13 stycznia 2014

1

Mieszkanie Kasi i Gaby

       Jedno z najgorszych uczuć jakiego można doświadczyć jest wtedy, gdy patrzysz na osobę którą kochasz i wiesz, że jest załamana, a ty nie możesz jej pomóc. Czułem się taki bezsilny. Gabrysia od kilku dni była niespokojna i co chwilę zerkała na telefon, sprawdzając czy przyjaciółka nie zostawiła jej przypadkiem jakiejś wiadomości. Lubię Kate, ale gdy tylko wróci to nie zostawię na niej suchej nitki. Chociaż może lepiej powierzyć to zadanie Harry'emu? On ma w tym większe doświadczenie, a poza tym i tak ma już u niej przerąbane.
  Leżeliśmy na łóżku i udawaliśmy, że jesteśmy zajęci. Ja zawzięcie wpatrywałem się w ekran komputera, a Gabrysia "czytała" książkę, choć od dwudziestu minut dalej była na tej samej stronie. Przyciągnąłem ją bliżej siebie i ucałowałem w czubek głowy, ale dziewczyna nawet tego nie zauważyła. Kate naprawdę ma u mnie wielkiego minusa. 
- Na pewno wszystko jest w porządku- szepnąłem ściskając jej dłoń. Brunetka podniosła się nieco wyżej i spojrzała na mnie z niezrozumieniem- Sugeruję żebyś przestała się denerwować, ponieważ Kate nic nie jest i niedługo wróci. Rozmawiałaś z nią wczoraj?
- Tak, ale nie była to długa rozmowa...- westchnęła opierając się o wezgłowie łóżka- Nienawidzę żyć w takiej niepewności. Muszę wiedzieć co się dzieje, ale ona nie chce mi nic powiedzieć.
- Może to nic ważnego czym wypadałoby się martwić- zasugerowałem, a Gabrysia prychnęła pod nosem.
- Oczywiście, że to coś ważnego!- oburzyła się- Nie widziałeś w jakim była stanie gdy skończyła rozmawiać z moim tatą- zacisnęła oczy przypominając sobie reakcję przyjaciółki- Irytuje mnie to, że nikt nie chce mi wyjaśnić o co w tym wszystkim chodzi. Nawet moi rodzice. W końcu to ja jestem ich rodzoną córką, a ona...- ugryzła się w język, napinając wszystkie mięśnie. Wstała i za wszelką cenę unikała mojego wzroku.
- A ona co?- dopytywałem się, ale odpowiadała mi cisza. Gabrysia w końcu spojrzała na mnie z zakłopotaniem wymalowanym na twarzy. Już otworzyła usta by coś powiedzieć, kiedy zadzwonił jej telefon. 
- Halo? Kasia!- przysiadając na krześle przy biurku oddając się bez reszty rozmowie- Co słychać? U mnie wszystko w porządku, a u ciebie? Też tęsknię...- zerknęła na mnie i słabo się uśmiechnęła- Wracasz?! Kiedy?- jej uśmiech zdecydowanie się poszerzył, a w oczach znów zaczęły tańczyć te wesołe iskierki, które mogłem podziwiać dotąd każdego dnia, a przez Kate znikły na jakiś czas- To świetnie! Odebrać cię z lotniska? To napisz mi o której. Wcale nie! Sama jesteś pajacem! Spadaj!- dziewczyna zaczęła się śmiać, a moje serce zaczęło się radować słysząc ten piękny dźwięk- Obiecuję, że będę na czas. Do zobaczenia. Też cię kocham...
  Gabrysia wskoczyła na łóżko i mocno mnie od siebie przytuliła, po czym zaczęła całować. W tym momencie nadszedł czas na zadanie sobie najtrudniejszego pytania w moim dotychczasowym życiu. Bardziej chcę się dowiedzieć co powiedziała Kate, czy pozwolić sytuacji się rozwinąć. A niech mnie!
Odsunąłem ją nieco od siebie, a ona spojrzała na mnie nieco zaskoczona moim zachowaniem, ale dalej z zadowoleniem na twarzy.
- Nie żebym narzekał czy coś, ale powiesz mi co takiego mówiła Kate?- spytałem, wciąż przytrzymując ją blisko siebie w razie gdyby odpowiedź brzmiała "nie", dzięki czemu mógłbym od razu powrócić do przerwanej czynności. 
- Wraca za trzy dni. Mam odebrać ją z lotniska.
- Za trzy dni?!
- Taaak... To źle?
- Świetnie, ale wtedy Harry ma urodziny i organizujemy mu przyjęcie. Oczywiście jesteś zaproszona- uśmiechnąłem się do niej i skradłem małego całusa- O której wraca?
- Wieczorem powinna wylądować na Heathrow. Najwyżej się nieco spóźnię.
- A może zabierzesz ją ze sobą?- zaproponowałem, a dziewczyna spojrzała na mnie jak na wariata.
- Naprawdę sądzisz, że to dobry pomysł? Ona sama do tej pory nie przyznała się przede mną o tym, że Styles ją pocałował, a myślisz, że będzie chciała jechać do niego na urodziny? Niepoprawny optymista z ciebie Niall- ucałowała mnie w czubek nosa i położyła obok, wtulając w mój bok.
- Tak tylko głośno myślę...- westchnąłem, przeczesując jej krótkie włosy.
- Mogę się jej ewentualnie zapytać czy miałaby ochotę pójść jeśli w ogóle będzie w stanie ze mną rozmawiać.
Przyciągnąłem ją bliżej siebie i obserwowałem jak jej napięta do tej pory sylwetka zaczyna się rozluźniać. Jeden telefon i jakby ręką odjął. Może jednak nie będę się wyżywał na naszej tekściarce i pozwolę jej napisać jeszcze kilka hitów.
- Mogę cię o coś spytać?- złapałem ją za podbródek i uniosłem go do góry żeby na mnie spojrzała. Brunetka skinęła lekko głową- Możesz mi wytłumaczyć co miałaś na myśli mówiąc, że jesteś rodzoną córką swoich rodziców, a Kate kimś innym? Miałaś na myśli, że ona jest tylko przyjaciółką, tak?
Całe napięcie, które z niej zeszło wróciło z podwójną siłą. Czy ja mógłbym się czasem zamknąć? Chyba zaraziłem się tym niepotrzebnym gadulstwem od Hazzy. Trzeba go zamknąć w izolatce. Może piwnica by się do tego nadawała?
 Gabrysia nie odzywała się przez dłużą chwilę, wpatrując się w plakaty wiszące na ścianie. Kiedy już miałem powiedzieć, że nie musi odpowiadać jeśli nie chce, powierzyła mi chyba największą tajemnicę na temat Kate jak do tej pory.
- Widzisz, ona...- wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy myśląc, że gdy to zrobi jej wina ujawnienia tego sekretu będzie mniejsza- Kasia jest moją przyrodnią siostrą. W pewnym sensie.
- Chyba nie rozumiem...- pokręciłem zmieszany głową- Albo nią jest albo nie. Nie może być "w pewnym sensie".
- To dość skomplikowana sytuacja- odparła odsuwając się ode mnie i siadając na kraju łóżka- Kocham cię nad życie Niall, ale jeśli chodzi o Kasię to naprawdę powinnam trzymać język za zębami. To nie jest tak, że nie chcę ci powiedzieć. Po prostu nie mogę. Musisz to zrozumieć. 
- Rozumiem tylko...
- Jeśli rozumiesz to nie może być żadnego "tylko"- stwierdziła stanowczo patrząc mi prosto w oczy- Nie chcę się o to kłócić. Już i tak powiedziałam tobie i chłopakom za dużo. 
- Sądzisz że mógłbym się wygadać?
Gabrysia westchnęła i schowała twarz w dłoniach.
- Oczywiście, że nie, ale chociażby ze strony czysto moralnej nie powinnam nawet o tym wspomnieć. To jej sekret i jeśli kiedyś będzie chciała to wam go wyjawi. Ja nie mam do tego prawa. Gdyby tu chodziło tylko o mnie od razu bym ci powiedziała, ale tak nie jest, dlatego proszę zakończmy ten temat- powiedziała na jednym wdechu i popatrzyła na mnie błagalnie.
- To chyba faktycznie bardzo skomplikowane skoro Savana nazywa swoim bratem, a na pewno nie jest jego przyrodnią siostrą, a ciebie nie. Chociaż z nią to nic nie wiadomo. Jeszcze trochę i okaże się, że ja jestem jej rodziną...
- Niall! Błagam! Odpuść!- wyrzuciła ręce w górę, po czym zdenerwowana podeszła do okna. Chyba rzeczywiście powinienem się zamknąć.
- Przepraszam...- westchnąłem stając za nią i obejmując ramionami w talii- Nienawidzę patrzeć jak jesteś smutna, dlatego mnie trochę poniosło- wyjaśniłem swoje zachowanie, co wcale go nie usprawiedliwiało- Nie gniewaj się na mnie. Proszę.
- Nie gniewam- obróciła się w moich ramionach, stając do mnie przodem- Nic nie jest takie jak ci się wydaje. Prawda jest taka, że im mniej wiesz tym lepiej śpisz. Sama się wpakowałam w ten krąg tajemnic, ale wcale nie żałuję. Dla niej zrobiłabym to jeszcze raz, pomimo tego, że chodzę teraz i obgryzam z nerwów paznokcie.
- Łe! Nie robisz tego!- ująłem jej dłoń i zacząłem przyglądać się jej wypielęgnowanym palcom.
- Jasne, że nie! Tak się tylko mówi- klepnęła mnie w ramię, śmiejąc się przy tym z mojej zdegustowanej miny- Nie rozmawiajmy już o tym. Cieszmy się, że Kasia wraca i zapomnijmy o wszystkich problemach. Masz jakiś pomysł jak to zrobić?- spojrzała na mnie niewinnie, a ja od razu wiedziałem co ma na myśli. Zbliżyłem swoją twarz do jej i szepnąłem prosto w usta.
- Chyba mam pewien pomysł...

