19 lipca 2015

23

Dom One Direction

     Ktoś kiedyś powiedział "Nie żyj marzeniami. Spraw, aby marzenia stały się twoim życiem". W zasadzie to nic trudnego. Wystarczy codziennie budzić się z przekonaniem, że uda nam się osiągnąć wyznaczony cel, korzystać z każdej możliwej okazji, która jest w stanie przybliżyć nas do jego zrealizowania, by na koniec dnia położyć się wygodnie w łóżku, zamknąć oczy i odetchnąć z ulgą mówiąc "Udało mi się". Jak to zwykle bywa teoria jest o wiele prostsza od praktyki...
 Zapewne wspominałem już, że odkąd poznałem Kate G moim nadrzędnym celem było dowiedzenie się o niej absolutnie wszystkiego. Ta inteligenta, utalentowana, piękna i przede wszystkim tajemnicza brunetka o kręconych włosach i malachitowych oczach szybko zawróciła mi w głowie i nim się spostrzegłem, pragnąłem jej bardziej niż czegokolwiek na świecie. Być może zastanawiacie się, po co to wszystko powtarzam, ale chcę abyście zrozumieli podjęte ostatnio przeze mnie decyzje. Moim marzeniem było móc być blisko niej, spędzać z nią całe dnie i noce, a przy każdej nadarzającej się okazji sprawiać, by na jej ustach zagościł uśmiech. Robiłem absolutnie wszystko, żeby dopiąć swego. Nie twierdzę, że zawsze mi to wychodziło, ale starałem się z każdej porażki wyciągać jakąś lekcję i nie powtarzać swoich błędów. W końcu osiągnąłem sukces, dzięki czemu mogę teraz beztrosko przyglądać się jej spokojnym rysom twarzy, kiedy śpi obok mnie i co jakiś czas cicho coś pomrukuje. Chwila... czy ja powiedziałem "beztrosko"? Wolne żarty! 
 W całym tym moim nudnym monologu doszliśmy do sedna sprawy. Marzenia są po to by je realizować, a na końcu się z nich cieszyć. Jednak czy czasami nie jest łatwiej tylko nimi żyć, zamiast zamieniać je w nasze życie? Co jeśli marzenie, które prześladuje nas od bardzo dawna staje się naszym przekleństwem? Nie twierdzę, że Kate nim jest! Absolutnie! Chodzi mi o to, że gdy oficjalnie mogę odhaczyć na swojej liście rzeczy do zrobienia rozkochanie jej w sobie, wcale mnie to nie cieszy. Wręcz przeciwnie. Przeraża mnie to. I nie dlatego, że sam tak naprawdę jej nie kocham, ponieważ jeszcze nigdy nikogo nie darzyłem tak wielkim uczuciem jakim darzę ją. Powodem jest to, że boję się co zrobię jeśli ją zawiodę. Jeśli popełnię błąd, z którego nie dam rady się wybronić? Stracę jej zaufanie, miłość i doprowadzę do tego, że ponownie zamknie się w swojej skorupie i nie dość, ze sam nie będę mógł sobie tego wybaczyć, winą za to obarczą mnie również inni? Złamię jej serce, które i tak ledwo udało mi się posklejać? Lęki jak te prześladują mnie, odkąd postanowiła otworzyć się przede mną i wyznać całą prawdę o sobie i jej rodzinie. Mimo to dopadły mnie one ze zdwojoną siła, kiedy wczoraj powiedziała, że mnie kocha. Kompletnie nie widziałem jak mam zareagować. Oczywistym było, że powinienem wziąć ją w ramiona, pocałować i przyrzec, iż zapewnię nam szczęście i radość do końca naszych wspólnych dni... ale nie mogłem tego zrobić. W momencie, gdy postanowiła obdarzyć mnie swoją bezwarunkową miłością, doszedłem do wnioski, że ona ufa mi bardziej niż ja sobie. Dlatego nie mogłem jej nic obiecać. Nie mogłem postąpić inaczej. Muszę najpierw sam przekonać się o tym, że w pełni na nią zasługuję, nim złożę jej tak ważną obietnicę. 
 Przekazałbym wam jeszcze kilka mniej lub bardziej mądrych zdań na temat marzeń i wszystkiego co jest z nimi związane, ale moje własne właśnie zaczęło się przebudzać. 
 Kate zaczęła się niespokojnie wiercić, zanim powoli otworzyła swoje zaspane oczy i rozejrzała się dookoła. Gdy odwróciła głowę w moją stronę, potarłem kciukiem po śladach odciśniętej poduszki na jej rozgrzanym policzku i uśmiechnąłem się do niej.
- Dzień dobry kochanie- musnąłem delikatnie jej usta swoimi, po czym przyciągnąłem ją bliżej siebie.
- Nie nazywaj mnie tak- mruknęła niezadowolona, oplatając ramiona wokół mojej talii- Wszystkie pary tak do siebie mówią. To nudne.
- W takim razie jak mam się do ciebie zwracać?- spytałem, śmiejąc się pod nosem z jej niezadowolonej miny. Wyglądała uroczo, kiedy na jej twarzy pojawiało się kilka niewyraźnych grymasów, a mnie traktowała jak pluszowego misia, który odpowiednio ułożony pomógłby jej z powrotem zasnąć. 
- Wymyśl coś oryginalnego. Czemu tylko ja muszę ubierać wszystko ładnie w słowa?
- Taki masz zawód.
- W takim razie...- uniosła się nieco na łokciu, by poprawić sobie poduszkę, po czym wróciła do poprzedniej pozycji- Zatrudniam cię jako mojego osobistego wymyślacza od ładnych słówek.
- Wymyślacza?- zaśmiałem się głośno- Nie chcę cię martwić, ale nie istnieje takie słowo.
- Widzisz? Już masz pierwsze zadanie na dzisiaj- odparła poirytowana- A teraz bądź cicho, bo próbuję zasnąć. 
Dziewczyna zarzuciła sobie moją rękę na plecy i ruchem ramienia nakazała abym ją mocniej objął. Nie zwlekałem długo ze spełnieniem rozkazu od mojej księżniczki. Boże. Zamieniam się w Nialla...
- Kate...
- Hm? 
- Zaraz muszę wyjść.- poinformowałem ją- Jestem umówiony z...
- Guzik mnie to obchodzi- oznajmiła- Zostajesz ze mną i nigdzie się stąd nie ruszamy przez cały dzień. A może i dwa.
- Chyba jeszcze nigdy nie wpadłaś na lepszy pomysł!
- Ja mam same dobre pomysł Styles. Nie zapominaj o tym.
Nim zdążyłem odpowiedzieć, chcąc się z nią trochę podroczyć, na szafce nocnej zaczął dzwonić jej telefon. Wnioskując po jej reakcji, a właściwie jej braku, że nie ma zamiaru odebrać, sam sięgnąłem po grającą "Naive" zespołu The Kooks komórkę. 
- Cześć Ana!- przywitałem się z narzeczoną Savana- Jest, choć nie wydaje się być zbyt rozmowna. Ok, zapytam. Kate?
- Nie ma mnie!
- A pamiętasz, że masz dzisiaj przymiarkę w jakimś salonie?
Usłyszałem jak ciężko wzdycha. Po krótkiej chwili zerwała się na równe nogi i mrucząc pod nosem, że nienawidzi swojego życia udała się do łazienki.
- Będzie za pół godziny.

Salon sukien ślubnych

       Możemy mieć wielu wrogów, ale czasami zachowanie najbliższych nam osób może doprowadzić nas do białej gorączki.
- Kate, liczę do trzech i jeśli stamtąd nie wyjdziesz to poskarżę się Savanowi!- pukałam uparcie w drzwi przebieralni, gdzie moja druhna honorowa postanowiła się zabarykadować.
- Ale mnie nastraszyłaś...- krzyknęła przez drzwi z przepełnionym sarkazmem głosem. Może to akurat nie był dobry argument, ale tonący brzytwy się chwyta- Nie pokażę się nikomu w tej kiecce! 
- Dlaczego?
- Bo jest różowa!- odparła, zapewne rozkładając ręce w geście "ślepa jesteś czy co?". W sumie to można mnie uznać za niedowidzącą, bo rentgena w oczach jeszcze nie mam.
- Oj daj spokój! Chcę tylko zobaczyć jak na tobie leży- próbowałam ją przekonać do wyjścia- Kolor będzie inny. Fioletowy albo jakiś taki...- zerknęłam kątem oka na moją konsultantkę ślubną, która przytakując lekko głową dała mi znać, że da się to zrobić- Poza tym jesteśmy tu tylko ja i Morgan. Nikt cię nie zobaczy.
Po pełnej napięcia minucie oczekiwania, dziewczyna wychyliła się lekko zza drzwi rozglądając się dookoła i sprawdzając teren. Gdy upewniła się, że mówiłam prawdę, niepewnie wyszła z przymierzalni i stanęła na niewysokim podeście przed wielkim lustrem. Gdy ją zobaczyłam, od razu stwierdziłam, że w takim stroju mogłaby odgrywać jedną z księżniczek Disneya, ale zdecydowanie musieliby wymyślić dla niej nową postać, bo z jej charakterkiem żadna obecna się nie nadawała. No i może okiełznałabym jej nieco nastroszone włosy. 
- Wyglądasz prześlicznie!- klasnęłam uradowana w dłonie- Po prostu cudownie!
- Idę stąd!- obróciła się na pięcie i skierowała w stronę swojego tymczasowego bunkru, słysząc mój zachwyt. 
- Chodziło mi o krój, a nie o kolor!- pociągnęłam ją za ramię, aby wróciła na miejsce. Nikt nie musi wiedzieć, że ten lekko wyblakły róż na jej porcelanowej skórze też mi się podobał.
- Nie założę...
- Tak wiem, wiem...- machnęłam na nią ręką. Przyjrzałam jej się jeszcze raz dokładnie, po czym stanęłam obok i spojrzałam na nasze odbicia w lustrze- Co sądzisz o tej propozycji?
Kate wzruszyła nieporadnie ramionami, przyglądając się sobie raz z jednej strony raz z drugiej. Po kilku próbach dojrzenia jak sukienka wygląda z tyłu, konsultantka pomogła jej dostawiając drugie lustro. Chwilę to jeszcze trwało nim brunetka, delikatnie się uśmiechnęła i wyraziła swoją, mimo wszystko pochlebną opinię.
- Ładna- stwierdziła krótko i odwróciła się w moją stronę- Jeśli tobie odpowiada mogę ją założyć w dniu twojego ślubu.
- Świetnie! Bardzo się cieszę kochana!- uścisnęłam ją zadowolona.
- Co wy macie z tym kochana?- mruknęła pod nosem, rozprostowując luźno opadający wzdłuż jej nóg materiał.
- To znaczy? Jak to my?- dopytywałam się, nie rozumiejąc o co jej chodzi, ale ona jedynie machnęła ręką.
- Nie nic. Tak tylko... To jaki będzie ten kolor?
- Jeszcze nie wiem- westchnęłam- Podoba mi się ten, ale chcę żebyś ty też się dobrze czuła.
- Mogę coś zaproponować?- Morgan spytała grzecznie. Odniosłam wrażenie, że wcale nie czekała na odpowiedź z mojej strony, co niedługo się potwierdziło.
- Oczywiście- Kate udzieliła jej przyzwolenia, co okazało się wystarczające. Pewnie! Kto by się przejmował przyszłą panną młodą, która stoi obok... 
- Myślę, że ciemna zieleń będzie idealnie pasować nie tylko do wszystkich druhen, ale również idealnie wkomponuje się w wystrój wnętrz i stanowić będzie doskonałe zwieńczenie całej ceremonii. Taka kropka nad "i". Dodatki powinny być w kolorze miedzi, bądź starego złota, ewentualnie srebra z zielonymi kryształkami.
Wyobrażając sobie pomysł konsultantki, na mojej twarzy pojawiał się coraz większy uśmiech i nawet Kate wydawała się być zaintrygowana jej sugestiami. Po jeszcze kilku uwagach i wymianie zdań, poprosiłam o przygotowanie kilku próbek na następną wizytę w salonie. 
- Będziecie wyglądać fenomenalnie!
- Możliwe, ale ciebie i tak nie przebijemy- zapewniła mnie moja przyszła szwagierka.
- Tylko byście spróbowały!- pogroziłam jej palcem, co wywołało u nas obu śmiech. Dziewczyna oznajmiła, że idzie się przebrać, ale nim zamknęła za sobą drzwi, zdążyłam zadać jej nurtujące mnie pytanie.
- Kate, czy coś cię gryzie?
Zatrzymała się w pół kroku i powolnie stanęła do mnie przodem.
- Wiesz Ana, już trochę mnie znasz, więc powinnaś wiedzieć, że zawsze mnie coś gryzie.
- W takim razie czy to coś nowego?- spytałam, cierpliwie czekając na odpowiedź. Między nami zapadła niezręczna cisza, która została przerwana przez jej ciche odetchnięcie.
- Nie. To nic nowego.
Może gdybym nie spędzała z nią tak dużo czasu i nie słyszała tylu opowieści o niej, uwierzyłabym. Niemniej jednak przez te kilka lat znajomości nauczyłam się również, że jeśli Kate G czegoś nie chce zrobić, jesteś na straconej pozycji. 

