20 marca 2017

28

Dom One Direction

     To koniec. Nadszedł kres mego żywota. W dniu dzisiejszym zostanę zawinięta w czarny worek, zamknięta w metalowej, zimnej szafce, by po kilku dniach zostać pogrzebaną sześć stóp pod ziemią. I błagam, niech ten dzień już nadejdzie, bo ból głowy, dosłownie rozsadza mi mój tępy mózg. Podejrzewam, że żołądek zamienił się miejscem z krtanią co sprawia, że konam w okropnych męczarniach. Założę się, że straciłam również głos, ale boję się choćby mruknąć, by się o tym przekonać. 
 Próbując naciągnąć na siebie poduszkę i popełnić samobójstwo przez uduszenie w celu zakończenia swych katuszy, usłyszałam jak ktoś wchodzi do pomieszczenia, w którym się aktualnie znajduję (bo oczywiście kompletnie nie wiem gdzie zaraz umrę, co sprawi, że pewnie nikt nie znajdzie moich gnijących zwłok). Nieznana mi postać, przysiadła obok mojego bezwładnego ciała i położyła dłoń tuż powyżej ledwo zakrytych pośladków. Tak właściwie co ja mam na sobie?!
- Jak się czujesz?- usłyszałam niski, męski głos, który niestety sprawił, że mój żołądek jeszcze bardziej się zacisnął, przez co odpowiedziałam jęcząc bezradnie- Czyli nic się nie zmieniło- odpowiedział jak mniemam mój chłopak, ale w obecnym stanie, postanowiłam sobie nie ufać.
Harry (przynajmniej miałam nadzieję, że to on) westchnął zrezygnowany, zapewne kręcąc z politowaniem głową. Ile ja bym teraz dała, żeby móc chociaż unieść jedną powiekę bez obawy o to, że odrobina światła wypali mi gałki oczne. Tak więc, gdy ja modliłam się o przetrwanie, Styles postanowił położyć się obok mnie i w stałym rytmie pocierać łagodnie moje plecy pod koszulką. Gdybym mogła uśmiechnęłabym się lekko, ciesząc się jego dotykiem, ale jedyne na co było mnie stać to leżenie i zmuszanie się do oddychania. Moje serce zabiło nieco szybciej, gdy poczułam jego pełne usta na moim karku, a następnie tuż przy płatku ucha, które krótko pocałował.
- Wyglądasz jak siedem nieszczęść- stwierdził, a ja byłam pewna, że powinnam to potraktować jako komplement- Mimo to dalej cię kocham.
 Jednak dzisiaj nie umrę. Wiecie co? Jestem jak Królewna Śnieżka po zjedzeniu zatrutego jabłka, z tym że ja wypiłam jakąś truciznę w płynie wczorajszej nocy. Może ona potrzebowała bandy krasnoludków, księcia na białym koniu i pocałunku, żeby zmartwychwstać. Mi natomiast wystarczyły te dwa słowa, które momentalnie uchroniły mnie przed przekroczeniem bram piekieł.
- Naprawdę?- wychrypiałam, przedzierając swój głos przez wysuszone alkoholem struny głosowe. Boże jak to boli!
- Cieszę się, że żyjesz.
Głos Harry'ego brzmiał jak zwykle seksownie, choć mogłam usłyszeć w nim nutkę rozbawienia. Jego charakterystyczna chrypka przyprawiała mnie o ciarki na plecach, co pobudziło mnie na tyle, by spróbować otworzyć oczy. Po kilku próbach walki z niewidzialną taśmą klejącą, którą ktoś najwyraźniej musiał zakleić moje powieki, udało mi się je lekko rozchylić i ujrzeć tą piękną, nieskalaną pijackim zmęczeniem twarz. Chłopak przyglądał mi się z wyraźnym zaciekawieniem, kiedy oblizywałam wargi, by móc znów się odezwać.
- Nie odpowiedziałeś mi na pytanie- wydusiłam z siebie czując, że jeśli ta rozmowa potrwa dłużej, następny raz zdołam odezwać się nie wcześniej niż za dwa tygodnie. 
- Och Kate...- odetchnął głęboko- Ile razy muszę ci powtarzać, że zawsze będę cię kochał? Bez względu na wszystko?
- W nieskończoność- uśmiechnęłam się lekko i w myślach przyznałam sobie złoty medal za podjęty wysiłek zakończony sukcesem- Ja też cię kocham.
- No nie wiem...- burknął, obejmując mnie w talii i przyciągając bliżej siebie- Wczoraj na to nie wyglądało
- Co masz na myśli?!- spytałam zbyt gwałtownie, dlatego moja głowa odpowiedziała bólem ze zdwojoną siłą.
- Poważnie nic nie pamiętasz?
 Przygryzłam wargę starając się sobie przypomnieć jakąkolwiek rzecz z wczorajszej nocy. Gdy po kilku minutach uświadomiłam sobie, że było to klepanie mojego tyłka przez greckiego boga w ludzkiej postaci i od razu pożałowałam, że w ogóle zaczęłam się nad tym zastanawiać. Jeśli ktokolwiek się wygada przed Loczkiem na ten temat, skończy martwy. Zaraz obok mnie. Muszę się zorientować czy podwójny pogrzeb bardziej się opłaca.
 Postanowiłam odłożyć na później zbliżającą się wielkimi krokami śmierć z kosą w ręku, która aktualnie przybierała postać przystojnego bruneta o kręconych włosach i zielonych oczach. Szybko zaprzeczyłam, udając niewiniątko. "Do niewiniątka to ci daleko". Proszę, proszę... kogo my tu mamy. Dawno się nie słyszałyśmy. "Tęskniłaś za mną". Nie bardzo.
 Z wewnętrznej potyczki z moim drugim Ja wyrwała mnie ręka, która mocniej zacisnęła się na moim udzie.
- Cóż, jakby to ująć...- zastanowił się przez chwilę- Nie wiem co się działo na wieczorze panieńskim...
- Nic się nie działo!- przerwałam mu szybko. Za szybko. Mimo to chłopak postanowił kontynuować dalej, jedynie spoglądając na mnie wymownie. "Już on dobrze wie co wyprawiałaś". Sęk w tym, że nie wie. I niech tak zostanie.
- Gdy tu przyjechałaś byłaś niewiele mniej pijana niż Sheeran. Ale tego co zobaczyłem przed drzwiami sypialni, zupełnie się nie spodziewałem.
- To znaczy?- przełknęłam głośno ślinę, odmawiając jednocześnie w duchu dziesiątą zdrowaśkę- Nie ty mi otworzyłeś?
- Nie, zrobił to Zayn- odparł- Choć ty go wolisz nazywać swoim Maliczkiem.
Powiem tak- dobrze, że leżę, bo bym upadła. Przestałam nawet zwracać uwagę na wszechogarniający mnie ból, kiedy podniosłam się do pozycji siedzącej. Patrzyłam na niego wstrząśnięta. Nie byłam tylko do końca pewna z jakiego powodu. Było kilka opcji:
1. Nazwałam Malika Maliczkiem?! Co we mnie wstąpiło?! 
2. Byłam prawie tak samo nawalona jak jak Ed, co jest nie lada wyczynem.
3. Jeszcze nie wąchałam kwiatków od spodu, mimo że wszyscy wiemy jaki Harry jest... cóż... wybuchowy. 
 Może jednak nie było tak źle? Może za bardzo dramatyzowałam? Może oprócz tych dwóch wpadek, których świadomy był mój chłopak, gdyż był ich świadkiem, nic innego się nie wydarzyło? "Nie mogłaś być aż tak grzeczna". To fakt, ale żeby się dowiedzieć w jak wielkich tarapatach jestem, muszę dowiedzieć się wszystkiego ze szczegółami. I mimo iż jeszcze nic nie powiedziałam, czułam jak bardzo winna wszystkich swoich nieświadomych grzeszków jestem. 
- Coś jeszcze się działo?- spytałam, niepewnie zaciskając dłonie na pościeli. Boże, jeśli naprawdę istniejesz, błagam nie opuszczaj mnie teraz. "Wierząca się znalazła...".
- Nazwałaś mnie palantem bez żadnego znanego przynajmniej mi powodu, po czym chciałaś iść z Zaynem do jego pokoju. Udam, że nie domyślam się po co- zaznaczył, marszcząc zdenerwowany brwi. W tym momencie przestałam się modlić, deklarując swoje ateistyczne poglądy, a to był dopiero początek- Gdy zaciągnąłem cię do pokoju stwierdziłaś, że jednak bardzo za mną tęskniłaś. Poskutkowało to tym, że próbowałaś na siłę zaciągnąć mnie do łóżka. Opierałem się, ponieważ nie chciałem cię wykorzystywać zwłaszcza, że byłaś praktycznie nieprzytomna, a ty ponownie ruszyłaś w kierunku sypialni Malika. 
- Matko...- zakryłam twarz dłońmi i udawałam, że mnie tu nie ma. "Zachowujesz się jak dziecko". Te drinki wypaliły mi mózg, więc co się dziwisz?
- W końcu po części przystałem na twoją propozycję, chcąc cię tu zatrzymać. Poza tym wszystko co powiedziałem kojarzyło ci się z seksem, więc...
- To akurat nic nowego, gdy jestem przy tobie- mruknęłam pod nosem, nie do końca świadoma tego co wydostaje się z moich ust. Harry lekko się uśmiechnął, na co wywróciłam oczami. Oczywiście, że musiał to usłyszeć- Więc? Co zrobiłeś?
- To doprawdy uwłaczające, że nie pamiętasz jak dobrze ci było z moimi palcami pocierającymi...
- Wystarczy!- uniosłam do góry rękę, tym samym go uciszając. Nie mogłam sobie pozwolić na wywołanie choćby minimalnego podniecenia, co i tak było ekstremalnie trudne odkąd się tu pojawił. Czułam, że moja głowa zaraz eksploduje, a lędźwie spłoną żywcem, dlatego położyłam się z powrotem na materacu i naciągnęłam kołdrę na twarz. Nie musiałam długo czekać, by poczuć jak Styles zsuwa ją z powrotem by złożyć krótki pocałunek na moim policzku. 
- Jeśli chcesz mogę powtórzyć jeszcze raz to wszystko, co sprawiło ci wczoraj tyle przyjemności. Muszę przyznać, że sam chętnie zobaczyłby ponownie twoje ciało wijące się pode mną pod wpływem mojego dotyku. Poza tym nie mogę przestać myśleć o tej koronkowej bieliźnie, która opinała twoje seksowne ciało. A te szpilki...
- Harry, błagam!- jęknęłam rozdrażniona i pobudzona jednocześnie- Jeśli zaraz nie przestaniesz, pozwolę ci zrobić ze mną co tylko zechcesz, a w obecnym stanie to nie najlepszy pomysł. Mój ściśnięty i tak już do granic możliwości żołądek mógłby nie znieść tego za dobrze.
 Chłopak zgodził się ze mną niechętnie, a gdy tylko obrócił mnie delikatnie i przysunął bliżej siebie, mogłam poczuć na brzuchu, wybrzuszenie wypełniające jego bokserki. Odetchnęłam głęboko, ignorując wszystkie bodźce pochodzące ze świata zewnętrznego, skupiając się jedynie na jego zapachu. Zanurzyłam nos w zagłębieniu jego szyi i wdychałam pełną piersią woń jego żelu pod prysznic. Leżeliśmy tak przez dłuższą chwilę, do czasu aż postanowił zadać mi pierwsze z wielu pytań, które zaprzątały jego głowę. I mimo tego, co miało się dopiero wydarzyć, znalezienie odpowiedzi na to jedno było zdecydowanie najtrudniejszą rzeczą dzisiejszego dnia. 
- Jeśli cię o coś zapytam, mogę liczyć na to, że będziesz ze mną szczera? Bez wykręcania się i owijania w bawełnę?
Przytaknęłam ledwo zauważalnie, po czym odsunęłam się na tyle, by móc spojrzeć w jego wypełnione czymś w rodzaju rozterki oczy.
- Powiedziałaś mi wczoraj, że jesteś nieszczęśliwo-szczęśliwa...
- Zdawałam sobie sprawę, że nie ma takiego wyrazu?- zaśmiałam się nerwowo, ale na nic się to nie zdało. Atmosfera robiła się coraz bardziej napięta.
- Zwróciłem ci na to uwagę i właśnie dlatego chciałaś pobiec z powrotem do Zayna, więc porzuciłem ten temat. 
- Przepraszam za to jak się zachowywałam. Naprawdę nie miałam tego na myśli gdy nazywałam cię palantem, ani nie chciałam mieć nic do czynienia z Malikiem, czy kimkolwiek innym.
Gadałam jak najęta, próbując zmienić temat. Miałam nadzieję, że dzięki temu oboje zapomnimy o tym, że zgodziłam się szczerze porozmawiać i jakoś uniknę odpowiadania na pytanie, które miało za chwilę paść. Mogłam być zalana w trupa a i tak doskonale wiedziałam o co mi chodziło. Niestety szybko okazało się, że Harry znam mnie na tyle dobrze, by to zauważyć.
- Wiem co robisz, ale ja i tak nie odpuszczę- zaznaczył, spoglądając na mnie srogo.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale zawsze warto spróbować- uśmiechnęłam się krzywo, godząc się w duchu z sytuacją w jakiej się znalazłam przez własną głupotę. 
- Czemu dalej nie chcesz się przede mną otworzyć, mimo iż zdradziłaś mi już największe sekrety swojego życia? Ciągle starasz się ukryć co czujesz, przez co ja muszę wyciągać to z ciebie siłą, a to sprawia, że się kłócimy i...
Położyłam palce na jego ustach, nie mogą słuchać jego słusznych zarzutów. Naprawdę się starałam mówić mu o wszystkim, ale nie mogłam. Gdzieś w najgłębiej położonych zakamarkach mojej podświadomości wciąż kryło się przeświadczenie, że nie powinnam tego robić. Że istnieje możliwość, że kiedyś tego pożałuję. Próbowałam z tym walczyć, ale ciężko mi zdusić w sobie pierwotne lęki i mechanizm obronny, który pielęgnowałam w sobie odkąd zostałam na tym świecie praktycznie sama. Uznałam to za istny paradoks. Z jednej strony Harry był osobą, której ufałam jak nikomu innemu, z drugiej zaś, był również tym kogo bałam się najbardziej na świecie. Pod różnymi względami. Dlatego jak zwykle moje sumienie przegrało z egoistyczną chęcią chronienia samej siebie, więc nie wypowiedziałam tego na głos. 
- Odpowiadając na twoje pierwsze pytanie...- zaczęłam, wycierając spocone ze stresu ręce o prześcieradło- to prawda, że czuję się nieszczęśliwo-szczęśliwa, jak to wczoraj ładnie ujęłam- przyznałam niechętnie.
- Czemu? Co to tak właściwie znaczy?- domagał się wyjaśnień, a moja głowa filtrowała informacje, które mogłam mu przekazać, bo oczywiście kim bym była, gdybym nie skomplikowała sobie życia odrobinę bardziej niż do tej pory.
- To znaczy, że mam powody do bycia mniej i bardziej optymistyczną osobą.
- Czy ty zawsze musisz udzielać takich pokręconych odpowiedzi?
- Myślałam, że podoba ci się jak cholernie skomplikowana jestem, gdy postanowiłeś się za mną uganiać- stwierdziłam, ale brunet zdecydował się nie ciągnąć tego wątku, choć sądząc po jego minie coś cisnęło się mu na język. Mimo to, powstrzymał się i poprosił, bym wróciła do głównego wątku naszej rozmowy- Mówiąc krótko, jestem szczęśliwa, ponieważ mam ciebie, mogę na tobie polegać, wiem że cie na mnie zależy, że mnie kochasz...- westchnęłam, czując jaką jędzą jestem ukrywając przed nim cokolwiek- ale oczywiście nie mogę być normalna, więc fakt, że bywam dla ciebie irytująca i trudna mnie dobija. Nie podoba mi się fakt, że przejmujesz się moimi problemami, zamiast skupić się na swojej karierze i czerpać radość z tego co nadejdzie. To wszystko sprawia, że neguję to czy to aby na pewno dobre dla ciebie rozwiązanie. W sensie bycie ze mną. Czasami wydaje mi się, że gdybyś mnie nigdy nie poznał, gdybym się nie ugięła i nie pozwoliła Savanowi zmusić mnie do współpracy z tobą i chłopakami, twoje życie byłoby teraz o wiele łatwiejsze. Mógłbyś się beztrosko cieszyć z tego co masz i niedługo osiągniesz, zamiast leżeć tu ze mną, prawdopodobnie wciąż pijaną i gdybać co zaprząta moją popieprzoną głowę.
 Harry wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem. Naprawdę taką miał minę. Przez moment wydawało mi się, że może to alkohol, który wciąż mieszał się z płynąca w  moim ciele krwią, wywołuje jakieś omamy, ale gdy jego palec wskazujący popukał moje czoło, a następnie cała dłoń go dotknęła, sprawdzając czy nie mam przypadkiem gorączki, uznałam się za w miarę poczytalną. 
- Nie, żebym wątpił w twoją inteligencję, ale zdajesz sobie sprawę z tego jakie głupoty wygadujesz?- spytał poważnie, a mi na chwilę odjęło mowę. 
- Chyba jednak jestem głupsza niż myślisz.
- Wiesz co? Masz rację- przeczesał zirytowany swoje niesforne loki- Jeśli naprawdę nie jesteś w stanie dostrzec tego co jest dla mnie najważniejsze to może faktycznie cię przeceniam.
- To znaczy?
- Powiem to po raz ostatni i nie będę się więcej powtarzał. Najlepszą rzeczą jaka mnie w życiu spotkała, było zobaczenie twojego seksownego tyłka w tej przeklętej windzie, a później poznanie cię osobiście. I naprawdę nie ma dla mnie znaczenia czy ostatecznie okazałaś się chodzącą legendą muzycznego showbiznesu czy byłabyś zwykłym pracownikiem firmy kurierskiej. Nawet gdyby tak było, dalej zabiegałbym o twoje względy i starał się lepiej cię poznać, rozkochać w sobie i móc cieszyć się twoją obecnością. Zrobiłbym wszystko byś była moja. Fakt, że okazałaś się najlepszą kompozytorką jaką mógłbym sobie wymarzyć  i zaczęłaś ze mną pracować, tylko mi to ułatwił. To i fakt, że masz do mnie słabość.
- Nie schlebiaj sobie- prychnęłam pod nosem, ale oboje wiedzieliśmy, że to prawda. To przez te jego dołeczki w policzkach gdy się uśmiecha.
- Tak czy inaczej, gdyby ktoś kazał mi wybrać pomiędzy możliwością poznania czwórki niesamowitych chłopaków i rozpoczęcia z nimi wielkiej kariery, a tobą w połączeniu z twoim pogmatwanym i pełnym smutku życiem, wybrałbym ciebie. Zawsze.
 Nie oddychałam. Zaprzestałam tej czynności gdzieś po drugim słowie. Obwieszczenie, że byłby w stanie zrezygnować dla mnie ze swoich marzeń i porzucić czwórkę najlepszych przyjaciół wprawiło mnie w osłupienie. I choć wiele razy mówił mi jak bardzo mnie kocha i że jestem dla niego całym światem, za każdym razem gdy to słyszę dostaję palpitacji serca i robię rachunek sumienia, zastanawiając się czym sobie na to zasłużyłam. W pozytywnym tego słowa znaczeniu. 
- Jeśli zaraz nie nabierzesz powietrza, będę zmuszony zrobić ci sztuczne oddychanie. Wierz mi, że naprawdę mam ochotę cię pocałować, ale ta rozmowa jest dla mnie zbyt ważna by ją teraz przerwać. Wolałabym, żebyś coś powiedziała albo przynajmniej skinęła głową na znak, że mnie słuchałaś i zrozumiałaś co właśnie powiedziałem.
- Tak, j-ja...- zająknęłam się, wciąż próbując otrząsnąć się z szoku- Uważam, że nie powinieneś stawiać mnie przed tym czego pragniesz. 
- Kiedy to ty jesteś tym czego pragnę najbardziej!- przetarł zdenerwowany twarz ręką- Czasami zastanawiam się czy aby na pewno znasz angielski, bo aktualnie mam co do tego wątpliwości. 
- Możesz dać mi skończyć?- ujęłam jego dłoń i splotłam razem nasze palce. Spojrzałam mu prosto w oczy, podziwiając nie tylko jego zewnętrzne piękno, ale i wyjątkowe wnętrze- Jeszcze raz. Uważam, że nie powinieneś mnie stawiać mnie na pierwszym miejscu, ale jednocześnie nie mogę być bardziej szczęśliwa wiedząc, że jestem jedną z tych rzeczy czy też osób, których pragniesz ponad wszystko. To trochę egoistyczne, ale na niczym mi teraz bardziej nie zależy jak na tym, by nieustannie zaprzątać twoje myśli i sprawiać, że będziesz mnie kochał jeszcze bardziej, nie żałując ani jednej chwili spędzonej ze mną. 
- Nie żałuję- zapewnił- Niczego.
- To dobrze- uśmiechnęłam się do niego ciepło, po czym pochyliłam się, by złożyć krótki pocałunek na jego ustach. Odsunęłam się w ostatnim momencie nim dałam się wciągnąć w sidła pożądania, które wciąż czaiło się wewnątrz mnie.
- Nie przestawaj- poprosił, obracając nas tak, że tym razem to on górował nade mną- Od naszej wczorajszej rozmowy przez telefon nie mogę znaleźć sobie miejsca- pociągnął lekko za moją koszulkę i ucałował jeden z obojczyków- Nawet nie wiesz jak ciężko mi było, nie wsiąść w taksówkę i przyjechać do 27, by zrobić z tobą te wszystkie nieprzyzwoite rzeczy, które zrodziły się w mojej głowie.
- W takim razie co zdołało cię powstrzymać?- przygryzłam wargę, gdy jego zęby zaczęły kąsać skórę mojej szyi. 
- Narąbany Ed, który zwymiotował mi na buty- warknął- Przysięgam, że zabiję gnoja.
- Fuj!- odsunęłam go od siebie, nie kryjąc obrzydzenia- Mogłeś sobie darować tą informację. 
- Taka jest prawda.
- Naprawdę zniszczyłeś tą historią nastrój, ale może to i lepiej.
- Lepiej?- uniósł do góry brwi z zaskoczenia- Chyba się przesłyszałem.
- Wierz mi, że tak samo jak bardzo pragnę zostać z tobą w tym łóżku i dać się ponieść żądzy, która mnie teraz wypełnia, tak samo mój rozsądek podpowiada mi, że jeśli nie chcemy bym zaczęła przypominać jeszcze bardziej Sheerana, pomijając nieznanie umiaru do alkoholu, powinniśmy przestać i poczekać aż poczuję się lepiej i do końca wytrzeźwieję. Kładąc zdecydowany nacisk na to drugie.
- Kiedy ja nawet zacząłem lubić cię wstawioną. Jesteś wtedy taka bezpośrednia i niegrzeczna- przygryzł wargę, lustrując moje ciało od góry do dołu- Kręci mnie to. Poza tym umrę nim te wszystkie drinki z ciebie wyparują- mruknął niezadowolony, przestając maltretować moje biedne serce swoimi podniecającymi mnie poczynaniami. 
- Znajdziemy sobie jakieś inne zajęcie.
- Nic nie będzie bardziej ciekawe od tego.
- To na pewno, ale z chęcią zobaczyłabym w jakim stanie są chłopaki- odparłam- Poza tym muszę zadzwonić do Savana i dowiedzieć się, czy jestem jeszcze jego siostrzyczką czy już wyklął mnie z rodziny i postanowił nie zapraszać na ślub.
- Czemu miałby to zrobić?- spytał, wyraźnie zaintrygowany.
- Zapewne niedługo się dowiesz. Podejrzewam, że wpadnie tu niedługo i urwie mi głowę.
- Nie ważne co zrobiłaś, nie może być aż tak źle. Za bardzo cię kocha, co bywa czasami irytujące gdy myśli, że może się ze mną równać pod tym względem. Poza tym nie pozwolę mu na to.
- To naprawdę słodkie- cmoknęłam go w policzek, uśmiechając się szeroko- Ale teraz naprawdę proszę, daj mi jakieś spodnie i chodźmy na dół. To może być moja ostatnia szansa by ponabijać się z chłopaków i ogłosić Louisa najgorszym organizatorem wieczorów kawalerskich.
- Skąd pewność, że to nie jego impreza okazała się lepsza?
- Kochanie...- puściłam do niego oczko- Ja zawsze wygrywam.

