości, wyjeżdża do Anglii, gdzie stara się zacząć nowe życie. Niezwykle uzdolniona muzycznie dziewczyna staję się najlepszą i najbardziej pożądaną "tekściarką" w muzycznym show biznesie. Jednak czy TO jej wystarczy aby znów być szczęśliwą? Czy pięciu chłopaków z najsłynniejszego boysband'u na świecie namiesza jej w głowie i pokaże jak w pełni cieszyć się z życia?
22 października 2015
8 października 2015
You don't know that I know...
Retrospekcja z rozdziału #3 pt. "Don't tell them" cz. II opowiadania
Studio taneczne "London Studio Center"
Po tym co widziałem na ostatniej próbie chłopaków postanowiłem dmuchać na zimne i sprawdzić czy zrobili chociaż minimalne postępy. Nie mogłem sobie wyobrazić ich występu na żywo przed kilkutysięczną publicznością podczas trasy. A może po prostu nie chciałem, gdyż byłem święcie przekonany, że wyjdzie z tego jedna wielka klapa.
Wysyłając ostatnie e-maile do moich współpracowników, kierowałem się do jednej z wielu sal w całym budynku. Nie zwracałem uwagi na to, co dzieje się dookoła, ani kto mnie mija. Dochodząc do skrzyżowania dwóch korytarzy, uniosłem na chwilę wzrok, aby na nikogo nie wpaść. Na szczęście nie zderzyłem się z nikim, kto akurat trzymałby w ręku kubek gorącej kawy, ale za to poczułem się tak, jakbym przeżył bliskie spotkanie z betonowym murem. Odruchowo cofnąłem się kilka kroków i przywarłem plecami do ściany. Nie wierząc własnym oczom, zamrugałem szybko kilka razy i ostrożnie wychyliłem się zza rogu, by sprawdzić czy czasem od nadmiaru kofeiny nie dostałem halucynacji. I przysięgam na własną firmę, to nie były żadne zjawy ani fatamorgana. Właśnie obserwowałem jak jeden z moich narwanych podopiecznych, przystawia się do najlepszej tekściarki na Wyspach.
Harry trzymał dłonie na opiętych wąskimi jeansami biodrach Kate, a ona za wszelką cenę starała się unikać jego spojrzenia. Próbowałem podsłuchać o czym rozmawiają, ale udawało mi się zrozumieć tylko niektóre słowa. W pewnym momencie zaczęli się w siebie intensywnie wpatrywać a napięcie, które wytworzyło się między nimi było wyczuwalne nawet przez ściany. Przemknęło mi przez myśl, że powinienem się wycofać, zamiast bawić się w podglądacza, ale chodziło tu o dwójkę ludzi, z którymi miałem podpisane kilkumilionowe kontakty. Musiałem wiedzieć co się dzieje, dla dobra własnego i wytwórni.
Przestałem sobie zaprzątać głowę moralnymi rozterkami, kiedy to kompozytorka położyła swoją drobną dłoń na jego karku, przyciągając bliżej i szepcząc coś do ucha. Szczęka opadła mi do podłogi, gdy Styles, zaczął całować linię jej żuchwy i szyję, a ona mu na to pozwalała. Jednak zamarłem na dobre dopiero wtedy, gdy ich usta złączyły się razem w namiętnym pocałunku. Nie wiedziałem co o tym sądzić. Z jednej strony miałem ochotę rzucić się na nich i spytać co oni do kurwy nędzy wyprawiają, ale z drugiej... Może Harry wcale nie jest taki głupi? Może ma lepszą żyłkę do interesu niż sądziłem. Postanowiłem po cichutku się wycofać i pozwolić mu działać. Tym bardziej, że poczułem jak w mojej kieszeni wibruje moja komórka.
- Cowell. Tak, już idę.
Studio taneczne "London Studio Center"
Po tym co widziałem na ostatniej próbie chłopaków postanowiłem dmuchać na zimne i sprawdzić czy zrobili chociaż minimalne postępy. Nie mogłem sobie wyobrazić ich występu na żywo przed kilkutysięczną publicznością podczas trasy. A może po prostu nie chciałem, gdyż byłem święcie przekonany, że wyjdzie z tego jedna wielka klapa.
Wysyłając ostatnie e-maile do moich współpracowników, kierowałem się do jednej z wielu sal w całym budynku. Nie zwracałem uwagi na to, co dzieje się dookoła, ani kto mnie mija. Dochodząc do skrzyżowania dwóch korytarzy, uniosłem na chwilę wzrok, aby na nikogo nie wpaść. Na szczęście nie zderzyłem się z nikim, kto akurat trzymałby w ręku kubek gorącej kawy, ale za to poczułem się tak, jakbym przeżył bliskie spotkanie z betonowym murem. Odruchowo cofnąłem się kilka kroków i przywarłem plecami do ściany. Nie wierząc własnym oczom, zamrugałem szybko kilka razy i ostrożnie wychyliłem się zza rogu, by sprawdzić czy czasem od nadmiaru kofeiny nie dostałem halucynacji. I przysięgam na własną firmę, to nie były żadne zjawy ani fatamorgana. Właśnie obserwowałem jak jeden z moich narwanych podopiecznych, przystawia się do najlepszej tekściarki na Wyspach.
Harry trzymał dłonie na opiętych wąskimi jeansami biodrach Kate, a ona za wszelką cenę starała się unikać jego spojrzenia. Próbowałem podsłuchać o czym rozmawiają, ale udawało mi się zrozumieć tylko niektóre słowa. W pewnym momencie zaczęli się w siebie intensywnie wpatrywać a napięcie, które wytworzyło się między nimi było wyczuwalne nawet przez ściany. Przemknęło mi przez myśl, że powinienem się wycofać, zamiast bawić się w podglądacza, ale chodziło tu o dwójkę ludzi, z którymi miałem podpisane kilkumilionowe kontakty. Musiałem wiedzieć co się dzieje, dla dobra własnego i wytwórni.
Przestałem sobie zaprzątać głowę moralnymi rozterkami, kiedy to kompozytorka położyła swoją drobną dłoń na jego karku, przyciągając bliżej i szepcząc coś do ucha. Szczęka opadła mi do podłogi, gdy Styles, zaczął całować linię jej żuchwy i szyję, a ona mu na to pozwalała. Jednak zamarłem na dobre dopiero wtedy, gdy ich usta złączyły się razem w namiętnym pocałunku. Nie wiedziałem co o tym sądzić. Z jednej strony miałem ochotę rzucić się na nich i spytać co oni do kurwy nędzy wyprawiają, ale z drugiej... Może Harry wcale nie jest taki głupi? Może ma lepszą żyłkę do interesu niż sądziłem. Postanowiłem po cichutku się wycofać i pozwolić mu działać. Tym bardziej, że poczułem jak w mojej kieszeni wibruje moja komórka.
- Cowell. Tak, już idę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)