Kancelaria adwokacka 

     Coś mi nie pasowało... Już kiedy spotkałem się z chłopakami na śniadaniu wiedziałem, że coś jest nie tak. Przyjrzałem się dokładnie ich twarzom, na których widać było lekki atak paniki i jak to zwykle bywa w przypadku Horana głód, ale nie to stanowiło problem. W końcu każdy by był zestresowany wizją przesłuchiwania przez jakiegoś nadętego adwokacinę, zwłaszcza jeśli obok znajdował się Cowell i Savan. Choć ten drugi to pewnie narobił już w portki tak jak i reszta ze stresu. Oczywiście nie można tu zaliczać Loczka, który wydawał się być nadzwyczaj zdeterminowany, tylko jeszcze wtedy nie wiedziałem do czego.
- Nie wydaje ci się, że coś tu nie gra?- szturchnąłem w łokieć Liama, który w przeciwieństwie do mnie uważnie przysłuchiwał się temu co miał do powiedzenia pan Mc-coś-tam.
- Może to, że zamiast siedzieć cicho i uważać na to co mówi adwokat cały czas coś do mnie szepczesz?- warknął na mnie odsuwając się jak najdalej.
- A może...
- Louis zamknij się!- przyłączył się do upominania mnie Zayn- Jeszcze trochę i sam będziesz potrzebował obrońcy. Tylko wtedy inaczej się ubierz, bo cię z sądu wywalą.
Nagle mnie olśniło! Kto by przypuszczał, że to Zayn będzie tym, który rozwiąże prześladującą mnie od rana zagadkę? Jeszcze raz zmierzyłem wszystkich obecnych wzrokiem i stwierdziłem, że wystroili się jak stróże w Boże Ciało. Przynajmniej taka była moja opinia. Jestem jeszcze wstanie zrozumieć garnitury, które przywdziali Mc... cholera wie jak ma na imię i Simon. Ale Liam pod krawatem, Niall zapięty pod samą szyję, Harry w czarnej marynarce i gwóźdź programu czyli Malik w śnieżnobiałej, wyprasowanej koszuli i lakierkach, przegięli pałę. Moje spodnie z szelkami i koszulka w paski sprawiają, że wyglądam przy nich jak menel. "Nie przyszło ci do głowy, że to ty się nieodpowiednio ubrałeś?" wątpiła w moje wyczucie stylu i sytuacji jakaś wredna cząstka mojego umysły, ale jak zwykle gdy zabierała głos postanowiłem ją zignorować. 
- Czyli chce pan powiedzieć, że nasze zeznania mogą w żaden sposób nie pomóc Kate?- odezwał się Harry, który ledwo trzymał nerwy na wodzy. Żałowałem, że nie usiadłem obok niego, bo jeśli wybuchnie to wątpię, żeby Horan dał mu radę. 
- Jeśli po tym co od was dzisiaj usłyszę uznam, że nie ma to żadnego znaczenia dla sprawy, nie zostaniecie wezwani nawet do sądu.
- To są jakieś żarty...- pokręcił głową z niedowierzaniem, na co adwokat rozłożył bezradnie ręce- A co jeśli coś wiemy?
- Mógłbyś się wyrażać jaśniej?- poprosił go Simon, który gdyby tylko mógł to podłączyłby nas pod wykrywacz kłamstw. 
Gołym okiem mogłem zobaczyć jak Styles'owi włosy zakręcają się jeszcze mocniej od nadmiaru myśli, a szare komórki pracują na pełnych obrotach, wypuszczając parę z uszu. Przyjaciel kilkakrotnie przygryzał od wewnątrz policzek, bijąc się z myślami, nim westchnął ciężko i wzruszył bezradnie ramionami. Wiedziałem, że źle czuje się z tym, że nie jest w stanie pomóc swojej ukochanej. Na szczęście nie wpadł na żaden głupi pomysł i nie zaczął kłamać, a nawet jeśli tak było to się opamiętał.
- Nie radzę wam składać fałszywych zeznań- ponownie zabrał głos adwokat naszej tekściarki, zdając sobie sprawę z tego co mogło chodzi po głowie jednemu z nas- Nie dość, że nie pomożecie tym Kate, a tylko jeszcze bardziej ją oczernicie, to w dodatku narobicie sobie problemów.
- I mi- dodał Cowell.
- Jak to jeszcze bardziej ją oczernimy?- wtrącił się zdezorientowany Zayn- To ile ona w końcu ma tych zarzutów?
- To nie powinno was obchodzić. Pragę jedynie zaznaczyć, że krzywoprzysięstwo, może w znacznym stopniu przyczynić się do przegranej. Nie ma co podrzucać prokuratorowi kolejnych dowodów stawiających pannę G w złym świetle.
- Jakim złym świetle?! Jakie nie powinno nas obchodzić?!- uniósł się Harry, a ja już mogłem zacząć przyjmować zakłady jak to się skończy- Przecież ona jest niewinna! 
Chłopak wymachiwał rękoma na lewo i prawo dochodząc swoich racji. Tak jak się spodziewałem, siedzący obok niego Horan na nic się nie mógł przydać, kiedy tak siedział i jedynie go obserwował. Payne próbował jakoś go udobruchać tłumacząc, że przecież nikt z nas nie podejrzewa Kate o żadne przestępstwo, ale marnie mu to wychodziło. Chłopak oprzytomniał dopiero słysząc słowa Cowella:
- Uspokój się Styles! Co jest z tobą?! Zachowujesz się tak jakby była co najmniej twoją dziewczyną. 
Wszyscy zamarliśmy, a przyjaciel stanął jak skamieniały. Jego twarz przybierała wszystkie kolory tęczy. Pewnie wyobrażał sobie co będzie, kiedy Kate się dowie o jakże słusznych przypuszczeniach naszego producenta. Na szczęście on o tym nie wiedział.
- Chłopcy po prostu zżyli się z nią, a jak wiemy niektórzy mają dość wybuchowy charakter- Savan postanowił zainterweniować, póki cała prawda nie wyszła na jaw.
- Ja z nią pracuję od dwóch lat i jakoś się z nią aż tak nie spoufalam- zaznaczył, wciąż nie spuszczając wzroku z Loczka, który został pociągnięty przez Nialla na swoje miejsce. Teraz się bohater znalazł...
- Są młodzi i głupi- zaakcentował ostatnie słowo Kotecha, który nie ukrywał do kogo było on w szczególności skierowane.
- Pozwolą panowie, że kwestie kto jest z kim w jakiej relacji omówicie między sobą po naszym spotkaniu- bezkompromisowo zakończył nasze "małe nieporozumienie" McConell. Przypomniałem sobie!- Zatem chłopcy, czy kiedykolwiek słyszeliście albo widzieliście coś podejrzanego co mogłoby rzucić nieco jaśniejszy cień na całą tą sprawę.
Wszyscy popatrzeliśmy po sobie, czekając aż któryś z nas wyskoczy nagle z niezbitym dowodem, potwierdzającym niewinność Kate, ale nic takiego się nie wydarzyło. Po kilku dodatkowych pytaniach typu kiedy spotkaliśmy po raz pierwszy Rudą Małpę, jak opisalibyśmy relację miedzy nią a Kate i tego typu pierdołach adwokat oświadczył, że bardzo nam dziękuje za przybycie.
- Na nic się nie przydamy, prawda?- spytał na odchodne Liam.
- Niestety to wszystko już wiem od pozwanej.
- Mógłby pan jej tak nie nazywać. To strasznie brzmi- poprosił Kotecha. Widać było, że z nerwów aż włosy mu siwieją. 
- Oczywiście- zgodził się starszy mężczyzna- Tak czy inaczej jeśli jednak coś sobie przypomnicie to bardzo proszę o kontakt. Dajcie znać pannie G lub waszemu producentowi, że na coś wpadliście. Pierwsza rozprawa za trzy dni, ale nie poddamy się bez walki. 
Wymieniliśmy ostatnie uściski dłoni i odetchnęliśmy głęboko, kiedy wyszliśmy na zewnątrz. Chłodne powietrze dostało się do naszych płuc, ale w nawet najmniejszym stopniu nie ochłodziło to naszej wrzącej w żyłach krwi. Zwłaszcza Harry'ego.
- Trzymasz się jakoś?- spytałem klepiąc go po ramieniu, kiedy zrezygnowany pocierał dłonią policzek.
- Ja?- spojrzał na mnie zaskoczony- Nie mnie powinieneś zadać to pytanie.
- Jeśli ty się załamiesz to Kate również.
- Ona już jest załamana- odparł, kręcąc z rezygnacją głową- I to przeze mnie.
- Przecież to nie twoja wina, że ta cała Laura ma jakieś ubytki pod tą swoją rudą czupryną.
- Nie chodzi o to- odparł, rozglądając się dookoła czy nikt nas nie słyszy- Kate powiedziała mi wczoraj, że... wyznała mi miłość.
- Że niby co zrobiła?
- Powiedziała, że mnie kocha- powtórzył przez zaciśnięte zęby.
- Traktuję cię jak brata, więc z troski o twoje zdrowie psychiczne muszę spytać... czy ty coś brałeś?!- przyłożyłem mu rękę do czoła, aby sprawdzić czy nie ma gorączki, ale od razu ją od siebie odsunął.
- Najpierw byłeś na mnie obrażony, że nic ci o nas nie mówiłem, a gdy dzielę się najważniejszym wydarzeniem odkąd ją poznałem, robisz sobie ze mnie żarty?!
- Nie! Jasne, że nie! Ja tylko... wow!
Kompletnie nie wiedziałem jak zareagować. Nie spodziewałem się tego. Jeszcze nie tak dawno skakali sobie do gardeł, później robili to samo, ale w bardziej przyjemny sposób, a teraz wyznają sobie miłość?! Prędzej bym się spodziewał usłyszeć jaka to Kate okazała się utalentowana również w łóżku, ale nie że... Moment! Ona pierwsza powiedziała mu...
- Chwila, chwila...- uniosłem dłonie do góry, powstrzymując przyjaciela przed powiedzeniem czegokolwiek, choć aktualnie nie wyglądał na skorego do rozmowy- A ty jak zareagowałeś?
- Nijak- przeczesał nerwowo włosy palcami- Odsunąłem się od niej i uznałem, że to idealny moment by iść spać.
- Co takiego?!- wytrzeszczyłem na niego oczy. Czułem jak pomału wychodzą mi z oczodołów. To by dopiero było widowisko- Kochasz ją?
- Tak! Jasne, że tak- niemal krzyknął- Ja pierwszy odważyłem powiedzieć to na głos, ale gdy ona to zrobiła to ogarnął mnie strach.
- Strach?- zmarszczyłem brwi ukazując moje niezrozumienie w stosunku do jego zachowania. 
- Twoje ciągłe pytania i zmuszanie mnie do powtarzania w kółko tego samego wcale nie są pomocne- oświadczył- Pragnę wyjaśnić tą kwestię, żebyś nie żył w błędzie i nieświadomości. 
- Wiem, wiem ja po prostu jestem w szoku.
- Cóż ja też wczoraj byłem...- westchnął zrezygnowany.
Serce mnie bolało patrząc na jego smutną minę i zrezygnowaną postawę. Musiałem go jakoś wesprzeć, mimo iż nie miałem tym razem żadnego świetnego pomysłu. Trzeba było postawić na prostotę.
- Moim zdaniem powinieneś jej o tym powiedzieć. O tym czego się boisz.
- Tak po prostu?- popatrzył na mnie zaskoczony.
- Dokładnie- uśmiechnąłem się do niego pocieszająco- Wydaje mi się, że w tej kwestii szczerość będzie najlepszym rozwiązaniem. Skoro oboje się kochacie, dojdziecie do porozumienia. Gdy zaczniesz kombinować narobi się z tego więcej problemu niż pożytku, a wy już dawno przekroczyliście limit kłótni jak na jeden związek.
Chłopak zaśmiał się cicho, patrząc przed siebie.
- Trochę ich już było...
- Moja ulubiona to ta kiedy ją pierwszy raz pocałowałeś.
- Ulubiona? Zwariowałeś- tym razem to on zaczął się obawiać o moje zdrowie psychiczne. Zupełnie niepotrzebnie. 
- Wcale, że nie! Takiego kina to jeszcze w życiu nie widziałem i pewnie nieprędko zobaczę.
- Jesteś nienormalny.
- Dlatego się ze mną przyjaźnisz- uśmiechnąłem się chytrze i zarzucając rękę na jego ramiona, ruszyłem w kierunku naszego domu. 