Polska, Wrocław, kancelaria notarialna

       Kiedy już myślałem, że ten okropny dzień dobiegł końca moja sekretarka poinformowała mnie, że mam jeszcze jedno spotkanie. 
- Jak to możliwe? Przecież pracujemy tylko do osiemnastej- spytałem srogo, lustrując moją nową pracownicę od góry do dołu. 
- Tak, ale sam pan powiedział, że jeśli ta dziewczyna będzie się chciała z panem umówić na spotkanie mam nie zwracać uwagi ani na dzień, ani na godzinę...- odpowiedziała tak cicho, że ledwie byłem w stanie ją usłyszeć. Nim zdążyłem się zapytać kogo ma dokładnie na myśli rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę!- krzyknąłem przez gabinet, a w progu stanęła elegancko ubrana młoda dziewczyna. Od razu ją rozpoznałem po tym wyjątkowo tajemniczym błysku w oku- Katarzyna. Miło mi cię znowu widzieć- uścisnąłem jej dłoń kiedy razem z jakimś chłopakiem stanęła naprzeciwko mnie.
- Odpowiedziałabym tak samo, ale chyba nie wypada okłamywać prawnika- uśmiechnęła się lekko i przedstawiła swojego towarzysza- To jest Tomek, mój przyjaciel. Chciałabym żeby uczestniczył w tym spotkaniu jeśli to nie stanowi żadnego problemu.
- Oczywiście, że nie- zgodziłem się i wskazałem na dwa fotele stojące przy biurku- Usiądźcie. Może chcecie coś do picia?
- Dziękujemy- dziewczyna odpowiedziała za nich oboje, chociaż wydawało mi się, że jej przyjaciel miał ochotę na szklankę wody.
- Jak ci się podoba Anglia? Dalej mieszkasz w Londynie?- spytałem będąc ciekawy jak potoczyła się historia tej biednej dziewczyny.
- Tak. Pogoda mogłaby być nieco lepsza, ale nie narzekam. To dobre miejsce żeby uciec i poddać się wirowi pracy- odpowiedziała nie spuszczając ze mnie wzroku. Jedno mogę powiedzieć- zmieniła się i teraz już nie przypomina przestraszonej i zagubionej nastolatki, którą zobaczyłem po raz pierwszy- Co słychać w pięknym Wrocławiu? Dużo się zmieniło odkąd wyjechałam?
- Tyle tylko, że jest więcej dziur w drogach i kilka odświeżonych kamienic. Nic specjalnego...- machnąłem ręką, a dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- Chyba powinnam się wybrać na małe zwiedzanie zanim wrócę- stwierdziła zerkając na Tomka- Ale chyba czas żebyśmy przeszli do omówienia powodu naszego spotkania. Nie chcę pana zatrzymywać po godzinach, więc może wyjaśni mi pan po co mnie tu ściągnął?
Nie zawracając sobie głowy niepotrzebnym wprowadzeniem, wyjąłem z szuflady biurka czarną teczkę i podałem ją brunetce, która przyglądała mi się z zaciekawieniem i lekkim dystansem.
- Co to takiego?- spytała otwierając ją i zaglądając do środka.
- Spóźniony prezent urodzinowy od twojego ojca- poinformowałem ją, a ona w momencie przestała wertować kartki i zastygła w bezruchu- Razem z nim spisaliśmy te dokumenty gdy byłaś jeszcze mała. Pamiętam jakby to było wczoraj kiedy przyszedł do mojego biura i oznajmił, że chce przepisać swojej córce piękny dworek pod Wrocławiem. Zastrzegł jedynie, że mam przekazać ci akt własności gdy skończysz osiemnaście lat i według polskiego prawa będziesz dorosła. Może bał się, że gdy odziedziczysz go wcześniej nie będziesz doceniała jego wartości.
- Nie rozumiem...- przerwała mi mój monolog- Rodzice nigdy nie wspominali, że są właścicielami jakiegoś domu oprócz tego, w którym się wychowywałam i mieszkania w Londynie.
- To miała być niespodzianka. Posiadłość ta należała do twoich pradziadków ze strony mamy i była przepisywana kolejnym pokoleniom, w testamentach. Byłabyś pierwszym członkiem rodziny, który otrzymał go wcześniej.
Kasia wpatrywała się w dokumenty wielkimi oczami i rozchylonymi ustami. Kilka razy otwierała je i zamykała próbując coś powiedzieć, ale każda próba kończyła się fiaskiem. W końcu odłożyła dokumenty na blat i zaczęła chodzić w tę i z powrotem po moim gabinecie. 
- A moi rodzice dali mi na osiemnastkę tylko dwie stówy- zaśmiał się pod nosem Tomek, przeglądając akt własności. Chciałem do niego dołączyć wspominając swój prezent urodzinowy, ale widząc mordercze spojrzenie jego przyjaciółki ugryzłem się w język. Nie dziwię się, że nie było jej do śmiechu. 
- To nie jest zabawne- odparła szorstko, jedną dłonią przeczesując nerwowo bujne loki, a drugą kładąc na biodrze.
- Przepraszam- posłał jej ciepły uśmiech i wskazał ruchem głowy na plik kartek- Co masz zamiar z tym zrobić?
Brunetka wpatrywała się przez chwilę w bliżej nieokreślony punkt, zastanawiając się nad odpowiedzią. Kilka razy pokręciła przecząco głową, bijąc się z własnymi myślami i przygryzając wargę. Wyglądała jakby od tej decyzji miało zależeć całe jej życie. Jeśli tak było to choć widziałem i słyszałem już wiele rzeczy jako notariusz tego w życiu bym się nie spodziewał.
- Proszę to sprzedać- odezwała się, nie zerkając na żadnego z nas.
- Słucham?- pochyliłem się nieco aby usłyszeć jeszcze raz co powiedziała, gdyż nie byłem pewny czy mój zmysł mnie nie zawodzi.
- Chcę żeby go pan sprzedał. Jak najszybciej. Może pan nawet zaniżyć cenę. Nie interesują mnie pieniądze.
- Jesteś pewna?- dopytywałem się nie mogąc uwierzyć w jej słowa. Każdy by się cieszył z takiego prezentu, a ona chce go sprzedać? 
- Nie możesz tego zrobić!- wtrącił się Tomek i złapał ją za ramiona- Nie pozwolę ci na to.
- Nie masz w tej kwestii nic od powiedzenia- przypomniała mu, a on zaśmiał się jej prosto w twarz.
- Czyżby?- uniósł pytająco brew- Sama mnie tu przyciągnęłaś żebym cię wspierał i pomógł w razie czego podjąć właściwą decyzję, więc nie mów mi, że mam siedzieć i patrzeć jak popełniasz wielki błąd.
- TO jest jedyna słuszna decyzja.
- Nie prawda! Nawet nie widziałaś tego dworku.
- I co z tego? Po co miałabym go oglądać?
- Nie chcesz wiedzieć co jest w nim takiego wyjątkowego, że twój tata chciał ci go podarować akurat na osiemnaste urodziny?
Kasia przez chwilę wpatrywała się w niego z jawną wściekłością, która aż promieniowała z jej osoby, ale Tomek nic sobie z tego nie robił. Dalej mocno trzymał ją za ramiona i czekałem tylko aż nią potrzęsie żeby rozum wrócił jej do głowy. 
- Co mam zrobić z tymi dokumentami?- odezwałem się, kiedy cisza zaczęła się uciążliwie przeciągać- Jeśli chcesz możemy pojechać go jutro obejrzeć i wtedy zdecydujesz czy go sprzedasz czy nie.
- Zgódź się- chłopak niemal jej rozkazał, a ona przytaknęła po chwili, nie odrywając od niego wzroku.
- Dobrze...- popatrzyłem zdziwiony na parę przede mną, nie za bardzo wiedząc co teraz zrobić- Przyjedźcie do mojego biura jutra o dziesiątej i pojedziemy razem go obejrzeć. Pasuje wam ta godzina?
- Tak- po raz kolejny odpowiedzi udzielił Tomek, a brunetka stała nic nie mówiąc tylko kiwając głową. 
- W takim razie to wszystko na dzisiaj. Chyba, że macie jeszcze jakieś pytania.
- Nie. Wiem wszystko i nawet więcej niż chciałam- dziewczyna w końcu zabrała głos i uścisnęła moją dłoń- Widzimy się jutro rano. 
- Oczywiście- uśmiechnąłem się i odprowadziłem ich do wyjścia. Wymieniliśmy jeszcze kilka grzeczności, kiedy brunetka spojrzała przez moje ramię na sekretarkę siedzącą w holu.
- Granie niedostępnego i groźnego nie pomaga w relacjach między pracownikiem, a pracodawcą. Proszą ją traktować z szacunkiem- powiedziała zbijając mnie tym z tropu. Zerknąłem na blondynkę, która układała jakieś dokumenty. Zwróciłem się z powrotem w stronę Kasia i spojrzałem na nią zaskoczony.
- Skąd u tak młodej osoby taka wiedza?
- Doświadczenie nabrane w ekspresowym tempie, proszę pana- uśmiechnęła się delikatnie i wraz ze swoim przyjacielem zniknęła za drzwiami. 
 Kto by pomyślał? Kiedyś małomówna i przerażona, teraz twardo stąpa po ziemi. To już nie jest ta sama osoba, którą poznałem za pierwszym razem. Z pogrążonej w depresji dziewczyny wyrosła piękna, mądra i pewna siebie młoda kobieta. Nie sądziłem, że w stosunkowo tak krótkim czasie, ludzie potrafią się tak zmienić. Mam nadzieje, że odnalazła szczęście i uporała się z demonami przeszłości. Podobnie jak cała jej rodzina, jest to klientka, która zapisała się na długo w mojej pamięci.