Mieszkanie Kasi i Gaby

     Droga do mieszkania Gabrysi jeszcze nigdy mi się tak nie dłużyła. Co chwilę potykałem się o własne nogi a okulary przeciwsłoneczne, które podkradłem Zaynowi, wcale nie chroniły mnie przed słońcem. Że też akurat dzisiaj, kiedy nabawiłem się światłowstrętu musiało się wypogodzić i świecić mi prosto w oczy! Minąłem mały park, gdzie kiedyś spotkałem swoje pierwsze fanki, kiedy to odprowadzałem moją ukochaną do domu. Przypomniałem sobie dokładnie tamto zdarzenie i aż się wzdrygnąłem, kiedy w moich myślach pojawił się wyraz smutku, który w tamtym momencie ukazał się na twarzy Gabrysi. Obiecałem sobie, że nigdy więcej do tego nie dopuszczę, dlatego teraz z wielkim planem w mojej głowie kierowałem się do dobrze znanego mi mieszkania najlepszej tekściarki na Wyspach i jej uroczej przyjaciółki.
 Po jakiś piętnastu minutach dotarłem na miejsce. Stanąłem przed drzwiami z numerem dwadzieścia siedem i zapukałem w nie lekko. Musiałem powtórzyć tę czynność kilka razy, gdyż nikt nie raczył mi otworzyć. Po kolejnych trzech próbach, pociągnąłem lekko za klamkę, a drewniana powłoka ustąpiła przede mną. Zdezorientowany powoli wszedłem do środka, rozglądając się dookoła. Omal nie wybiłem sobie zębów zawadzając stopami o czarne szpilki i kilka innych niebotycznie wysokich par butów, które były rozrzucone po podłodze. Zrobiłem kolejny krok do przodu, tym razem uważnie patrząc pod nogi. W końcu znalazłem się w salonie, gdzie widok, który mnie przywitał sprawił, że stanąłem jak wryty. Otrząsając się z szoku, podszedłem bliżej do kanapy, by ujrzeć na niej wtulone w siebie Danielle i Eleanor, ubrane najwyraźniej w to co miały na sobie wczorajszego wieczora. Rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu znajomej mi sylwetki, ale nigdzie jej nie dostrzegłem. Udałem się więc do jednej z sypialni, gdzie miałem nadzieję znaleźć tego kogo szukałem. Nie pomyliłem się. Gdy tylko uchyliłem lekko drzwi przywitał mnie widok śpiącej brunetki ubranej w jedną z moich koszulek, którą tutaj zostawiłem. Podobnie jak w pozostałych pomieszczeniach, postanowiłem zignorować drażniący zapach alkoholu i wejść do środka. Usiadłem koło Gabrysi, przyglądając się jej uważnie. Przykryta do połowy kocem, oddychała głęboko przez lekko rozchylone usta. Jej ramiona był kurczowo zaciśnięte wokół misia, którego przywiozłem jej ze Sztokholmu. Odgarnąłem kilka kosmków włosów z jej twarzy, co nie spotkało się z aprobatą, bo po tym jak mruknęła coś pod nosem kilka razy, zerknęła na mnie niezadowolona.
- Przepraszam, nie chciałem cię obudzić- ucałowałem ją w czubek głowy, pełen skruchy. 
- Niall?- szepnęła, rozglądając się dookoła, jakby chciała upewnić się gdzie jest- Kto cię wpuścił?
- Sam wszedłem- odparłem- Powinnaś zamykać za sobą drzwi. Nie chcę kiedyś usłyszeć, że ktoś cię porwał lub coś gorszego ci się przytrafiło tylko dlatego, że nie chciało ci się przekręcić zamka.
- Wiem, wiem. Przepraszam, ale wczoraj... jakby to ująć...- zastanowiła się przez chwilę nim znalazła odpowiednie słowa.
- Byłaś zbyt zmęczona by o tym pamiętać?- podpowiedziałem, na co pokręciła niepewnie głową.
- Tak. Coś w tym stylu...-zgodziła się- Która tak w ogóle jest godzina?
- Czwarta popołudniu- odpowiedziałem, a ona otworzyła szeroko oczy.
- Chcesz mi powiedzieć, że przespałam prawie cały dzień?!
- Na to wygląda- uśmiechnąłem się do niej ciepło, skradając kolejny pocałunek- Pewnie śniłabyś dalej, gdybym się nie pojawił.
- Dobrze, że przyszedłeś. Muszę sprawdzić co z dziewczynami.
- Z tego co zdążyłem się zorientować to Peazer i Calder bardzo się do siebie zbliżyły.
- To znaczy?- spytała zaskoczona.
- Wtulają się w siebie na kanapie w salonie. Podejrzewam, że Liam i Louis nie będą zadowoleni z takiego obrotu sprawy.
- A Kasia?
- Nie widziałem jej- przyznałem- Zobaczyć czy jest u siebie?
Gabrysia przytaknęła, słodko się do mnie uśmiechają i kim bym był gdybym nie zrobił tego czego oczekiwała? Nie mogłem się jej oprzeć. 
 Niechętnie wyszedłem z jej sypialni i udałem się do pokoju Kate. Podobnie jak wcześniej zapukałem w drewnianą powłokę kilka razy, ale tak samo tym razem nikt mi nie odpowiedział. Modląc się, żebym nie zastał jej z Harry'm w dwuznacznej sytuacji, popchnąłem drzwi i zajrzałem do środka. Ku memu zdziwieniu sypialnia tekściarki była pusta, choć pewnie gdyby się uparła, mogłaby się schować pod stosem porozrzucanych po podłodze kartek, książek i kilku instrumentów muzycznych. Wzruszając bezradnie ramionami, zamknąłem za sobą drzwi i wróciłem do mojej ukochanej, która teraz siedziała na łóżku oparta o jego wezgłowie. Palcami pocierała skronie co utwierdziło mnie w przekonaniu, że jej też dzisiaj doskwierał ból głowy.
- I co?
- Nie ma jej- odparłem niewzruszony. 
- Jak to? Jesteś pewien?- przytaknąłem, a ona zmarszczyła brwi ukazując tym swoje niezrozumienie dla zaistniałem sytuacji- A w salonie jest tylko Dani i El?
- Zgadza się.
- Czekaj, czekaj...- uniosła palec wskazujący, usilnie się nad czymś zastanawiając- Czyli wychodzi na to, że zgubiłam moją najlepszą przyjaciółkę?
- Jak to zgubiłaś?- tym razem to ja spojrzałem na nią zaskoczony.
- Jestem niemal na sto procent pewna, że obiecałam jej, że zaciągnę ją tu choćby siłą. Pamiętam jak dzwoniłyśmy razem po taksówkę, a potem...- jej oczy z sekundy na sekundę robiły się coraz większe, a ręce zaczynały trząść się niekontrolowanie- Matko Boska! Zgubiłam Kaśkę! Ona zaginęła!
Gabrysia zerwała się z łóżka i nawet nie zwróciła uwagi na moje nawoływania za jej plecami. Wbiegła czym prędzej do salonu budząc pochrapujące na sofie koleżanki.
- Dziewczyny wstawajcie! Zgubiłyśmy Kaśkę! No już!- zaczęła je szturchać, a ja byłem niemal pewien, że zostaną im po tym siniaki.
- Gaba uspokój się!- warknęła na nią wkurzona Danielle- Co ty wygadujesz?!
- Nie mam jej tu! Zniknęła!
- Przecież zbierała się razem z nami do wyjścia wczoraj... albo dzisiaj- odparła ziewając Eleanor- Jestem pewna, że jechała z nami taksówką. A może to była Ana?
- To nie jest zabawne! Musimy ją znaleźć!
- A czy ktoś się śmieje?
- Zadzwoń do Styles'a- jęknęła Peazer, naciągając koc pod brodę- Może on wie gdzie jest. 
Moja ukochana spojrzała na mnie kolejnym błagalnym spojrzeniem, a ja już nie mogłem się doczekać by znów zostać jej wybawcą. Wyciągnąłem telefon z kieszeni jeansów i wybrałem numer Loczka, uśmiechając się do niej uspokajająco. Czułem jak trzy pary oczu przyglądają mi się uważnie, choć tak właściwie powinienem powiedzieć dwie i pół, gdyż Dani zerkała na mnie unosząc tylko jedną powiekę do góry. Po kilku sygnałach, przyjaciel odebrał telefon wyraźnie zaskoczony, że nie jestem w naszym domu.
- Gdzie to się szlajasz Horan?
- Jestem u Gabrysi- wyjaśniłem krótko- Dzwonię z takim szybkim pytaniem. Jest może z tobą Kate?
- Bierze prysznic, a co?- spytał zaskoczony moim pytaniem.
- To świetnie- posłałem dziewczynom krzepiące spojrzenie, a one odetchnęły z ulgą. Ponownie z wyjątkiem Danielle, która zawinęła się w koc i odwróciła do mnie plecami, uznając sprawę za zakończoną- Jej przyjaciółki martwiły się o nią.
- Nic jej nie jest. Jest ze mną bezpieczna- zapewnił.
Pożegnałem się z nim krótko, po czym schowałem komórkę z powrotem do spodni.
- Wszystko w porządku. Harry obiecał się nią odpowiednio zająć.
- W to nie wątpię- uśmiechnęła się wymownie El. Tak, wiem co miała na myśli.
- Co byście powiedziały na to, żeby się zaraz zebrać i jechać do nas?- zaproponowałem- Skoro G tam jest, moglibyśmy usiąść wszyscy razem w salonie i w końcu rozstrzygnąć kto jest najlepszym organizatorem imprez. Kate czy Louis.
- A to był taki konkurs?
- Owszem- przytaknąłem- To co wy na to?
- Ja jestem za- zgodziła się moja ukochana- Zbieramy się dziewczęta!
- Naprawdę musimy?- jęknęła niezadowolona Peazer- Mi tu jest tak dobrze i ciepło!
- Liam na pewno cię ogrzeje- zapewniłem ją i wydawał się to być odpowiedni argument, bo po chwili cichego marudzenia, zwlokła się z kanapy i ruszyła do pokoju Gabrysi, oznajmiając że potrzebuje czegoś by się przebrać. W ślad za nią podążyła Calder z tym, że ona udała się do pokoju Kate. Nie byłem do końca przekonany czy tekściarce by się to spodobało, ale postanowiłem się nie wtrącać. 
- Będziemy gotowe za piętnaście minut- usłyszałem od brunetki, która stanęła przede mną na palcach i cmoknęła szybko moje usta- Dziękuję, że zadzwoniłeś do Styles'a.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Cieszę się, że mogłem pomóc.
- Jesteś najlepszy, wiesz?
- Bez przesady- czułem jak się rumienię, ale mimo wszystko starałem się pozostać pewny siebie- Tak w ogóle to chciałem o czymś z tobą porozmawiać.
- To coś ważnego?- spytała lekko przestraszona
- Tak, ale nic złego. Nie masz się co martwić- złożyłem czuły pocałunek na jej czole- Porozmawiamy, kiedy będziemy u mnie, dobrze?
- Jasne- zgodziła się, obdarowując mnie kolejnym uśmiechem- Zaraz wracam.
- Będę czekać.

Dom One Direction

     Rozglądam się dookoła z paczką mrożonego groszku przyłożoną do głowy i stwierdzam, że nasz salon zmienił się w izbę wytrzeźwień. Wszyscy wyglądamy jakbyśmy pili co najmniej przez tydzień, ale to i tak pikuś w porównaniu do naszych dziewczyn. One przypominają chodzące zombie, choć dalej są zaskakująco piękne i urocze jak na zaistniałą sytuację. Może z wyjątkiem Kate, która dzisiaj działa mi wyjątkowo na nerwy.
- Po co ci ten groszek Louis?- tekściarka spojrzała na nie mnie jakbym był niespełna rozumu.
- Po to, żebyś się pytała- warknąłem, gdy po raz kolejny postanowiła zadać mi jakieś bezsensowne pytanie, ale oczywiście Harry musiał zaraz stanąć w jej obronie. Rycerz się znalazł od siedmiu boleści.
- Hamuj się Tommo- zwrócił mi uwagę, grożąc lodowatym spojrzeniem.
- To niech się odczepi- odburknąłem obrażony.
- Nie możesz po prostu powiedzieć, że przywaliłeś rano o stolik jak spadłeś z sofy?- wtrącił się Payne, jednocześnie tłumacząc moje dzisiejsze zamiłowanie do mrożonej zieleniny.
- Po co skoro mam ciebie?- uśmiechnąłem się od niego sztucznie- Możemy zmienić temat?
- Bardzo chętnie- przystanęła na moją propozycję Gaba- Dowiem się w końcu jak to się stało, że trafiłaś tutaj nad ranem bez mojej wiedzy?
Brunetka spojrzała na swoją współlokatorkę, a ta wzruszyła niewinnie ramionami. Ja tam się nawet nie zorientowałem, że u nas nocowała dopóki nie zeszła na dół i nie zaczęła mnie wkurzać.
- Nie mam zielonego pojęcia- przyznała- Ledwo pamiętam co działo się na wieczorze panieńskim.
- Mogłaś mi chociaż napisać smsa!- oburzyła się tamta- Wiesz jak się martwiłam?!
- Skąd mogłam wiedzieć, że pomyślisz, że mnie zgubiłaś? Poza tym, serio? Ty zgubiłaś mnie? Prędzej ja mogłam pomyśleć, że was gdzieś wciągnęło.
- Sama kazałaś mi się pilnować i przywieźć do domu!
- I już więcej tego nie zrobię, bo jak widać nie potrafisz spełnić jednego prostego polecenia.
- Bo akurat upilnowanie ciebie to najłatwiejsza rzecz pod słońcem...
- Dziewczyny, dajcie spokój- wtrąciła się w ich małą kłótnię Eleanor- Ważne, że każda z nas wróciła cała i mimo tylu pokus nic nie nabroiła.
- Co masz na myśli?- zapytałem zaniepokojony. Zresztą miny reszty chłopaków nie były lepsze. No może z wyjątkiem Zayna, który właśnie wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, po czym zapalił jednego twierdząc, cytuję "to powinno być ciekawe".
- Nic nie będzie ciekawe. Nic się nie wydarzyło- zapewniła szybko Kate, ale nawet głupi by jej nie uwierzył.
- A skąd ty to możesz wiedzieć skoro ponad połowy nie pamiętasz?- spytałem, uśmiechając się przebiegle. To był idealny moment, żeby jej dopiec za dzisiejsze docinki. Zwłaszcza, że Styles zaczął uważnie się jej przyglądać lecz na razie postanowił się nie odzywać. 
- Zamknij się Louis.
- Zawsze możemy to udowodnić- odezwała się Danielle, która do tej pory nic się nie odzywała. Siedziała jedynie wtulona w bok Liama, który otoczył ją ramieniem.
- Jak to?- spojrzała na nią lekko wystraszona El. Co tu się u licha działo?
- Przecież mamy zdjęcia...
- ZDJĘCIA?!- wykrzyknęła żeńska część naszej grupy, a Gaba omal nie spadła z kolan Horana.
- Serio nie pamiętacie jak Ana poprosiła mnie, żebym uwieczniła najlepszą imprezę w jej życiu?
- A nie mówiłem, że będzie interesująco?- uśmiechnął się od ucha do ucha Malik- Pokażcie!
- Nie ma mowy!- nie zgodziła się G- Nasze zdjęcia, więc tylko my je możemy zobaczyć.
- Uważam, że mogłyby one pomóc orzec, kto wygrał konkurs na najlepszego organizatora wieczorów panieńskich i kawalerskich- włączył się do rozmowy Niall.
- Nie ma takiej potrzeby.
- Boisz się przegrać i tyle- wyzwałem naszą tekściarkę na pojedynek.
Jej mina była bezcenna. Widziałem jak toczy ze sobą wewnętrzną walkę o to czy powinna się zgodzić czy też sobie darować i przegrać walkowerem, bo właśnie to oznaczałaby jej odmowa. Dziewczyna zacisnęła ręce w pięści, mierząc mnie uważnym spojrzeniem, po czym zerknęła kątem oka na Harry'ego. Chłopak przyglądał jej się z zaciekawieniem, zastanawiając się co zrobi. Jak się okazało, żyłka do współzawodnictwa wzięła górę.