Dom Danielle

    Każda z nas przysłuchiwała się opowieści Kasi, która co prawda nie ukrywała znudzenia, ale dzielnie odpowiadała na każde pytanie.
- I co w końcu wybrałyście?- rządna największej ilość informacji na temat tego jak będzie wyglądało wesele Savana i Any Danielle, nie dawała za wygraną. Kiedy tylko przyjaciółka zbaczała z tematu ta zaraz sprowadzała ją na właściwe (przynajmniej dla siebie) tory. 
- W sumie to nic wyszukanego- odparła leniwie- Zwykła kiecka przed kolano. Oryginał, który przymierzałam jest różowy, ale kolor zostanie zmieniony na ciemną zieleń.
- Czemu nie chciałaś różowej?- spytała popijając swojego drinka Eleanor.
- Ponieważ nie lubię tego koloru.
- Daj spokój- szturchnęła szatynkę Dani- Zielony będzie ekstra wyglądać! Zwłaszcza na Kate. Podkreśli kolor twoich oczu.
- I Harry już w ogóle będzie chodził za tobą na klęczkach- dodałam, co ku memu zdziwieniu nie spotkało się z żadną reakcją. Dziewczyna jedynie wygięła usta w krzywym półuśmiechu i szybko zmieniła temat.
- To co zamierzamy dzisiaj robić?- zwróciła się do gospodyni, która miało wszystko dopięte na ostatni guzik. 
- Najpierw skończymy nasze drinki, potem zrobimy kolejne, naszykujemy coś do jedzenia, w miedzy czasie wypijemy kolejnego cosmopolitana czy co tam będziecie chciały i na końcu zasiądziemy przed telewizorem i będziemy oglądać durne i odstresowujące filmy.
- Już się bałam, że skończy się tylko na piciu- odetchnęłam teatralnie z ulgą, kładąc rękę na piersi.
- A czym jesteście takie zestresowane?- zainteresowała się ich problemami Kasia.
Dziewczyny popatrzyły po sobie z przerażeniem, po czym niemo błagały mnie o pomoc. Jak tylko tu dotarłam oznajmiły mi, że wiedzą o wszystkim od chłopaków i w razie czego mam interweniować. Nie sądziłam jednak, że nastąpi to tak szybko.
- Razem z El mamy niedługo egzaminy końcowe, a Dani pewnie jakieś przesłuchanie...- podpowiedziałam im linię obrony, którą z chęcią przyjęły.
- Zgadza się- przyznały mi rację.
- To gdzie się teraz starasz o posadę, miejsce czy jak to się tam nazywa w waszym tanecznym świecie?- przyjaciółka nie dawała za wygraną, najwyraźniej czując co jest grane.
- Będę tańczyć w teledysku Jessie J- oznajmiła dumnie Peazer- To znaczy jeśli mnie wezmą.
- Liam mówił, że jesteś świetna, a chyba jemu jedynemu zawsze wierzę na słowo, więc czemu miałoby być inaczej?- uśmiechnęła się do niej przyjaźnie, upijając łyk ze schłodzonej szklanki.
- Opowiadał ci o mnie?
- Tak jakby...
Kasia wydawała się nieco zmieszana. Chyba nie chciała powtórki z rozrywki, kiedy to dziewczyna Payne'a delikatnie rzecz ujmując za nią nie przepadała
- Czasami coś wspomina jak wpadam do nich do domu albo jak spotkamy się w studiu. Tak samo Niall opowiada o Gabie, a Louis o Eleanor.
- Naprawdę mówią o nas?- otworzyła szeroko oczy szatynka- A co takiego?
- To się wkopałaś- zaczęłam się śmiać z przyjaciółki, która przewróciła oczami zdając sobie sprawę, że właśnie wpadła z deszczu pod rynnę. 

- Wiem, że masz nie po kolei w głowie, ale teraz to już przegięłaś. Zapomniałaś już jak wyglądała nasza kuchnia po tym, jak pozwoliłaś mi dotknąć patelni i oleju?!- złapałam Kasię za ramiona i potrząsnęłam nią kilka razy- Halo! Tu Ziemia!
- Weź mnie zostaw!- wyrwała się z moje uścisku i odeszła na kilka kroków- Narobisz mi siniaków i ciekawe jak się z nich później wytłumaczę Styles'owi. 
- Zwal na niego. Założę się, że gdy tylko próbujesz wyjść z łóżka stara się cię zatrzymać.
Brunetka popatrzyła na mnie zaskoczona, po czym zaczęła się śmiać.
- I to podobno ja jestem zboczona...
- W przeciwieństwie do ciebie nie opisuję co musicie wyprawiać za zamkniętymi drzwiami- odparłam, krzyżując ręce na piersi- Teraz mi powiedz po co mnie tu przyciągnęłaś, a dziewczynom kazałaś zostać w pokoju i naszykować wszystkie kosmetyki i ciuchy jakie mają?
- Chciałam żebyśmy na chwilę zostały same, a tylko to je mogło na chwilę zatrzymać- wyjaśniła.
- Serio nie mogłaś wpaść na nic lepszego?- uniosłam do góry brwi ze zdziwienia- Wiesz jaki pokaz ci tu zaraz urządzą? Ja nie będę narzekać, ale ty...
- Cel uświęca środki- oznajmiła, wyjmując z lodówki sałatkę przygotowaną przez Dani.
- W takim razie musiało się stać coś poważnego, skoro jesteś w stanie znieść kilka godzin przymierzania ciuchów i malowania.
- Żebyś wiedziała- usiadła na jednym z barowych krzeseł i poklepała miejsce koło siebie.
Zajęłam wskazane przez nią miejsce i cierpliwie czekałam, aż ubierze w słowa swoje jak zwykle rozbiegane myśli.
- Wczoraj byłam u Harry'ego.
- Wiem- zmarszczyłam czoło nie rozumiejąc po co mi to mówi- Zauważyłam po tym jak wstałam rano i mój żołądek zaczął płakać widząc, że nic nie ma na stole.
- Możesz mi nie przerywać? Proszę?- spojrzała na mnie błagalnie. Lekko przytaknęłam, nie zabierając głosu dopóki nie skończyła- Jak łatwo się domyśleć, chciał wiedzieć jak było na przesłuchaniu i takie tam...- machnęła niedbale ręką omijając szczegóły, które według niej nie miały żadnego znaczenia w tej opowieści- Źle się czułam, miałam doła i generalnie ostatnie kilka dni były mało pozytywne, więc pragnęłam by to się zmieniło. Poza tym stwierdziłam, że skoro już tyle zaryzykowałam odkąd go poznałam to czemu nie miałabym zrobić kolejnego kroku naprzód i...- zawahała się, chowając twarz w dłoniach. Ujęłam jej dłonie i schowałam w moich, przyglądając się jej uważnie.
- I co zrobiłaś?
Kasia wzięła głęboki oddech i pokręciła zrezygnowana głową, kiedy w jej oczach pojawiły się łzy.
- Powiedziałam, że go kocham.
Poczułam się jakby ktoś z całej siły uderzył mną o ścianę. Naprawdę. Możecie mnie uznać za wariatkę, ale chyba jeszcze nic w życiu mnie nie zaskoczyło jak to, co przed chwilą usłyszałam. Szczerze powiedziawszy to nie sądziłam, że uda jej się jeszcze kiedykolwiek odważyć na takie wyznanie. Nawet w stosunku do niego. 
Siedziałam z szeroko otwartą buzią i nie wiedziałam jak zareagować. Dopiero kiedy przyjaciółka pospiesznie zerwała się z krzesełka, kierując w stronę drzwi, ocknęłam się i ruszyłam za nią.
- Poczekaj!- zatrzymałam ją nim zdążyła wybiec- A on? Jak na to zareagował?
- Powiedział, że wyglądam na zmęczoną i poszliśmy spać- odpowiedziała załamana- Wcześniej powiedział, że mnie kocha, ale gdy tylko jasno dałam mu do zrozumienia co do niego czuję, on...- głos się jej załamał i kilka łez spłynęło po policzku.
- Hej, nie płacz- przytuliłam ją mocno do siebie- Wszystko będzie dobrze. Może go po prostu zaskoczyłaś. Nie spodziewał się, że tak szybko odwzajemnisz jego uczucie i powiesz mu o tym otwarcie.
- M-może- odkaszlnęła, próbując wziąć się w garść- A może zrobiłam z siebie idiotkę.
- Nie wolno ci tak myśleć!- ostrzegłam ją zdenerwowana bardziej na Harry'ego niż na nią. Jak on mógł zrobić coś takiego? A właściwie nie zrobić nic?! To ja z Louisem narażaliśmy nasze przyjaźnie i życie, żeby połączyć ich razem, a on odwala coś takiego?!
- To co ja mam robić?- spytała załamana- Dzisiaj rano udawałam, że wszystko gra, ale gdyby nie to spotkanie z Aną to nie wiem ile dałabym jeszcze radę wytrzymać, zanim bym się rozpłakała na jego ramieniu.
- Boże, Kasia... nie wiem...- przytuliłam ją ponownie do siebie- Coś wymyślimy, ale teraz musisz się uspokoić.
- Dziewczyny idziecie?!- jak na zawołanie usłyszałam głos El dochodzący z drugiego pokoju.
- Jasne- odetchnęła głęboko- Już mi lepiej- zapewniła, wycierając mokre od łez policzki rękawem swetra. 
- Zrobimy tak- zakomunikowałam bezapelacyjnie- Wrócimy do Dani i El, przebierzemy w seksowne ciuchy, wymalujemy, pstrykniemy mnóstwo fotek i będziemy się świetnie bawić. Potem obejrzymy beznadziejną komedię romantyczną i na koniec pójdziemy zadowolone spać, ponieważ nawet jeśli ktoś złamie nam serce, zawsze będziemy miały siebie i naszą przyjaźń. Pasuje?
- Pasuje.
Uśmiechnęłyśmy się do siebie radośnie, po czym dołączyłyśmy do pozostałej dwójki, która niecierpliwie przeglądała ułożony na podłodze stos sukienek.
- Już myślałyśmy, że będziemy musiały wyciągać was z tej kuchni siłą. Zaczynajmy!