Studio taneczne "London Studio Center"

       Wcale się nie dziwię, że Simon był taki wkurzony kiedy do mnie zadzwonił, kiedy przyjechałem i gdy skończyliśmy pierwszą część próby. Dzisiaj nie wychodziło nikomu absolutnie nic. Coś strasznego...
- Cześć Savan!- usłyszałem wesoły głos Niall, który razem z resztą One Direction wszedł na salę oczekując na swoją kolej. Ogłosiłem piętnaście minut przerwy i usiadłem obok nich na widowni.
- Co słychać? Wyglądacie jakbyście szli na skazanie- stwierdziłem widząc ich tęgie miny- Niall co z nimi?
- Zachowują się tak odkąd Kate wyjechała. Nawet meczu nie można z nimi obejrzeć!- spojrzał na swoich przyjaciół z pogardą, po czym uśmiechnął się do mnie szeroko- Skoro mamy jeszcze trochę czasu nie obrazisz się jak skoczę coś zjeść?
- Leć- machnąłem ręką, a chłopak pobiegł uradowany do części bufetowej- A wy panowie lepiej weźcie się w garść, bo Cowell jest naprawdę mocno wkurzony i nie chcecie mu dzisiaj podpaść. 
- To akurat żadna nowość...- burknął Harry.
- Czyżbyś znowu był nie w sosie Styles?
- No proszę! Zamieniasz się w niezłego psychologa.
- Trzeba było słuchać co niektórzy mają ci do powiedzenia, a nie rzucać się na nich i ich całować to teraz śmigałbyś po scenie jak na chłopaka w twoim wieku przystało- odparłem, mierząc go spojrzeniem z serii "myślałeś, że nie wiem?". Nabrał wody w usta i więcej się nie odzywał.
- Skąd o tym wiesz?- spytał Louis.
- Gaba mi powiedziała, choć sądziłem, że Liam pierwszy mnie poinformuje o kolejnym głupim zachowaniu waszego kolegi- zerknąłem na Payne, który udawał, że mnie nie słyszy i zawzięcie bawił się swoim telefonem.
- To żadna nowość, więc nie było sensu ci o tym mówić- do rozmowy włączył Zayn. Szkoda, że nie ma Kate to zgasiłaby go jednym słowem.
- W sumie to masz rację. Tym razem nie mam zamiar nadstawiać za was głowy. Sami rozwiążcie to nieporozumienie. 
- Nie nazwałbym tego nieporozumieniem.
- Słucham? Przecież gdyby Harry wysłuchał Kate...
- Nie mówię o tym, że wyjechała tylko na trochę, ale o pocałunku- sprostował chłopak- Myślę, że nasz zadurzony po uszy Loczek zrobiłby to tak czy siak. Może nie wtedy, ale kiedyś na pewno.
- Chyba powinniśmy mu parzyć melisę codziennie rano- zaproponował Liam, a Louis zaczął się śmiać.
- Myślę, że to by go nie powstrzymało- skwitował Tommo, patrząc na przyjaciela, który siedział z założonymi rękami na klatce piersiowej i ściągał wkurzony brwi. Kto tu się na kogo powinien wkurzać... W międzyczasie dołączył do nas Niall, który trzymał w ręku paczkę chipsów. 
- Wyobrażacie sobie, że skończyły się naleśniki z bitą śmietaną?! Nie wiem za co im płacą na tej stołówce...- prychnął oburzony i władował sobie do buzi garść tłustych plasterków z ziemniaków- O czym rozmawiacie?
- A jak myślisz? Co jest ostatnio top tematem w naszym domu?- spytał z ironią w głosie Zayn.
- Narwany charakter Harry'ego?
- I?- namawiał go do wytężenia szarych komórek mulat.
- Kate!- odparł uradowany Horan odgadując temat naszej pogawędki- Ona raczej szybko nie spadnie z piedestału, zwłaszcza jeśli pojawi się na urodzinach Hazzy, a ten znów coś odwali.
- Co?!- Styles zerwał się z miejsca i podszedł do blondyna- Jak to "jeśli pojawi się na moich urodzinach"?!
- Tak to- odparł wzruszając ramionami- Wraca do Londynu pierwszego lutego, a z  tego co pamiętam masz wtedy urodziny- wyjaśnił mu jak krowie na granicy.
- Skąd to wiesz i czemu mi wcześniej nie powiedziałeś?!
- Bo dowiedziałem się o tym niedawno. Kate dzwoniła do Gaby i prosiła żeby odebrała ją z lotniska.
- Czemu nie poprosiła mnie?- zapytałem sam siebie, ale Niall postanowił odpowiedzieć na dręczące mnie pytanie. 
- Nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że nie wie o tym, że wiesz o akcji z całowaniem, więc pewnie nie chciał ci się tłumaczyć. Przynajmniej na razie.
- Czemu nie powiedziałeś nam o tym wcześniej?- dopytywał się dalej Louis chcąc dowiedzieć się czemu przyjaciel zwlekał z ujawnieniem tej informacji.
- Szczerze to miałem wam w ogóle nie mówić. Zwłaszcza tobie- wskazał palcem na Tomlinsona- Bez obrazy Lou, ale znamy się na tyle, że mogę dam sobie rękę uciąć o to, że właśnie obmyślasz plan jak zeswatać Harry'ego z Kate. 
- A mi?- wtrącił się Loczek.
- Po pierwsze nie wiem na sto procent czy się pojawi, a po drugie uznałem, że mogłaby to być miła niespodzianka- tłumaczył swoje postępowanie.
- Masz rację- poklepał go po ramieniu Styles- Najlepsza niespodzianka w całym moim życiu.
- W takim razie nie pozostaje nic innego jak nadzieja, że przyjedzie.
- Ja już dawno straciłem nadzieję na cokolwiek.
- Chłopaki! Do roboty!
Usłyszeliśmy za naszymi plecami rozzłoszczony głos Cowella, co oznaczało, że trzeba na chwilę zapomnieć o problemach i rozterkach miłosnych. Pora wziąć się w garść i pokazać na co nas stać. 