- Dobra, niech wam będzie- zgodziła się, a Malik wyrzucił w górę ręce uradowany- Pragnę tylko podkreślić, że był to wieczór panieński, a nie spotkanie kółka różańcowego. 
- A ja chcę zaznaczyć, że to wszystko był pomysł Kaśki- wskazała palcem na swoją współlokatorkę Gaba.
- Taka z ciebie przyjaciółka?!
- Aż po grób- odparła- I to dosłownie. 
- Koniec tej gadki- przerwała im Danielle, wyciągając z kieszeni bluzy telefon- Podłącz go do telewizora Zayn.
Mulat ochoczo sięgnął po urządzenie skrywające największy sekret dziewczyn, po czym podszedł do siedemdziesięcio calowego ekranu i podpiął do niego aparat za pomocą odpowiedniego kabla. Po chwili znalazł odpowiedni folder i kliknął na niego. Usiadł z powrotem na swoim miejscu, naciskając "play" z nieskrywanym podekscytowaniem.
 Na początku zdjęcia nie był jakoś szczególnie wyjątkowe. Każde z nich przedstawiało piątkę dziewczyn, w seksownych strojach, uśmiechających się szeroko z drinkami w rękach. Wszystko wyglądało tak jak przystało na ostatni babski wieczór wolności jednej z nich.
- Ana wyglądała jak milion dolarów- pochwaliłem jej srebrną sukienkę, co skomentowała moja ukochana.
- Pewnie dlatego Kate zaproponowała jej seks.
- Że co?!- wydarł się Malik- Czyli nie tylko mnie próbowałaś dobrać się wczoraj do majtek?!
- Słucham?!- tym razem to jak odezwałem się głośniej niż zamierzałem. Co tu się do cholery wczoraj działo?! I czemu mnie to ominęło?! A tak, byłem pijany. 
G wywróciła oczami, osuwając się niżej na kolanach swojego chłopaka. On z kolei uparcie wpatrywał się w ekran ze zmarszczonymi brwiami i zdawał się nie zwracać uwagi na to co działo się wokół.
- Po pierwsze wcale nie zaproponowałam jej pójścia ze mną do łóżka- spojrzała złowrogo na El, która w momencie dostała gęsiej skórki- A po drugie nie schlebiaj sobie Zayn. To, że nazwałam cię Maliczkiem nie znaczy, że chciałam spędzić z tobą noc.
- Mój mózg nie jest w stanie przetwarzać tych informacji- zatkał sobie uszy Payne- To takie... niewłaściwe. 
- Och proszę cię!- oburzyła się Kate- Twoja sympatia wcale nie była lepsza.
- To znaczy?!
- Oglądanie się za facetami okrytymi wyłącznie kusymi fartuszkami uważam za normalną i wręcz fizjologiczną reakcję mojego organizmu- Peazer zaczęła się natychmiast bronić- Gdybyście wy mieli wokół siebie roznegliżowane laski też byście wodzili za nimi wzrokiem.
- Niestety nie było takich atrakcji- posłał mi karcące spojrzenie Zayn. 
- Sami powiedzieliście, że jeśli zamówię striptizerki to Ana mnie zabije!
- Ale z ciebie lamus Tomlinson- zaśmiała kompozytorka- Nawet my miałyśmy striptizerów.
- I tych mega przystojnych barmanów- rozmarzyła się moja dziewczyna, na co odchrząknąłem, przypominając tym o swojej obecności- Oj daj spokój. To Gabrysia śliniła się do jednego z nich i ochoczo biegała po kolejne shot'y, ponieważ przypominał jej Nialla.
- Słucham?!- blondyn spoglądał to na El to na brunetkę leżącą obok niego- Że niby co?
- Tylko z nim rozmawiałam!- tłumaczyła się- I wcale mi się nie podobał! To Kaśka zaprosiła swojego byłego masażystę, który koniecznie chciał sobie przypomnieć jak jędrne są jej pośladki. Zresztą widać go na tym zdjęciu- wskazała palcem na ekran, a naszym oczom ukazał się ktoś przypominający greckiego boga. I nie było w tym żadnej przesady, bo widok jego sześciopak na brzuchu i szerokich ramion w połączeniu z południowoeuropejską urodą sprawiał, że spokojnie można go było wziąć za barat jakiegoś Heraklesa. Choć on akurat był herosem.
- Oficjalnie zostałaś wyrzucona z mieszkania i śpisz dzisiaj pod mostem- oznajmiła jej najwidoczniej już była współlokatorka, która nawet nie starała się ukryć gniewu.
Nie spotkało się to z żadną odpowiedzią, gdyż oczy wszystkich były skierowane na Styles'a. Złapałem się na tym, że wstrzymuję oddech, oczekując jak zareaguje, ale jego twarz nie wykazywała oznak najmniejszego wzruszenia. Dopiero kiedy Kate położyła dłoń na jego ramieniu, odwrócił się w jej stronę ze sztucznym uśmiechem. Wpatrywali się w siebie przez chwilę bez słowa do czasu, aż Harry podniósł się ze swojego miejsca i wyszedł na zewnątrz twierdząc, że musi się przewietrzyć. G zacisnęła dłonie w pięści, starając się opanować.
- Właśnie dlatego nie chciałam oglądać tych zdjęć- odezwała się w końcu, przerywając niezręczną ciszę.
- Przepraszam, że na ciebie naskoczyłam- zwróciła się do niej ze skruchą w głosie Gabrysia.
- To nie twoja wina- zapewniła ją- Mogłam się nie upijać, zachowywać tak sztywno jak zawsze i nie starać się pobić Louisa w jakiś durnych zawodach.
- Może to marne pocieszenie, ale szczerzę przyznaję, że wygrałaś- próbowałem ją jakoś podnieść na duchu, przyznając się jednocześnie do porażki. Musiałem się z tym pogodzić. Poległem na całej linii. Patrząc na ekran telewizora nawet ja miałem ochotę wziąć udział w tej imprezie. 
- Co z tego skoro teraz mój chłopak odezwie się do mnie najszybciej za sto lat?
- Nie będzie tak źle- odparł Liam- I tak dobrze to przyjął.
- Wolałabym, żeby na mnie nawrzeszczał niż tak po prostu wyszedł.
- Chyba powinnaś za nim pójść- zasugerował Niall- Zanim coś sobie ubzdura w tej swojej pokręconej główce.
- Masz rację- zgodziła się po chwili zastanowienia- Lepiej sprawdzę czy nie zaczął mi wykopywać grobu w waszym ogródku.
Kate zwlekła się z fotela i czym prędzej wybiegła z salonu, by po chwili zatrzasnąć za sobą drzwi wejściowe. Siedzieliśmy wszyscy w ciszy przez kilka minut, aż Malik postanowił rozluźnić atmosferę swoim spostrzerzeniem.
- Czy ten gościu jest przebrany za pluszowego tygrysa?
Wszyscy spojrzeliśmy na opisywaną przez przyjaciela postać, a sądząc po zaskoczonych wyrazach twarzy dziewczyn, nie miały zielonego pojęcia skąd dany osobnik wziął się na zdjęciu. 
- Czy my...
- Nie drążmy tego temat- zaproponowała Dani- Po prostu obejrzyjmy je do końca, usuńmy, a potem udawajmy, że nic się nie wydarzyło. Kto jest za?

     Wybiegłam z domu za Harry'm i odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam jak opiera się o czarnego Land Rovera parę metrów dalej. Po jego zgarbionej sylwetce i rękach wciśniętych głęboko w kieszenie szarych spodni od dresu wywnioskowała, że nie jest w najlepszym humorze. Zresztą nie ma się mu co dziwić. Właśnie się dowiedział, że jakiś facet obmacywał tyłek jego dziewczyny. Sama bym się nieziemsko wkurzyła. 
 Bardziej skradając się niż po prostu idąc, ruszyłam w jego kierunku, a gdy usłyszał moje kroki uniósł lekko głowę, po czym wrócił do wpatrywania się w czubki swoich białych trampek. Stanęłam naprzeciwko niego i przez chwilę zastanawiałam się co dalej. Nie spodziewałam się, że odezwie się pierwszy.
- Powinnaś coś na siebie założyć- stwierdził, spoglądając na moje odsłonięte przez krótki rękawek ręce- Wiem, że jest już maj, ale na dworze wcale nie jest aż tak ciepło.
- Nic mi nie będzie- zapewniłam, ale on i tak przeciągnął przez głowę swój sweter i podał mi go.
- Załóż to nim się przeziębisz.
- Ale...
- Po prostu to zrób.
 Nie sprzeciwiłam się, słysząc rozgoryczenie w jego głosie. Bez zbędnego ociągania, przeciągnęłam materiał przez głowę i zaciągnęłam się jego boskim zapachem. Czemu on zawsze musiał pachnieć tak idealnie? 
Nim zaczęłam się za bardzo rozwodzić nad tym tematem, otrząsnęłam się i zrobiłam krok w jego stronę, oplatając go niepewnie ramionami w talii. Gdy nie zareagował, podeszłam jeszcze bliżej i przytuliłam się do jego klatki piersiowej, wzmacniając uścisk.
- W skali od zera do stu jak bardzo jesteś na mnie wściekły?- spytałam, nie zbierając się na odwagę by spojrzeć w górę.
- Nie jestem wściekły.
- Zły?
Chłopak odetchnął powoli, nim wyjął ręce z kieszeni i ujął nimi moją twarz, odsuwając mnie minimalnie od siebie,
- Masz ochotę na przejażdżkę?- spytał, przyglądając mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Dokąd?
- Nie wiem- wzruszył ramionami- Mógłbym cię nauczyć prowadzić. Obiecałem ci to, gdy jechaliśmy na koncert The Kooks. Pamiętasz?
Przytaknęłam, przypominając sobie jak podziwiałam jego sylwetkę za kierownicą samochodu. Był wtedy taki rozluźniony, spokojny i skupiony na tym co robi. Nie to co teraz...
- Nie sądzisz, że to niebezpieczne? Niedawno zdołałam wytrzeźwieć.
- Pojedziemy gdzieś gdzie nie ma ruchu. Nie jestem na tyle nieodpowiedzialny, żeby pozwolić ci jeździć od razu po mieście.
- Jeśli się zgodzę, powiesz mi wtedy jak bardzo jesteś na mnie zły?
- Nie jestem zły- odparł, ale jakoś ciężko było mi w to uwierzyć.
- Gdybym ja dowiedziała się, że...
- Ale nie jesteś mną- przerwał mi tonem nieznoszącym sprzeciwu. Odepchnął się od karoserii, wymijając mnie i otworzył drzwi od strony pasażera- Wsiadasz?
 Bez większego zapału wdrapałam się na skórzane siedzenie, a chłopak okrążył samochód, po czym zajął miejsce obok mnie. Przekręcił kluczyk w stacyjce i odpalił silnik, płynnie wyjeżdżając z posesji. Bez skrępowania wpatrywałam się w niego, gdy włączał się do ruchu na jednej z głównych ulic. Zastanawiając się o czym teraz myśli, ale nie przychodziło mi do głowy nic pozytywnego
- Harry...- zagadnęłam, ale dał mi jasno do zrozumienia, że nie ma ochoty na pogawędki.
- Nie teraz.


- Jak mogłam się tak zachować?!- przeklinałam samą siebie w duchu- Jestem najgorszą przyjaciółką w całym wszechświecie!
- Wygadujesz głupoty. To nie twoja wina.
 Razem z Niallem leżeliśmy na łóżku w jego sypialni. Po tym jak Styles wpakował Kaśkę do samochodu i odjechał w nieznanym nikomu kierunku (o czym wiedzieliśmy, bo każde z nas miało twarz przyciśniętą do okna w salonie), towarzystwo się rozproszyło po całym domu. Liam jako jedyny z chłopaków wykazywał obawę o życie swojej kompozytorki, ale szybko go uspokoiłam gdy spytał czy może nie powinniśmy za nimi jechać by ją ratować. Znając charakter ich przyjaciela na pewno był bardzo zły, ale żeby zaraz jej coś zrobić? To nie mogło się wydarzyć. Prawda? 
 Mimo wszystko ostrożności nigdy nie za wiele, dlatego postanowiłam pomodlić się o zdrowie i życie Kaśki. Jedynym powodem, przez który udało mi się do tej pory nie ześwirować była dłoń mojego chłopaka, rysująca małe kółka na moim ramieniu. Oparłam głowę na jego klatce piersiowej, wsłuchując się w miarowe bicie jego serca oraz skupiając się na spokojnym oddechu. 
- A co jeśli ją zabije i zakopie gdzieś w lesie?- nieproszona myśl przedstawiająca przerażający scenariusz, gdzie brunet o kręconych włosach z nożem w ręce, wbija go w plecy niczego niespodziewającej się dziewczyny, stanęła mi przed oczami- Jak ja jej wyprawię pogrzeb, nie mogąc znaleźć ciała?
- Przerzuciłaś się z romansów na kryminały?- spytał Niall, kręcąc z politowaniem głową- Muszę chyba przejrzeć twoją domową bibliotekę i wyrzucić pare tytułów.
- Może faktycznie trochę dramatyzuję.
- Trochę?- wtrącił się, zerkając na mnie z rozbawieniem, gdy uniosłam się na łokciu, by na niego spojrzeć.
- No dobra, niech ci będzie. Zdecydowanie przesadzam, ale nie mogę uwierzyć, że byłam taka głupia i wytknęłam jej zaproszenie tego całego Greka, wiedząc jaki Styles jest zazdrosny.
- Moim zdaniem przyjął to całkiem nieźle.
- I właśnie to przyprawia mnie o ciarki.
Niemo przyznał mi rację, wpatrując się bez słowa w sufit. Na szczęście nim kolejny makabryczny przebieg wydarzeń pomiędzy uwielbiającą się kłócić parą wdarł się do mojej głowy, chłopak postanowił zmienić temat.
- Chciałem o czymś z tobą porozmawiać- zaczął niepewnym głosem- To dla mnie ważne, ale nie chcę żebyś pomyślała, że cię do czegoś zmuszam. Zawsze możesz powiedzieć nie. Nie będę zły ani nic z tych rzeczy. To tylko propozycja. Zrozumiesz jak odmówisz.
- Kochanie...- zatkałam mu usta ręką, by zatrzymać ten potok słów- Po prostu powiedz mi o co chodzi. 
Potrzebował chwili by kilka razy nerwowo przeczesać swoje blond włosy, a następnie usiadł na łóżku opierając się o ścianę. Kiedy maltretował swoje palce, wykręcając je we wszystkie strony, sama zaczęłam się stresować. Na szczęście w końcu zdecydował się wyjaśnić o co mu chodzi.
- W przyszłym tygodniu idziemy z chłopakami na jakąś tam galę- zaczął, zerkając czy go słucham- Nie pamiętam teraz co to dokładnie za impreza, w każdym razie zostaliśmy zaproszeni jako zespół i mamy tam wystąpić z paroma coverami. 
- To cudownie!- ucieszyłam się- Na pewno będziecie fenomenalni jak zawsze. Nie masz się czym matwić.
- Tak, wiem. Tylko, że nie o to chodzi...
- Więc o co?
- Cóż...- ociągał się niemiłosiernie, a ja wkraczałam w stan przedzawałowy spowodowany niepewnością.
- Po prostu to powiedz Niall.
- Pomyślałem, że może chciałabyś ze mną pójść?- spytał wreszcie- Jako moja osoba towarzysząca. To znaczy dziewczyna- poprawił się- W sensie... wiesz o co mi chodzi.
 Stwierdzić, że byłam w szoku to spore niedomówienie. Czułam jako oczy wychodzą mi z orbit, a szczęka opada na materac. Notabene dobrze, że na nim siedziałam, bo inaczej upadłabym na podłogę. 
- Czyli, że chcesz tak jakby...- zaczęłam układać to wszystko w swojej głowie i nim doszłam do oczywistych wniosków, dokończył za mnie.
- Oficjalnie przedstawić cię jako moją dziewczynę.
- Tak publicznie?- dopytywałam się nie będąc pewna czy dobrze go zrozumiałam.
- Dokładnie. Całemu światu, opinii publicznej... jak zwał tak zwał.
Zaniemówiłam. Wpatrywałam się w niego tak jakby nagle wyrosły mu trzy głowy, nie wiedząc jak zareagować. Moje szare komórki nie nadążały z analizą danych, które przed chwilą otrzymały, przez co nie byłam pewna czy powinnam skakać pod sufit z radości czy schować się na dno szafy i już nigdy z niej nie wyjść. Chłopak zauważył moje osłupienie jego słowami, dlatego zaczął się tłumaczyć kompletnie zakłopotany.
- Przepraszam jeśli posunąłem się za daleko- ujął moje dłonie, pocierając ich wierzch kciukiem- Chciałem tylko... sam nie wiem. Gdy szedłem dzisiaj przez ten mały park niedaleko twojego mieszkania, przypomniałem sobie jak spotkaliśmy tamte dziewczyny i jak bardzo byłaś smutna gdy mówiłaś im, że jesteś tylko moją koleżanką. Obiecałem sobie, że nigdy więcej nie pozwolę, by znowu zaszła taka sytuacja. Niestety nie wiem jak inaczej miałbym móc beztrosko spędzać z tobą czas bez obawy, że ktoś na ulicy znowu zada mi pytanie kim dla mnie jesteś. A ja nie chcę kłamać. Dlatego pomyślałem, że to będzie idealna okazja, by obwieścić wszem i wobec kto skradł moje serce i do kogo ono teraz należy. Oczywiście jeśli nie podoba ci się takie rozwiązanie zrozumiem i postaram się wymyślić coś innego.
Do oczu zaczęły napływać mi łzy, a dolna warga niekontrolowanie się trząść. Niestety nim zdołałam zająć jakieś stanowisko w tej sprawie, Niall wciągnął mnie na swoje kolana i zaczął scałowywać mokre strużki spływający po mych policzkach. 
- Przepraszam, przeprasza, przepraszam- objął mnie ciasno i przyciągnął do swojej klatki piersiowej- To był głupi pomysł. Znajdziemy inne rozwiązanie tylko błagam, nie płacz. Serce mi pęka, gdy widzę cię w takim stanie.
- Wszystko w porządku- odetchnęłam głęboko, nabierając do płuc powietrza, co pozwoliło mi się nieco uspokoić- Ja tylko... nie spodziewałam się tego. Nie sądziłam, że chciałbyś wyjawić szerszemu gronu kim jestem.
- Czemu masz co do tego wątpliwości? Naturalnie, że chcę- zaręczył- O niczym innym nie marzę jak pochwalić się każdemu kogo spotkam, jakim szczęściarzem jestem. 
- Nie przesadzaj- uśmiechnęłam się radośnie, słysząc jego słowa.
- Takie są fakty- odparł tonem nieznoszącym sprzeciwu- To jak? Uczynisz mnie najszczęśliwszym facetem na Ziemi i pozwolisz obwieścić światu, że jesteś moja?
Przygryzłam wargę, gdy zadowolenie zaczęło rozsadzać mnie od środka, a zdrowy rozsądek nie zdołał przedrzeć się przez morze endorfin wypełniające mój organizm.
- To będzie czysta przyjemność- zgodziłam się, a chłopak niespodziewanie złączył nasze usta razem w długim i przepełnionym miłością pocałunku.
- Nawet nie wiesz jak bardzo mnie uszczęśliwiasz.
- Na pewno nie bardziej niż ty mnie.
Pocałowałam go ponowie, zapominając na dłuższą chwilę o reszcie świata, która miała się niedługo dowiedzieć, że ja, Gabriela Szymańska, jestem dziewczyną Nialla Horana. Członka najlepszego boys bandu na świecie.

Gdzieś w jakimś lesie...