Dom One Direction

     Siedzieliśmy z chłopakami w salonie i zajadaliśmy się zrobioną przeze mnie kolacją. Dzisiaj specjałem mojej kuchni były burgery ze słonecznikiem, serem camembert i maślaną kukurydzą. Po całym dniu spędzonym w kancelarii adwokackiej i zastanawianiu się czemu urodziłem się takim idiotą uznałem, że nie ma lepszego sposoby na odreagowanie, jak przyrządzenie wyśmienitej kolacji. Chłopaki też nie narzekali i pewnie gdyby się dowiedzieli co było powodem nagłego przypływu mojej kulinarnej weny, codziennie woziliby mnie na byle jakie przesłuchania albo uświadamiali mnie jakie błędy popełniam w życiu.
 Louis wraz z Liamem i Niallem co chwili śmiali się pod nosem, zupełnie nie zwracając uwagi na to co dzieje się na ekranie. Spojrzałem zdezorientowany na Zayna, który najnormalniej w świecie postanowił ich olać. Też miałem taki zamiar, ale gdy ich głupkowate miny sprawiały wrażenie należących do chorych psychicznie, postanowiłem dowiedzieć się co ich tak rozbawiło.
- Co jest takiego zabawnego?- zwróciłem się do Tomlinsona i zajrzałem mu przez ramię.
- Nie dostałeś tego?- zdziwił się, pokazując mi zdjęcia naszych dziewczyn, które raz wyglądały jak małe dziewczynki z lizakami w rękach i kucykami na głowie, a na kolejnych jak przebiegłe tygrysice, kusząc swoimi wdziękami i mrocznym makijażem. 
- Nie- odpowiedziałem, sprawdzając czy mam włączony telefon. Zdziwiło mnie to, że nie mam żadnej nieodebranej wiadomości tym bardziej, że na każdym zdjęciu, które widziałem była również Kate. 
- W takim razie masz przerąbane- stwierdził krótko, a ja bez zbędnych wyjaśnień zrozumiałem co ma na myśli.
Odłożyłem swój niedokończony posiłek i poszedłem do swojego pokoju. Gdy dotarłem na górę, zamknąłem za sobą drzwi i wybrałem numer Kate. Po kilku sygnałach odezwała się poczta głosowa i dopiero za drugim razem, usłyszałem jej cichy głos.
- Cześć Harry- przywitała się ze mną, a mi zabrakło słów. Jak miałem tak po prostu z nią rozmawiać, po tym jak wczoraj ją potraktowałem?- Jesteś tam?
- T-tak- odchrząknąłem, starając się wziąć w garść- Widziałem wasze zdjęcia.
- Zdjęcia?- powtórzyła zdezorientowana- Jakie zdjęcia?
- Twoje, Gaby, Danielle i El- wyjaśniłem- Domyślam się, że zrobiłyście je na swoim babskim wieczorze.
- Te zdjęcia...- uzmysłowiła sobie o co mi chodzi- Przepraszam, nie wiedziałam, że będę je komukolwiek wysyłać.
- Nic się nie stało- zaznaczyłem szybko- Po prostu byłem zazdrosny, gdy widziałem jak prowokujesz swoim pięknym spojrzeniem resztę chłopaków.
- Nie musisz się o to martwić. Mówiłam ci wczoraj, że...- zamilkła nie kończąc swojej wypowiedzi. W głębi serca wiedziałem, co chciała powiedzieć, dlatego zabolało mnie, że mogła się powstrzymać przez moje wczorajsze zachowanie. W tym momencie nie pragnąłem niczego więcej jak usłyszeć te słowa padające z jej ust jeszcze raz.
- Kate, czy między nami wszystko w porządku?
- Jasne- odpowiedziała szybko. Za szybko- Jak było na przesłuchaniu? Czego chciał McConell?
- Zadawał nam mnóstwo bezsensownych pytań i doradzał abyśmy trzymali się tylko i wyłącznie prawdy- streściłem pokrótce nasze spotkanie z jej adwokatem.
- Posłuchałeś?- spytała z napięciem w głosie.
- Tak. Obiecałem ci to.
- Chciałam się tylko upewnić.
Między nami zapadła niezręczna cisza. Słyszałem jak nabiera głośno powietrze i powoli je wypuszcza, co mogło być oznaką zdenerwowania lub powstrzymywania się od płaczu. Zacisnąłem pięści, gdyż żadna opcja nie była dla mnie pocieszająca tym bardziej, że każdej powodem byłem ja.
- Spotkajmy się- odezwałem się w końcu, jednocześnie naciągając na nogi buty.
- Mogę wpaść jutro popołudniu jeśli ci to odpowiada.
- Dzisiaj. Teraz- oznajmiłem nie chcąc słyszeć sprzeciwu- Gdzie mieszka Danielle?
- Nie jestem już z nimi. Wróciłam do domu.
- W takim razie jadę do ciebie.
- Harry, to nie jest najlepszy pomysł...- oświadczyła, ale ja nie zważałem na jej argumenty- Nie czuję się dobrze.
- Sprawię, że poczujesz się lepiej- zapewniłem pewny siebie, zbiegając na dół i sięgając po kluczki do samochodu.
- Nie chcę żebyś tu przyjeżdżał, słyszysz? Styles!
- Będę za piętnaście minut.
Rozłączyłem się i modliłem, by po drodze nie zatrzymała mnie policja ani rozpędzona ciężarówka, kiedy gnałem w kierunku domu Kate.