Polska, wieś pod Wrocławiem- Św. Katarzyna

- Powiedzcie, że robicie sobie ze mnie jaja...- mruknęłam łapiąc się za głowę.
- Czemu tak uważasz?- mój notariusz obrócił się na przednim fotelu, aby na mnie spojrzeć. 
- Chce mi pan powiedzieć, że wieś, w której znajduje się ten domek nazywa się "Św. Katarzyna"?- tym razem zwróciłam się bezpośrednio do niego.
- Owszem. Myślisz, że dlaczego dano ci tak na imię?- popatrzył na mnie rozbawiony.
- Do tej pory myślałam, że rodzice nie mogli dojść w szpitalu do porozumienia, więc przypadkiem padło akurat na to.
- Nic nie dzieje się przypadkiem- stwierdził ciepło się do mnie uśmiechając i obracając z powrotem w kierunku jazdy.
- Jasne... Tak poza tym to dość dziwne, że wie pan takie rzeczy, a ja nie. Zupełnie jakby miał pan więcej informacji na temat mojej rodziny niż ja- nachyliłam się w jego kierunku, a on wzruszył niedbale ramionami.
- Po prostu moja rodzina zna się z twoją bardzo długo. Głównie przez interesy jakie razem prowadzimy, ale jak to często bywa, podczas spotkania biznesowego zawsze znajdzie się temat, który zahaczy o życie osobiste. Podobno jesteś w tym doświadczona, więc powinnaś o tym wiedzieć najlepiej- zerknął na mnie kątem oka.
- Taa...- burknęłam pod nosem, poprawiając się na fotelu, kiedy moją uwagę przyciągnęła głupia mina Tomka- I z czego się śmiejesz?!
- Absolutnie z niczego!- uniósł ręce w geście obronnym, nie zaprzestając prób ukrycia swojego rozbawienia. Idiota- Ale tak na serio to nie uważasz, że to dość zabawne? Nie dość, że wspaniała to jeszcze święta? Choć z tym drugim to chyba trochę przesadzili...
- Jesteśmy na miejscu- odezwała się kobieta, która zatrzymała samochód na kamiennym podjeździe, uniemożliwiając mi tym samym posłanie chłopakowi ciętej riposty.
 Moje serce zaczęło szybciej bić, a ręce niemiłosiernie pocić. Otworzyłam drzwi, a gdy stanęłam na chwiejnych nogach musiałam się oprzeć o samochód, aby się nie przewrócić. Widok przede mną był niesamowity. Przez dłuższą chwilę próbowałam ogarnąć wzrokiem i innymi zmysłami urok domu przed którym się znajdowałam. Parterowy budynek otoczony lasem, z małym ogródkiem przed wejściem wyglądał jak wyjęty prosto z bajki. Wolnym krokiem weszłam na niedużą werandę i czekałam aż będę mogła wejść do środka. Gdy w końcu uporaliśmy się z lekko przymarzniętym zamkiem, drżącą ręką chwyciłam za klamkę i pociągnęłam ją. Moim oczom ukazał się długi hol prowadzący w głąb domu. Stukot moich butów stykających się z drewnianym parkietem odbijał się echem między białymi ścianami. Weszłam do dużego holu, w którym stało kilka przykrytych prześcieradłami mebli. Po lewej stronie znajdowało się przejście do jadalni, a kuchnia z tego co dowiedziałam się od oprowadzającej nas kobiety była za drzwiami, które wcześniej minęłam po prawej stronie. Mało docierało do mnie z tego co agentka nieruchomości do nas mówiła, ponieważ nie mogłam się skupić na niczym innym niż widok za wielkimi tarasowymi drzwiami  które wychodziły na drugi ogród znajdujący się z tyłu domu.
- Zapiera dech w piersiach, co?- usłyszałam koło ucha szept Tomka, który sprowadził mnie na ziemię.
- Niesamowity...- przyznałam, nie odrywając wzroku od krajobrazu za oknem.
- A ty chciałaś go sprzedać- prychnął i pociągnął mnie za rękę- Choć. Zobaczmy co jest wyżej.
- Wyżej?- spytałam zaskoczona.
- Podobno jest tu zagospodarowane poddasze- mrugnął do mnie okiem i zaprowadził na górę.
 Weszliśmy schodami na coś co jak sądziłam będzie zwykłym strychem. Tak bardzo się myliłam! Znaleźliśmy się w wielkim pokoju obitym boazerią wykonaną z ciemnego drewna, do którego światło wpadało przez trzy małe, półokrągłe okienka umieszczone tuż przy łączeniu ścian z dachem. Tutaj również znajdowało się kilka mebli zasłoniętych białym materiałem. Odsłoniłam jedną z komód, która wyglądała jak jakiś antyk. Otworzyłam pierwszą szufladę i ku memu zdziwieniu znalazłam w niej jakieś rzeczy, jednak moją uwagę przyciągnęła stara książka, oprawiona w czarną skórę, ze złotym napisem na okładce. Wyciągnęłam ją i po otwarciu okazało się, że to nie książka, a album. Po napisach umieszczonych pod zdjęciami wywnioskowałam, że to mój album rodzinny. Nie rozpoznawałam osób z pierwszych zdjęć. Dopiero przedostatnie przedstawiające moich dziadków utwierdziło mnie w przekonaniu, że jestem spokrewniona z ludźmi ze wcześniejszych fotografii. Ostatnia przedstawiała mnie i moich rodziców. Jak wyczytałam były to moje pierwsze urodziny. Sądząc po ubraniach mamy i taty oraz tym czymś czym ja byłam owinięta, zdecydowanie musiał to być początek lat dziewięćdziesiątych. Ohyda. Przejechałam kilka razy opuszkami palców po twarzach moich bliskich i gdy minęła pierwsza faza szoku i kiedy dotarło do mnie na co patrzę, z moich oczu zaczęły cieknąć łzy. Byłam tak przejęta, że nawet nie zauważyłam kiedy Tomek wziął mnie w ramiona, szeptając uspokajające słowa.
- Nie płacz...- przytulił mnie mocniej i ucałował w czubek głowy- Powinnaś się cieszyć, że odkryłaś swoje dziedzictwo.
- Dziedzictwo?- zaczęłam się histerycznie śmiać- Kolejny, który urwał się z historycznej powieści!- otarłam mokre policzki i wzięłam głęboki oddech- Jest wiele rzeczy które powinnam, a nie robię.
- Mi akurat nie musisz tego mówić- mrugnął do mnie okiem i jeszcze raz ucałował.
- I jak?- do pokoju wszedł notariusz wraz ze swoją asystentką- Podjęłaś już decyzję?- zwrócił się w moją stronę z wyczekiwaniem.
- Tak- odpowiedziałam zerkając na przyjaciela- Nie sprzedaję tego domu.
- Świetna decyzja- skomentował i wręczył mi akt własności pokazany wczoraj- Gratuluję. Zostałaś właścicielką pięknego dworku z pierwszej połowy osiemnastego wieku i ziemi o łącznej powierzchni trzech hektarów.
- Jakoś nigdy nie byłam dobra w jednostkach powierzchni, więc za dużo mi to nie mówi...- przyznałam, a przyjaciel wywrócił oczami.
- Więcej ci nie potrzeba- zapewnił mnie starszy mężczyzna- Chcecie zostać czy możemy już wracać?
- Moglibyśmy posiedzieć tu jeszcze parę minut?- poprosiłam, a on zgodził się bez dłuższego namysłu- Dziękuję- uśmiechnęłam się i złapałam Tomka za rękę- Gotowy na małe zwiedzanie?

Dom One Direction

       Pomimo naprawdę złego humoru Simona i kilkukrotnych prób zabicia mikrofonem Nialla przez Harry'ego i Louisa przeżyliśmy ten tydzień bez większych uszczerbków na zdrowiu. Przynajmniej tym fizycznym, bo o nasz stan psychiczny nie będę się spierał. Szczególnie jeśli mówimy o naszym najmłodszym przyjacielu, który od wyjazdu Kate zrobił się nienormalnie cichy. Szkoda, że dopiero teraz...
  Wszyscy zajęci byli swoimi sprawami. Niall z Louisem oglądali mecz, choć Horan bardziej był przejęty tym co mówiła do niego Gaba przez telefon niż tym co działo się na boisku, a Zayn malował coś u siebie w pokoju. Żadna z tych rozrywek nie była dla mnie wystarczająco kusząca, abym dołączył do któregoś z nich, dlatego też postanowiłem przygotować sobie kolację. Przechodząc przez korytarz zauważyłem uchylone drzwi wejściowe. Chciałem je zamknąć, ale dostrzegłem siedzącego na schodach Loczka.
- Co ty tu robisz?- spytałem sięgając po swoją kurtkę i wychodząc z domu.
- Podziwiam krajobraz- odpowiedział wiąż patrząc przed siebie.
- Chętnie popodziwiam go z tobą jeśli mi powiesz co takiego ciekawego jest w asfaltowym podjeździe i żelaznej bramie.
Harry uśmiechnął się pod nosem i schował ręce do kieszeni. W powietrzu zawisła cisza, którą zaburzało jedynie głośne myślenie bruneta. Naprawdę. Gdybyśmy byli postaciami z kreskówki, to z jego uszu wydobywała by się para, a nad głową pojawiały się chmurki z kolejnymi pomysłami na jakie by wpadał. 
- Ciągle o niej myślisz- bardziej stwierdziłem niż zapytałem, a Styles głośno westchnął.
- Ciężko tego nie robić.
- Masz rację. Też czasami się na tym łapię...
- Naprawdę?- chłopak spojrzał na mnie zaskoczony.
- Tak. Co prawda nie tak często jak ty i nie w takim sensie, ale też gdzieś tam krząta się w mojej głowie- uśmiechnąłem się do niego- Co zamierzasz zrobić?
- To znaczy?- zmarszczył brwi, nie rozumiejąc o co mi chodzi.
- Co zrobisz gdy się w końcu spotkacie? Znów będziesz przepraszał i błagał o kolejną szansę?
- Nie wiem Liam...- pokręcił zrezygnowany głową- Już nie wiem co by było lepsze. 
- A czego ty byś chciał?
Styles zaczął się śmiać i popatrzył na mnie z rozbawieniem.
- Sądzisz, że to ma znaczenie? Powinienem się skupić na tym aby nie zawalić naszej szansy na osiągniecie sukcesu, a nie na tym czego bym chciał jeśli chodzi o Kate. To nie ma znaczenia...
- Oczywiście, że ma!- oburzyłem się- Nie wybijemy się jeśli będziesz wychodził na zdjęciach z taką miną jak teraz. Każdy pomyśli, że zmuszamy cię do śpiewania, a nie że robisz z miłości. 
- Masz rację. Kocham to robić i na tym muszę się skoncentrować.
- Ty nic nie rozumiesz...- potarłem zrezygnowany dłonią kark- Chodziło mi raczej o to, że jeśli nie będziesz szczęśliwy na co dzień, to nie będziesz też na scenie, w studiu, czy podczas wywiadu. Jeśli Kate sprawiłaby, że budziłbyś się codziennie z uśmiechem na twarzy i chęcią do stawienia czoła kolejnemu dniu to musisz walczyć o swoje marzenia. Nawet te mało realne.
 Przyjaciel przyglądał mi się przez chwilę uważnie, analizując moje słowa. Trochę to trwało nim wyciągnął poprawne wnioski.
- Sugerujesz żebym się nie poddawał i spróbował jeszcze raz?- spytał chcąc potwierdzić wyniki swojej wnikliwej interpretacji- Do tej pory dawałeś mi jasno do zrozumienia, że najwyższy czas odpuścić.
- Wiem- przyznałem- Ale widząc cię w takim stanie doszedłem do wniosku, że to nie jest dobre. Poza tym sądzę, że Kate tak naprawdę też coś do ciebie czuje. 
- Skąd to wiesz?
- Nie wiem- wzruszyłem ramionami- Po prostu tak mi się wydaje. Może nie jest w tobie aż tak zadurzona jak ty w niej, ale na pewno cię lubi, choć możliwe, że nawet sama przed sobą się do tego nie przyznaje. 
- Czyli jakaś szansa jest...
- Szansa jest zawsze, tylko musisz ją dobrze wykorzystać- poklepałem go po ramieniu i uśmiechnąłem pocieszająco- Chodź bo jeszcze będziesz chory i Simon mnie zabije, że cię nie przypilnowałem.
- Kate miała racje- odparł rozbawiony.
- Z czym?- spytałem zaskoczony jego wypowiedzią.
- Z tym, że powinniśmy mówić na ciebie "Daddy"- mrugnął do mnie okiem, a ja palnąłem go w głowę.
- Bardzo śmieszne... Gdybyście nie byli tacy nieogarnięci nie musiałbym za wami latać i mówić co macie robić.
- Kto jest niedorozwinięty?- wtrącił się Louis, który wracał z kuchni z miską popcornu.
- Nie powiedziałem... chociaż to określenie też do was pasuje- przyznałem, po krótkim namyśle.
- Gdzie byliście?- dołączył do nas umazany farbą Zayn schodzący z góry.
- Nasz kochany Daddy pilnował żebym się nie przeziębił- poinformował ich Styles mocno się do mnie przytulając. 
- Awww! To takie słodkie i kochane!- do uścisku dołączył się Tommo.
- Co tu się dzieje?- Niall popatrzał na nas jak na wariatów- Zresztą nie ważne. Ja też chcę!- rzucił się na naszą trójkę, przez co wylądował na moich ramionach.
- No chyba sobie ze mnie żartujecie...- jęknąłem próbując zrzucić z siebie Horana. Nieskutecznie.
- Zayn! Na co czekasz? Chodź do nas!- machnął do niego Hazza, a Malik wywrócił oczami.
- A co mi tam. I tak prędzej czy później zarażę się od was głupotą.
Podszedł do nas zdecydowanie spokojniej niż blond przyjaciel i objął cała szerokością ramion.
- Jaka z nas piękna rodzinka!- wyszczerzył się Lou.
- Pomyliło ci się. Słowo, którego chciałeś użyć i zaczyna się na "p" to nie "piękna" tylko "patologiczna"- poprawił go mulat i wszyscy wybuchliśmy gromkim śmiechem, przez co nie miałem już siły utrzymać Nialla, w wyniku czego wylądował na podłodze. Gdybym wiedział, że to tak zadziała to wcześniej rzuciłbym jakimś żartem. 