     Oparłem się na łokciu o deskę rozdzielczą, wysłuchując narzekań brunetki siedzącej za kierownicą.
- To niedorzeczne!- upierała się dalej przy swoim, mimo że przestałem za nią nadążać jakieś dwadzieścia minut temu. Nawet nie wiem o czym teraz mówi- Powinniśmy wrócić do Londynu.
- Zrzędzisz w sumie od godziny, a nawet nie przekręciłaś kluczyka w stacyjce. Nie wspominając o ujechaniu chociaż trzech metrów.
- Bo to idiotyczny pomysł!- wyrzuciła w górę ręce zdenerwowana- Jak mam niby skupić się na wciskaniu sprzęgła, zmienianiu biegów, patrzeniu przed siebie z jednoczesnym obserwowaniem co dzieje się za mną w tych maluśkich lusterkach?! Czy ten samochód nie ma przynajmniej automatycznej skrzyni biegów?
- Ma, ale każdy dobry kierowca powinien umieć obsługiwać manualną- wyjaśniłem najspokojniej jak umiałem.
- Powinien nie znaczy to samo co musi- odparła.
- Możesz mnie nie łapać za słówka, tylko się skupić, gdy próbuję ci to wszystko wytłumaczyć?
- I tak tego nie załapię- odburknęła, krzyżując ręce na piersi.
- Kate, do jasnej cholery!- uniosłem się, przez co wzdrygnęła się przestraszona. Wziąłem głęboki wdech i policzyłem do dziesięciu, starając się opanować.
- Możemy jechać do domu?- poprosiła niepewna, czy może się ponownie odezwać.
- Obiecałem, że nauczę cię prowadzić, więc to zrobię- oświadczyłem bezsprzecznie.
- Ja się na to nie pisałam- odparła- Sam to postanowiłeś.
- Zatem powinnaś wiedzieć, że nie odpuszczę. Uważam, że mam prawo do tego, żebyśmy zrobili przynajmniej jedną rzecz, której ja chcę po tym, jakie ekscesy mi dzisiaj zaserwowałaś.
Dziewczyna spojrzała na mnie nienawistnym spojrzeniem, ale nic się nie odezwała. Odetchnąłem z ulgą myśląc, że w końcu wygrałem, ale oczywiście znów się pomyliłem.
- Wpakuję nas do najbliższego rowu. Zobaczysz.
- Przestań!- pociągnąłem mocno za włosy, by w nic nie uderzyć- Zachowujesz się irracjonalnie. Samochód to nie śmiercionośna maszyna.
- Założę się, że moi rodzice mają odmienne zdanie na ten temat- odgryzła się, obracając całe swoje ciało w przeciwną stronę.
Wpatrywałem się w jej plecy wstrzymując oddech. Wnętrze zaczęło wypełniać się pełną napięcia atmosferą, a to nie wróżyło nic dobrego. Zwłaszcza gdy oboje byliśmy obok siebie, zamknięci w małej przestrzeni i nie najlepszych humorach. 
Pochyliłem się nad hamulcem ręcznym, sięgając jej talii i obejmując ramionami. Złożyłem długi pocałunek na jej odsłoniętym karku.
- Przepraszam- zanurzyłem nos w jej włosach, upajając się ich zapachem- Wiesz, że nie chciałam w żaden sposób zaczynać tego tematu.
- Nic się nie stało- spojrzała na mnie przez ramię- To ja to wyciągnęłam. Jestem zdenerwowana, przez co przestaję kontrolować to co mówię.
- Oboje powinniśmy się uspokoić- stwierdziłem- Zaczniemy od początku? To naprawdę nie jest takie trudne.
- Pod warunkiem, że jeśli porysuję ci zderzak nie będziesz miał do mnie pretensji.
- Mam wykupione ubezpieczenie, więc jakoś to przeżyję.
- Taa...- prychnęła- To się dopiero okaże.
Wywróciłem w myślach oczami, nie komentując jej słów. Jeszcze raz powtórzyłem od czego musi zacząć pokazując co, w którym momencie nacisnąć, przytrzymać lub zmienić. Tym razem w skupieniu przypatrywała się moim ruchom i wsłuchiwała we wszystkie wskazówki. 
- Łatwiej byłoby zdobyć różdżkę Harry'ego Pottera niż zrobić to wszystko naraz.
- Tylko spróbuj- poprosiłem- Jeśli zauważę, że jesteś w tym absolutnie beznadziejna, odpuszczę.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech, po czym wcisnęła sprzęgło i odpaliła silnik. Udało się jej nawet wrzucić pierwszy bieg, ale po chwili auto zgasło, a ona przeklęła pod nosem.
- Za szybko puściłaś sprzęgło i dałaś za mało gazu- poinformowałem ją, gdy bezradnie rozłożyła ręce nie wiedząc co się stało.
- Nie chcę narzekać, ale tego się nie da skoordynować- oznajmiła- Prędzej nauczę się grać na kolejnym instrumencie, niż dojadę do najbliższego znaku.
Słysząc jej słowa, w mojej głowie zrodził się nowy pomysł, który Kate nieświadomie mi podsunęła. Uśmiechnąłem się przebiegle, co nie uszło jej uwadze.
- O nie! Tylko nie to...- położyła dłonie na kierownicy i oparła o nią czoło.
- Wyobraź sobie, że siedzisz przy pianinie- zacząłem wyjaśniać.
- Jak to ma mi niby pomóc? Nie wiem czy zauważyłeś, ale samochód nijak nie przypomina żadnego instrumentu muzycznego. Zwłaszcza pianina.
- I tu się mylisz!- zaprotestowałem- Wyobraź sobie, że kierownica i skrzynia biegów to klawisze, a gaz, sprzęgło i hamulec to pedały pianina. Jeśli chcesz płynnie jechać, musisz zsynchronizować wszystko ze sobą tak, jak robisz to gdy grasz. Podobnie zresztą jak w przypadku grania, tutaj też nie musisz ciągle spoglądać na to co robią twoje ręce i nogi. Będziesz to czuła bez konieczności ciągłej kontroli tego co robisz.
Po chwili namysłu, brunetka niechętnie sięgnęła do stacyjki, ponownie odpalając silnik. Zmarszczka, która pojawiła się między jej ściągniętymi brwiami wskazywała na to, że bardzo stara się skupić na tym co robi, gdy zmieniła bieg i pomału ruszyła do przodu.
- Patrz na drogę- zwróciłem jej uwagę, gdy usilnie sprawdzała gdzie aktualnie znajdują się jej stopy- Nie skupiaj się tylko na jednej rzeczy. Gdy zrobisz jedno, przejdź do drugiego. Właśnie tak- pochwaliłem ją, gdy udało jej się wrzucić dwójkę bez większych problemów- Rozpędź się jeszcze trochę, dojedź do tamtego przewróconego drzewa i zatrzymaj się nie gasząc samochodu. 
Gdy prawidłowo wykonała swoje zadanie, poprosiłem by ustawiła drążek na bieg wsteczny i zaczęła cofać.
- Zwariowałeś?!- spojrzała na mnie wystraszona- Niby, na którym lusterku mam się skupić?!
- Na wszystkich po trochu.
- Oszalałeś!
- Nie panikuj, tylko zacznij cofać- nakazałem- Jeśli poczujesz, że tracisz kontrolę lub coś pójdzie nie tak po prostu puść wszystko. Samochód sam zgaśnie, a ja zaciągnę ręczny.
- Jednak dzisiaj umrę- mruknęła cicho, przygryzając wargę w skupieniu.
- Nie gadaj tyle tylko się skoncentruj.
Po minucie wahania zaczęła jechać tyłem, przeskakując szeroko otwartymi oczami z lusterka na lusterko. Pomogłem jej odrobinę, odkręcając lekko kierownicę, gdy zaczęliśmy zjeżdżać do środka drogi, ponieważ za bardzo skupiła się na oddalaniu od drzew po naszej lewej stronie.
- Teraz powoli się zatrzymaj, a następnie zgaś silnik i podciągnij do góry hamulec ręczny.
 Nie mogłem się nie zaśmiać, gdy po sprawdzeniu czy aby na pewno wszystko dobrze wyłączyła, powoli uniosła ręce i stopy do góry, oczekując z niepokojem, czy przypadkiem coś niespodziewanego się nie wydarzy. 
- Właśnie pierwszy raz w życiu poprowadziłaś samochód, w dodatku go nie uszkadzając. Brawo. Jestem z ciebie dumny.- zaklaskałem w dłonie.
- Udało mi się- szepnęła nie dowierzając- Jechałam samochodem. Jako kierowca. 
 Uśmiech na jej twarzy powiększał się z sekundy na sekundę. Dawno nie widziałem jej takiej szczęśliwej. Wyglądała jak mała dziewczynka, która nareszcie nauczyła się jeździć na rowerze bez dodatkowych kółek po bokach. Gdy wyciągnąłem do niej rękę by jej pogratulować, ścisnęła ją z zadowoloną miną. W momencie gdy dotknęliśmy się nawzajem, atmosfera zmieniła się z radosnej na pełną pożądania. Skrzyżowaliśmy nasze spojrzenia, zatapiając się w otchłani naszych ciemniejących coraz bardziej tęczówek. Nim zdążyłem się ocknąć z transu w jaki zapadłem, Kate odpięła swój pas, po czym wspięła się na mój fotel i usiadła na mnie okrakiem. Gdy tylko nasze twarze znalazły się naprzeciw siebie, błyskawicznie złączyła nasze usta razem. Pocałunek był namiętny i odrobinę niedbały, ale wciąż niezmiennie podniecający. Przejechałem czubkiem języka po jej dolnej wardze, prosząc o więcej. Bez żadnego sprzeciwu pogłębiła pocałunek, doprowadzając mnie do szaleństwa, gdy zaczęła drażnić moje podniebienie delikatnymi ruchami. Zaciągnęła się powietrzem, gdy zacisnąłem dłonie na jej udach, po czym skierowałem się w górę łapiąc ją za pośladki. Dziewczyna zaczęła poruszać powoli biodrami, ocierając się o moją twardniejącą z każdym jej ruchem erekcję. Jęknąłem gardłowo, gdy jedną dłoń wsunęła w moje włosy pociągając za nie, a drugą chwyciła moje nabrzmiałe krocze.
- Kurwa!- syknąłem, czując jej drobne palce przez spodnie- Kate, jeśli zaraz nie przestaniesz...
- Proszę, nie powstrzymuj się- wyszeptała mi wprost do ucha- Chcę to dla ciebie zrobić. Chcę wynagrodzić ci to wszystko co spieprzyłam w przeciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin.
Wbiłem palce w jej boki i przygryzłem wargę, kiedy zaczęła mocno ssać skórę na mojej szyi, a ręka wsunęła się za gumkę bokserek obejmując moją męskość. Ledwo słyszałem co do mnie mówi, rozproszony jej ruchami i własnym ciężkim oddechem.
- Nigdy nie chciałam cię zranić i przysięgam, że jesteś jedynym, którego pragnę- deklarowała uporczywie- Tylko ty sprawiasz, że mam ochotę wstać rano z łóżka i wyjść ze swojej skorupy. Nie poddawać się i ciągle walczyć, choć najchętniej uciekłabym stąd jak najdalej nie oglądając się za siebie- wyznała łamiącym się głosem- Niestety nie mogę tego zrobić, bo jeśli bym cię opuściła, straciłabym również siebie. Tą nowszą wersję, która cholernie mnie przeraża, ale jednocześnie sprawie, że czuję się żywa, a nie martwa w środku jak do tej pory.
Pochyliłem się do przodu, łącząc nasze usta razem. Gdy już nie mogłem złapać oddechu, a moje ciało znajdowało się na krawędzi rozkoszy, przygryzłem zębami jej ramię odrobinę za mocno. Syknęła cicho, zaciskając swoją dłoń, co doprowadził mnie do wszechogarniającego spełnienia, rozlewającego się po całym moim ciele.
 Dyszałem ciężko, chowając twarz w zagłębieniu jej szyi. Próbowałem dojść do siebie, ale to wcale nie okazało się takie łatwe, gdyż to nie był koniec jej przemowy.
- Tak bardzo cię kocham- wyznała, a ja poczułem jak jej sylwetka zaczyna drżeć- Czasami gdy się nad tym zastanawiam, napawa mnie to przerażeniem. Być może dlatego wciąż staram się ukryć część tego co czuję. Wiem, że to nie jest żadne wytłumaczenie, ale może podświadomie robię te wszystkie okropne rzeczy, żeby cię od siebie odsunąć. Żebyś był na mnie zły i nie sprawiał, że zaczynam wierzyć, że wszystko się ułoży. Może wmówiłam sobie, że jeśli stracę cię na własnych warunkach nie będzie to aż tak bardzo bolało, w porównaniu do tego jakby to mogło być, gdybyś opuścił mnie z zaskoczenia.
Odchyliłem się do tyłu by na nią spojrzeć. Jej oczy wypełniły się łzami, które uparcie starała się zatrzymać, mrugając szybko powiekami i patrząc w górę. Ująłem jej podbródek, skierowując jej wzrok na siebie.
- Nigdzie się nie wybieram- zdołałem w końcu zabrać głos- Będziesz musiała się ze mną męczyć do końca życia.
- Czemu mi to robisz?- spytała, nie będąc w stanie dłużej powstrzymywać płaczu. Otarłem kciukiem mokre strużki, spływające po jej zaróżowionych policzkach.
- Co takiego?
- Sprawiasz, że czuję się taka silna i całkowicie bezbronna jednocześnie- odparła- To bardzo dezorientujące i irytujące, a oboje dobrze wiemy, że nie lubię nie mieć kontroli.
- Nie wiem Kate- wzruszyłem ramionami- Nie umiem na to odpowiedzieć. Tak samo jak nie umiem wytłumaczyć czemu tylko ty sprawiasz, że moje życie ma jakiś głębszy sens. Poza karierą i tymi wszystkimi dodatkami. Gdyby nie ty, nie umiałbym tego docenić ani się z tego cieszyć. Sprawiasz, że dostrzegam więcej, co z kolei prowadzi do tego, że jestem szczęśliwszy niż kiedykolwiek mógłbym to sobie wymarzyć.
Wpatrywaliśmy się w siebie w ciszy. Moja ukochana niezaprzeczalnie nad czymś rozmyślała, ale postanowiłem dać jej czas by mogła sobie wszystko poukładać w głowie. Sam tego potrzebowałem. Wciąż nie do końca zdawałem sobie sprawę jak wielki mam na nią wpływ i za każdym razem gdy uświadamiała mi to na swój pokręcony i wyjątkowy sposób, napawało mnie to przerażeniem i niedającą się opisać słowami radością. Nie pragnąłem w życiu niczego więcej niż jej słodkiego uśmiechu, bezgranicznego zaufania i miłości.
Gdy ponownie skupiła na mnie swój przenikliwy wzrok, przyciągnąłem ją do siebie, całując delikatnie i powoli. Nie było w tym gorączkowej pogoni za spełnieniem. Jedynie słodkie obietnice bezgranicznej miłości i wspólnych starań o lepsze jutro.
- Powiedz, że mnie kochasz- odezwała się cichym szeptem, jakby nie była pewna czy może  o to prosić.
- Kocham cię- odpowiedziałem, patrząc jej prosto w oczy- Nawet jeśli cały świat stanie na głowie, możesz być pewna, że to się nigdy nie zmieni.
- Nie zasługuję ani na ciebie, ani na żadne uczucie, którym mnie obdarzasz.
Jej oczy zaszkliły się od kolejnej fali łez, a ja uśmiechnąłem się ciepło, przytulając ją mocno.
- Zasługujesz- złożyłem pocałunek pośród jej kręconych włosów- Musisz tylko w to uwierzyć.

6 marca 2017

27

Sala sądowa

     Moje pięści są tak mocno zaciśnięte, że kostki swoim kolorem przypominają śnieżną biel, którą pokryty jest sufit nade mną, a wbite paznokcie już dawno przebiły się przez naskórek i niedługo zacznę krwawić. Powód? Od Dwóch godzin przysłuchuje się jak podstawieni świadkowie Laury wylewają na mnie kolejne kubły gówna w postaci oczerniających mnie zeznań. Nie wiem skąd ona ich wytrzasnęła, ale takich herezji to ja w całym moim krótkim, ale za to nieźle popieprzonym życiu nie słyszałam. Jak tylko weszłam na salę sądową i spojrzałam na ten rudy łeb, siedzący po prawej stronie wiedziałam, że dzisiejszy dzień nie będzie się zaliczał do udanych. Przemądrzały i świadczący o niezwykłej pewności siebie uśmieszek na twarzy Marin doprowadzał mnie do szału, a ja nie mogłam przestać myśleć jak jej go najefektowniej zetrzeć. 
- Gdyby mogła pani opisać stosunek pozwanej do powódki, jakich słów by pani użyła?- zadał kolejne nic nie wnoszące do sprawy pytanie mecenas Stevens. Nie mam zielonego pojęcia jak nijaka Amanda, która aktualnie zeznawała przeciwko mnie mogła na nie odpowiedzieć, skoro w życiu jej nie widziałam! Przecież ta dziewczyna nie ma zielonego pojęcia kim jestem a co dopiero jaka jest relacja między mną a Marin.
- Psychologa tu wezwali czy kogo?- zapytałam na tyle głośno, że sędzia Welch spojrzał na mnie z niezadowoleniem i przyłożył palec do ust, dając mi tym samym do zrozumienia, że mam siedzieć cicho. Jak niby mam to zrobić skoro to jest jakaś jedna wielka komedia?! Choć dla mnie mało śmieszna.
- Kate nigdy nie zwracała się z szacunkiem do Laury. Była wręcz opryskliwa i poniżała ją.- odpowiedziała czarnowłosa kłamczucha przede mną, a ja nie wytrzymałam.
- To są jakieś żarty!- wstałam, wskazując na nią palcem - Ona mnie nigdy na oczy nie widziała!
- Bardzo proszę zachować spokój!- sędzia uderzył swym drewnianym młotkiem o pulpit, przy którym siedział, a ja zostałam pociągnięta za rękaw marynarki w dół przez mojego obrońcę.
- Niech chociaż nie mówi do mnie po imieniu. Wódki z nią nie piłam- dodałam, chcą wyrzucić z siebie chociaż trochę gniewu, który się we mnie kumulował odkąd tu weszłam.
- Panno G, błagam...- posłał mi karcące spojrzenie mecenas McConell, a ja wzięłam głęboki wdech. Niestety byłam również na tyle głupia, by spojrzeć na Laurę, której uśmiech poszerzył się o kolejnych kilka centymetrów. Zacisnęłam mocniej pięści i przysięgam, że jeszcze trochę, a już w życiu nie będę mogła grać na gitarze. Może jak przegram to będę mogła chociaż pozwać Marin o odszkodowanie za uszczerbek na zdrowiu?
 Welch poniekąd przychylił się do mojej "prośby" i nakazał przesłuchiwanej zwracać się do mnie per pani, ale to ani trochę nie ukoiło moich nerwów. W dalszym ciągu byłam zmuszona wysłuchiwać niestworzonych historii na swój temat. W pewnym momencie ześwirowałam kompletnie i zaczęłam podziwiać tą czarnowłosą wiedźmę. Jej wyobraźnia była wręcz niesamowita, więc stwierdziłam, że zdecydowanie powinna zostać bajkopisarzem. A może to był jej prawdziwy zawód? 
 Ponownie spojrzałam na Laurę, która przyglądała mi się bezczelnie z rękami założonymi na piersi, a jej mina mówiła "I kto tu teraz rządzi?". Po tym jak życzyłam jej w duchu, żeby rozjechał ją autobus, gdy będzie przechodziła przez ulicę, zwróciłam się szeptem do starszego mężczyzny siedzącego obok mnie.
- Był pan kiedyś obrońcą oskarżonego o morderstwo?- spytałam potajemnie, a on uniósł brwi, zaskoczony moim pytaniem.
- Owszem, zanim zająłem się sprawami wielkich firm. Skąd to pytanie?
- Myślę, że niedługo będzie pan musiał sobie przypomnieć stare dobre czasy, bo nie ręczę za siebie. Gdybym tylko mogła to...
- Jeśli mam być pani obrońcą to wolałbym nie wiedzieć o niczym teraz, żeby mnie również nie sądzono o współudział- przerwał mi, uśmiechając się lekko. 
 Nie wiem gdzie Cowell wytrzasnął tego gościa, ale zdecydowanie każę dać mu podwyżkę. Jego stoicki spokój działał na mnie niezwykle kojąco. Naprawdę. Gdyby nie mur, który stanowiło jego lekko otyłe ciało, zasłaniające mi widok na tą rudą małpę już dawno bym ją zabiła. Przysięgam. Ale jak słusznie zauważył, w obecnej sytuacji lepiej, żebym nie mówiła tego głośno. 
- Ma pan bardzo uspokajający głos.- stwierdziłam- Niech mi pan wierzy, znam się na tym.
- Wierzę ci- odpowiedział podkreślając każde słowo, a ja czułam, że nie mówimy już tylko o mojej znajomości barw głosu. Spojrzałam na niego, lekko się uśmiechając, a on odpowiedział mi tym samym.
 Zeznania Amandy Jakiejś-Tam trwały jeszcze około piętnastu minut, podczas których dowidziałam się, że jestem nieprawdomówna i generalnie mam nierówno pod sufitem. W sumie mogłabym się z tym zgodzić. W końcu przez jakiś czas twierdziłam, że pracuję w firmie kurierskiej, a co do tego, że czasami powinnam się wybrać na wizytę do psychiatry nie ma żadnych wątpliwości. 
 Mimo wszystko, gdy tylko o tym pomyślałam, pacnęłam się mentalnie w głowę, bojąc się, że niedługo faktycznie przyznam, że mogę być winna, któremuś z postawionych mi zarzutów. Wolałam za bardzo się nad tym nie rozwodzić i skupić się na czymś innym. Oczywiście pierwszym co, a właściwie kto przyszedł mi na myśl był Harry. Zastanawiałam się co teraz robi. Z jednej strony miałam nadzieję, że razem z resztą chłopaków klęczy w kościele i próbuje wymodlić pozytywny dla mnie wyrok, ale z drugiej wolałabym, żeby przejmował się tą całą sprawą jak najmniej. Byłam na siebie wściekła, że zamiast cieszyć się z nadchodzącej premiery swojego debiutanckiego albumu i rozpoczynającej się pełną parą kariery, zapewne nieustannie wpatruje się w telefon, czekając na wieści ode mnie jak mi dzisiaj poszło. Niby za każdym razem gdy szłam do sądu, obiecał mi, że nie będzie się martwił, ale widząc jego wyprostowane od nerwowego pociągania włosy i słysząc spięty głos, zdawałam sobie sprawę, że moje prośby poszły na marne.
 Westchnęłam cicho, przyklepując dłonią moją misternie ułożoną przez Gabę fryzurę, w momencie gdy sędzia Welch ogłosił koniec dzisiejszej rozprawy i zapowiedział kolejną za cztery dni. Odetchnęłam z ulgą, ciesząc się, że mogę stąd wreszcie uciec i zając się przygotowaniami do wieczoru panieńskiego Any, który miał rozpocząć się o dwudziestej pierwszej. Wraz z McConellem wyszłam bocznymi drzwiami z sali i podałam mu rękę.
- Dziękuję za dzisiaj panie mecenasie- skinęłam w jego stronę, krzywo się uśmiechając.
- Podziękujesz mi jak wygramy- położył dłoń na moim ramieniu i lekko je ścisnął- Widzimy nie za cztery dni. Postaraj się do tego czasu zrelaksować, żebyśmy mogli uniknąć takich porywczych wypowiedzi jak dzisiaj- skarcił mnie subtelnie jak na poważnego człowieka przystało.
 Z obietnicą poprawy pożegnałam się z nim i zamierzałam zrobić dokładnie tak jak powiedział, czyli maksymalnie się wyluzować. Z pomocą miały mi nadejść hektolitry alkoholu, głośna muzyka i zabawa do białego rana. Oraz Harry.