Mieszkanie Kasi i Gaby

     Od dziesięciu minut udawałam, że w moim mieszkaniu nie ma żywego ducha, ale stawało się to coraz trudniejsze. Ciągłe pukanie zaczęło powodować ból głowy i w pewnym momencie nie wiedziałam, czy ktoś dalej dobija się do moich drzwi czy to już tylko i wyłącznie moje urojenia. 
- Kate, wiem że tam jesteś!- usłyszałam po raz kolejny. Zatkałam uszy, ale na niewiele się to zdało- Nie odejdę dopóki mnie nie wpuścisz!
- Czego pan tutaj chce?- usłyszałam nowy głos, który zdecydowanie nie należał do mojego natarczywego chłopaka.
- Próbuję prowadzić dojrzałą konwersację.
- Jeśli zaraz nie przestaniesz zadzwonię po policję- ostrzegł go mój sąsiad z naprzeciwka. Szybko wstałam i otworzyłam na oścież drzwi.
- Dobry wieczór panie Klein- spojrzałam na mężczyznę, stojącego na korytarzu- Przepraszam za hałas, ale byłam pod prysznicem- skłamałam, choć na szczęście miałam jeszcze lekko wilgotne włosy. Przeniosłam swój wzrok na bruneta, który od razu wykorzystał okazję i wszedł do środka.
- Jesteś pewna, że dasz sobie radę?- dopytywał się, najwyraźniej nie obdarzając nocnego awanturnika zbytnim zaufaniem.
- Oczywiście.
- W razie czego krzyknij moje imię, a pokażę mu na co stać takiego poczciwego staruszka jak ja- zaoferował swoje niewątpliwie wysłużone już pracą ramiona, w razie gdyby trzeba było powalić kogoś na ziemię. Nie chciałam niszczyć jego ambitnych złudzeń, dlatego tylko obiecałam go powiadomić w razie jakichkolwiek kłopotów i życzyłam dobrej nocy. 
Gdy zamknęłam za sobą drzwi, poczułam jak rozzłoszczony brunet obraca mnie w swoją stronę i przypiera do drewnianej powłoki. 
- Gdybyś wpuściła mnie od razu, uniknąłbym gróźb i nadszarpnięcia mojego dobrego imienia.
- Gdybyś mnie posłuchał i nie przyjeżdżał też mógłbyś tego uniknąć- odgryzłam się.
Wyswobodziłam się z jego uścisku i ruszyłam w kierunku mojego pokoju. Moje nerwy zostały wystawione na skraj wytrzymałości, kiedy słyszałam jego długie nogi kroczące za mną. Nie zwracając na niego uwagi, usiadłam przy biurku i udawałam, że mam w tym momencie ważniejsze rzeczy do roboty.
- Porozmawiamy?- spytał siadając na skraju łóżka.
- Pracuję- wskazałam ręką na plik kartek znajdujący się przede mną. Nikt nie musiał wiedzieć, że jest to plan rozsadzenia gości na weselę Any, które dała mi do przejrzenia. 
- Nie przyjechałem tu po to żeby wpatrywać się w twoje plecy i udawać, że wszystko jest w porządku. Musimy porozmawiać.
- Uważaj o co prosisz- warknęłam, tracąc nad sobą kontrolę- Jeszcze któreś z nas powie coś czego będzie potem żałować.
Może i ja byłam strzępkiem nerwów, ale on przebijał mnie dziesięciokrotnie. Nawet nie wiem kiedy przyciągnął mnie wraz z krzesłem i zablokował każdą możliwą drogę ucieczki swoimi szerokimi ramionami. Z jego oczu biło tak wiele emocji, że nie wiedziałam czy powinnam skupić się na tych odzwierciedlających jego złość czy inne uczucia, o których nie chciałam w tym momencie myśleć. Wstrzymałam oddech, gdy zbliżył się do mnie tak blisko, że mogłabym bez problemu rzucić się na niego i dać upust swoim emocjom.
- Żałujesz?- spytał zdenerwowany, uważnie obserwując moją reakcję.
- Czego?- wyszeptałam, starając się skupić na jego pociemniałych oczach.
- Tego co wczoraj powiedziałaś. Tego, że mnie kochasz.
- A powinnam?
Chłopak odsunął się ode mnie i podszedł do okna, za którym deszcz grał cichą i ponurą melodię. Im dłużej się nie odzywał, tym bardziej chciało mi się płakać. Nie wiedziałam co się za chwilę wydarzy. Bałam się jakiej udzieli mi odpowiedzi. Nie byłam pewna czy wolę trwać w niewiedzy, czy pogodzić się z bolesną prawdą.
- Kocham Cię Kate- usłyszałam jego ciche wyznanie, ale zwlekałam z tym aby na niego spojrzeć. Kiedy w końcu się odważyłam, ujrzałam jego zaczerwienione oczy, które wyrażały podobne uczucia do moich. 
- Nic z tego nie rozumiem- pokręciłam przecząco głową- Czemu wczoraj, kiedy zrobiłam najbardziej szaloną i zarazem najodważniejszą rzecz w moim życiu potraktowałeś mnie tak... obojętnie.
- Wystraszyłem się- przyznał szczerze, a ja byłam jeszcze bardziej zdezorientowana niż wcześniej.
- Dałam ci moje serce jak na tacy, a ty stwierdziłeś, że go nie chcesz?
- Tego nie powiedziałem- zastrzegł, niezadowolony z wniosku do jakiego doszłam.
- To co chcesz powiedzieć?- rozłożyłam bezradnie ręce- O co ci do jasnej cholery chodzi Styles?! Najpierw wyznajesz mi miłość, a gdy ja chcę zrobić to samo odpychasz mnie jakbym była zwykłą zabawką. Czego ty ode mnie chcesz?
- Ciebie- zrobił krok w moim kierunku, ale ja odruchowo się cofnęłam- Niczego ani nikogo bardziej nie pragnę niż ciebie. Problem w tym, że boję się odpowiedzialności jaką to ze sobą niesie. Nie zdawałem sobie z tego sprawy dopóki nie ujrzałem wczoraj w twoich oczach tego o czym marzyłem przez cały ten czas. Świadomie czy też nie...
- Co cię powstrzymuje?- spytałam, uwalniając kilka łez spod półprzymkniętych powiek- Czemu nie chcesz mi pozwolić darzyć siebie takim samym uczuciem jakie ty mi ofiarujesz?
- Ponieważ boję się cię zniszczyć- wyznał, a jego szczerość spowodowała, że kolana się pode mną ugięły- Takiej otwartej, uśmiechniętej lub przynajmniej obdarowującej mnie tym pięknym widokiem. Ufającej mi i innym. Szczęśliwej- przeczesał nerwowo włosy- Pamiętasz jak powiedziałaś, że jestem twoją nadzieją na szczęście? Co jeśli teraz stanę się osobą, która ci je odbierze? Nie wybaczyłbym sobie tego.
- Harry...- zakryłam dłonią usta, tłumiąc szloch- To wszystko co mówisz, co robisz... to dowodzi tego, że jak nikt inny zasługujesz na moją miłość. Na mnie- podeszłam bliżej i choć tego nie chciał ujęłam jego twarz w dłonie- Nigdy wcześniej nie spotkałam osoby, która tak bardzo starałaby się, abym budziła się każdego dnia z myślą, że czekam mnie coś dobrego. Kogoś kto stawiałby moje potrzeby ponad swoje. Kogoś kto byłby wstanie kłamać dla mnie przed sądem.
Oboje zaśmialiśmy się cicho, a z jego przeszklonych oczu, spłynęła pojedyncza łza. Przyciągnęłam go bliżej, łącząc nasze usta w długim pocałunku. Chciałam nas uspokoić i zapewnić, że oboje jesteśmy w stanie zapewnić sobie nawzajem odrobinę radości.
- Pozwól mi cię kochać Harry- poprosiłam szepcząc w jego usta- Niczego więcej od ciebie nie oczekuję. Możemy się kłócić, wrzeszczeć na siebie i być chorobliwie zazdrośni, ale nie odbieraj mi tego jednego. Tylko o tyle cię proszę.
- Nie zasługuję na ciebie- westchnął, skradając jeden krótki pocałunek- Powiedz to jeszcze raz. Proszę...
- Kocham cię Harry.
Przez załzawione oczy widziałam, jak zaciska powieki i zaciska mocno szczękę.
- Ja też cię kocham Kate. I przyrzekam po raz kolejny, że będę twoim najlepszym błędem.
- Już nim jesteś- zapewniłam, uśmiechając się.
Harry popatrzał na mnie z góry, a w jego oczach nie skrywał się już strach. Jedyne co można było w nich dostrzec to miłość zmieszana z pożądaniem, jakiego nigdy wcześniej nie widziałam. Poczułam jak wszystkie mięśnie boleśnie się we mnie zaciskają, pragnąc go tu i teraz. Sięgnął po rąbek mojej koszulki i podciągnął go do góry. Uniosłam ręce i zrzuciłam z siebie tą część ubioru, która pomimo cienkiego materiału bardzo mi przeszkadzała. Nie pozostałam mu dłużna i z drobną pomocą uwolniłam go z jego rozpiętej pod szyją koszuli. Brunet chwycił mnie na wysokości ud i uniósł do góry, kierując się w stronę nieposłanego łóżka. Położył mnie delikatnie na plecach, a ja przyciągnęłam go, kładąc rękę na jego karku. Po raz kolejny zatraciliśmy się w namiętnym pocałunku, który tym razem wyzwolony był od wszelkich negatywnych uczuć i uprzedzeń. Jedną dłoń wsunął pod moje plecy i swoimi długimi palcami rozpiął mój biustonosz, uwalniając nabrzmiałe od jego krótkich pocałunków i kąsań piersi. Zanurzyłam dłonie w jego włosy i lekko za nie pociągnęłam, co wyzwoliło pomruk zadowolenia, który opuścił jego usta. Schodził coraz niżej, rozpalając moją skórę do czerwoności i zostawiając przyjemne wspomnienie jego opuszków palców, które pozostawało w miejscach gdzie przerywał ich kontakt z moim ciałem. Gdy tylko odpiął guzik moich jeansów, uniosłam do góry biodra, ułatwiając mu tym samym pozbycie się ich. Nie zwlekał z uwolnieniem swojej nabrzmiałej męskości spod zdecydowanie zbyt ciasnego materiału spodni i bokserek. Kolejna fala gorąca oblała moje ciało, kiedy ułożył się wygodnie między moimi nogami i złożył delikatny niczym piórko pocałunek na mych nabrzmiałych wargach. Jedną ręką ścisnęłam jego ramię, a drugą badałam każdy napinający się pod nią mięsień jego pleców, kiedy powolnie i z przygniatającą mnie delikatnością wykonywał ruchy w przód i tył. Odchyliłam do tyłu głowę, co zaraz wykorzystał i zaczął muskać skórę mojej szyi. Nasze oddechy były ciężkie i nierównomierne, a kiedy każde z nas nieubłaganie zbliżało się do osiągnięcia cudownego spełnienia, wstrzymaliśmy parzące powietrze w naszych płucach. W tym samym momencie nasze ciała przeszedł przyjemny i obezwładniający dreszcz, a Harry opadł na mnie, przygniatając mnie swoim ciężarem. Odwróciłam głowę w jego stronę i po chwili on zrobił to samo. Na wciąż drżących ramionach uniósł się do góry i po raz ostatni złączył nasze usta razem.
- Kocham cię Kate.
- Kocham cię Harry.

10 lipca 2015

22

Kancelaria adwokacka

- Może na początku opisze mi pani co się wydarzyło w hotelu?- starszy mężczyzna, który według Simona jest najlepszym prawnikiem w mieście przyglądał mi się uważnie.
- Jestem oskarżona o plagiat, a nie o pobicie- zwróciłam mu uwagę, na co uśmiechnął się ze współczuciem.
- Na razie- odparł, zapisując coś w swoim oprawionym brązową skórą notesie- Zatem?
Spojrzałam kątem oka na Cowella, który z niecierpliwością czekał aż zacznę mówić. Westchnęłam cicho i po odliczeniu do dziesięciu wzruszyłam bezradnie ramionami.
- Nie ma co tego roztrząsać. Przywaliłam jej i tyle.
- A konkretniej?
- Konkretniej to...

 Gdy tylko zauważyłam nazwisko "Marin" zapisane grubą czcionką wiedziałam, że nie może to oznaczać nic dobrego. Przeżegnałam się w duchu i przeczytałam treść zaadresowanego do mnie listu. Z każdym kolejnym słowem moje oczy robiły się coraz większe, aż zaczęły przypominać piłki do tenisa (albo przynajmniej takie miałam ich wyobrażenie). Po kilku drobnych jak na taką sytuację przekleństwach i obietnicach, że w końcu spełnię swoją groźbę i kogoś poćwiartuję, ostatecznie trafiając za kratki, wybiegłam z mieszkania i udałam się do hotelu, gdzie miałam nadzieję spotkać tą rudą małpę. Niebiosa postanowiły ułatwić mi to zadanie, kiedy postawiły ją na mojej drodze w hotelowym lobby. Laura jak zwykle miała idealnie spięte włosy i szyty na miarę kostium składający się z zgniłozielonej spódnicy i marynarki. W jednej ręce trzymała czarną teczkę, a w drugiej telefon przyłożony do ucha. Gdy mnie zauważyła, natychmiast się rozłączyła i z bezczelnym uśmiechem na ustach, który znikał z każdym kolejnym stawianym przez nią krokiem, podeszła do mnie.
- Witaj Kate- stanęła w jak jej się jeszcze wtedy wydawało bezpiecznej odległości i spojrzała na mnie z udawanym zaskoczeniem- Co cię tu sprowadza?
- Nie udawaj głupiej Lauro- zacisnęłam mocno pięści w nadziei, że powstrzyma mnie to od podniesienia na nią głosu przy niemałej publiczności- Możesz mi powiedzieć co to ma być?
Wycelowałam w nią pomięta już kartką papieru z opisem zarzutów jakie mi postawiono. Kobieta nawet nie zerknęła na treść. Zamiast tego poprawiła perfekcyjnie skrojoną marynarkę i uśmiechnęła się przepraszająco.
- Przykro mi kochana, ale nie mogę tego tak zostawić- rozłożyła bezradnie ręce- Nie mogę się godzić na podkradanie utworów skomponowanych przez moich podopiecznych. Gdybyś była na moim miejscu, na pewno postąpiłabyś tak samo. Mam nadzieję, że to rozumiesz.
- Dobrze wiesz, że nic nie ukradłam!- wysyczałam przez zaciśnięte zęby- To ty jakimś cudem dorwałaś się do moich materiałów i wszystko skopiowałaś. 
- Kate, Kate, Kate...- pokręciła z rozczarowaniem głową- Jak już sama wspomniałaś, musiałby się zdarzyć cud, żeby mi się to udało. Chyba nie wierzysz w takie rzeczy, prawda? To by było niedorzeczne.
- Skoro obie uważamy, że mamy takie same prawa do tego utworu i wyszedł od spod mojej jak i twojej podopiecznej ręki co jest niemożliwe, w takim razie co to jest?
- Może zaczęłaś wierzyć w zjawiska nadprzyrodzone i nieistniejące bóstwa, ale muszę cię rozczarować skarbie- uśmiechnęła się do mnie złowieszczo- Któraś z nas kłamie. To pewne. Pytanie brzmi, komu uwierzy sąd?
Spojrzałam w te jej przebiegłe i wypełnione złem tęczówki, a czerń jej źrenic była idealnym odzwierciedleniem koloru jej duszy. O ile jakąkolwiek miała.
- Nie daruję ci tego Marin- ostrzegłam ją- Chcesz ze mną pogrywać? Proszę bardzo! Zabawmy się. Tylko żebyś nie skończyła wypłakując się w mój rękaw i błagając o litość.
- Grozisz mi?- uniosła do góry pytająco brew- Nie zapominaj, że to ty zostałaś oskarżona, a nie ja. Takie zachowanie nie wpłynie dobrze na wyrok sądu. Chyba, że mowa o mojej korzyści.
- Ja tylko przewiduję przyszłość- odgryzłam się- Najwyższy czas, żebyś ty także zaczęła wierzyć w coś więcej niż to co cię otacza.
Obróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę wyjścia po części zadowolona, że nie urwałam jej głowy. Niestety ona nie mogła się powstrzymać.
- To twój koniec G!- krzyknęła za mną nim zdążyłam dotrzeć do obrotowych drzwi- Zapłacisz mi za wszystkie upokorzenia i stracone przez ciebie pieniądze. Przyjaciele będą cię odwiedzać zza plastikowej szyby, a ty zgnijesz samotnie w więzieniu. Chociaż ty lubisz samotność. Może zatem wyświadczam ci przysługę?