Polska, Wrocław, dom rodzinny Gaby

       Rodzina. Ludzie, których nie możemy sobie wybrać i samemu zdecydować czy chcemy ich nazywać naszymi najbliższymi czy nie. Niektórzy mają szczęście i rodzą się w domu pełnym miłości i ciepła, a inni nie trafiają tak dobrze. Ja zaliczam się do grupy podwójnych szczęściarzy. Moja prawdziwa, biologiczna rodzina była z rodzaju tych pierwszych. Żyjących w zgodzie i darzących się bezgraniczną i bezinteresowną miłością. Otaczałam się ludźmi, którzy bez zastanowienia skoczyliby za mną w ogień i stanęli po mojej stronie nawet gdyby wiedzieli, że nie mam racji. Obdarowywali mnie każdego dnia pięknym uczuciem chcąc, żebym w przyszłości mogła przekazać je dalej. Potrafiła kochać. Niestety nie zdążyli nauczyć mnie wszystkiego. Pomimo moich różnych występków i małych grzeszków życie postanowiło mnie w pewien popieprzony sposób oszczędzić i postawiło na mojej drodze ludzi, którzy podjęli się próby przekazywania mi tej tajemnej wiedzy. 
 Patrząc na nich z boku stwierdziłam, że idealnie się nadają do tego zadania. Dom w którym wychowywała się Gaba jest wprost idealny. Oczywiście zdarzają się drobne sprzeczki, ale są one przydatne żeby od czasu do czasu rozładować atmosferę i wyjaśnić sobie to i owo. Spokojnie mogłabym przedstawić tą rodzinę jako wzór do naśladowania. Moją rodzinę. Odsunęłam szybko od siebie tą myśl, zdając sobie sprawę, że tak jak z większością ludzi których znam, łączy mnie z nimi swego rodzaju umowa, którą podpisali żeby mi pomóc. Zrobili dla mnie tak dużo, że nie mam prawa sama mianować się członkiem ich rodziny i choć sami wiele razy sugerowali żebym "czuła się jak w domu", czy mówili że kochają mnie jak własną córkę, nie potrafię spełnić ich prośby. Nie zasługuję na to. 
 Z moich wewnętrznych rozterek wyrwał mnie ciepły głos mamy Gaby:
- Od kiedy to słodzisz siedem łyżeczek cukru?- spytała zatrzymując moją dłoń z kolejną pełną porcją w powietrzu.
- Zamyśliłam się- uśmiechnęłam się do niej przepraszająco i odłożyłam łyżeczkę do cukierniczki. 
- Nic się nie stało kochanie- kobieta pogłaskała mnie po głowie i ucałowała w skroń- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że przyleciałaś! Tak dawno się nie wdzieliśmy. Strasznie się za tobą stęskniłam.
- Naprawdę?- spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
- Oczywiście, że tak! Wiesz jak Adam się cieszył, że nas odwiedzisz? Zaraz zrobił listę rzeczy, które musi ci opowiedzieć i pokazać gdy się spotkacie- zaczęła się nabijać ze swojego syna, demonstrując jego zachowanie kiedy to dostali wiadomość, że przylatuję.
- Szkoda tylko, że wróciłam w takich okolicznościach...
- Jakich?- spytała zaskoczona. 
- Takich...- machnęłam rękami w bliżej nieokreślonym kierunku- Wie pani... Dowiedziałam się, że mój tata ukrywał przede mną ten wielki dom i...
- Uważasz to za niesprzyjające okoliczności?- uniosła zaskoczona brwi- Żartujesz, prawda?
- Nie?- odpowiedziałam niepewnie zupełnie jakbym odpowiadała na podchwytliwe pytanie nauczyciela w szkole.
- To są świetne okoliczności! Dowiedziałaś się skąd pochodzi twoja rodzina i pomimo tego, że twoich rodziców już nie ma dalej potrafią cię zaskoczyć.
- Jak jasna cholera...- skomentowałam za co dostałam ścierką po nogach- Przepraszam. Po prostu myślałam, że gdy wyjadę uda mi się o wszystkim zapomnieć i zacząć żyć od nowa, a tymczasem wszystkie wspomnienia wracają ze zdwojoną siłą. Chyba nie jestem na tyle silna żeby je zablokować.
- Nie rób tego- pani Szymańska ujęła moje dłonie i uśmiechnęła się do mnie serdecznie, w czasie gdy moje oczy zrobiły się szkliste od napływających do nich łez- Nie możemy zapominać o przeszłości choćby nie wiem jak była ona ciężka i przykra. Przeszłaś w życiu więcej gorszych rzeczy niż ja i mój mąż razem wzięci, a dalej potrafisz stawiać czoła wyzwaniom dnia codziennego.
- Nie jestem tego taka pewna...- wtrąciłam się, o ona pogładziła mnie wierzchem dłoni po policzku ścierając tym samym spływającą po nim samotną łzę.
- Kasia... Musisz nauczyć się żyć będąc świadoma tego kim byłaś, jesteś i kim chcesz być. To co się wydarzyło miało na ciebie wielki wpływ i zdziwiłabym się gdyby nie odcisnęło to na tobie żadnego piętna. Jednak pomimo tej tragedii musisz radzić sobie z tym co cię dopiero czeka. Nie raz podwinie ci się noga i nie raz ktoś cię skrzywdzi, ale musisz pamiętać, że są jeszcze na tym świecie ludzie, którzy cię kochają i zrobią dla ciebie wszystko. Nie jesteś sama. Masz nas, Gabrysię, Tomka i tych przyjaciół o których nam opowiadałaś. Sadama czy jak mu tam...
- Savana- zaczęłam się śmiać, jednocześnie nie mogąc powstrzymać łez- Proszę mnie już nie przekonywać, że moje życie nie jest beznadziejne. Wiem, że mogę na was liczyć tylko... Nie chcę tego. Nie chcę nadużywać waszej dobroci. Już tyle dla mnie zrobiliście, że nie mam prawa prosić o więcej. 
- Jakie ty głupoty wygadujesz dziewczyno! Oczywiście, że możesz nas prosić o więcej. Jesteś dla nas jak córka.
- Naprawdę proszę mnie tak nie nazywać- odezwałam się błagalnie, ale na nic się to nie zdało.
- Kasia...- kobieta westchnęła ciężko- Nie wymagam żebyś mówiła do mnie "mamo" czy też "ciociu". Wiem, że to dla ciebie za dużo. Taki masz już charakter, ale proszę cię nie mów mi kogo mam kochać i jak mocno, dobrze?
Pokręciłam zrezygnowana głową. Jak ja mam rozmawiać z tą kobietą?
- Nie możesz być dla siebie taka okrutna. Na świecie jest mnóstwo ludzi, którzy chcą obdarzyć cię miłością i musisz im na to pozwolić. Dla własnego dobra. Ale przede wszystkim najpierw musisz pokochać samą siebie. Jeśli we własnym mniemaniu stwierdzisz, że nie zasługujesz na szczęście to nigdy go nie osiągniesz. Każdy błąd, który popełnisz dowodzi tego, że nie boisz się próbować i starasz się zmienić coś w swoim życiu na lepsze. Powinnaś docenić te lekcje i wyciągnąć z nich odpowiednie wnioski. Czasami najgorsze błędy okazują się tymi najlepszymi- puściła do mnie oczko, przytulając do siebie mocno.
- Chciałabym być taka mądra jak pani- szepnęłam jej do ucha, a ona zaczęła się śmiać.
- Kochanie... Oczywiście, że jesteś mądra! Tylko jeszcze sama się do tego nie przyznałaś.
- Co wy tu wyprawiacie?!- naszą poważną rozmowę przerwał krzyk brata Gaby- Mamo! Coś ty jej zrobiła?! Czemu Kasi płacze?! Chcesz żeby zapamiętała pobyt u nas jako traumatyczne przeżycie i już nigdy nie wróciła?!
- Adam nie histeryzuj...- wywróciła oczami na swojego syna i wróciła do zagniatania ciasta.
- Nie robiłbym tego gdybym nie musiał. Zostawić cię z kimś na chwilę i od razu doprowadzasz go do łez.
- Wszystko jest w porządku- podeszłam do niego i uściskałam na przywitanie- Słyszałam, że ucieszyłeś się na wiadomość o moim przyjeździe.
- No pewnie!- objął mnie ramieniem- Mamy tyle do obgadania! Przede wszystkim musisz mi dokładnie opowiedzieć wszystko co wiesz na temat tego całego Nate czy jak mu tam.
- Nialla!- poprawiłam go.
- Niech mu będzie jak tam chce. Zresztą co to za różnica? Dalej nie mogę uwierzyć, że moja starsza siostra umawia się z jakimś blondasem. Pewnie jeszcze farbowanym...
Nie mogłam przestać się śmiać słysząc jego opinię na temat Horana. Chyba za dużo czasu spędził przed komputerem, szukając informacji na jego temat, przygotowując się do naszej rozmowy.
- Może poczekajcie z tym do powrotu taty?- zaproponowała mama mojej przyjaciółki- On też chętnie posłucha czegoś ciekawego na temat swojego przyszłego zięcia.
- Nie sądziłam, że będę przesłuchiwana. To chyba u was rodzinne- zauważyłam, przypominając sobie wszystkie razy kiedy to odpowiadałam na pytania pod czujnym okiem Gaby. Zdecydowanie ma to we krwi. Teraz wiem po kim.
- Skarbie chcesz czy nie chcesz należysz do naszej rodziny, więc mogłaś się tego spodziewać. Dziwi mnie to, że jesteś jeszcze tym zaskoczona.
Adam przyciągnął mnie bliżej siebie i ucałował w policzek.
- Dokładnie. A tak na marginesie, bo pewnie jeszcze nikt ci tego nie powiedział- witaj w domu!