Dom One Direction

     Dzisiejszy dzień od samego początku był jednym wielkim wariactwem. Nieustannie rozmawiałem z kimś przez telefon, upewniając się, że wszystko jest gotowe na wieczór kawalerski Savana. Po tym jak zgarnąłem w biegu jednego tosta z całego stosu, który przygotował Harry, pobiegłem do swojego pokoju po moją listę, na której zapisałem wszystkie najważniejsze punkty do zrealizowania. Spojrzałem na nią i przeanalizowałem ją od góry do dołu.


Najbardziej niesamowity wieczór kawalerski świata!!!

Miejsce ✔
Alkohol ✔
Jedzenie ✔
Muzyka ❌
Przebranie ✔
Transport ✔
Striptizerki- tylko jeśli chcę, żeby Ana mnie zabiła ❌

Widząc, że jedyne co musiałem jeszcze załatwić to muzyka (gdyż pomysł z paniami w kusych strojach odrzuciłem zaraz na początku z wiadomych względów) zbiegłem z powrotem na dół i rzuciłem się na Zayna.
- Co jest kurwa?!- krzyknął, wypluwając resztkę kanapki, której nie zdążył połknąć nim go zaatakowałem.
- Załatwiłeś DJ-a?- spytałem, gdy on próbował zrzucić mnie z swoich pleców. 
- Mówiłem ci wczoraj, że tak! Chcesz żebym się udławił?!- odepchnął mnie i sięgnął po sok Nialla.
- Ej! To moje!- oburzył się Horan, wyrywając mu z dłoni szklankę.
- Zero współczucia! Jeśli kiedyś będę leżał na środku ulicy, wykrwawiając się na śmierć to nie zadzwonię po pomoc do żadnego z was.
- Serio?- zaśmiał się pod nosem Liam- A do kogo zwrócisz się o pomoc?
- Do Kate- odparł pewnie, rzucając zużytą serwetkę na blat. 
- Ja tam bym zadzwoniła po karetkę, ale co ja tam wiem.
 Słysząc znajomy głos tekściarki, odwróciliśmy się wszyscy jak na komendę. Styles gdy tylko dopatrzył ją zza sylwetki Payne'a, rzucił się na nią niemal tak jak ja przed chwilą na Malika, z tym że ja darowałem sobie wpajanie się w jego usta. 
 Kate zrobiła kilka kroków do tyłu, a gdy omal nie potknęła się o własne nogi, z pomocą przyszło jej ramię Harry'ego, które ciasno owinęło się wokół jej talii, asekurując przed upadkiem. Drugą rękę położył na jej karku przyciągając ją jeszcze bliżej siebie. Bardzo możliwe, że niedługo musielibyśmy szykować się również na pogrzeb, gdyby nie Zayn i Niall, którzy zaczęli gwizdać i ich dopingować. To sprawiło, że Loczek zabójczym wzrokiem spojrzał na swych kibiców, a dziewczyna w tym czasie wzięła głęboki wdech, przy okazji się rumieniąc.
- Zabiję was- pogroził im złowieszczo, na co Kate odparła "I mnie".
Harry uśmiechnął się zadowolony z nie wiadomo czego, po czym chwycił brunetkę za rękę i pociągnął ją w stronę wyspy kuchennej. Sam usiadł na jednym ze stołków, a następnie wciągnął ją, sadzając bokiem na swoich kolanach. 
- Czyli ty też byś mi nie pomogła?!- spytał oburzony Zayn, kontynuując przerwany przez atak Styles'a temat.
- Myślę, że gdybyś faktycznie wykrwawiał się na śmierć to moja wiedza medyczna mogłaby okazać się niewystarczająca, żeby cię uratować- wzruszyła bezradnie ramionami- Ale mogłabym potrzymać cię za rękę i karmić kłamstwami w stylu "Wszystko będzie dobrze. Wyjdziesz z tego".
- To i tak więcej niż mógłbym się po nich spodziewać- wskazał na nas ruchem głowy mulat, a Kate przyznała mu rację. Już miałem się oburzyć, ale Liam postanowił zmienić temat.
- Jak było na rozprawie?- spytał, a my nadstawiliśmy uszu chcąc wszystko dobrze słyszeć. Zauważyłem jak dłoń Harry'ego, która do tej pory głaskała plecy Kate, zaciska się mocno na jej marynarce. Dziewczyna spojrzała na niego z lekkim uśmiechem i splotła razem ich dłonie na swym kolanie.
- Tak jak zwykle. Laura znalazła kolejnych "świadków", którzy zgodnie twierdzili, że jestem niegodna zaufania, skora do kradzieży, nie szanuję pracowników i takie tam.
- Co za ruda małpa!- wydarł się Horan.
- To niedorzeczne- dodał Liam- Przecież nikt przy zdrowych zmysłach w to nie uwierzy! Wystarczy na ciebie spojrzeć i od razu widać, że nie byłabyś zdolna, by zrobić coś takiego.
- Niedługo to ja postradam rozum- westchnęła cicho.
- Hej...- Harry ujął jej podbródek i zwrócił go w swoją stronę- Nie mów tak. Nic takiego się nie wydarzy. Obiecuję.
- Daj spokój. Dzisiaj przyłapałam się na tym, że pomału zaczynam sama wierzyć w to, że mogę być winna- przyznała, pocierając czoło wolną dłonią.
- Nie możesz tak myśleć!- oburzył się- Marin pewnie o to chodzi. Chce, żebyś straciła wiarę siebie, co pozwoli jej dopiąć swego. Nie pozwalam ci nawet rozważać takiej możliwości, rozumiesz?
G wyglądała na naprawdę skruszoną, jakby zrugał ją co najmniej jej własny ojciec.
- Tak, przepraszam.
- Mam nadzieję, że nie będę się musiał powtarzać- dodał jeszcze ostro chłopak, a ja palnąłem go w tył głowy. Jak on może się tak do niej zwracać? W takim momencie?! I gdzie się podziała nie dająca sobą poniewierać tekściarka?!
 Harry szybko zrozumiał o co mi chodzi i w ramach poprawy swojego zachowania objął, dziewczynę siedzącą na jego kolanach mocniej i złożył delikatny pocałunek na jej skroni. Wpatrywałem się w nich przez chwilę, zdumiony tym co działo się na moich oczach. Jeszcze nigdy nie widziałem Kate tak pokornej, niewinnej i bezbronnej. Gdy tak siedziała, skulona w ramionach mojego najlepszego przyjaciela, przypominała małą dziewczynkę szukającą pocieszenia, a nie elegancką i szanowaną kompozytorkę. Zastanawiałem się gdzie podziała się jej maska poważnej bizneswoman, zimne spojrzenie i postawa nieznosząca sprzeciwu. Zamiast tego miałem przed sobą obraz bliskiej rozpaczy i totalnej porażki dziewczyny, która utrzymywała się w ryzach tylko i wyłącznie dzięki czyjejś pomocy.  Moje rozmyślania skłoniły mnie do kolejnej refleksji. Nie mogłem uwierzyć (choć uważam, że to po części moja zasługa) jak bardzo Kate zbliżyła się nie tylko do Styles'a, ale i do każdego z nas. Jeszcze pare miesięcy temu mógłbym się założyć, że jedynymi okazjami do spędzenia z nią czasu będzie praca w studiu albo ewentualne spotkania zorganizowane przez Simona. A teraz? Widujemy ją niemal codziennie (z wyjątkiem Loczka, który zostawia ją samą tylko wtedy kiedy naprawdę musi, co w ogólnym rozrachunku daje nam najwyżej kilka godzin tygodniowo), imprezujemy razem, nocujemy pod tym samym dachem, oglądamy filmy, gramy w karty, śmiejemy się ze wspólnych dowcipów i zwierzamy się sobie co najlepszego przydarzyło się nam w ciągu dnia. Po tym wszystkim co razem przeszliśmy zaczęliśmy traktować ją bardziej jak naszą siostrę (ponownie- z wyjątkami) niż współpracownika. Jestem też przekonany, że ona ma w stosunku do nas podobne odczucia, aczkolwiek raczej nigdy tego nie przyzna. Chociaż kto wie? Skoro Harry'emu powiedziała, że go kocha to może i ja kiedyś usłyszę, że jestem dla niej jak brat?
 Westchnąłem cicho, patrząc na jej zgarbioną sylwetkę. Postanowiłem coś zrobić, aby poprawić jej humor. Kto powiedział, że tylko Styles ma do tego prawo?
- Zapomnijmy o tym na chwilę i skupmy się na tym co najważniejsze dzisiejszego dnia, a tak właściwie nocy!- klasnąłem uradowany w dłonie- Wieczór kawalerski Savana i panieński Any! Co tam ciekawego dla niej przygotowałyście?
Kate wyprostowała się, uśmiechając przebiegle. Ucieszyłem się widząc jej natychmiastową poprawę humoru. Mimo, iż nie była ona oszałamiająca.
- Nie mogę ci powiedzieć. Inaczej żadna z nas łącznie z Gabą, Eleanor i Danielle nie mogłaby wyjść dzisiaj z domu.
- Słucham?!- odezwaliśmy się wszyscy jednocześnie z wyjątkiem Zayna, który wyglądał na zaintrygowanego. Za odpowiedź musiało nam wystarczyć jedynie niewinne wzruszenie ramionami i znak pokazujący, że musi trzymać buzię na kłódkę.
- Nigdzie nie idziesz- stwierdził zdecydowanie Loczek.
- Gabrysia też nie. Nie ma mowy- zawtórował mu Horan.
- A ja mogę przyjść?- zapytał Zayn, za co oberwał ode mnie w głowę- No co?! Ona przynajmniej będzie mnie trzymać za rękę kiedy będę konał, a ty byś mnie pewnie dobił.
- Nie ma opcji, żeby wieczór panieński Any mógł przebić moją imprezę. Wszyscy dobrze wiedzą, że to JA- wskazałem na siebie placem, by nikt nie miał wątpliwości o kogo chodzi- jestem najlepszym organizatorem przyjęć na świecie.
- Myślałem, że to ma być impreza Kotechy- zaśmiał się Payne, rzucając mi przy okazji kłody pod nogi. Też mi przyjaciel...
- Nie bądź taki mądry- pogroziłem mu palcem- Jeszcze jeden taki tekst i odwołam twoje zaproszenie.
- Nie martw się Liam- poklepała go po ramieniu Kate- W razie czego możesz wpaść do nas. Wyobraź sobie ty jeden i całe stado gorących lasek.
- Pójdziesz tam tylko i wyłącznie pod moją opieką- odparł ponownie Harry, traktując ją jak dziecko.
- Ty idziesz na inną imprezę- odparła- Poza tym to nie tobie grożą anulowaniem zaproszenia.
- Zaraz może się to zmienić.
- Nawet się nie waż- ostrzegłem go- Nigdzie nie będziesz się bawił lepiej niż na imprezie zorganizowanej przeze mnie.
- Coś w tym jest- poparł mnie praktycznie niezauważalnie Malik. Naprawdę muszę przemyśleć kogo biorę za przyjaciół.
- Panowie, bez takiej agresji- odezwała się Kate- Róbcie sobie co chcecie, ale to Ana przeżyje najbardziej epicką noc w swoim życiu. A to wszystko dzięki mnie.
- Chyba przy herbatce i ciastkach- prychnąłem pod nosem. Czy mi jeszcze nie tak dawno było jej szkoda? Nie pamiętam.
- Myśl sobie co chcesz Tomlinson, ale przygotuj się na porażkę.
- Serio nigdzie nie idziesz- wtrącił się ponownie Harry- Zostajesz w domu. Mówię poważnie.
- Ja też- poparł go ponownie Niall.
- Oczywiście, że pójdę- uśmiechnęła się do niego zalotnie brunetka- A gdy wrócę...
Zaczęła szeptać mu coś potajemnie do ucha, więc nie mogliśmy nic usłyszeć. Sądząc jednak po minie naszego najmłodszego kolegi i po oczach, które zaraz wyjdą mu z orbit, musiała mieć jakiegoś asa w rękawie, skoro niemal zrzucił ją z kolan i kazał natychmiast biec się szykować. Wybuchnęliśmy śmiechem, widząc rozbawioną i zadowoloną z osiągnięcia swego celu Kate, która to niby pod przymusem zgodziła się wrócić do siebie. Niestety mi mina szybko zrzedła, gdy się ze mną żegnała.
- Nie przejmuj się Louis- spojrzała na mnie przez ramię nim wyszła- Gdy ty się będziesz żenił zorganizuje ci wieczór kawalerski o jakim nawet nie śniłeś.
- Tam są drzwi- wskazałem palcem, a ona dumnie opuściła nasz dom.
 "Jeszcze zobaczymy"- pomyślałem. To moją impreza będzie epicka. To u mnie wszyscy będą zachwyceni. Tak będzie, albo nie nazywam się Louis William Tomlinson.

Dom Savana i Any

- Ana! Musimy już jechać!- krzyknęłam po raz setny w stronę schodów, oczekując aż narzeczona mojego brata zejdzie na dół- Spóźnimy się!
- Już pędzę!- usłyszałam jej głos z góry i po chwili zobaczyłam jak schodzi do mnie z wielką torbą, wypełnioną po brzegi przeróżnymi ubraniami.
- Po co ci tyle tego?!- spytałam, będąc w szoku, że nie mogła nawet dopiąć do końca zamka- Wiesz, że wieczór panieński trwa tylko JEDEN wieczór, a nie cały miesiąc? 
- Wiem, wiem, ale nie mówiłaś co będziemy robić ani gdzie pójdziemy, więc musiałam wziąć coś na każdą możliwą okazję.
- Wierz mi, że nie będzie ci potrzebne aż tyle ciuchów na sobie- zaśmiałam się, przejmując od niej reklamówkę z kosmetykami. W tym samym momencie do holu wszedł Savan, z niezadowoloną miną.
- Że co proszę?!- zmierzył nas obie wzrokiem- Co miało niby oznaczać, to co powiedziałaś?
- To co słyszałeś- odparłam, niewinnie się uśmiechając.
- Nigdzie nie jedziecie. Obie- wytknął nas palcem, po czym próbował zabrać Anie z ręki torbę.
- Daj spokój. Zachowujesz się jak Harry i Niall- wywróciłam oczami, widząc jego zaborczość- Czy ciebie też będzie trzeba przekonywać jakimś podstępem? To wieczór panieński! Ostatni dzień wolność tej oto młodej damy, zanim zwiąże się na całe życie z taką niezdarą jak ty.
- Czasami naprawdę nie wiem za co ja cię tak bardzo kocham, gdy mnie tak traktujesz.
- Po pierwsze-za szczerość. Po drugie- ja tylko stwierdzam fakty.
- Savan, kochanie...- jego narzeczona objęła go ramionami wokół szyi i złożyła lekki pocałunek na jego zaciśniętych w wąską linię ustach- Przecież wiesz, że obie będziemy grzeczne i o północy będziemy już w łóżkach.
Zaśmiałam się pod nosem słysząc jej zapewnienia, ale gdy dopadło mnie groźne spojrzenie Kotechy, uniosłam do góry ręce w geście obronnym. Naiwniak. 
- Jeśli zacznie cię namawiać do złych rzeczy, zadzwoń to się z nią policzę.
- Nie rób ze mnie takiej diablicy- oburzyłam się- Jeszcze nic nie zrobiłam!
- Jeszcze...- mruknął na tyle głośno, bym mogła usłyszeć jego słowa- Miej telefon cały czas przy sobie, dobrze?- zwrócił się ponownie do swojej narzeczonej.
- Oczywiście- uśmiechnęła się do niego pogodnie i ponownie go pocałowała.
Udając, że się krztuszę od nadmiaru miłości, która zaczęła wypełniać pomieszczenie,w którym się znajdowaliśmy, dałam im do zrozumienia, że czas się zbierać. Ciągnąc Anę za rękę w stronę wyjścia, nie zwracałam uwagi na kolejne groźby ze strony mojego brata, który obiecał, że jeśli coś odwalę to pochowa mnie żywcem. Gdy w końcu znalazłyśmy się na zewnątrz zadał mi jeszcze jedno niefortunne pytanie.
- Hej, Kate!- krzyknął nim weszłam do taksówki- Jak przekonałaś Harry'ego, żeby cię puścił?
- Oj braciszku- uśmiechnęłam się przebiegle- Wierz mi, że nie chcesz wiedzieć. Mogę ci jedynie powiedzieć, że użyłam argumentu zawierającego w sobie czarne koronki i nieprzespaną noc.
Savan wybałuszył na mnie oczy, a po tym jak zatkał sobie uszy i szybko zatrzasnął stopą drzwi, mogłyśmy bez problemu udać się do domu Danielle, gdzie wraz z El i Gabą czekała na nas by przygotować się na najlepszy wieczór panieński w historii.