- Wtedy nie wytrzymałam- dodałam- Zawróciłam i jak tylko znalazła się w zasięgu moje ręki, spoliczkowałam ją.
Simon i mecenas McConell jak przedstawił się na początku, patrzyli na mnie z niedowierzaniem. Właściwie to Cowell był lekko przerażony, a adwokat... pod wrażeniem? Ciężko stwierdzić gdyż znam go niecałą godzinę.
- Czy po tym incydencie widziałaś się jeszcze z panią Marin?- spytał, skrzętnie wszystko notując.
- Nie- zaprzeczyłam- To był ostatni raz. 
- To dobrze, bo inaczej już byś siedziała w areszcie, czekając na rozprawę w sprawie morderstwa- odparł producent, wciąż nie wierząc w to co usłyszał.
- Możliwe- przyznałam, za co zostałam obdarzona surowym spojrzeniem, ale nie zrobiło to na mnie większego wrażenia- I co teraz?- zwróciłam się w stronę mecenasa, który wyraźnie się nad czymś zastanawiał.
- Cóż...- oparł łokcie o potężne, mahoniowe biurko, a dłonie splótł razem- Muszę szczerze przyznać, że jest w pani nieciekawej sytuacji- zaczął, a mi w momencie zrobiło się gorąco. Niestety nie miało to nic wspólnego z uczuciem ciepła, które narasta w moim wnętrzu kiedy na przykład widzę Harry'ego. Ile bym dała, żeby był teraz koło mi i trzymał za rękę, dodając otuchy!
- To znaczy?- domagałam się konkretniejszej odpowiedzi, choć przeczuwałam, że może mi się wcale nie spodobać.
- Zanim przyjechaliście tutaj zrobiłem mały rekonesans i zadzwoniłem w kilka miejsc. Z tego co się dowiedziałem, pani Marin wynajęła znakomitego prokuratora, który specjalizuje się sprawach jak ta. Rzadko zdarza mu się przegrać- zaznaczył, a ja poczułam jak cała krew odpływa mi z twarzy, powodując że w walce o tytuł śnieżnej bieli, spokojnie mogłam konkurować z pomalowanym na ten kolor sufitem. 
- Ale ja nic nie ukradłam!- wstałam oburzona, omal nie przewracając krzesełka- Nigdy w życiu nie dotknęłam czyjegoś komputera. Nawet Savana!
- Proszę się uspokoić- uśmiechnął się do mnie pogodnie i wskazał na antyczny mebel, na którym przed chwilą siedziałam- Ja na szczęście też wiem na czym polega ta gra, więc nie ma się co denerwować na zapas.
- Denerwować?- popatrzyłam na niego jak na wariata- Jeszcze kilka dni, a będzie musiał pan bronić pośmiertnie mojego imienia, ponieważ moje serce dłużej tego nie wytrzyma.
- Jest pani młoda, zdolna i doświadczona- prawił mi komplementy, które nijak nie pomagały w okiełznaniu moich nerwów- Jestem święcie przekonany o pani niewinności.
- To ja stworzyłam tą piosenkę- zastrzegłam, zupełnie jakbym nie słyszała co przed chwilą powiedział.
- Owszem- przytaknął, starając się mnie uspokoić- Przejrzałem twój dorobek artystyczny i nie sądzę, aby tak spełniona i uhonorowana pod tym względem osoba połaszczyła się na jeden utwór- przytaknęłam lekko głową, a on kontynuował- Muszę was ostrzec, że to nie będzie łatwa sprawa. Założę się, że sfabrykowali jakieś dowody i wynajęli lewych świadków, aby oczernić wszystkich, którzy mogliby nam pomóc. Niemniej jednak każde kłamstwo ma krótkie nogi, dlatego proszę abyście mieli oczy i uszy dookoła głowy. Dzwońcie do mnie ze wszystkim o czym sobie przypomnicie lub co wyda wam się podejrzane. Czasami błahostka jest kluczem do wygranej.
- Kiedy pierwsza rozprawa?- wtrącił się Cowell.
- Za cztery dni. Mój przeciwnik postarał się, abym nie miał za dużo czasu na zebranie materiału dowodowego.
- Mam pytanie...- tym razem to ja chciałam wyjaśnić pewną kwestię- Czy ta rozprawa będzie jawna?- spytałam z przerażeniem w głosie. 
- Jutro złożę wniosek o utajenie sprawy, ze względu na twoje prawo do ochrony wizerunku. Nie musisz się o to martwić.
- Dziękuję- odetchnęłam z ulgą, choć napięcie, które zawładnęło każdym mięśniem budującym moje ciało wcale nie zmalało. 
- Chciałbym jeszcze przesłuchać wszystkich, którzy byli obecni podczas twoich ostatnich negocjacji z Laurą Marin w Sztokholmie- adwokat zwrócił się bezpośrednio do Simona, który obiecał wszystkich ściągnąć najpóźniej pojutrze- W takim razie to tyle na dzisiaj. Proszę odpoczywać przez te kilka dni i niczym się nie przejmować. Wygramy tę bitwę- wyciągnął w moim kierunku rękę na pożegnanie, a ja ścisnęłam ją mocno i pewnie.
- To nie bitwa. To wojna.

Farm Girl Cafe

     Razem z Danielle, Louisem i Eleanor wybraliśmy się na śniadanie do jednej z londyńskich knajpek. Wybór lokalu pozostawiliśmy dziewczynom, ponieważ jak to stwierdziła moja ukochana- "prędzej umrę, niż zjem to świństwo, które zaserwują nam w tych fast foodach!". Tym oto sposobem przeglądamy kartę, w której znajduje się tyle zdrowych i pełnych wartości odżywczych dań, że nie sądziłem, że aż tyle istnieje. Przynajmniej tak napisali w menu. 
- Hodowali tu kiedyś kozy?- wypalił nagle Louis, który z grymasem na twarzy studiował kolejne pozycje. Sądząc po jego minie dotarł do potraw wegetariańskich.
- Nie, czemu?- El popatrzyła na niego z niezrozumieniem.
- We wszystkim co tu oferują można znaleźć sałatę, kapustę, selera, groszek albo... fasolkę- dodał na koniec, nie mogąc pominąć najważniejszego składnika jajecznicy o nazwie, której nie byłem w stanie wymówić- Generalnie podają tu tylko trawę.
- Fasolka to nie trawa Tommo- zwróciła mu uwagę Dani, która po raz kolejny wywróciła oczami, słysząc jego głupi komentarz. Nie śmiałem się przyznać, że się z nim zgadzam- Poza tym jak raz na jakiś czas zjesz coś zdrowego to nic ci się nie stanie.
- Może ci się nawet polepszy!- dodała uradowana szatynka, która oficjalnie skradła serce przyjacielowi.
- A co ze mną jest nie tak?!- spytał oburzony.
- Wszystko jest dobrze- uśmiechnęła się do niego pogodnie, co wywołało podobną reakcję na jego twarzy- Po prostu uważam, że jedzenie co drugi dzień pizzy to nie najlepszy pomysł.
- To nie nasza wina, że Harry przestał gotować- zaznaczyłem- Zostaliśmy pozostawieni na pastwę losu, a nikt nie jest na tyle głupi, żeby chociażby próbować nakarmić Horana.
- Zawsze możecie zamówić coś zdrowszego- odparła Danielle.
- Pokażcie taką kartę Niallowi, gdzie nie ma w ogóle mięsa to zabije was śmiechem- nie pozostawał jej dłużny szatyn.
- Oj Louis...- pokręciła z politowaniem głową jego dziewczyna- Ten jeden raz możesz poświęcić siebie i swój żołądek i zjeść coś co nie ma w sobie więcej konserwantów niż cały regał w Tesco.
- Skoro tak ładnie prosisz...- westchnął teatralnie, nadstawiając policzek. El od razu załapała jego aluzję i cmoknęła go w policzek. Czy wspominałem już jacy są razem uroczy? Oczywiście nie mogę tego powiedzieć na głos, bo inaczej Tomlinson postanowiłby skrócić mój żywot. 
- A co słychać u reszty?- zagadnęła moja ukochana, która aktualnie delektowała się smoothie z mango i marakui. 
- Niall pojechał z samego rana do Gaby, a Harry czeka na telefon od Kate- odparłem nie zastanawiając się nad tym co mówię. Dopiero później stwierdziłem, że mogłem drugą część mojego zdania ubrać nieco inaczej w słowa. Może jakoś mniej... ciekawie? 
- Musiała gdzieś wyjechać?
- Nie, tylko...- nim zdążyłem odpowiedzieć poczułem jak Lou kopie mnie po kostkach żebym siedział cicho. Niestety moje głośne "auć" nie pozostało niezauważone, przez co dziewczyny stały się jeszcze bardziej zainteresowane tematem.
- Coś między nimi nie tak?- dopytywała się Eleanor, która uważnie zaczęła się przyglądać naszej dwójce.
- Wszystko gra- zapewnił szybko Lou licząc na rychłe zakończenie tematu, ale jak zwykle się przeliczył.
- To o co chodzi?
Między naszą czwórką zapanowała niezręczna cisza. Razem z przyjacielem wymienialiśmy nerwowe spojrzenia nie będąc do końca przekonanym, czy powinniśmy i przede wszystkim czy wolno nam wspomnieć coś na temat problemów naszej tekściarki. Była to sprawa czysto zawodowa i pomimo tego, iż dziewczyny wydawały się polubić, nie byliśmy pewni czy należy je o tym informować.
- Nie musicie się nam zwierzać- zabrała głos Danielle, dopijając resztkę swojego napoju.
- Chcemy tylko chodzi o to, że...
- Rozumiem Liam- położyła rękę na mojej i lekko ją ścisnęła- Najwidoczniej ta sprawa dotyczy tylko Kate, a wszyscy wiemy jaka jest powściągliwa w wyjawianiu swoich sekretów, więc nie będziemy was torturować. 
- Najważniejsze, że to Styles znów  niczego nie zepsuł- poparła ją El- Jak będzie chciała nam powiedzieć, to wszystkiego dowiemy się jutro.
- Jutro?- powtórzył zaskoczony Tommo.
- Umówiłyśmy się z nią i Gabą. Mamy obejrzeć razem jakiś film, poplotkować i takie tam- wzruszyła niewinnie ramionami.
Popatrzyłem zdezorientowany na szatyna, który również nie wiedział co zrobić z tą informacją. G wciąż ledwo udaje się namówić, aby spędziła trochę czasu z nami, a tymczasem planuje bawić się z naszymi dziewczynami? Louis wydawał się gryźć z własnymi myślami, co chwilę próbując zabrać głos. Ostatecznie udało mu się odezwać, a to co wyleciało z jego ust wprawiło mnie w osłupienie. 
- Skoro tak to wszystko wygląda, chyba lepiej jeśli się dowiedzą- stwierdził, czekając na moją opinię.
- A co jeśli Kate tego nie chce?
- Chyba lepiej żeby udawały, że nic nie wiedzą, niż żeby któraś z nich nieświadomie powiedziała coś nie na miejscu.
Zastanawiałem się przez chwilę nad sensem jego wypowiedzi i choć wcale nie podobał mi się wniosek do jakiego doszedłem, musiałem się z nim pogodzić. 
- Dobra- przeczesałem niespokojnie ręką włosy- Ty czy ja?
- Skoro już wpadłem na taki pomysł...- westchnął zrezygnowany- Chodzi o to, że...
- Że?- domagała się szybszego wyjaśnienia sprawy Dani.
- Kate została niedawno oskarżona o plagiat. 
- Co takiego?!- wykrzyknęły obie chórem, zwracając na nas uwagę kilku sąsiednich stolików. 
- Ciszej!- zwróciłem im uwagę i po sprawdzeniu kilka razy czy nikt nie podsłuchuje, pokazałem kumplowi, że może kontynuować.
- Od jakiegoś czasu ma na pieńku z taką jedną Laurą. W sumie to ciężko stwierdzić, która której się bardziej naraziła. W każdym razie ta cała Marin postanowiła uprzykrzyć jej życie i oskarżyła ją o kradzież jakiejś piosenki i poszła z tym do sądu.
- Znam Kate najkrócej z nas wszystkich, ale w życiu nie uwierzę, że mogłaby zrobić coś takiego!- oburzyła się Eleanor, która mocniej zaczęła ściskać rękę na szklance, która się w niej znajdowała. 
- Nasze zapewniania o jej niewinności nie wystarczą, żeby oddalić oskarżenia- dodałem- Poza tym dalej nie wiadomo w jaki sposób, cały skończony materiał dostał się w łapska tej baby. Tym bardziej, że G skończyła go nagrywać podczas naszego pobytu w Szwecji, a było to już po tym jak się wtedy spotkały.
- A to małpa!- zaczęła na nią wyzywać brunetka siedząca obok mnie.
- Ruda małpa- poprawiłem ją- Ochrzciliśmy ją tak, gdy ją poznaliśmy.
- Jak można tak postąpić? Ta suka jest bez serca!
- Eleanor!- Louis wytrzeszczył na nią oczy, kiedy okazało się, że z pozoru słodka i niewinna dziewczyna, umie pokazać pazurki kiedy trzeba.
- No co?!- założyła ręce na piersi- Taka prawda!
- Czemu w takim razie Harry nie jest z Kate, tylko czeka aż do niego zadzwoni?- spytała zdezorientowana Dani.
- Od ósmej rano razem z Simonem siedzą u adwokata i zastanawiają się jak wyciągnąć ją z tego bagna- odparłem ze smutkiem. Czemu musiało się to przydarzyć akurat jej? I tak już ma za dużo problemów.
- Już dwunasta- zerknęła na zegarek El- Myślicie, że już po wszystkim?
- Styles miał zadzwonić jak się czegoś dowie, więc pewnie nie- poinformował ją Lou.
- Nie wierzę w to wszystko...
- Dobrze, że nam powiedzieliście- stwierdziła moja dziewczyna- Nie wybaczyłabym sobie gdybym jutro palnęła coś głupiego. 
- Nie dajcie jej tylko do zrozumienia, że coś wiecie. Postarajcie się udawać, że wszystko jest w porządku- poprosiłem i od razu zostałem zapewniony, że mam to jak w banku.
- Nie martw się kochanie- i dodatkowo dostałem buziaka!- Tak nią zakręcimy, że zapomni o wszystkich problemach jakie aktualnie zaprzątają jej głowę.