       Kolacja była pyszna. Nie wiem po kim Gaba odziedziczyła zdolność od masakrowania wszystkich dań, które próbuje przygotować, ale na pewno nie jest to jej mama. Może ma to po tacie? Nie przypominam go sobie w kuchni, w sytuacji innej niż wyciąganie schładzanego piwa z lodówki. 
 Pomimo tego, że była nas tylko piąta w jadani panował duży gwar. Tomek razem z ojcem Gaby dyskutował na temat polityki krajowej i zagranicznej (artysta znający się na polityce- nudy), a pani Szymańska pochłaniała każde słowo wypowiadane przez jej syna, który to chwalił się swoimi ostatnimi osiągnięciami sportowymi. Obserwowałam ich zadowolone twarze i starałam się nie użalać nad faktem, że ja już nigdy nie ujrzę takiej sceny z moimi rodzicami w roli głównej. Odepchnęłam od siebie tą przykrą myśl, kiedy pan Szymański wytarł kąciki ust serwetką i zwrócił się bezpośrednio do mnie i do Tomka.
- Dobrze moi drodzy...- zaczął, lustrując nas wzrokiem. Przesłuchanie w wykonaniu Szymańskich, część I, zaznajomienie się ze swoją ofiarą- Jak wam się mieszka w pochmurnej i deszczowej Anglii?
Popatrzeliśmy po sobie z przyjacielem, uśmiechając się przy tym, gdyż doskonale wiedzieliśmy co nas czeka.
- Bardzo dobrze- chłopak odpowiedział za nas oboje- Co prawda ja spędziłem ostatnio sporo czasu we Francji, ale chyba nie zamieniłbym Wysp na nic innego.
- Nie chciałbyś wrócić do Polski?
- Tego nie powiedziałem- zaznaczył- Tęsknię za rodziną i tutejszymi zwyczajami, ale na razie jest mi dobrze tak jak jest. 
- A ty Kasia?- jego uwaga skupiła się na mnie.
- Moja praca wymaga żebym była przez większość czasu w Londynie, więc raczej nie mam wielkiego wyboru.
- Mogłabyś pisać tutaj i wysyłać swoje materiały.
- Rozszerzyłam ostatnio nico swój zakres obowiązków, więc takie rozwiązanie nie wchodzi w rachubę- oznajmiłam- Poza tym w Londynie bardziej skupiam się na teraźniejszości niż na przeszłości. Myślę, że na razie to dla mnie dobre rozwiązanie.
- Na razie...- mruknął pod nosem Tomek, za co obdarzyłam go wymownym spojrzeniem. Na szczęście temat zszedł na moją współlokatorkę.
- A jak Gabrysia radzi sobie na studiach?- wtrąciła swoje trzy grosze jej mama.
- Jak zwykle świetnie. Tak samo jak w szkole jest z niej pilna uczennica, więc o to nie muszą się państwo martwić.
- Lepiej jej pilnuj, bo skoro ten oszukany blondynek tak zakręcił jej w głowie, to nie wiadomo jak to się skończy.
 I tym oto miłym akcentem przeszliśmy do głównej części przesłuchania- Horana. Do tej pory omijano ten temat szerokim łukiem, traktując go jak jakieś tabu, ze względu na mój zły stan psychiczny (tak to ładnie nazwijmy), ale skoro mi się polepszyło nadszedł czas na zadanie nurtujących pytań.
- Niall prawda?- podłapał temat mężczyzna w średnim wieku, siedzący po mojej prawej stronie.
- Zgadza się- potwierdziłam, poprawiając się na krześle i czekając na to co nadejdzie.
- Mogłabyś nam coś o nim opowiedzieć? Gabrysia przedstawia go w samych superlatywach, a dobrze wiemy, że nikt nie jest idealny.
- Nie za bardzo wiem co chcieliby państwo usłyszeć.
- Ustaliliśmy już, że jest farbowany- przypomniał nam po raz kolejny Adam.
- Uspokój się!- matka klepnęła go w ramię, a on rozłożył ręce z miną typu "No co?! Przecież mówię prawdę!"
- To naprawdę bardzo miły i fajny chłopak- zaczęłam opisywać im z kim spotyka się ich córka- Zabawny i nawet przystojny...
- Widzieliśmy zdjęcia- oznajmił pan Szymański.
- W taki razie tą kwestię możemy pominąć- odznaczyłam ten aspekt w powietrzu, a Tomek zaczął chichotać widząc moje męczarnie- Za jego wady mogłabym jedynie uznać, że jest bardzo głośny, nienaturalnie szeroko się uśmiecha i strasznie dużo je. Poza tym szczerze przyznam, że jest utalentowany i dba o waszą córkę. Założę się, że gdy wrócę to skopie mi tyłek za to, że wyjechałam bez słowa wyjaśnienia, co pewnie ją zdenerwowało.
- Niech lepiej trzyma łapy przy sobie, bo inaczej będzie miał ze mną do czynienia- stanął w mojej obronie Adam.
- Poinformuję go o tym- mrugnęłam do niego okiem i zaśmiałam pod nosem widząc jego przygotowaną do walki postawę.
- Myślę, że powinniśmy dać Kasi w spokoju zjeść deser, a nie zadręczać ją pytaniami- zainterweniowała pani Szymańska, zwracając się do męża i gromiąc go wzrokiem. Pomimo moich zapewnień, że mi to nie przeszkadza i wszystko jest w porządku, mężczyzna postanowił wytłumaczyć swoje zachowanie.
- Chciałem się tylko upewnić czy nasze dziecko jest szczęśliwe. Jeśli uważa, że ten chłopak jest dla niej odpowiedni to świetnie, ale sama przyznaj, że przez to, że niedługo stanie się osobą publiczną boisz się co będzie musiała znosić, gdy dowiedzą się o niej zazdrosne fanki. Tyle się teraz słyszy o groźbach jakie padają pod adresem partnerów gwiazd. Nie chcę żeby ktoś ją zranił. 
- Proszę się nie martwić- próbowałam ich uspokoić- Osobiście dopilnuję żeby Gaba nie odczuła tej gorszej strony sławy swojego chłopaka. Mogę was zapewnić, że Niall też się o to postara. 
- To nie jest jedyny problem- odezwał się nagle Adam, który do tej pory bawił się swoim kawałkiem ciasta, wbijając w niego co chwilę widelczyk.
- A co nim jest?
- To, że wszyscy chcielibyście żeby Gabryśka wróciła. Może gdyby jednak dostała takie pogróżki spakowała by manatki i wróciła do domu, a tymczasem wszystko wskazuje na to, że zostanie w Anglii na stałe, choć miała tam siedzieć tylko do czasu aż się pozbierasz i ewentualnie na studia. 
 Otworzyłam szeroko usta nie wiedząc co powiedzieć, ani jak zareagować. Poczułam się tak jakby ktoś mnie właśnie spoliczkował. Wychodzi na to, że przyjaciółka wyjechała za granicę przeze mnie. Żeby mnie wesprzeć i przypilnować abym nie zrobiła nic głupiego. Ale czemu miałaby się tak dla mnie poświęcać? Nie prosiłam jej o to. Sama mi to zaproponowała, nie chcąc nawet słyszeć żadnego sprzeciwu. 
- Kasia on nie miał tego na myśli...- próbowała sprostać wypowiedź swojego syna, kobieta siedząca na przeciwko mnie.
- P-przepraszam...- wydukałam chcą dodać coś jeszcze, ale nie byłam w stanie sklecić porządnego zdania. Nie rozumiałam tej sytuacji. Przecież byli tacy szczęśliwi gdy dowiedzieli się, że Gaba dostała się na studia w Londynie. A może tylko udawali żeby nie wywołać u mnie poczucia winy i jeszcze bardziej dobić? Jeśli nie wtedy to teraz udało im się to z podwójną siłą.
- Źle go zrozumiałaś- odezwał się ojciec mojej przyjaciółki, widząc moją pobladłą twarz- Oczywiście, że chcielibyśmy aby nasza mała córeczka wróciła kiedyś do domu. Każdy rodzic tego pragnie. I tak jesteśmy szczęściarzami, że odwiedza nas tak często, pomimo dzielącej nas odległości. Niektórzy nie widzą swoich dzieci po kilka lat chociaż mieszkają na jednym osiedlu.
 Nie docierały do mnie jego zapewnienia, że taka jest kolej rzeczy i to normalne, że dzieci opuszczając swój rodzinny dom, wkraczając w dorosłe życie, a to czy dzieje się to w tym samym mieście czy tysiące kilometrów dalej nie ma żadnego znaczenia. Pomimo tego wciąż czułam się okropnie. Zupełnie jakbym była oskarżona o odebranie im kogoś bliskiego na stałe. W sumie to zrobiłam. 
 Nagle poczułam ciepłą dłoń ściskającą moje udo pod stołem. Obróciłam głowę i ujrzałam zmartwioną twarz Tomka.
- Masz ochotę się przejść?- spytał szeptem, nachylając się w moją stronę. Skinęłam lekko głową i podążyłam za nim do przedpokoju, gdzie pomógł mi założyć kurtkę, po czym wyszliśmy na zewnątrz. 