Dom Danielle

     To już dzisiaj! Nie mogę w to uwierzyć! Ciągle nie dociera do mnie, że za nieco ponad trzy miesiące wychodzę za mąż! Ale nie wybiegajmy w przyszłość, a skupmy się na teraźniejszości. Od półtorej godziny kręcę się na krzesełku w oczekiwaniu aż Gaba skończy czesać mi włosy, Danielle nakładać make up, a Eleanor malować paznokcie. Jest dziewiętnasta i za dokładnie dwie godziny rozpocznie się wieczór panieński! MÓJ WIECZÓR PANIEŃSKI! Nie wiem co Kate przygotowała, ale sądząc po kusych strojach i wysokich szpilkach, które czekają na kanapie, żeby je włożyć, nie będzie to spokojna pogawędka przy English Breakfast. 
- Możesz się tak nie wiercić?- zwróciła mi po raz kolejny uwagę Dani- Nie mogę przez to namalować równej kreski na górnej powiece, a chyba nie chcesz wyglądać jak dziwadło na swojej imprezie.
- Przepraszam, ale jestem taka podekscytowana!- podskoczyłam z rozentuzjazmowania, co spotkało się z kolejnym pomrukiem niezadowolenia ze strony mojej makijażystki.
- Widać- uśmiechnęła się do mnie El, która skończyła przyozdabiać małymi kryształkami moje paznokcie.
- Powiecie mi co będziemy dzisiaj robić?
- To tajemnica- zaznaczyła szybko Gabrysia, również kończąc pracę nad finezyjną fryzurą zdobiącą teraz moją głowę- Jedyne co mogę zdradzić to to, że Kasia naprawdę się postarała i na sto procent nie zapomnisz tej nocy do końca swojego życia. No chyba, że się za bardzo spijesz, ale to już twój problem.
- Nie ma takiej opcji!- zapewniłam- A tak w ogóle to gdzie ona jest?
- Poszła wybrać jakiś strój dla ciebie. Przykro nam, ale nic co ze sobą przywiozłaś się nie nadaje.
W tym momencie ujrzałam jak moja przyszła szwagierka wchodzi do salonu z bliżej nieokreślonymi rzeczami przerzuconymi przez ramię. Uśmiechnęła się szeroko widząc efekt pracy pozostałych dziewczyn, po czym podała mi wybrane przez siebie ubrania.
- Weź to i idź do łazienki się przebrać- wręczyła mi zdecydowanie nie moją sukienkę i wygoniła z pokoju nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Przygryzłam nerwowo wargę zdając sobie sprawę z tego, że Kate dosłownie miała na myśli to, że nie będzie mi potrzebne na wieczór dużo ubrań. Tego się nie spodziewałam. Mimo wszystko postanowiłam zagryźć zęby i gdy skończyłam zapinać wokół kostki pasek od srebrnych szpilek, wróciłam do moich stylistek i pokazałam się im w całej okazałości, robiąc powolny obrót dookoła własnej osi. 
- Wyglądasz zabójczo!- stwierdziła usatysfakcjonowana Danielle, przybijając piątkę z pozostałymi.
- Macie tu jakieś większe lustro, żebym mogła się zobaczyć?- spytałam, rozglądając się dookoła. Eleanor chwyciła moją dłoń i poprowadziła na piętro do jednej z sypialni. Otworzyła wielką szafę, a gdy zobaczyłam swoje odbicie odjęło mi mowę.
- Podoba ci się?- dopytywała się zniecierpliwiona Gabrysia- Moim zdaniem jest niesamowicie!
- J-ja...- zająknęłam się nie wierząc własnym oczom- O cholera!
 Musiałam to przyznać. Wyglądałam jak chodzące milion dolarów. Srebra sukienka z cienkimi ramiączkami luźno zwisała na moim ciele, sięgając do połowy uda. Miała niestosownie głęboki dekolt, a plecy były w całości odsłonięte. Srebrne sandałki na szpilce wytłaczane połyskującymi kamieniami, odbijały padające na nie światło, rozświetlając dodatkowo moje nogi. W połączeniu z perfekcyjnym makijażem i lekko potarganymi falami utworzonymi z moich włosów czułam się obłędnie.
- Savan mnie zabije gdy cię taką zobaczy po powrocie do domu- zdała sobie sprawę Kasia, ale nie wyglądała na bardzo zmartwioną- Gdybym była lesbijką już byś była moja.
Wytrzeszczyłam na nią oczy, a dziewczyny zaczęły się śmiać, przyznając jej jednocześnie rację.
- Muszę to powiedzieć Harry'emu- otarła łzy rozbawienia El- Chłopak się załamie.
- Albo zaproponuje jej trójkącik- dodała Peazer co wywołało kolejną salwę śmiechu.
- Dobra, dobra. Żarty na bok- przerwała nam Gaba- Tak właściwie to dalej nam nie powiedziałaś czy ci się podoba czy nie.
- Jest nieziemsko. Naprawdę. Dziękuję wam!- uścisnęłam je wszystkie mocno, z wyjątkiem  kręconej brunetki, która postanowiła pogonić resztę towarzystwa.
- Skoro najważniejsza osoba dzisiejszego wieczoru jest już gotowa, to teraz my możemy się sobą zająć.
- Czy nam też składasz niemoralną propozycję?- uniosła do góry ze zdziwienia brwi Dani, nie ukrywając przy tym rozbawienia.
- Chciałybyście mnie wszystkie mieć, ale niestety to tak nie działa- odpowiedział jej zaczepnie, puszczając oczko- A tak na poważnie musimy zacząć się szykować, bo za niespełna dwie godziny musimy być na miejscu, a nasz trójka jest dalej w proszku.
- Masz rację- zgodziła się z nią jej współlokatorka- Do roboty!
Po niespełna półtorej godzinie wszystkie moje przyszłe druhny były gotowe do wyjścia. Gabrysia ubrana była w czarną sukienkę przed kolano, podkreślającą jej ponętne kształty. Do tego dobrała czarne buty na wysokim obcasie ze srebrną szpilką oraz połyskujące dodatki w tych samych kolorach. Danielle z kolei postawiła na obcisłą, bordową mini ze szpilkami w cielistym kolorze i małą kopertówkę. Natomiast Calder zdecydowała się na złotą sukienkę bez ramiączek z czarnymi dodatkami i wysoko upięty koński ogon odsłaniający jej wątłe ramiona. Niestety Kasia ubrana już była w swój elegancki płaszcz gdy zeszła na dół, dlatego żeby ocenić jej strój musiałam poczekać aż znajdziemy się na miejscu, czyli jak dla mnie nie wiadomo gdzie. 
- Gotowe na bycie niegrzecznymi dziewczynkami?- spytała zalotnie, a my ochoczo przytaknęłyśmy głowami- W takim razie czas zacząć zabawę.

Klub Funky Buddha

     Louis naprawdę się postarał. Klub wygląda niesamowicie, wystylizowany na prawdziwie gangsterską imprezę. Ludzie zapełnili parkiet po brzegi, z głośników leci hip-hop i najprawdopodobniej cały soundtrack filmu Tokio Drift, a seksowne kelnerki kręcą się dookoła, rozdając wszystkim wszelkiego rodzaju alkohol. Migoczące światła sprawiają, że wszystko wygląda jakby działo się w zwolnionym tempie. Atmosfera jest iście nieziemska, a ja czuję się jak boss mafii.
- Jak ci się podoba?- Tommo zarzucił swoje ramię na moje, kiedy siedzieliśmy w naszej vipowskiej loży, pijąc kolejne shot'y. 
- Jest zajebiście!- wydarłem się do jego ucha, próbując przekrzyczeć muzykę- Nie spodziewałem się czegoś takiego!
- Nigdy we mnie nie wątp!- zastrzegł- Nazywam się Louis William Tomlinson i jestem mistrzem w organizowaniu wieczorów kawalerskich.
- A to przypadkiem nie jest twój pierwszy?
- Tak, i od razu taki sukces!- przyznał, podkreślając przy tym swoje osiągnięcie- Widać, że mam do tego talent.
Nim jego ego zdążyło osiągnąć jeszcze wyższy poziom, dołączył do nas Ed i reszta chłopaków z One Direction. Każdy z nich trzymał już w ręce czwartego drinka. Śmiem twierdzić, że Sheeran przyszedł tutaj już nieźle wstawiony, bo jako jedyny miał zaszklone oczy i ledwo trzymał się na nogach.
- Koooooteeeeechaaaaa!- wydarł się na całe gardło, jednocześnie rzucając się mi na szyję- Wszystkieeeeeeego najlepszeeeego staaaaary! 
- Wiesz, że to nie są moje urodziny?- zapytałem, choć nie liczyłem na jakąkolwiek zrozumiałą odpowiedź. Zrzuciłem go z siebie, a on zaczął grzebać w kieszeniach swoich jeansów.
- Taaaa wieeem- uśmiechnął się głupio- Mam coś dla ciebie.
- Co takiego?
Tak szybko jak zadałem to pytanie, tak samo szybko go pożałowałem. Młody rudzielec wyciągnął z tylnej kieszeni trzy złote łańcuchy z naprawdę zboczonymi tekstami, których nie będę cytował, gdyż mogą to czytać dzieci. Nieporadnie zawiesił je na mojej szyi i przyklepał je mocno dłonią, jakby chciał się upewnić, że zostaną na swoim miejscu. 
- Wow!- spojrzałem w dół na swoją klatkę piersiową, a chłopaki nie mogli powstrzymać się od śmiechu- Dzięki stary, ale nie trzeba było.
- Oczywiście, że trzeba!- objął mnie i uścisnął dość mocno jak na pijanego- Świętujemy twój ostatni wypad do klubu jako kawalera! A właśnie! Gdzie wódka?! Musimy się napić!
Zayn przywołał jedną z kelnerek ręką, a ona w mgnieniu oka postawiła przed nami siedem shot'ów. 
- To się nazywa obsługa- zmierzył dziewczynę wzrokiem od góry do dołu Malik, nie ukrywając swojego zainteresowania jej cyckami i tyłkiem.
- PIJEMY!- wydarł się ponownie rudy chłopak, który dorwał się nie tylko do swojego, ale i zwędził ten należący do Liama kieliszek. Ku jego rozczarowaniu szatyn zorientował się kto go obrabował i odebrał swoją własność nim ten drugi zdążył zareagować. Po wzniesieniu toastu, każdy przechylił swój kieliszek i opróżnił go do dna.
- To ma być alkohol?- oburzył się Ed, choć jego mina po przełknięciu cierpkiego płynu nie była najszczęśliwsza- Powinniście spróbować wódki, która mi kiedyś przywiozła Kate od rodziców Gaby. Mówiłem wam o tym? To dopiero ryło banie!
- Powtarzasz to od godziny- westchnął Niall.
- Musimy do niej zadzwonić i powiedzieć, żeby nam coś podrzuciła! Ma ktoś telefon?!
Chłopak zaczął przeszukiwać spodnie Styles'a, przy okazji obmacując jego tyłek i narządy płciowe.
- Ej, uspokój się! Zaraz do niej zadzwonię, ale najpierw musisz przestać się do mnie dobierać!- Loczek odsunął się od niego na bezpieczną odległość, wyciągając komórkę.
- To to wybrzuszenie w spodniach nie było...- popatrzył na niego zdezorientowany, po czym otworzył szeroko oczy- O przyjacielu!- wystawił do niego rękę, jakby chciał mu pogratulować- Kate musi się z tobą naprawdę dobrze bawić.
- Jest wniebowzięta- poruszył wymownie brwiami, a ja przywaliłem mu w ramię.
- Nie chcę tego słuchać. To moja siostra.
- Ja tylko potwierdzam niektórych podejrzenia- rozłożył bezradnie ręce, jakby nie mógł nic na to poradzić.
- Dzwoń do niej!- wydarł się ponownie Ed, próbując wyrwać mu telefon.
- Już, już! Jakiś ty w gorącej wodzie kąpany.
- Lepiej się przyznaj, że sam masz ochotę do niej zadzwonić i sprawdzić co robi- wyśmiał go Liam, popijając swoją whisky.
- Robię to tylko i wyłącznie dla Sheerana.
- Jaaasne...- odezwaliśmy się chórem, na co nasz najmłodszy przyjaciel pokazał nam środkowy palec i odszedł na bok by móc spokojnie porozmawiać.
- Wpadł jak śliwka w kompot- podsumował wszystko Louis, a mi nie pozostało nic innego jak się z nim zgodzić.
- Nie inaczej. 

Klub 27

     Dojechałyśmy pod "27" dziesięć minut po dziewiątej, a z wnętrza dało się słyszeć głośne brzmienie basów. Kate jako pierwsza weszła do środka, a gdy i reszta z nas dotarła do głównej sali, szczęki nam opadły. Pub, który do tej pory był artystyczną mieszanką gustownego kiczu zamienił się w klub z prawdziwego zdarzenia. Światła wymieniono na fluorescencyjne lampy, które sprawiały, że ubrania gości zaczynały świecić w ciemności, a niektórzy byli pomalowani specjalnymi farbami na całym ciele,co zapewniało dodatkowy efekt. Z każdego rogu sali co jakiś czas wydostawał się dym, zakrywając stopy tańczących gości, a zza drzwi prowadzących na zaplecze co chwilę wychodzili kelnerzy ubrani jedynie w naprawdę krótkie fartuszki przewieszone przez biodra. Razem z dziewczynami oglądałyśmy się za każdym z nich, a G stała lekko z boku i śmiała się z naszych zaskoczonych lub jak kto woli pełnych pożądania min. Nim któraś z nas zdołała rzucić się, na przechodzących mężczyzn, zostałyśmy pociągnięte siłą do baru, gdzie trzech barmanów przypominających greckich bogów (i nie ma w tym żadnej przesady, bo jeden z nich miał greckie imię) przygotowywali dla pożerających ich wzrokiem kobiet kolorowe drinki z palemkami i innymi, mniej przyzwoitymi słomkami. Chyba wiecie o co mi chodzi...
- Mam coś dla ciebie- Kasia nachyliła się do mojego ucha, starając się przekrzyczeć muzykę. 
 Spojrzałam na nią zaskoczona, gdy jeden z mężczyzn po drugiej stronie baru podał jej mały pakunek, a ona puściła mu oczko. Jednak nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, brunetka przewiesiła przez moje ramię różową szarfę z napisem "najseksowniejsza przyszła panna młoda!" a z drugiej "nie dotykać! Zaklepane!". jakby tego było mało umieściła mi na głowie wielki diadem, a do ręki wcisnęła z dwadzieścia stu dolarowych banknotów, które wyglądały na prawdziwe. 
- Szarfa to takie zabezpieczenie dla mnie przed Savanem- oznajmiła, a kiedy zobaczyła moje niezrozumienie na twarzy, zdecydowała się wszystko klarownie objaśnić- Żeby nie mógł mi zarzucić, że cię nie pilnowałam. Korona, żeby każdy wiedział kto tu dzisiaj rządzi, a dolary... cóż, niedługo się przekonasz, ale najpierw musimy się napić!
- O mamusiu!- oczy Calder nie zrobiły się ani odrobinę mniejsze odkąd tu weszłyśmy, a gdy tekściarka podała również jej i pozostałym kolejne pieniądze wsuwając je za ich dekolty (robiąc również to samo w swoim przypadku) szykowałam się mentalnie na to, że będziemy musiały niedługo szukać jej gałek ocznych po podłodze. 
- Nie bawimy się dzisiaj w żadne mamusie!- zastrzegła Kate- Chyba, że to cię kręci. Podejrzewam, że striptizerzy nie będą zaskoczeni, gdy każesz im się tak do siebie zwracać. 
- Striptizerzy?!- teraz to mi opadła szczęka do podłogi i pewnie straciłam dwie jedynki. 
- To chyba oczywiste? Co wy filmów nie oglądacie?
- To jest na maksa-kurwa-zajebiste!- wykrzyknęła Danielle, kiedy odebrała nasze w drinki w szklankach, które przypominały męskie narządy rozrodcze. O matko! Znaczy się... nie ważne.
- Chociaż jedna, która nie ma żadnych zastrzeżeń- wywróciła oczami Kate, odbierając od niej swój napój- Nie podoba ci się? Przesadziłam- zwróciła się do mnie, z lekkim strachem w oczach, czekając na moją opinię.
- Żartujesz?! Jest świetnie! Po prostu jestem w szoku, ale już teraz wiem, że będzie to najlepsza impreza i to nie tylko w moim życiu- zapewniłam ją, wskazując ruchem głowy na Gabę, która śliniła się do barmana przypominającego trochę Nialla. Mam tylko nadzieję, że gdy się upije to nie pomyli go ze swoim chłopakiem. Horan pogrzebałby nas wszystkie żywcem za zatrudnienie go na dzisiejszą noc.
- Jeśli teraz jesteś w szoku to lepiej zacznij się przygotowywać na konkursy- poruszyła wymownie brwiami.
- Konkursy?
- No wiesz...- machnęła niedbale ręką- Kto pierwszy wypije tequile z pępka kilku przystojniaków, najseksowniej zatańczy na rurze i takie tam. Ale nie przejmuj się- poklepała mnie pocieszająco po ramieniu- Mój brat na pewno nie wkurzy się na ciebie tak jak zrobi to Harry jeśli się o tym wszystkim dowie. Za bardzo cię kocha.
- Styles też cię kocha- zaznaczyłam, a on opuściła wzrok i przygryzła wargę próbując ukryć uśmiech.
- Taaa...- westchnęła po chwili, marszcząc brwi- Zobaczymy jak długo.
- Co to miało znaczyć?
- Nic- odparła szybko ciągnąc mnie na parkiet, zanim zdążyłam pociągnąć dalej najwidoczniej nieprzyjemny dla niej temat.
Ruszyłyśmy na środek parkietu, a reszta dziewczyn potoczyła się za nami. Z uśmiechami na twarzy zaczęłyśmy poruszać się w rytmie hitów, które zapewniał nam kolejny przystojniak na tej imprezie stojący za konsoletą. Śpiewałyśmy głośno, popijając cosmopolitana na przemian z mohito i innymi drinkami, których nazw nie byłam w stanie wymówić, a co jakiś czas wracałyśmy do baru na kilka kolejek czystych shot'ów. Przy jakiejś dziesiątej kolejce, Kasia wyciągnęła z tylnej kieszeni swojej obcisłej spódniczki telefon i wywróciła oczami, spoglądając w dół na ekran.
- Kontrola rodzicielska- zaśmiała się El, zerkając jej przez ramię. Sama z zaciekawieniem nachyliłam się nad nią i dostrzegłam imię Harry'ego migoczące na ekranie.
- Zaraz wracam- mruknęła niezadowolona, po czym udała się na zaplecze do swojego gabinetu.
- Wcale bym się nie zdziwiła jakby Styles się tu pojawił- odezwała się Dani kończąc trzeci Sex On The Beach.
- Ja też nie- wtórowała jej Gaba- Podejrzewam, że reszta też mogłaby się tu zjawić.
- Horan dostałby szału gdyby zobaczył tego blondyna za barem.
- Pewnie tak. Wiecie, że ten trzeci, który przypomina greka tak naprawdę pracuje w spa?
- Serio?- spytałam zaskoczona- Skąd wiesz?
- Wyciągnęłam kiedyś Kaśkę na babski wypad na miasto i poszłyśmy na masaż, a on tam był. Flirtowali na moich oczach, a potem on dał jej swój numer. Mówiła, że go wyrzuciła...
- I dobrze, że tego nie zrobiła- pogratulowała jej na odległość Peazer- Teraz mamy przynajmniej na co popatrzeć. 
- Czy my czasami nie mamy chłopaków, a nawet narzeczonych?- wtrąciła się El, choć sama nie zachowywała się lepiej. Czyżby odezwało się w niej sumienie?
- Owszem, ale to nie znaczy, że nie możemy docenić piękna innych.
- Byleby na odległość.
Dochodząc do wniosku, że nie ma sensu czekać na moją przyszłą szwagierkę, której tłumaczenie się przed swoim chłopakiem zajmie co najmniej trzydzieści minut, postanowiłyśmy udać się ponownie na parkiet. Po dwóch remixach Beyonce DJ ogłosił, że nadszedł czas na pierwszy konkurs, czyli picie tequili na czas z jak to ładnie ujął "żywych kieliszków". Siedmiu facetów rozłożyło się na kilku stołach i barze. Następnie wypełniono ich pępki alkoholem, na klatce piersiowej wysypano pasek soli, a do ust włożono ćwiartkę limonki. Każda z nas ustawiła się przed swoim partnerem, w napięciu oczekując na gwizdek sędziego, mierzącego czas.
- Nie czekamy na Kate?- spytałam nim dostałyśmy sygnał do startu.
- Nadrobi później- puściła mi oczko Gaba.
Wzruszyłam ramionami przystając na jej słowa, po czym wypiłam pierwszego shot'a zajmując drugie miejsce. I tak walczyłam o tytuł zwycięzcy przez jeszcze jakieś pół godziny, aż po raz pierwszy tego wieczoru urwał mi się film.