Mieszkanie Kasi i Gaby

     Gdy twoja dziewczyna biega w tę i z powrotem po całym mieszkaniu, a ty siedzisz na kanapie i nie wiesz co ze sobą zrobić, wiesz że coś jest nie tak.
- Gaba?- uniosłem rękę do góry jak uczeń w podstawówce i czekałem, aż moja pani pozwoli mi zabrać głos. Gdyby mnie tylko usłyszała w tym swoim amoku...- GABA!
- Co jest?- uniosła głowę zdecydowanie za szybko, przez co uderzyła się w głowę o drzwiczki od otwartego kredensu- Auć!
- Nic ci nie jest?!- podbiegłem do niej szybko i zacząłem rozmasowywać obolałe miejsce. Na pewno będzie miała siniaka. 
- Wszystko w porządku- zabrała moją rękę i rozejrzała się dookoła- Nie widziałeś może mojej ładowarki?
- Leży na twoim biurku w pokoju- oznajmiłem- Tylko dlatego tak biegasz po całym mieszkaniu?
- Rozładował mi się komórka, a obiecałam Kasi, że w razie czego będę pod telefonem.
Dziewczyna wstała czym prędzej i pobiegła do swojej sypialni, a ja posłusznie poszedłem za nią. Gdy tylko udało jej się ponownie uruchomić urządzenie, westchnęła z rezygnacją.
- Nie dzwoniła- bardziej stwierdziłem, niż zapytałem, ale na pewno się nie myliłem.
- Nie- potwierdziła moje słowa- Ile to będzie jeszcze trwało? Przecież ona nie jest niczemu winna! To Laurę powinni przesłuchiwać godzinami, a nie ją!- wymachiwała rękoma we wszystkie strony, zdenerwowana.
- Hej, spokojnie...- złapałem ją za przedramiona i przyciągnąłem do siebie- Na pewno wszystko będzie dobrze. Nikt nie uwierzy, że Kate mogłaby ukraść komuś cokolwiek.
- No nie wiem...- odparła niepewnie- Jak była mała to razem z Tomkiem "pożyczyła" batonik ze sklepu- zaakcentowała odpowiednie słowo, wskazujące na winę jej przyjaciółki cudzysłowem.
- Myślę, że to jej nie zaszkodzi- uśmiechnąłem się pod nosem- Poza tym ta sprawa na pewno uległa już przedawnieniu, więc raczej tego teraz nie wyciągną.
- Ale pewny nie jesteś- zaznaczyła, wpatrując się we mnie.
Patrząc w jej niewiarygodnie piwne oczy, nie mogłem uwierzyć, że na świecie może istnieć coś tak pięknego. Jednocześnie dostrzegałem w nich troskę, która była przeznaczona dla jej współlokatorki, która po raz kolejny zmagała się z nowym problemem. Byłem wkurzony na tego gościa na górze, który nie dawał jej spokoju. Przez to inni też byli nieszczęśliwi i schorowani od zamartwiania się. Ja jak ja, ale za nic nie chciałem, żeby to dotyczyło Gabrysi. 
- Nie martw się- skradłem jej krótkiego całusa i przytuliłem mocniej, chcąc tym samym zapewnić ją, że zawsze może na mnie liczyć- Wszystko będzie dobrze, a jeśli coś pójdzie nie tak przejdę się do tych, którzy zawinią i się z nimi rozprawię.
- Będziesz musiał dogadać się z Harry'm kto kogo dopadnie.
- Jakoś się dogadamy- uśmiechnąłem się pod nosem , zaciskając ręce wokół jej talii- Mam pomysł.
- Jaki?- dziewczyna zadarła do góry głowę, żeby mieć na mnie lepszy widok.
- Może wyskoczymy gdzieś jutro razem z Loczkiem i Kate?- zaproponowałem- Powygłupiamy się trochę, pośmiejemy i wszyscy zapomnimy na chwilę o tym całym pechu, który nas prześladuje?
- Obawiam się, że nie zdołasz zająć myśli Kasi na tyle, żeby przestała się zamartwiać.
- To miało być zadanie Stylesa- zaznaczyłem. Niech się na coś przyda skoro tak długo za nią biegał i w końcu udało mu się ją dogonić. 
- Może to nie jest zły pomysł, ale jesteśmy już na jutro umówione.
- Co masz na myśli mówiąc "umówione"?- zmarszczyłem brwi, nie do końca łapiąc o co chodzi.
- Danielle zaprosiła nas jutro do siebie- oświadczyła- Moim zdaniem to dobry pomysł, aby się do niej wybrać. Razem z El nie wiedzą co się dzieje, więc łatwiej będzie zachowywać się jakby nic złego się nie działo.
- Ale...- zająknąłem się nie wierząc w to co słyszę- Myślałem, że jutro znów się zobaczymy.
- Och kochanie!- westchnęła i ucałowała mnie w policzek- Nie możemy się tak często spotykać, bo jeszcze ci się znudzę.
- Nie prawda!- niemal krzyknąłem na całe gardło- Nigdy mi się nie znudzisz!
Gabrysia popatrzyła się na mnie z delikatnym uśmiechem na ustach, po czym złączyła nasze usta razem w krótkim i słodkim pocałunku.
- Ty mi też nie, ale muszę zająć się moją przyjaciółką- wyjaśniła spokojnie- Gdyby któryś z chłopaków był w takiej sytuacji. zrobiłbyś dla nich to samo, prawda?
Niechętnie przytaknąłem, ponieważ miała rację. Przyrzekam na wszystko co mam, że jeśli ten koszmar niedługo się nie skończy i Kate nie zostanie uniewinniona, a ruda małpa nie pójdzie siedzieć, to zrobię komuś krzywdę.
 Nim zdążyłem coś powiedzieć, usłyszałem jak ktoś przekręca zamek w drzwiach. Oboje wychyliliśmy się z pokoju i po chwili zobaczyliśmy jak do mieszkania wchodzi zmarnowana tekściarka. Gdybym nie wiedział, że pod względem medycznym wszystko z nią w porządku uznałbym, że pozostało jej tylko kilka godzin życia. 
- Cześć- przywitała się z nami smutno, zmierzając do swojego pokoju, ale nie dane jej było do niego wejść, ponieważ Gaba zastąpiła jej drogę.
- Miałaś zadzwonić jak będzie po wszystkim!- skarciła ją, ale gdy tylko dostrzegła w jak złym stanie jest jej współlokatorka, przytuliła ją mocno do siebie cofając swoje słowa- Przepraszam.
- Nic się nie stało- uspokoiła ją, odwzajemniając gest- Z tego wszystkiego wpisałam trzy razy źle pin, gdy chciałam włączyć telefon i nie mogłam się do nikogo dodzwonić. 
- Jak było?- spytałem ciekawy jak poszło jej spotkanie z adwokatem.
- Sama nie wiem- wzruszyła bezradnie ramionami- Mam co do tego mieszane odczucia.
- Jesteś niewinna, więc nic złego się nie stanie.
- Jakoś nie wierzę w wymiar sprawiedliwości- odparła, ściągając wygniecioną marynarkę- Przepraszam, ale chciałabym iść się przebrać. Już teraz czuję się jak w więzieniu nosząc te niewygodne koszule.
- Kaśka nie mów tak!- ochrzaniła ją kolejny raz moja dziewczyna- Nikt nie trafi do żadnego więzienia, a już w szczególności nie ty!
- Wiem, wiem...- machnęła ręką, ale mogę się założyć, że wcale nie była o tym przekonana- Niall, mógłbyś zadzwonić do Harry'ego i powiedzieć mu, że niedługo do niego przyjadę.
- Jasne- uśmiechnąłem się do niej pocieszająco, po czym wyciągnąłem telefon i napisałem do przyjaciela, który pewnie powyrywał sobie już wszystkie loki z głowy.