       Spacerowałam z Tomkiem trzymając się kurczowo jego ramienia, nie zwracając kompletnie uwagi na ludzi dookoła mnie. Dopiero kiedy chłopak się zatrzymał przez co i ja musiałam stanąć zorientowałam się gdzie jesteśmy. Znajdowaliśmy się na Ostrowie Tumskim, a dokładniej na stosunkowo niedużym moście, na którym zakochane pary przychodzą i zawieszają kłódki ze swoimi inicjałami, aby przypieczętować swój związek. 
- Pamiętasz jak przyszliśmy tu jako para pierwszy raz?- chłopak uśmiechnął się do mnie i kucnął, aby przyjrzeć się dowodom wiecznej miłości.
- Wyciągnąłeś mnie z domu w największą ulewę tamtego lata- przypomniałam sobie jak biegaliśmy po mieście nie zwracając uwagi na deszcz, a ludzie patrzeli na nas z dezaprobatą lub rozbawieniem. 
- Fajnie było...- spojrzał na mnie przez ramię i uśmiechnął się lekko- Szkoda, że był to ostatni raz kiedy widziałem cię taką szczęśliwą i beztroską- dodał nie spuszczając ze mnie wzroku. Westchnęłam cicho i wzruszyłam niewinnie ramionami.
- Cóż... dobrze, że chociaż możesz sobie przypomnieć tamtą Kasię.
- Myślisz, że to wystarczy?
- Musi.
Przyjaciel wstał wywracając oczami i podszedł do mnie bliżej.
- Uparta małpa- szepnął mi na ucho i poczochrał po włosach.
- Spadaj!- odsunęłam się od niego i starałam się ułożyć niesforne loki, które pod wpływem wilgoci wyglądały jak moherowy beret. 
Tomek próbował mi jeszcze podokuczać, ale nie pozwoliłam mu na to. Gdy w końcu się uspokoił westchnął ciężko i spojrzał mi prosto w oczy, opierając się o barierkę mostu.
- Wiesz, że nie powinnaś się przejmować tym co usłyszałaś dzisiaj na kolacji?
- Nie mogę udawać, że nic się nie stało- odparłam smutno- Przeze mnie Gaba wyjechała, a jej rodzice widują ją rzadziej niż powinni.
- To nie twoja wina- zapewniał mnie- Już nie pamiętasz jak obie marzyłyście, że razem wyjedziecie na studia do Anglii? Obie byłyście tak napalone na ten pomysł, że gdybyście tylko mogły to od razu spakowałybyście walizki, a moje rachunki znacznie by wzrosły przez naliczany roaming kiedy bym do was dzwonił.
- Tak ale...
- Nie ma żadnego "ale"- powiedział stanowczo- To było wasze marzenie i dopięłyście swego. W pewnym sensie. Gaba tak czy inaczej by wyjechała. To był jej główny cel w życiu. A to czy wróci czy nie to już nie twoja sprawa. Nie możesz nic na to poradzić. 
- To czemu Szymańscy mnie za to obwiniają?- spytałam załamana.
- Nie robią tego. Adam powiedział to tylko ze względu na to, że nadrzędny powód naszego wyjazdu nie był taki jak planowaliśmy. 
- Czyli to jednak moja wina.
- Kaśka! Czy ty słuchasz co się do ciebie mówi?- spojrzał na mnie sfrustrowany, przeczesując włosy ręką- To. Nie. Jest. Twoja. Wina. Mam ci to na czole napisać żebyś mi uwierzyła? Wiesz, że nigdy bym cię nie oszukał...
- Doprawdy?- uniosłam zdziwiona brwi słysząc jego wypowiedź- A kto ukrywał przede mną, że ma inną dziewczynę?
Chłopak schował twarz w dłoniach i pokręcił zrezygnowany głową. Nie wiem ile staliśmy tak pogrążeni w ciszy, ale wcale mi się to nie podobało.
- Powiesz coś...- mruknęłam na tyle głośno żeby mnie usłyszał.
- Co mam powiedzieć? Że mi przykro? Że zawaliłem? Nie lubię się powtarzać- chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie- Przepraszam. Powinienem ci od razu powiedzieć, ale pierwszy raz w życiu nie wiedziałem jak. To poczucie winy nie dopuszczało mnie do głosu. Bałem się...- wyznał, a ja zmarszczyłam brwi słysząc jego słowa.
- Czego?
- Że cię stracę. Nie jesteś dla mnie tylko przyjaciółką. Jesteś kimś znacznie więcej i wierz lub nie, ale nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Umarłbym gdybyś po poznaniu prawdy, oznajmiła, że nie chcesz mnie więcej widzieć. 
 Wpatrywałam się w jego twarz, na której malowała się wściekłość na samego siebie. Wiedziałam, że wiele dla niego znaczę, ale żeby aż tyle? Czego się jeszcze dowiem podczas pobytu tutaj?
Stanęłam naprzeciwko niego i objęłam mocno ramionami.
- W życiu bym tego nie zrobiła. Ty też jesteś dla mnie bardzo ważny. Nawet nie wiesz ile ci zawdzięczam. Nigdy nie uda mi się spłacić zaciągniętego u ciebie długu.
- Nie musisz- uśmiechnął się słabo- Wystarczy, że jesteś.
Tomek włożył rękę do kieszeni i wyjął z niej małą niebieską kłódkę z naszymi inicjałami i datą moich urodzin, po czym wyciągnął ją w moją stronę.
- Co to takiego?
- Dowód naszej dozgonnej przyjaźni. Ta data to nie tylko dzień twoich urodzin, ale także dzień kiedy cię poznałem. Co prawda kompletnie nic nie pamiętam z tamtego okresu, gdyż byłem za mały, ale założę się, że już wtedy uznałem cię za kogoś z kim będę chciał się użerać do końca życia- puścił do mnie oczko i szeroko się uśmiechnął.
- Jakie to miłe...- burknęłam nie ukrywając uśmiechu, który zagościł również na mojej twarzy.
- Zaczepiamy?- spytał z zadowoleniem w oku.
- Pewnie!
 Wzięłam od niego kłódkę i przypięłam ją na jednym z prętów mostu, przejeżdżając kilka razy palcem po wygrawerowanych inicjałach. Poczułam ulgę i przyjemne ciepło rozprzestrzeniające się wewnątrz mnie. Nawet jeśli nie jesteśmy sobie przeznaczeni to i tak to coś co nas łączy przetrwa wszystko i tak już pozostanie. Na zawsze.