    Poirytowana wyszłam na zaplecze, kierując się do gabinetu Eda. Telefon nieustannie wibrował mi w ręce, a migoczący ekran ponaglał mnie do odebrania nadchodzącego połączenia. Zatrzaskując za sobą drzwi, przejechałam palcem po wyświetlaczu i przyłożyłam komórkę do ucha.
- Czyżby impreza Tomlinsona okazała się aż tak beznadziejna?
Usłyszałam jak Harry śmieje się po drugiej stronie, a w głowie widziałam jak przygryza tą swoją nienaturalnie delikatną wargę. Och Boże... Teraz zaczęłam trochę żałować, że go tu nie ma. 
- Jest ekstra, ale Ed chce się z tobą napić wódki.
- Czyli jednak nie jest aż tak dobrze- uśmiechnęłam się triumfalnie pod nosem, czując jak wysuwam się na prowadzenie w nieoficjalnym wyścigu o tytuł najlepszego organizatora przyjęć- To co wy tam pijecie?
- Aktualnie whisky.
- Whisky jest dla staruszków.
- Jakby na to nie patrzeć Savan już najmłodszy nie jest- stwierdził, a ja przyznałam mu rację skinieniem głowy, choć nie mógł tego widzieć- A wy? Jesteś już na tyle wstawiona, żeby powiedzieć mi prawdę czy muszę jeszcze poczekać?
- Po pierwsze nie jestem pijana i nie będę- choć właśnie potknęłam się o powietrze, ale on nie musiał o tym wiedzieć- A po drugie sączymy tylko drinki i urządzamy sobie pogaduszki. Nic wielkiego.
Ponownie postanowiłam nie wspominać, że Gaba niemal klei się do sobowtóra Nialla, mój były masażysta trzy razy klepną mnie w tyłek, a Danielle obtańcowała już trzech kelnerów.
- Jakoś ci nie wierzę- odparł z przekąsem.
- Myślałam, że mi ufasz- oburzyłam się, ale chyba nie wyłapał w moim głosie sarkazmu, gdyż bardzo się przejął.
- Oczywiście, że ci ufam! Tylko żartowałem. Chciałem...
- Spokojnie Harry- przerwałam mu, nim zdążył wpaść na pomysł by tu przyjechać i mnie o tym przekonać. Wtedy to bym dopiero wpadła w tarapaty, gdyby zobaczył co tu się dzieje- Wiem co miałeś na myśli. To był sarkazm.
- Och- było jedynym co usłyszałam po drugiej stronie słuchawki.
- Widzisz? Ta whisky źle na ciebie działa. Nie pij tego.
- Może i masz rację- przyznał- W takim razie powinienem sięgnąć po coś co ma na mnie zbawienny wpływ.
- To znaczy?- spytałam, naprawdę zainteresowana co powie.
- Ciebie- szepnął, a ja mimo, że byłam oddalona od niego o kilkanaście kilometrów poczułam jak po plecach przechodzą mi dreszcze. 
Przygryzłam wargę, siadając na skórzanej kanapie. Spoglądając na biurko stojące obok, przypomniała sobie kiedy Kotecha zamknął mnie tu ze Styles'em aby nas pogodzić.
- Wiesz gdzie teraz jestem?- zapytałam, ale nie czekałam na odpowiedź- W gabinecie, w "27".
Powoli wstałam i usiadłam na skraju drewnianej powłoki przypominając sobie sceny z przed kilku miesięcy. Czasami wydaje mi się jakby to było wczoraj.
- Tam gdzie przyjechałem, żeby cię po raz kolejny przeprosić?
- Dokładnie- westchnęłam zamykając oczy i wyobrażając sobie, że jest obok- Oczywiście najpierw na mnie nawrzeszczałeś, a ja odwdzięczyłam ci się tym samy.
- To takie do nas podobne.
Słyszałam jak jego oddech staje się cięższy, a moje serce zaczyna nierówno bić tylko dlatego, że mogłam z nim porozmawiać.
- W pewnym momencie usiadłam na biurku...
- A ja podszedłem bliżej... naprawdę blisko- dodał, a ja prawie czułam uzależniający zapach jego perfum. Chryste.
- Położyłeś rękę na moim kolanie- kontynuowałam- Od razu zdałam sobie sprawę jak bardzo muszę uważać na twój dotyk, bo już wtedy doprowadzał mnie do szaleństwa.
- Kurwa, Kate...- zaciągnął się powietrzem, a ja jeszcze nigdy nie byłam taka szczęśliwa rozmawiając z kimś przez telefon- Albo w tym momencie przestaniemy albo będę musiał przyjechać i zbeszcześcić kanapę stojącą obok razem z tobą.
Wstrzymałam oddech, zerkając kątem oka na wspominany mebel. Moje wyobraźnia podpowiadała mi naprawdę niestosowne scenariusze, które jak najbardziej chciałam wprowadzić w życie. I to jak najszybciej.
- Może moglibyśmy...- nie dane mi było dokończyć, ponieważ usłyszałam niewyraźny szmer, a potem do ucha wydarł mi się kompletnie nawalony Ed.
- KAAAATE! Miłości ty moja!
- Oddawaj to Sheeran, jeśli ci życie miłe- słyszałam gdzieś z tyłu głos mojego chłopaka, który próbował wyrwać przyjacielowi telefon.

- Cześć skarbie- zaśmiałam się z ich potyczki- Jak się bawisz?
- Bez ciebie to nie to samo! Przyjedź! Napijemy się jak za starych dobrych czasów!
- A czy to przypadkiem nie jest męski wieczór?
- Eeee tam- podejrzewam, że machnął ręką, jednocześnie trafiając Styles'a, sądząc po wiązane przekleństw, które skierował w jego stronę- Z nikim nie bawię się tak dobrze jak z tobą.
- Nie ty jeden- odparłam, za późno gryząc się w język.
- Uuuuuu! To dlatego Loczek ma jeszcze większe wybrzuszenie w spodniach niż normalnie- zaczął się histerycznie śmiać- Tak na marginesie, to trochę ci zazdroszczę. Harry musi być naprawdę niezły w te klocki z takim sprzętem. Trochę się dzisiaj zbliżyliśmy, więc wiem. Nie dławisz się jak przed nim klęczysz?
- Ed kurwa, oddawaj ten telefon!- zagrożono mu po raz kolejny i tym razem udało się Loczkowi odebrać mu telefon- Przepraszam za niego. Jest kompletnie pijany.
- Domyśliłam się- odparłam, nie mogąc ukryć rozbawienia- Powinnam się martwić, że wolisz się teraz zabawiać z facetami? Już ci nie wystarczam?
- Co?! Nie! On tylko... Zabiję go. Przysięgam, że go zabiję.
Nie mogąc już dłużej wytrzymać, zaczęłam się niekontrolowanie śmiać, tak że omal nie spadłam na podłogę. Co drugie słowo docierały do mnie jego próby wytłumaczenia się, ale to jeszcze bardziej potęgowało moje rozbawienie. 
- Ok, spokojnie!- otarłam łzy, spływające po policzkach- Będziesz mógł się usprawiedliwić, jak się później spotkamy.
- Później? To znaczy, że nocujesz dzisiaj u mnie?
- Chyba ci coś dzisiaj obiecałam, prawda?- przypomniałam mu- W kuchni...
- Co byś powiedziała na to, żebyśmy urwali się z tych cholernych imprez? Tak jakby teraz?
- To doprawdy kusząca propozycja, ale wytrzymaj jeszcze parę godzin.
- Ale...- próbował mnie przekonać, ale nim zdążył to zrobić (bo zapewne by mu się to udało), przypomniałam sobie, że za żadne skarby nie mogę ominąć niegrzecznego picia tequili. 
- Żadnych ale. Wracaj do klubu, dobrze się baw, nie pij za dużo, żebyś mnie rozpoznał jak przyjadę, a potem oboje dobrze wiemy co się wydarzy.
- Rozpoznałbym cię nawet gdybym był w śpiączce- zapewnił, a ja pokręciłam z politowaniem głową.
- Mam nadzieję, ale lepiej tego nie sprawdzajmy.
Nim się rozłączyłam, Harry czule szepnął, że mnie kocha, a ja poczuła jak tysiące motyli obudziło się w moim wnętrzu ze szczęścia. Choć przez chwilę obawiałam się, że to wina wódki. Chcąc jak najszybciej zająć myśli czymś innym, wróciłam do głównej sali. Zobaczyłam jak dziewczyny ustawiają się do kolejnej rundy wchłaniania alkoholu z niewiarygodnie wyrzeźbionych mięśni brzucha facetów ubranych wyłącznie w połyskujące majtki. Podeszłam do jednego z nich, który od razu mnie rozpoznał i po raz czwarty postanowił sprawdzić jędrność mojego tyłka, klepiąc co.
- Wiesz, że mam chłopaka?- spytałam, lustrując go wzrokiem od góry do dołu.
- Zastanawiam się czy ty jesteś tego świadoma- uśmiechnął się do mnie przebiegle i puścił mi oczko. Położył dłoń na mojej talii i przyciągnął bliżej, sięgając drugą ręką po kawałek limonki- Chcesz spróbować? 

Klub Funky Buddah

     Odłożyłem słuchawkę, wciąż niedokońca przekonany czy powinienem posłuchać Kate i wrócić na imprezę, czy jechać od "27", porwać ją i wcielić w życie nasze łóżkowe (i nie tylko) plany. Z moich rozmyślań wyrwał mnie Ed, ponownie zawieszając się na moich plecach i bełkocząc coś bez sensu.
- Ale się schlałeś- wziąłem go pod ramię i zaciągnąłem z powrotem do środka.
- Aaaaa ty za to jesteś cały czerwony- uśmiechnął się głupkowato, wytykając palcami moje rozgrzane policzki- Coo tam ci Kate takiego naopowiadała?
Poruszył wymownie brwiami, na co wywróciłem oczami. Weź tu gadaj z pijanym.
- Chciałbyś wiedzieć.
- Dlatego pytam- odburknął jakby zirytowany, ale kto to wie co się teraz dzieje w jego wypełnionej procentami głowie- Styles...
- Hm?
- Chyba będę rzygać.
- Stary, tylko nie...
Oczywiście los nie okazał się dla mnie łaskawy, dlatego też cała zawartość żołądka Sheerana wylądowała na moich butach i częściowo na spodniach. Zakląłem w duchu, wpychając go do pierwszej lepszej toalety, którą mijaliśmy i przytrzymałem jego głowę nad muszą klozetową. Cieszyłem się, że większość towarzystwa była na tyle pijana, żeby nie zwracać na nas uwagi, a zwłaszcza na moje ubranie.
- Jeszcze?- spytałem klęczącego przede mną przyjaciela, a za odpowiedź przyjąłem niezadowolony jęk i ponowne zwrócenie resztek obiadu. 
- J-już. Chyba- odezwał się po trzecim razie. 
Z duszą na ramieniu, wszedłem z nim na parkiet i siłą posadziłem w naszej loży gdzie reszta chłopaków zwisała lub kucała przed zapłakanym Kotechą.
- Co ci się stało Hazza?- odsunął się ode mnie Zayn, najwidoczniej obrzydzony moim widokiem. Nie dziwię mu się. 
- Lepiej wy mi wytłumaczcie, dlaczego Savan szlocha nad wódką z colą.
Mężczyzna wyglądał na naprawdę załamanego, z zaczerwienionymi oczami i zgarbioną sylwetką. Niall podał mu do połowy mokrą od alkoholu serwetkę, a ten wytarł w nią zatkany od łez nos.
- Tommo uznał, że powinniśmy w coś zagrać, więc idiota wymyślił, że będzie zadawał mu pytania na temat Any, a za każdą złą odpowiedź musi się napić- wytłumaczył mi Liam.
- I? To dalej nie wyjaśnia czemu płacze jakby mu pół rodziny zmarło.
- Okazało się, że nie zna odpowiedzi na ponad połowę tych beznadziejnych pytań, przez co się spił i teraz zastanawia się czy nie powinien odwołać ślubu, bo "przecież jej nie zna i na nią nie zasługuje"- Payne zrobił cudzysłów w powietrzu, akcentując tym prawdopodobnie wypowiedziane wcześniej przez przyszłego pana młodego słowa. 
- Świetna zabawa Lou- skarciłem go- Po prostu boki zrywać.
- Skąd mogłem wiedzieć, że nie zna jej ulubionej książki?!- próbował się bronić, ale darowałem sobie słuchanie argumentów, potwierdzających jego niewinność.
Zamiast tego przysiadłem obok załamanego faceta, który wygląda jak siedem nieszczęść. Trochę mnie to bawiło, gdy opierał łokcie o kolana, a głowę ledwo utrzymywał w miejscu na dłoniach. Wyglądał jak małe dziecko, które dowiedziało się, że nie pojedzie na wymarzone wakacje lub coś w tym stylu. Niby dorosły, a zachowuje się jak przedszkolak.
- Opanuj się chłopie. To nic nie znaczy- poklepałem go po ramieniu, a on spojrzał na mnie z nadzieją w oczach.
- Naprawdę? Ale jak to?
- Powiedz mi, czemu się żenisz?
Kotecha przez chwilę przyglądał mi się wystraszony, a gdy już sądziłem, że rozpłacze się przeze mnie jeszcze bardziej, bo pijany nie będzie w stanie odpowiedzieć na zadane przeze mnie pytanie, odezwał się:
- Bo ją kocham- oznajmił niezaprzeczalnie- I chcę spędzić z nią każdą chwilę mojego życia.
- Właśnie! Więc po co się przejmujesz jakąś durną grą?
- Nie rozumiem...- przyznał po chwili, a ja zdałem sobie sprawę, że muszę mu to wytłumaczyć jak krowie na granicy. 
- Ludzie się pobierają po to, żeby spędzić ze sobą resztę życia. Sam to przed chwilą powiedziałeś, prawda?- przytaknął, a ja kontynuowałem- Nie uważasz, że jedną z nazwijmy to atrakcji małżeństwa, jest poznawanie siebie nawzajem? Dowiadywanie się o sobie nowych rzeczy, przebywając ze sobą dzień i noc.
- Tak uważasz?
- Jasne- zapewniłem go, klepiąc po ramieniu- Nudno by było gdybyś już teraz wszystko wiedział, a tak odkrywanie każdej kolejnej małej rzeczy jaką lubi czy nie lubi Ana, będzie dla ciebie ekscytujące. Będziesz wręcz na siłę wynajdował charakterystyczne dla niej zachowania czy zwyczaje. Weźmy na przykład to czy po wstaniu rano z łóżka pierwszą rzeczą jaką robi to wypicie kawy czy przejrzenie porannej prasy.
- Najpierw się do mnie przytula, a potem całuje mój policzek narzekając, że musi wyjść z domu. Zawsze to robi.
- Widzisz?!- uśmiechnąłem się do niego pogodnie- Czyli coś o niej wiesz. Wierz mi, że to jest o wiele bardziej wartościowe niż to jaką książkę ostatnio przeczytała. Ile ze sobą mieszkacie? Parę miesięcy? A to dopiero początek! Pomyśl ile jeszcze ciekawych rzeczy się o niej dowiesz przez kolejnych kilkadziesiąt lat.
Wszyscy w oczekiwaniu przyglądaliśmy się Savanowi oczekując jego reakcji. No może z wyjątkiem Eda, który odleciał na fotelu. Na szczęście po chwili uśmiechnął się szeroko, nazywając przy okazji Louisa "tępym burakiem". Uradowany poprawą nastroju przyjaciela i zniknięciem posępnej atmosfery Liam, zamówił dla nas dwie nowe kolejki shot'ów. Po wypiciu wszystkiego do dna oświadczyłem, że chyba lepiej będzie jeśli odwiozę Sheerana do domu. Chciałem uniknąć sytuacji, w której kompletnie pijani zapominamy go ze sobą zabrać. Zayn pomógł mi władować go do taksówki, która czekała już na nas pod klubem.
- Dasz sobie z nim radę?
- Jasne. Najwyżej dostanę przepukliny.
Pożegnałem się z nim i już miałem zamykać za sobą drzwi, gdy usłyszałem jak mnie woła.
- Ej, Styles! Wracasz do nas?
- Chyba wrócę do domu.
- Kate u nas nocuje?- spytał, ale już chyba znał odpowiedź.
- Być może- uśmiechnąłem się tajemnie, a on pokiwał w zrozumieniu głową.
- Jak coś to się nie stresuj- poruszył wymownie brwiami- Będziemy tak pijani, że gdy tylko dotrzemy do pokoi od razu uśniemy i nie będą nam przeszkadzać żadne hałasy.
- Liczę na to.