Dom One Direction

     Nim dotarłam pod dom chłopaków, obeszłam okoliczne osiedla chyba z tysiąc razy. Wiedziałam, że Harry musi się strasznie denerwować nie mając ode mnie żadnej konkretnej wiadomości, ale nie mogłam tak po prostu pójść do niego i rzucić mu się w ramiona. Zdawałam sobie sprawę, że gdy tylko mnie zobaczy, będzie chciał wiedzieć jak poszło moje spotkanie, które i tak już wycisnęło ze mnie całe życie. Wcale nie miałam ochoty przypominać sobie co się wydarzyło dzisiaj rano.
 Nie mogłam zrozumieć jakim sposobem, udaje mi się jeszcze stawiać krok za krokiem, wciąż kierując się przed siebie. Najgorsze było to, że nie nie byłam pewna, czy gdy znowu uda mi się przetrwać, spotka mnie w końcu coś dobrego, czy jak zwykle będę musiała się rozczarować. Zastanawiałam się, jaki jest sens walczyć, skoro nawet jeśli dam radę wygrać tym razem, na sto procent niedługo znów będę musiała stawić czoła kolejnej przeszkodzie, która stanie mi na drodze. Może powinnam się poddać i znów zacząć wszystko od nowa? Uciec, zmienić imię i po raz kolejny zniknąć z tego świata, stając się innym człowiekiem? 
 Mimo deszczu, który sprawił, że włosy, które uparcie wystawały mi spod kaptura, wyglądałam jakbym dopiero skończyła kąpiel i mroźnego powietrza, które dostawało się do mojego wnętrza, przez rozchylone usta, czułam jak mój mózg gotuje się od nadmiaru negatywnych myśli i zmartwień. Mimo wszystko wcale nie wydawały mi się one gorsze od tych, gdy wcale niedawno dumałam nad tym co myśli o mnie Styles. Czy działam na niego chociaż w minimalnym stopniu tak jak on na mnie? Czy czuje do mnie to samo? Zapewne większość uzna mnie za wariatkę, ale gdy dogłębniej się nad tym zastanowię bardziej przerażała mnie wizja tego, że mogę nic dla niego nie znaczyć, niż to że niedługo skończę jako kolejny numer, zamknięty w czterech ścianach o powierzchni ośmiu metrów kwadratowych. Nie zniosłabym myśli, że zadurzyłam się w kimś tak bardzo, a ta osoba nie odwzajemnia moich uczuć. Mając jego blisko siebie, pomimo wszelkich przeciwności losu wiedziałam, że dam radę znów się uśmiechnąć, zatańczyć, dźwigać ciężar całego świata tylko i wyłącznie dla niego. Dokonać tego wszystkiego, mimo iż jestem tylko człowiekiem. 
 Trzęsącymi się palcami, wcisnęłam niewielki guzik, przez który po całym domu rozszedł się dźwięk dzwonka. Nie musiałam długo czekać aż wielkie, białe drzwi ustąpiły, a moim oczom ukazała się zmarnowana twarz chłopaka, którego zwykle kręcone włosy, były niemal proste od nerwowego przeczesywania ich dłońmi. 
- Cześć. Mogę...- nim zdążyłam dokończyć, brunet wciągnął mnie do środka i otoczył swoimi szerokimi ramionami, zamykając mnie w mocnym uścisku.
- Jeszcze minuta i bym umarł- szepnął mi do ucha, po czym złączył nasze usta razem w zachłannym pocałunku. Nie pozostawałam mu dłużna, ale wiedziałam, że ta chwila nie będzie trwała wiecznie, choć tego właśnie chciałam.
- Jesteś cała mokra- stwierdził mierząc mnie swoim gorącym spojrzeniem od góry do dołu. Chwycił moją rękę i pociągnął za sobą na górę, prowadząc do swojego pokoju. Zostawiając mnie samą na środku, podszedł do szafy i wyciągnął z niej dwa ręczniki. Podał mi je bez słowa, a ja skierowałam się prosto do łazienki. Szybko zrzuciłam z siebie przemoknięte ubrania i weszłam pod gorącą wodę, zastanawiając się, na ile pytań będę musiała odpowiedzieć gdy tylko wrócę do chłopaka, który był dla mnie zbawieniem i przekleństwem w jednej osobie. 

     Siedziałem jak na szpilkach czekając, aż Kate wróci z łazienki. Kiedy weszła do pokoju otulona samym ręcznikiem, szczęka mi opadła. Zupełnie tak samo, gdy zobaczyłem ją w takim "stroju" po raz pierwszy w Sztokholmie. Nie mogłem oderwać od niej wzroku, kiedy za wszelką cenę starała się zasłonić pozostałe odkryte części ciała rękoma. Widząc moją reakcję, pokręciła z politowaniem głową sprawiając, że po jej bladym ciele zaczęły spływać stróżki wody z mokrych włosów, które przykleiły się jej do skóry. 
- Domyślam się, że specjalnie nie dałeś mi żadnej koszulki- stwierdziła, spoglądając w kierunku wciąż otwartej szafy. Podeszła do niej i wyciągnęła moją ulubioną koszulkę, którą zawsze zakładała gdy miała zamiar u mnie nocować. 
- Ten widok nie był moim głównym celem, ale zdecydowanie nie mogę narzekać.
- Obróć się- nakazała, wykonując kilka ruchów palcem, aby zobrazować to co chciała żebym zrobił.
- Ale...
- Żadnego ale!- założyła ręce na piersi i czekała aż posłusznie wykonam jej polecenie. 
Nieco się ociągałem, zerkając co chwilę przez ramię, ale w końcu zrobiłem o co poprosiła. Po chwili poczułem jak oplata swoje drobne ramiona wokół mnie i przytula się do moich pleców. Trwaliśmy w takiej pozycji przez moment, dopóki nie postanowiłem sięgnąć za siebie i wciągnąć ją na swoje kolana. Bez żadnego sprzeciwu usiadła do mnie przodem i ujęła moją twarz w dłonie, muskając swoimi chłodnymi ustami każdy jej milimetr. Moje zachłanne ręce spoczęły na jej biodrach, by po chwili zsunąć się na uda i przyciągnąć ją bliżej mnie. Z jej lekko rozchylonych warg wymknął się cichy jęk, gdy otarła się o wybrzuszenie w moich spodniach, którego nawet nie próbowałem ukryć. Zacząłem składać delikatne pocałunku wzdłuż jej szyi przechodząc na dekolt, który uparcie chował się za podciągającą się co chwila do góry koszulką. Następnym razem każę jej założyć koszulę, gdzie guziki nie będą stanowił dla mnie żadnego wyzwania. W momencie, w którym poczułem jej drobne palce wplatające się w moje włosy, omal nie straciłem nad sobą kontroli. Ostatnimi resztkami rozumu, odsunąłem ją lekko od siebie, ciężko oddychając.
- Zrobiłam coś nie tak?- spytała ledwo łapiąc powietrze, jednocześnie próbując ponownie się do mnie zbliżyć.
- Nie! Oczywiście, że nie!- zaprzeczyłem, drżąc na całym ciele- Cholera, Kate...
- Tak?- szepnęła cicho, przyglądając mi się intensywnie. 
- Wierz mi, zrobiłbym wszystko żeby ta chwila trwała wiecznie, ale...
- Chcesz porozmawiać- dokończyła za mnie. 
Przeniosła swój wzrok za mnie, najprawdopodobniej śledząc nim krople deszczu, spływające po szybie. Znałem ją na tyle, że jednoznacznie mogłem stwierdzić, iż jej głowę zaprzątało tysiąc myśli i żadna nie była związana z tym co działo się przed chwilą. Jako potwierdzenie moich przypuszczeń, poczułem jak zsuwa się z moich kolan i wolnym krokiem podchodzi do okna. 
- Nie wiem co ci mam powiedzieć- odezwała się w końcu.
- Wszystko.
- To niczego nie ułatwia.
Z daleka dostrzegłem jak delikatnie się uśmiechnęła, ale za tym gestem nie kryła się żadna pozytywna emocja. Kilkukrotnie przejechała palcem, goniąc za uciekającymi pod jej opuszkiem kroplami, by po chwili zwrócić się w moim kierunku, ze smutkiem wymalowanym na twarzy.
- Maglowali mnie przez kilka ładnych godzin- zaczęła, ciężko wzdychając- Pytali się absolutnie o wszystko. Okazuje się, że mogę spodziewać się dodatkowego zarzutu.
- Co takiego?!- otworzyłem szerzej oczy, nie wierząc w to co usłyszałem- O co mieliby cię jeszcze oskarżyć?
- O pobicie- odparła beznamiętnie, nie zaszczycając mnie swoim spojrzeniem- Mecenas McConell stwierdził, że na pewno poinformują o tym odpowiednie organy, żeby jeszcze bardziej mnie oczernić- wyjaśniła- Nie dość, że wszyscy uznają mnie za złodziejkę, to jeszcze za zwolenniczkę przemocy fizycznej- zaśmiała się pod nosem, chowając twarz w dłoniach.
Nie zważając na to czy tego chce czy nie, podszedłem do niej i zamknąłem w swoich ramionach. Starałem się jej tym pokazać, że ze mną jest bezpieczna. Że przy mnie nic jej nie grozi i choćby nie wiem co czyhało na nią na zewnątrz, ja nie pozwolę jej skrzywdzić. Gładząc ją po wciąż wilgotnych włosach, pozwoliłem się jej wypłakać na mojej piersi, z czego w pełni skorzystała. Gdy zdołała się nieco uspokoić, starłem resztki łez z jej lekko zaróżowionych policzków.
- Lepiej?- uśmiechnąłem się do niej, na co jedynie skinęła lekko głową, tylko po to by za chwilę znów się rozpłakać.
- P-przepraszam...- szepnęła łamiącym się głosem.
- Nie masz za co- próbowałem ją uspokoić, całując czubek jej głowy- Nie zrobiłaś nic złego.
- Ale przeze mnie będą was jutro przesłuchiwać- zaszlochała, ponownie skrywając twarz w moje klatce piersiowej. Na początku zaskoczyła mnie ta informacja, ale szybko zdałem sobie sprawę, że dzięki naszym zeznaniom możemy jej pomóc. Ja mogę.
- Nie przejmuj się tym kochanie- ucałowałem jej skroń- Powiemy jak było i sędzia cię od razu uniewinni.
- To nie takie proste...
- Damy sobie radę. Razem- odsunąłem ją na szerokość swoich ramion i przykładając palec do trzęsącego się podbródka, uniosłem jej głowę do góry, aby skrzyżować nasze spojrzenia- Zrobimy wszystko żeby ci pomóc. Ja zrobię wszystko. Nawet jeśli będę musiał kłamać.
- Nie możesz tego zrobić!- odparła zdenerwowana- Proszę, powiedz że tego nie zrobisz. Błagam cię, Harry!- zaczęła popadać w panikę, trzęsąc się i przytulając do mnie z całej siły- Obiecaj mi, że nie zrobisz nic głupiego. Zrób to!- rozkazała, patrząc mi w oczy z przerażeniem.
Zawahałem się, nim przystałem na jej warunki. Byłem gotowy na każde poświęcenie z mojej strony, aby tylko oszczędzić jej zmartwień. Nie mogłem pogodzić się z tym, że po tym wszystkim co przeszła w swoim życiu, dalej musi zmagać się z przeciwnościami losu. 
- Harry...- położyła dłoń w miejscu, gdzie biło moje serce i wpatrywała się w nie przez chwilę, nim zdecydowała się kontynuować- Mógłbyś...
- Tak?- położyłem moją dłoń na jej, gładząc jej wierzch. Dziewczyna przygryzła lekko swoją wargę, przez co ja chciałem to zrobić.
- Kochasz mnie?- spytała nie spuszczając ze mnie wzroku. Nachyliłem się lekko w jej stronę i złożyłem na jej ustach długi pocałunek.
- Kocham- szepnąłem, będą pewnym wyznania, które opuściło moje serce.
- Ja też cię kocham- odparła szeptem, lekko przestraszona, czekając na moją reakcję. 
Przez chwilę mój umysł nie mógł przyswoić słów, które wypowiedziała. Gdy w końcu dotarło do mnie ich znaczenie, ogarnął mnie strach.
- Powinniśmy iść spać- przerwałem nasze zbliżenie. Kate spojrzała na mnie zaskoczona, a następnie jej oczy wypełniło przerażenie i kolejna fala łez- Wyglądasz na zmęczoną.
- Tak- przytaknęła, kierując się samotnie w stronę łóżka- Powinniśmy.