5 stycznia 2014

Prolog

       Często musimy dokonywać wyborów, które niejednokrotnie sprawiają nam wielką trudność. Czasami nasze uczucia są tak sprzeczne, że ciężko nam zdecydować co jest lepsze i co stanowi mniejsze zło. Z takimi wyzwaniami, które polegają na podjęciu właściwej decyzji spotykamy się codziennie. Z reguły zajęcie odpowiedniego stanowiska nie zajmuje nam wiele czasu, ale bywa tak, że ze znalezieniem odpowiedzi borykamy się kilka dni, a nawet i dłużej. Dotyczyć one mogą rzeczy błahych takich jak wybór czy na drugie śniadanie zjemy kanapkę z serem czy pomidorem, lecz w większości skupiają się one na czymś poważniejszym i to wtedy dostrzegamy trudności w nich ukryte. Szybkość i trafność podjęcia (teoretycznie oczywiście) właściwych kroków zależy od osoby, którą życie postawi przed takim zadaniem. Im człowiek "prostszy" tym mniej analizuje i przejmuje się ewentualnymi konsekwencjami swoich czynów. W związku z tym ludzie uważają go za głupiego, ale jednocześnie szczęśliwszego i być może taka jest prawda. Jednak żeby nie było nudno, świat został tak stworzony, że nie każdy potrafi patrzeć na niego tylko i wyłącznie przez różowe okulary. A już na pewno nie ona...
  Kasia zdecydowanie nie należy do osób o pospolitym sposobie myślenia. Dla niej wszystko jest skomplikowane i ma w sobie drugie dno. Zawsze tak było, ale nie zawsze stanowiło to dla niej taki problem. Ale do tego na pewno jeszcze kiedyś wrócimy...
  Zwykły spacer w dość niezwykłym miejscu może okazać się nie lada zagwozdką. W końcu kto normalny wybiera się w mroźny, zimowy wieczór na cmentarz? Jest tyle innych miejsc! Parki, niezatłoczone uliczki oddalone od centrum miasta... Wszystkie są piękne, ale żadne z nich nie pozwala na pojednanie z przeszłością.
  Cmentarz większości z nas kojarzy się z miejscem gdzie w pewnym momencie naszego życiu przychodzi nam rozstać się i pożegnać z bliskimi. Oczywistym jest fakt, że dla znacznej większości jest to miejsce pełen bólu i smutku. Ale jak już wspominałem nie mówimy o większości tylko o jednostce, a to diametralnie zmienia postać rzeczy. 
  Idąc zaśnieżonymi alejkami, Kasia nie czuła przygnębienia, a jej wyraz twarzy wskazywał na to, że jest zadowolona z tego gdzie się znajdowała. Dla niej widok migoczących się za kolorowym szkłem płomieni, nie był wyrazem żałoby i zadumy. Fakt, że pomimo tylu lat od czyjejś śmierci, ktoś dalej pamięta o tym, że inni kiedyś chodził po tej samej ziemi co my, budził w niej radość i nadzieję na to, że może kiedyś i o niej ktoś będzie pamiętał. Będzie wspominał szczęśliwe momenty, które z nią przeżył i wypominał błędy, które popełniła. Nie zostanie nikim. Kolejnym nazwiskiem wyrytym w marmurowym kamieniu. Dalej będzie ważna, nawet gdy nie będzie jej obok.
  Wróćmy jednak do początku, czyli problemu podejmowania właściwych decyzji. Skoro znaczna większość społeczeństwa uznaje takie miejsce jak to za kojarzące się jedynie z bólem i koniecznością rozstania, to czy właściwym jest postrzeganie go tak jak robi to Kasia? Sam długo się nad tym zastanawiałem, ale odpowiedź przyszła do mnie sama w momencie gdy dziewczyna znalazła się u celu swojej wędrówki. Prawda jest taka, że nie ma na to pytanie odpowiedzi, gdyż wszystko zależy od perspektywy, z której na nie spojrzymy. Czujemy co innego gdy patrzymy na grób kogoś zupełnie nam obcego, a co innego gdy stajemy przed miejscem gdzie spoczywają najważniejsze osoby w naszym życiu pomimo tego, że już dawno odeszły. 
  Kasia przysiadła na małej ławeczce, a po jej policzkach zaczęły spływać strumienie łez. Nawet nie próbowała ich powstrzymać, ponieważ była to z góry przegrana walka. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w zdjęcia na granitowej płycie nim zdecydowała się podjąć rozmowę, dla której tu przyszła.
- Cześć... Dawno mnie nie było, co? Pewnie uważacie mnie teraz za najgorszą córkę na świecie, ale musicie zrozumieć, że nie mogłam zrobić tego wcześniej. Pewnie gdyby nie ty tato, to dalej byście na mnie czekali. Tak na marginesie to ciekawe co takiego przede mną ukrywałeś, że nawet po śmierci zmusiłeś mnie do powrotu tutaj. Jak się okaże, że to jakiś głupi żart i zapomniałeś mi przekazać kolekcję swoich monet to wrócę i skopię ci tyłek- uśmiechnęła się lekko, wpatrując się w czarno-białe zdjęcie przystojnego trzydziestokilkulatka- Wiem, że mi nie odpowiesz. Nawet gdybyś mógł i tak byś tego nie zrobił w ramach kary za to, że opuściłam was na tak długo- westchnęła i przeniosła wzrok na podobiznę pięknej kobiety w średnim wieku- Przepraszam mamo... Nie powinnam była wyjeżdżać, ale...- głos się jej załamał przez co nie mogła dalej mówić. Dopiero po kilku głębokich wdechach była w stanie kontynuować tą jednostronną rozmowę- Myślę, że wtedy to była najlepsza decyzja jaką mogłam podjąć. Mogłabym próbować się bronić i zrzucić winę na rodziców Gaby, którzy mnie do tego namawiali, ale nie ma sensu tego robić. Sama o tym zadecydowałam. Właśnie! Macie od nich pozdrowienia. To naprawdę wspaniali ludzie. Opiekowali się mną kiedy was zabrakło. Teraz robi to Gaba choć marnie jej to wychodzi. Sami dobrze wiecie jaka ona jest...- machnęła ręką wspominając przyjaciółkę- Zaczytana w tych swoich romansidłach, które zawsze maja szczęśliwe zakończenie. Najgorsze jest to, że wydaje jej się, że tak jest w prawdziwym życiu. Niestety się myli, a my o tym wiemy lepiej niż ktokolwiek inny. Pewnie patrzycie od czasu do czasu na mnie z góry. Nie muszę więc wam mówić, że nasza niepoprawna romantyczka znalazła swojego księcia z bajki. Mam prośbę... Moglibyście czasami czuwać też nad nią? Marna ostatnio ze mnie przyjaciółka, a zależy mi na tym aby ktoś miał na nią oko- uśmiechnęła się smutno do szarych fotografii i skupiła wzrok na swoich dłoniach- Na pewno wiecie też o mnie i o Tomku... Mam nadzieję, że rozumiecie naszą decyzję. Wiem, że wszyscy od zawsze uważali nas za bratnie dusze i rzeczywiście nimi jesteśmy, ale nie do tego stopnia żeby spędzić ze sobą resztę życia jako para. Jest lepiej tak jak teraz. Dla nas obojga. 
  Dziewczyna nie odzywała się przez dłuższy czas borykając się z myślami. Po małej zmarszczce formującej się na jej czole i nerwowym bawieniu się pierścionkiem widać było, że coś jeszcze ją gryzie.
- Jak źle to zabrzmi gdy powiem wam, że z jednej strony cieszę się, że was tu nie ma? Jeśli do tej pory uważaliście mnie za wyrodną córkę, to wolę nie wiedzieć co sądzicie o mnie teraz, a już na pewno nie zasługuję na ani gram miłości, którą mi podarowaliście za życia. Niestety taka jest prawda. Nie chciałabym żebyście mnie widzieli w takim stanie. Spotkali taką mnie. Nie jestem już waszą małą, ukochaną córeczką, którą trzeba było pocieszać i całować na dobranoc. Zmieniłam się i to tak bardzo, że sama siebie nie poznaję. Stałam się zimną i oschłą kobietą, która nie zważa na uczucia innych. Gdyby nie moja praca, która wymaga ode mnie krzty człowieczeństwa, zrozumienia i empatii w stosunku do innych to należałoby zmienić płeć w moim dowodzie z "kobieta" na "robot" i to wcale nie miało być zabawne. Nie bylibyście ze mnie dumni. Nie wspominając o tym, że nie poszłam na studia tak jak chciałaś mamo. Proszę nie susz mi o to głowy. Może jeszcze się zdecyduję. Teraz mam za dużo problemów na głowie... Co mogłabym wam jeszcze opowiedzieć?
  Stałem niedaleko i wpatrywałem się w jej trzęsącą się z zimna sylwetkę. Powoli podszedłem do niej i położyłem dłoń na rozdygotanym ramieniu. Kasia uniosła głowę i spojrzała na mnie wypełnionymi łzami oczami.
- Jestem żałosna, co? Gadam do pomnika...- pokręciła z politowaniem głową i schowała twarz w dłoniach.
- Oczywiście, że nie!- usiadłem obok i objąłem ją ramieniem- Myślę, że powinnaś robić to częściej.
- Wiem, ale nie mogę tu zostać...
- Nie musisz być tutaj żeby móc rozmawiać z rodzicami. Na co dzień masz ich tu- przycisnąłem palec w miejscy gdzie biło jej pokaleczone serce.
 Kasia przez chwilę wpatrywała się we mnie swoimi szklistymi, zielonymi tęczówkami, po czym wtuliła się w mój bok. Starłem z jej zarumienionego od zimna policzka kilka łez i uśmiechnąłem się pocieszająco.
- Dziękuję, że przyleciałeś Tomek. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła...
- Mówiłem, że nigdy cię nie zostawię i zawszę będę przy tobie gdy będziesz tego potrzebowała- ucałowałem ją w czubek głowy i złapałem za rękę- Chodźmy, bo zaraz mi tu zamarzniesz, a tego mi twoi rodzice nie wybaczą.
 Przyjaciółka delikatnie się uśmiechnęła i położyła na grobie czerwony znicz, który oświetlił uśmiechające się do nas ze zdjęć twarze. Pociągnąłem ją lekko za rękę, a ona zerknęła jeszcze przez ramię na twarze swoich rodziców i szepnęła.
- Kocham was.

2 stycznia 2014

Dziękuję! Xx.

Cześć!

 Witamy w 2014 roku! :) Jak przywitaliście Nowy Rok? Mam nadzieję, że świetnie się bawiliście, a Ci którzy skończyli osiemnaście lat mieli szampańską zabawę ;) Jednak nie po to jest ten post... 
  Dziękuję bardzo za wszystkie oddane głosy w konkursie zorganizowanym przez autorki strony www.spis1d.blogspot.com i jestem bardzo szczęśliwa, iż mogę was oficjalnie poinformować, że moje opowiadało zajęło II miejsce! Mogłam sobie wyobrazić lepszy początek roku? Raczej nie ;) Jeszcze raz BARDZO dziękuję i cieszę się, że aż tak podoba wam się ta historia :) Trochę spóźnione, ale z głębi serca życzenia SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU! <3

Kate G.
Xx.