Klub 27

     Impreza rozkręciła się na całego. Muszę przyznać, że pomimo moich wcześniejszych obaw, że będę czuła się jak wyrzutek praktycznie nikogo nie znając, bawiłam się świetnie. Odkąd tylko się pojawiłam, Kate ciągała mnie wszędzie za sobą, dotrzymując mi towarzystwa, dostarczając smakowite drinki i wręcz zmuszając do wzięcia udziału w wymyślonych przez nią konkursach. Tomek miał rację. Ta dziewczyna wie jak się bawić.
 Jedyny niezręczny moment w ciągu całej nocy był na początku, gdy brunetka przedstawiła mnie jako "obecną dziewczynę swojego byłego chłopaka" jej koleżankom, a one zlustrowały mnie od stóp do głów z trochę krzywymi minami. Nie mogłam ich za to winić. Sama pewnie zareagowałabym identycznie w takiej sytuacji. Jednak po kilkudziesięciu minutach i dwóch kolejkach przy barze, wszystkie wydawały się mnie przynajmniej trochę polubić.
 Aktualnie siedziałam przy jednym ze stolików w rogu sali, kołysząc się do muzyki wydobywającej się z głośników zawieszonych pod sufitem. 
- Podoba ci się?- spytała Kate, wyrastając jak z podziemi z kolejną dostawą alkoholu i niezdrowych przekąsek.
- Uwielbiam ten kawałek- przyznałam, a ona uśmiechnęła się tajemniczo. O co jej chodzi?
- Też mi się podoba. Chciałabym umieć komponować takie hity.
- Talent masz- stwierdziłam, przypominając sobie jak w walentynki śpiewała dla mnie, ukazując tym samym swoje niesamowite możliwości muzyczne- Powinnaś spróbować. Podejrzewam, że kompozytorzy nieźle zarabiają. Na pewno lepiej niż kurierzy. 
- Może kiedyś- skinęła głową jakby naprawdę rozważała moją propozycję. 
Przyglądałam się jej przez chwilę, gdy śpiewała cicho pod nosem, co chwile śmiejąc się z nie wiadomo czego. Mimo panującego wszędzie gorąca i zdecydowanie podwyższonego poziomu alkoholu we krwi, wciąż wyglądała oszałamiająco. Spuściłam wzrok, próbując wygładzić dłońmi moją pomiętą sukienkę, a następnie ściągnęłam mocniej gumką włosy. Czułam się przy niej nieelegancko i zdecydowanie mniej seksownie.
 Brunetka odwróciła się w moją stronę, by zobaczyć co robię. 
- Cudownie wyglądasz- uśmiechnęła się szczerze- Nie musisz nic poprawiać.
- Z tobą i tak nie mogę się równać
Mierzyłyśmy się przez chwilę uważnie wzrokiem. Nie mogłam nic wyczytać z jej twarzy, ale zdawałam sobie sprawę z tego jak musiała zabrzmieć moja wypowiedź. Po części faktycznie nie miałam na myśli tylko tego jak wyglądamy dzisiaj. Chyba każdy kto na nią spojrzy, uważa ją za niezwykle atrakcyjną. Świadczyć może o tym chociażby fakt, że pracujący tu dziś barmani przepychają się między sobą, gdy tylko do nich podchodzi, by przyjąć od niej zamówienie, a kelnerzy obracają się za nią, niejednokrotnie taranując przy tym ludzi przed sobą. Poza tym, mimo iż nie znam jej zbyt dobrze, mogę śmiało stwierdzić, że jest bardzo interesującą i miłą osobą. Nie wspominając o otaczającej ją aurze tajemniczości, która przyciąga wszystkich jak ćmy do światła. 
- Chodzi o ten pocałunek z Tomkiem?- spytała, marszcząc przy tym brwi. 
Szczerze powiedziawszy zupełnie o tym zapomniałam i niekoniecznie chciałam do tego wracać. Nigdy tak naprawdę nie rozmawiałyśmy o tym co zaszło między nimi gdy wyjechałam na kilka dni z Londynu. Może dlatego, że dziś jest pierwszy raz kiedy się widzimy od tamtego czasu.
- Nie, ja tylko...- zastanawiałam się co powiedzieć- Sama nie wiem. Czasami czuję jakbym...
- Jakbyś co?- ciągnęła mnie uparcie za język.
- Czasami się ciebie boję- przyznałam w końcu, a ona spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Że co proszę?- pokręciła głową niedowierzając- Czemu? 
- A jak mam się czuć kiedy mój chłopak wspomina o tobie praktycznie przy każdej rozmowie, wtrącając jakieś anegdotki ze zdarzeń, które razem przeżyliście? Czasami gdy go słucham odnoszę wrażenie, że gdybyś tylko pojawiła się w naszym progu i poprosiła, by do ciebie wrócił, zrobiłby to nawet się za siebie nie oglądając. A do tego ten pocałunek...- westchnęłam zrezygnowana- Już dawno mu wybaczyłam, ale to dalej siedzi w mojej głowie. Tym bardziej, że przyznał się, że to on cię pocałował, a ty nie jesteś niczemu winna.
- Caroline...
- W dodatku spójrz na siebie- kontynuowałam- Jesteś niedorzecznie piękna, co przyprawia o zazdrość nie tylko mnie, ale i dziewiędziesiąt procent znajdujących się tu ludzi. To jest... wkurzające.
Kate wpatrywała się we mnie swymi cholernie zielonymi oczami bez słowa. Po chwili przeczesała nerwowo włosy i nachyliła się w moją stronę.
- Posłuchaj mnie uważnie- zaczęła poważnie, a mnie przeszedł nieprzyjemny dreszcz- Co do tego nieszczęsnego pocałunku... nie tylko ja tego nie chciałam. Tomek też nie. Pokłóciliśmy się, górę wzięły emocje i stało się. To oczywiście nie jest żadnym usprawiedliwieniem, ale wierz mi, że bardziej odczułam to tak jakby mnie spoliczkował, a nie okazywał jakiekolwiek pozytywne uczucia. Poza tym nie chcę żebyś obwiniała tylko jego. Wina zawsze leży po obu stronach, w mniejszym lub większym stopniu.
Upiłyśmy jednocześnie spory łyk naszych trunków, po czym mówiła dalej.
- Niestety nie mogę nic poradzić na to, że mnie wspomina. Musisz zrozumieć, że znamy się od małego i wiele razem przeszliśmy. Nawet nie masz pojęcia. W pewnym momencie mojego życia okazał się dla mnie ratunkiem. I wcale tego nie koloryzuję. Każdemu życzę, żeby miał chociaż jednego takiego przyjaciela jak on. Uważam, że nie powinnaś odbierać jego słów jako opowiadania za czymś za czym tęskni. A już na pewno nie za mną, choć prawda jest taka, że mi go szalenie brakuje. Niestety mój chłopak nie jest tak wyrozumiały jak ty. Zmusił mnie do podjęcia decyzji, a ja dokonałam wyboru. Dlatego nie musisz się bać, że kiedykolwiek stanę ci na drodze. Dosłownie. 
- Kate...
- Daj mi skończyć- poprosiła, aczkolwiek dla mnie zabrzmiało to jak rozkaz- Tomek naprawdę cię kocha. Nie musi mi o tym mówić.To widać. Jako dowód mogę przytoczyć fakt, że jesteś jedynym powodem w historii całej naszej znajomości, dla którego mnie kiedykolwiek okłamał. Właściwie robił to kilka tygodni i kto wie jak długo by to jeszcze trwało, gdybym was nie przyłapała w Szwecji.
- Przykro mi, że tak się o nas dowiedziałaś.
- Nie szkodzi- uspokoiła mnie- Na początku byłam w szoku, ale najwidoczniej potrzebowałam, żeby ktoś mi wylał kubeł zimnej wody na głowę. Pozwoliło mi to uświadomić sobie, że ten cały związek, w którym byliśmy to tak naprawdę jedna wielka ściema. Przynajmniej biorąc pod uwagę romantyczny aspekt naszej znajomości.
 Wsłuchiwałam się w jej słowa i mentalnie popełniałam seppuku*. Jak mogło mi przejść przez myśl, że Kate stanowi dla mnie zagrożenie? To znaczy wiem, że Tomek dalej ją uwielbia, ale nie w taki sposób jak mnie. Są tylko przyjaciółmi, choć odkąd Harry zakazał się jej kontaktować z jej byłym chłopakiem, nie wiem na czym stoją. Patrząc na nią, dostrzegałam jak bardzo go jej brakuje i to samo mogłam powiedzieć o Tomku. Codziennie gdy leżymy na kanapie w salonie, wpatruje się przez chwilę w nieużywane przez żadne z nas pianino, po czym wzdycha lekko smutny, wracając do rzeczywistości. Raz nawet zaproponowałam, żeby je sprzedać, ale kategorycznie mi zabronił. Najwidoczniej to jedyna pamiątka jaka mu po niej została i nie chciał się jej pozbywać, skoro już nigdy więcej miał jej nie zobaczyć. Przynajmniej dopóki była w związku z Harry'm...
- On też za tobą tęskni- przyznałam mniej niechętnie niż myślałam- Czasami przyłapuję go na tym jak ogląda wasze wspólne zdjęcia z czasów szkolny lub przejeżdża ręką po pianinie, na którym grałaś gdy myśli, że go nie widzę. 
- Naprawdę?- spytała zaskoczona- Przepraszam jeśli cię to wkurza. Jak chcesz to mogę je zabrać czy coś. I tak miało u niego zostać tylko na przechowanie.
- Nie, jest dobrze- uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie- Wydaje mi się, że niechciałby się z nim rozstawać. To jedna z niewielu rzeczy, które mu o tobie przypominają. To ja powinnam być mądrzejsza i zrozumieć jego zachowanie. Gdyby mi ktoś kazał zerwać wszelki kontakt z kimś tak bliskim mojemu sercu postępowałabym tak samo jak on.
Dziewczyna uniosła jeden kącik ust do góry, dopijając resztkę swojego drinka. Bawiła się przez chwilę szklanką, rozglądając się dookoła.
- Mogłabyś...- zawahała się przez moment, nerwowo stukając palcami o stolik- Mogłabyś mi powiedzieć co u niego słychać? Jeśli to nie jest problem.
- Oczywiście, że nie- chwyciłam jej dłoń i ścisnęłam lekko- W przyszłym miesiącu będzie miał swoją pierwszą wystawę w Saatchi Gallery.
- Naprawdę?! To świetnie. Zawsze o tym marzył.
- Tak, jest bardzo podekscytowany. Zaznaczył tą datę w każdym kalendarzu jaki mamy w mieszkaniu, a na lodówce przykleił trzy kartki.
- Możesz mu przekazać, że jestem z niego cholernie dumna?- poprosiła zasmucona- Tylko koniecznie użyj słowa "cholernie".
- Dlaczego sama mu tego nie powiesz? Zadzwoń do niego.
- To nie takie proste- westchnęła.
Wzruszyłam bezradnie ramionami, ponieważ nie mogłam jej w żaden sposób pomóc. Nie chciałam źle oceniać Harry'ego, ale moim zdaniem przesadził z tym całym zakazem. Rozumiem chorobliwą zazdrość, ale to już wykracza poza wszelkie granice. Nie można kogoś zamknąć w złotej klatce i oczekiwać, że podporządkuje on całe swoje życie pod nasze dyktando. Choć może jednak można, skoro Kate się na to godziła.
- Napijmy się- zachęciła mnie, ciągnąć w stronę baru.
- Za pojednanie?
- Tak, to też. Ale głównym powodem jest to, że właśnie postanowiłam zorganizować konkurs kto szybciej upije się do upadłego. I czuję, że wygram.

Dom One Direction

     Była dokładnie czwarta trzydzieści osiem, gdy dotarliśmy do domu. Horan był tak nawalony, że udało mi się go donieść jedynie do salonu. Podobnie zresztą jak Louis. Liam o własnych siłach i przy pomocy zesłanej z niebios, wczołgał się do swojego pokoju. Zasnął na podłodze zaraz koło łóżka, po tym jak próbował się na nie wciągnąć, ale poddał się przy trzecim podejściu. Ja sam też ledwo trzymałem się na nogach, ale nie mogłem pójść spać bez zapalenia jeszcze jednego papierosa. Zszedłem z powrotem na dół, wyciągając z kieszeni fajki i już miałem pociągnąć za klamkę, gdy usłyszałem ciche pukanie po drugiej stronie. Niepewnie uchyliłem drzwi, wątpiąc w mój zmysł słuchu. Gdy wyjrzałem na zewnątrz, moim oczom ukazał się widok kompletnie pijanej Kate, opartej o ścianę. Gdy wreszcie zarejestrowała, że może wejść do środka, zarzuciła ręce na moje ramiona i schowała głowę w zagłębieniu mojej szyi.
- Harry?- spytała, pociągając za moją koszulę- Ty nie jesteś Harry. Nie pachniesz jak on.
- Jestem Zayn, a ty się schlałaś na umór.
- Zayniiiiii!- przytuliła mnie jeszcze mocniej, wpychając nas w głąb domu. Jak ona tu dotarła w tych szpilkach?! 
- Od dzisiaj tak będziesz mnie nazywać?
- Yhym- mruknęła pod nosem, bezwładnie ze mnie zwisając. Musiałem objąć ją w talii by być w stanie utrzymać ją w pozycji pionowej- Gdzie jest mój chłopak?
- Na górze- odpowiedziałem- Chyba śpi.
- Jak to śpi?- krzyknęła oburzona- To ja tu przyjeżdżam, by uprawiać z nim najlepszy seks w jego życiu, a on sobie smacznie pochrapuje?
- Zawsze możemy iść do mnie- zażartowałem, ale ona chyba tego nie wyłapała.
- Jesteś zainteresowany?- uśmiechnęła się do mnie, kusząco przygryzając wargę- A co jeśli ktoś nas przyłapie?
- Może najpierw pójdziemy sprawdzić czy Styles faktycznie śpi, a potem będziemy się zastanawiać "co by było gdyby"? Dasz radę iść dalej?
Dziewczyna skinęła pewnie głową, zataczając się lekko do tyłu. Jakimś cudem przeszła przez hol, ale już pierwszy stopień okazał się dla niej wyzwaniem. Zacząłem się z niej śmiać, widząc jej nieporadność, na co pokazała mi język.
- Kto to widział, żeby schody w domu były takie wysokie?!
- Pomogę ci- zaoferowałem swoje ramię, ale szybko zorientowałem się, że jeśli nie wniosę jej na górę, dotrzemy tam za parę godziny. Wziąłem ją na ręce, a ona ponownie owinęła ręce wokół mojej szyi.
- Mój ty rycerzu- ucałowała mnie w policzek- Chyba postawiłam na złego członka One Direction. Jeśli wiesz co mam na myśli...
- W końcu do tego doszłaś- puściłem jej oczko, włączając się w tą zalotną grę słów. Harry mnie zabije. To pewne.
Gdy dotarliśmy na górę, brunetka nie pozwoliła mi postawić się z powrotem na podłodze. Zamiast tego walnęła z całej siły w drzwi pokoju Styles'a i podejrzewam, że jutro będzie tego gorzko żałować. Powtórzyła tą czynność jeszcze dwa razy, aż w końcu szanowny książę postanowił nam otworzyć.
- Co jest?!- warknął, przecierając zaspane oczy, a gdy w końcu dostrzegł swoją dziewczynę w moich ramionach, włosy stanęły mu dęba.
- Jesteś palantem!- dowaliła mu prosto w twarz Kate- Dlatego idę z moim kochanym Maliczkiem do jego pokoju i nawet nie próbuj nam przeszkadzać.
- Że co proszę? I z kim?
- Zayn, idziemy!- zamachnęła się, wskazując na mój pokój. Już miałem spełnić jej rozkaz, ale Loczek w momencie oprzytomniał.
- Nigdzie z nim nie pójdziesz!- odparł złowrogo- Dawaj ją!
Przyjaciel praktycznie wyrwał mi ją z rąk i próbował postawić ją koło siebie, ale brunetka miała nogi jak z waty.
- Myślisz, że dlaczego ją tu wniosłem?- zapytałem, kpiąc z niego- Jakbyś nie mógł sobie dać z nią rady to wiesz gdzie mnie szukać.
- Obejdzie się- warknął zdenerwowany bardziej na nią niż na mnie.
Zamknąłem za nimi drzwi, chichocząc głupio. Przez tą całą akcję odechciało mi się palić, więc ruszyłem w kierunku mojego pokoju, rozmyślając co by było gdyby nasza tekściarka faktycznie postawiła na mnie. Doszedłem do jednego wniosku- oj działoby się, działo...

     Przerzuciłem Kate przez ramię, po czym ruszyłem w głąb pokoju. Po drugim kroku poczułem jak klepie mnie w tyłek, chichocząc pod nosem.
- Czy to ma być gra wstępna?
Postawiłem ją z powrotem na ziemi, gdy znaleźliśmy się przy moim łóżku. Wciąż byłem na nią wkurzony za to, w jakim przyjechała stanie, za to że podrywała Malika i pewnie powinienem być na nią nieziemsko wściekły za jeszcze miliard innych rzeczy, o których nie miałem pojęcia.
- Tęskniłeś?- spytała niewinnie, przejeżdżając opuszkami palców po moim policzku- Ja bardzo.
- Właśnie widziałem- prychnąłem pod nosem- Jesteś tylko odrobinę mniej nawalona niż Ed. Od kiedy to się tak upijasz?
- Od kiedy jestem nieszczęśliwo-szczęśliwa- odparła jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
- Wiesz, że nie ma takiego wyrazu?
- Musisz się mnie ciągle czepiać?- burknęła rozdrażniona- Przyszłam się z tobą kochać, a ty psujesz całą atmosferę.
- Chcesz iść do łóżka w takim stanie?
Dziewczyna zmierzyła mnie groźnym wzrokiem, zrzucając moje dłonie z jej talii. Komuś tu się włączył agresor...
- Idę do Zayna. Jemu to nie przeszkadza- ruszyła chwiejnym krokiem w stronę drzwi, ale ją szybko powstrzymałem nim wpadła na krzesło.
- Mówiłem ci już, że nigdzie cię nie wypuszczę.
- To o co ci chodzi?- próbowała wyswobodzić się z mojego uścisku- Nie podobam ci się już?
- Boże, Kate...- wywróciłem oczami, nie wiedząc co z nią zrobić.
- Mówisz do Boga czy do mnie? Zdecyduj się.
- Do ciebie. I oczywiście, że mi się podobasz. Wyglądasz zabójczo seksownie.
- Naprawdę?- spojrzała na mnie swymi niewinnymi oczami (choć prawda zapewne była zgoła inna), a kolana ugięły się pode mną.
Pożerałem ją wzrokiem od góry do dołu, podziwiając jej zgrabną sylwetkę. Jej długie nogi zdobiły wysokie czarne szpilki, a ponętne biodra opinała skórzana spódnica w tym samym kolorze. Błękitny top odkrywał płaski brzuch, a dekolt odsłaniał część czarnej, koronkowej bielizny. Włosy ułożone miała w lekkie fale, a ciemny makijaż dodawał jej jeszcze więcej seksapilu. Spojrzałem w dół na swoje przyrodzenie i przysięgam, że gdyby nie była tak pijana, już dawno krzyczałaby moje imię. 
- To jak?- pocałowała mnie lekko w usta- Idziemy do łóżka?
- Owszem, ale spać- zaznaczyłem, odsuwając dla niej kołdrę. Kate pociągnęła mnie za obrąbek moich bokserek, przyciągając bliżej.
- Nazywaj to jak chcesz, ale seks to seks- oznajmiła, zdejmując top. Jej drobne piersi zdobił prześwitujący biustonosz, co sprawiło, że przygryzłem wargę, próbują nie jęknąć już teraz z rozkoszy. 
Widząc, że ciężko będzie mi z nią wygrać, postanowiłem w pewnym sensie przystać na jej propozycję. Chwyciłem jej ramiona, wsuwając ją w głąb łóżka i kładąc płasko na plecach. Pochylając się nad nią, zacząłem delikatnie kąsać jej obojczyki, przechodząc następnie na szyję, gdzie oznaczyłem ją dwiema malinkami. Podziwiając purpurowe kółka, które zaczęły pojawiać się na jej aksamitnej skórze, ruszyłem dalej, całując linię żuchwy aż dotarłem do płatka ucha.
- Chcesz się kochać?- szepnąłem, przygryzając go lekko, gdy drugą ręką odpiąłem zamek jej spódnicy i ściągnąłem ją w dół- Powiedz mi jak bardzo tego pragniesz.
- Bardzo. Proszę- jęknęła, w momencie gdy moja dłoń znalazła się pod materiał jej majtek.
- Dobrze- zgodziłem się drżącym z podniecenia głosem- Jak sobie życzysz kochanie.
 Pocierałem palcem najwrażliwszy punkt na jej ciele, a ona wiła się pode mną, nierówno oddychając. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała w szybkim tempie, a nogi zaciskały się wokół mojej dłoni. Całowałem ją namiętnie, co jakiś czas przygryzając jej mocniej zaróżowioną niż zwykle wargę. Nagrodą dla mnie były ciche pojękiwania i dłonie zaciśnięte w moich włosach, za które pociągała będąc coraz bliżej spełnienia. 
- Dalej Kate- wsunąłem w nią dwa palce, zataczając nimi kółka- Wiem, że jesteś blisko.
Wykonałem jeszcze kilka szybkich ruchów, a jej ciało zaczęło się niekontrolowanie trząść, aż wykrzyknęła moje imię i wstrzymała na chwilę oddech. Całowałem jej twarz i dekolt do czasu, kiedy jej oddech się wyrównał, a serce zaczęło bić swym normalnym rytmem.
- Jak się czujesz?- spytałem pocierając jej nos o swój, a za odpowiedź musiało mi wystarczyć ciche mruknięcie i nieśmiały uśmiech, który wkradł się na jej usta.
Wstałem z łóżka i podszedłem do szafy, wyciągając z niej ulubioną koszulkę Kate z logiem ósmego albumu zespołu Pink Floyd. Gdy usiadłem z powrotem na materacu, dziewczyna była już w półśnie, nie zwracając uwagi na moje zaczepne słówka i dłonie gładzące nagie uda. Rozpiąłem jej stanik, rzucając go na ziemię, po czym siłą przełożyłem jej przez głowę t-shirt, który sięgał jej do połowy uda. Przykryłem ją kołdrą, po czym sam zrobiłem to samo zajmując drugą stronę łóżka. Objąłem Kate w talii, przyciągając jej bezwładne ciało bliżej siebie. Westchnąłem zadowolony, gdy odwróciła się w moją stronę, domagając się bym gładził jej plecy, tak jak robiłem to zawsze, gdy razem zasypialiśmy. Spojrzałem ostatni raz na jej spokojny wyraz twarzy, składając delikatny pocałunek na jej czole. Zdusiłem w sobie chęć obudzenia jej i domagania się wyjaśnień czemu doprowadziła się do takiego stanu. Byłem szczęśliwy, że jest obok mnie, cała i zdrowa. Postanowiłem, że dopiero jutro urządzę jej przesłuchanie, nie zaważając na to czy będzie ją męczył kac czy nie. I lepiej, żebym nie miał żadnego powodu do zazdrości...







* Seppuku- japoński rytuał samobójstwa. Nie będę się wdawać w szczegóły ;)